Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Twenty four

(Jeżeli jeszcze ktokolwiek tu jest to proszę przeczytaj notkę pod koniec rozdziału i zostaw po sobie jakiś znak✍️)

*Luke's POV*

Dni mijały tak cholernie powoli. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność, a codzienna rutyna coraz bardziej wbijała mnie w ziemię, krzycząc przy tym: "Masz za swoje".

Kopiąc kolejno każdy kamień, kapsel, lub choćby papierek, leżący na chodniku, zmierzałem w stronę wytwórni. Czekał mnie dziś kolejny tak samo przebiegający dzień.

1. Wstać.
2. Ubrać się.
3. Wyjść z pokoju i nałożyć na twarz maskę przesadnego szczęścia.
4. Udawać, że coś komponuje i spędzić nad pustą, lub co najwyżej porysowaną, kartką, by spełnić wymogi kontraktu.
5. Spotkać się z Arzayleą.
6. Wrócić do hotelu i zdjąć z siebie maskę.
7. Iść spać.

Nic innego nie miało juz dla mnie sensu.

Zjebałem.

~*~

- Luke, idziemy do klubu. Idziesz z nami? - drzwi mojego pokoju uchyliły się z cichym skrzypnieciem, a przez szparę wszedł Michael.

- Będzie Arz? - zapytałem mając nadzieję, że odpowiedź będzie przecząca. Miałem juz jej dosyć, więc unikałem jej jak tylko mogłem. Niestety ten cholery kontrakt mi to utrudniał, a ona sama uprzykrzała mi życie jak tylko potrafiła.

Mike pokiwał głową, a ja już ukladałem w głowie jakąś wymówkę.

- Luke, stary, musisz w końcu się upić. To, że ona tam będzie nie może zepsuć naszego wieczoru! - podszedł do łóżka na którym leżałem gapiąc się w telewizor na przeciwległej ścianie.

- Samo jej imię sprawia, że mam ochotę wpakowac sobie kulkę w łeb... Nie dziękuje - westchnąłem i ze znudzeniem przełączyłem pilotem kolejny program z kolejnym dennym serialem.

Nagle Mike wyrwał mi z ręki pilota i jednym ruchem wyłączył telewizor.

- Oglądałem to... - warknąłen, a Clifford spojrzał na mnie karcąco.

- Piętnaście minut - powiedział odwracając się w stronę drzwi. - Dzisiaj nie odpuszczę.

Wstałem ciężko i zarzuciłem na siebie pierwszą lepszą koszulkę, która wydawała się w miarę świeża.

Naciągnąłem na stopy trampki i powoli wyszedłem do salonu.

Niestety pierwsze co usłyszałem to głos Arz i poczułem jej szpony wbijające się w moją szyję.

- Lukey, chłopcy mówili, że dziś udało im się wyciągnąć cię z pokoju! Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy!

Zdjąłem powoli jej ręce z mojej szyi i burknąłem pod nosem coś w stylu "Mnie też" i wyminąłem ją kierując się w stronę Caluma.

Kilkanaście minut później wszyscy szliśmy już w stronę jednego z lepszych ale i spokojniejszych klubów w LA. Arzayela szła uwieszona do mojego ramienia, a ja z całej siły starałem się ją ignorować, jednak było to coraz trudniejsze.

Za nami jak zawsze szło kilku paparazzi pytając gdzie idziemy i robiąc nam zdjęcia. Arz była w swoim żywiole, za co chciałem kilka razy podłożyć jej nogę, żeby przestała już gwiazdorzyć, jednak się powstrzymywałem.

Przekroczyliśmy bramki, które graniczyły wstęp tym hienom. Kiedy tylko znikneliśmy z ich pola widzenia wyrwałem rękę z uścisku dziewczyny i wszedłem do klubu omijając całą kolejkę osób czekających na wejście.

Klub nie był w tym momencie jeszcze bardzo oblegany, więc na szczęście nie było na razie zbyt wielu ludzi. Szybko wybrałem mniej zapełnioną cześć sali i usiadłem na kanapach w kącie. Wszyscy, oprócz Michaela, usiedli razem ze mną. Mike w tym czasie zamawiał pierwszy alkohol.

~*~

Dochodziła dwudziesta czwarta, a klub zapełnił dość znacząco, co nie było mi jakoś bardzo na rękę, jednak cieszyłem się, bo Arz zniknęła na parkiecie już jakieś pół godziny temu, więc miałem spokój.

Było aż za spokojnie.

Calum siedział obok mnie, grzecznie, nie patrzył na żadne dziewczyny, ignorował wszystkie które go zaczepiały i widać było, że to wszystko zasługa tej całej Zoe. Wiedziałem też, że jest cały czas ze mną pilnując mnie, abym nie przesadził z alkoholem i nie dał sobie wcisnąć żadnych narkotyków.

Wiem, że wszyscy się martwili, ale ja nie jestem głupi i umiem o siebie zadbać.

Szczególnie, że wiem co może się stać jeśli cokolwiek bym wziął.

~*~

- Lukey, może byśmy zabawili się lepiej? - zapytała Arzayela wpakowując mi się na kolana i zarzucając ręce na szyję. Z bólem w oczach szukałem Caluma, który chwilę wcześniej wyszedł do toalety. - Nudno tu już, a mam coś co może rozruszać i ciebie i mnie.

Patrząc mi w oczy sięgnęła po swoją małą kopertówkę i wyciągnęła z niej małą przezroczystą torebeczkę z białym proszkiem.

Bez zastanowienia zrzuciłem ją z kolan i odwróciłem się do niej tyłem.

- Chyba zwariowałaś - warknąłem i wstałem od stołu z zamiarem znalezienia przyjaciół i powrotu do domu, jednak dłoń na moim nadgarstku uniemożliwiła mi to.

- No dobrze, przepraszam już. Myślałam, że się zgodzisz, ale jeśli nie, to nie. - wzruszyła ramionami i przytuliła się do mojego ramienia. - Czyli zostaje nam tylko alkohol. Pójdę wziąć coś dla nas. Co chcesz?

Zmroziłem ją wzrokiem, ale usiadłem powoli z powrotem na swoim miejscu.

- Może być whiskey z colą.

- Zaraz przyniosę - uśmiechnęła się i ruszając biodrami odeszła, przedzierając się między ludźmi w stronę baru.

*3rd person's POV*

Przedzierała się przez tłum, kurczowo trzymając przy piersi kopertówkę. Miała plan, który wymagał pilnowania tego, żeby nikt nie zauważył, co robiła.

- Whiskey z colą i bezalkoholowe mojito. - uśmiechnęła się zalotnie do barmana i podała mu banknot.

Nie chciała pić. Od początku wieczoranie wzięła alkoholu do ust, choć dobrze udawała wstawioną. Nie bawiło jej patrzenie na chłopaków, a już szczególnie nie na Luke'a, kiedy była  pijana.

Wiedziała, że po powrocie do domu będzie mogła wykorzystać to, że Hemmings będzie pijany, a już za chwilę i naćpany.

Jednak jej plan nie przewidział tego, że coś mogło pójść nie tak jakby tego chciała.

Kiedy barman podał jej drinki i zajął się swoją pracą, nie zwracając uwagi na dziewczynę, postanowiła wcielić swój plan w życie.

Wyjeła małą torebeczkę i wyspała ⅓ jej  zawartości do szklanki z whiskey. Wyjeła słomkę ze swojego napoju i mieszając rozpuściła proszek w szklance.

Alkohol nieznacznie zmętniał, ale ciężko było się domyślić, że cokolwiek zostało tam dodane.

Zadowolona z siebie schowała paczuszkę do torebki i chwytając oba drinki ruszyła z powrotem do stolika.

~*~

Ten wieczór miał niczym nie różnić się od kilku poprzednich.

Troye siedział jak co wieczór z Conorem i "uczył się".

Zoe pojechała na weekend do siostry i jej męża, przez co Nina siedziała sama z notatkami z całego tygodnia wykładów.

Z nudów przepisywała wszystko po kolei, kaligrafując każdą literkę po kolei. Spojrzała na wyświetlacz telefonu, który w tym momencie zaświecił się.

"Przystojny basista"

Zmarszczyła brwi, bo dochodziła godzina pierwsza trzydzieści, więc dziwiło ją, że ktokolwiek dzwoni o tej godzinie.

- Calum? Coś się stało? - zapytała zaniepokojona.

- Nina... Luke... Proszę... przyjedź do szpitala - każda przerwa była kolejnym pociągięciem nosa. - On...

- Calum co się stało? Czemu szpital?

- Byliśmy w klubie - chrypa w jego głosie była bardzo wyczuwalna. - On dostał zapaści... Proszę przyjedź...

- Zaraz będę...

Jestem przy Tobie, obiecuję
Pozwól mi na szczerość
Miłość to droga rozwidlająca się w dwie strony
Więc gdy Twoje łzy spływają po Twojej poduszce jak rzeka
Ja będę tu dla Ciebie
Ale i Ty musisz być tutaj dla mnie*

_____________________
Troye Sivan - There for you Martin Gari (tł. pl)

Kochani wróciłam po półtora roku. Od półtora roku nie miałam żadnej motywacji. Żadnej weny. Jeśli już coś napisałam to miałam wrażenie, że nawet 2letnie dziecko napisałoby to lepiej. Napisanie chociaż jednego zdania to było siedzenie ok 30min aż w końcu się podawałam.
Wczoraj cis we mnie wstąpiło. Napisałam rozdział do nowego opowiadania, które mam nadzieję zostanie odkryte bo aktualnie wattpadzie coś zrobił dziwnego i nawet na stronie nie wyświetlają się nowe książki, więc nie mam pojęcia co się stało, ale w końcu to było półtora roku.
Dziś usiadłam trzy godziny temu i skończyłam ten rozdział, który po części jest tym z przed półtora roku, jednak większość jest z dziś.
Bardzo możliwe, że dostrzegliscie różnicę między pierwszą częścią a drugą.

Więc jeśli ktokolwiek tu jest to proszę o jakiś odzew.

Nie wróciłam tu aby pisać kolejną część, nie.
Jestem tu aby z czystym sercem zakończyć to moje pierwsze dziecko w kilku rozdziałach i w spokoju pisać dalej inne książki, bez wyrzutów sumienia.

Kocham was wszystkich i pewnie nie wiecie tego ale ta książka ma już ponad dwa lata...

ZAPRASZAM TEŻ NA NOWE OPOWIADANIE!


Pozdrawiam i dziękuję jeśli jesteście ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro