Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. FIVE MILLION DOLLARS

– Wiecie, co usłyszałam pierwszego dnia na studiach? Dwie rzeczy. Pierwsza brzmiała: „Gdy matka powie ci, że cię kocha, zasięgnij drugiej opinii", a druga – „Sprawiedliwości szukaj w burdelu. Chcesz pieprzenia, idź do sądu"*. – Kobiecy, dźwięczny głos odbija się echem od potężnych ścian ogromnej sali wykładowej Uniwersytetu Columbia. – Później po prostu okazało się, że profesor, który uczył nas prawa karnego, jest ogromnym fanem Primal Fear i chciał zabrzmieć jak Martin Vail.

Kilka rąk nieśmiało wystrzela w powietrze, tuż ponad linię, jaką tworzą siedzący obok siebie studenci. Adeline van Doren, opierając się dłońmi o szerokie, dębowe biurko, spogląda ukradkiem na zegarek zawieszony na jej szczupłym nadgarstku.

– Tak, już kończę, spokojnie – mówi, skinąwszy głową. – Po prostu chce odnieść się do tego pierwszego stwierdzenia. Chodzi mi o to, że coś jest w tych słowach. Weźcie przykład z dziennikarzy, jedno źródło, to żadne źródło. Dwa – nie jest tak źle, ale tak naprawdę im więcej, tym lepiej – dodaje, krzyżując ręce na piersi. – Resztę dokończymy jutro. Do zobaczenia.

Podczas gdy studenci pospiesznie opuszczają salą wykładową, Adeline sięga po kubek z zimną już zieloną herbatą, upijając łapczywie parę łyków. Od tego ciągłego gadania zaschło jej w gardle. Układa się wygodnie na obrotowym, miękkim krześle, wyciągając pod biurkiem nogi. Ma dziś wyjątkowo dobry humor. Przede wszystkim dlatego, że cała jej grupa po raz pierwszy w tym semestrze – w całości, bez żadnego wyjątku! – zdała ostatni test. I to na naprawdę dobre oceny. Co oznacza, że temat Konwencji Filadelfijskiej i budowy Konstytucji jest za nimi i mogą przejść dalej.

Drzwi wydają z siebie ciche, nieśmiałe skrzypnięcie, co sygnalizuje, że ostatnia osoba z grupy wyszła i sala jest całkowicie pusta. Kobieta na powrót chowa do szuflady testy, pozostawione dla zainteresowanych studentów, kiedy nagle rozlega się ciche burczenie telefonu. Nawet nie patrząc na wyświetlacz, szybkim ruchem palca odbiera połączenie. Wstaje z krzesła i podchodzi do wielkiego na pół ściany okna. Ciepłe promienie słońca ogrzewają jej plecy, przebijając się przez wysoką, szklaną taflę, gdy opiera się biodrami o parapet.

– Adeline van Doren. Słucham.

– Tylko nie odkładaj słuchawki! – Słyszy na wstępie i nawet nie musi się dwa razy zastanawiać, aby domyślić się, kto dzwoni. – Tu Tony.

– Stark, wiesz, że od lat nie pracuję jako prawnik – odpiera ona natychmiast. – Nie pomogę ci, przykro mi.

– Ada, jesteś najlepszym adwokatem w Nowym Jorku, ratowałaś firmę nie raz i nie dwa.

– Nie firmę, Tony, tylko ciebie – poprawia go, wzdychając cicho.

– Ja jestem firmą – stwierdza pół-żartem, pół-serio. Przez długie lata ze sobą nie rozmawiali, dlatego ma nadzieje, że tym rozluźni trochę atmosferę. – Ada, posłuchaj...

– Co tym razem nabroiłeś?

– Ja? Nic, ale...

– Skoro ty nic nie zrobiłeś, to możesz znaleźć sobie innego prawnika – oznajmia bez cienia żalu w głosie. – Wiesz, że nie ma opcji, żebym wróciła do gry.

– Wyślę ci papiery... Przejrzyj je chociaż. Proszę?

Adeline wywraca oczami. Choć gotowa jest się rozłączyć, to coś jednak sprawia, że nadal z nim rozmawia. Odsuwa się od okna, wsuwając wolną dłoń w tylną kieszeń dżinsów. Spogląda ukradkiem na zegarek; za kwadrans zaczyna kolejny wykład. A chciała jeszcze wybrać się po kawę, do niewielkiego lokalu po przeciwnej stronie ulicy i przy okazji zapalić papierosa. Cholera.

– Okej – wyrzuca z siebie na jednym wydechu. – Może będzie chciało mi się przekopać przez tę lawinę SPAM-u.

– Ada.

Teraz już wie, co nie pozwala jej skończyć tej rozmowy. Desperacja w głosie Tony'ego.

– Dobra, masz mnie. Zamieniam się w słuch.

Choć nie widzieli się kopę lat, van Doren zna go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że właśnie uśmiechnął się szeroko, z satysfakcją, a potem zbił sam ze sobą mentalną piątkę, w ramach gratulacji za to, że jest tak świetnym negocjatorem.

– Musisz wyciągnąć kogoś z aresztu, przynajmniej do czasu procesu...

– Tony, proszę, nie mów, że chodzi ci o tego całego Laufeysona.

– Posłuchaj – wtrąca błyskawicznie Tony. – Tu nawet nie chodzi o mnie, ale o jego brata. Jestem mu coś winien, po tym, jak pomógł nam uratować Nowy Jork przed... no przed Lokim... ale nie chodzi o to. Po prostu uważam, że lepiej będzie, jak Rudolf nie będzie siedział w areszcie do czasu procesu. W sensie... bezpieczniej będzie, jeśli zostanie z nami.

– SWAT w ostatnim czasie poczyniło ogromne postępy – odpowiada Ada całkiem poważnie. – Proces zacznie się na dniach, mają całą masę dowodów, które świadczą przeciwko niemu, wiesz o tym. To przegrana sprawa.

– Ada, rusz tyłek z tego zadupia i spróbuj po prostu wynegocjować kaucję, okej?

Van Doren przesuwa dłonią po czole, ścierając z niego pojedyncze kropelki potu. Ta rozmowa naprawdę zaczyna cholernie ją stresować. Rozmawiają przecież o Lokim, tym Lokim, który rozwalił pół Nowego Jorku, zabił setki ludzi i uciekł, bez żadnej kary. A teraz ona ma go ratować?

– Cholera, Stark – mruczy niezadowolona Adeline. – Dlaczego ja mam na to pójść?

– Pozwól przeżyć mu te ostatnie dni we względnym spokoju? Z bratem? I ta cała ściema, którą zaraz zacznę ci wciskać, jeśli się nie zgodzisz.

– Prześlij mi to, co powinnam wiedzieć, e-mailem. Spróbuję dojść do jakiegoś konsensusu z Brownem.

Nie czekając na to, aż Tony odpowie, Ada kończy połączenie. Wsuwa telefon do kieszeni spodni i rozpina dwa guziki koszuli, jakby to miało jej pomóc w złapaniu głębszego oddechu. Opiera się dłońmi o parapet, przymykając na moment powieki.

I właśnie gdzieś w tej okolicy świetny poranek zamienia się w już nie-tak-świetny dzień.

Przez następne dwa wykłady van Doren cały czas myśli o tym, w co się właśnie wpakowała i z dobre sześć czy siedem razy w trakcie tych trzech godzin ma ochotę przeprosić studentów, wyjść na korytarz, zadzwonić do Starka i powiedzieć, że ma radzić sobie sam. Ale finalnie tego nie robi, bo wie, że nawet jeśli już dawno przestała pracować jako adwokat, dostając stałą i bezpieczną posadę wykładowcy na Uniwersytecie Columbia, którego kiedyś sama była studentką, to jednak nadal jest jedną z lepszych prawniczek w tym mieście. I jeśli ktoś ma wyciągnąć Laufeysona z aresztu, to wyłącznie ona i paru innych adwokatów, którzy raczej nie są tak głupi i tak szaleni, jak ona, żeby się na to zgodzić.

W drodze do samochodu zapoznaje się z plikami, które przesłał jej Tony. Nie mówią jej nic nowego ponadto, co wie z telewizji czy gazet, więc nie ma zamiaru zawracać sobie nimi głowy. Raczej nie będzie trudno wyciągnąć go z aresztu, kiedy to Stark pokrywa koszty kaucji. Wystarczy sześć zer na czeku, żeby prokuraturze oczy zaświeciły się na dłuższą chwilę.

Jadąc prosto na Manhattan, a dokładniej na Liberty Street, gdzie mieści się siedziba prokuratury generalnej stanu Nowy Jork, Adeline prosi Suri o wybranie numeru do jej brata. Nie ma czasu, żeby jechać do niego osobiście, dlatego te kilkanaście minut rozmowy, które przy okazji spędzi w korku, powinny wystarczyć. Opiera dłonie o rozgrzaną kierownicę (cholerny, uczelniany parking postawiony w samym słońcu!), czując, jak pojedyncza strużka potu spływa po jej plecach. Zamyka jeszcze okna SUV-a, włączając klimatyzację i czeka, aż połączenie zostanie odebrane.

– Cześć, braciszku – mówi, kiedy w samochodowych głośnikach słyszy ciche, męskie kaszlnięcie. – Mogę jutro ci podrzucić twoje auto? Nie zdążyłam jeszcze odebrać swojego z warsztatu.

– Ada, miałaś zrobić to tydzień temu. – Wzdycha mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.

– Wiem, Everett, wiem – odpiera błyskawicznie. – Ale ciągle jest mi nie po drodze do Queens.

Ross, zapewne gdyby mógł, wyciągnąłby teraz dłonie i udusił swoją młodszą siostrę, ale na szczęście nie ma umiejętności zabijania na odległość. Poza tym jego syn za bardzo ją uwielbia i zapewne nigdy nie wybaczyłby ojcu, gdyby ten zabił jego ulubioną ciocię Adę.

– Oddasz mi auto, kiedy będziesz miała czas, ale nie zapomnij o swoim, bo w końcu wyślą go na złom. A szkoda mi tego Mercedesa, jest naprawdę ładny.

– Jesteś najlepszym bratem na świecie, Everett. – Ada cmoka do słuchawki, uśmiechając się szerzej.

– A ty najgorszą siostrą na świecie – stwierdza on ze śmiechem. – Wpadniesz wieczorem na kolację? Valerie znowu wpadła w wir gotowania, więc pewnie będziemy mogli przy okazji wykarmić pół ulicy.

– Dzisiaj spasuję. Wyskoczyło mi coś... niespodziewanego – tłumaczy Ada.

– Randka? – pyta bez namysłu Everett.

– Tak, z więźniem – oznajmia kobieta z przekąsem. – Najniebezpieczniejszym na Ziemi.

Adeline może przysiąc, że w tej samej sekundzie słyszy, jak Ross krztusi się powietrzem.

– Nie mów tylko, że będziesz go bronić. Ada, na miłość boską.

– Nie będę – oświadcza pewnie. – Ale może oderwanie się od rutyny dobrze mi zrobi. Poza tym jestem winna Starkowi przysługę, za to...

– Za to, że pomógł ci zdobyć medialną karierę? Daj spokój. To... zawodowe samobójstwo.

Van Doren mocniej oplata palce wokół kierownicy, dociskając pedał sprzęgła i wrzucając czwarty bieg.

– Chcę go zabrać z aresztu. Nic więcej – wyjaśnia spokojnym, opanowanym głosem. – Muszę kończyć, bo zaraz będę w prokuraturze.

– Uważaj na siebie. Z tymi przebierańcami jest czasem naprawdę dużo kłopotów.

Budynek prokuratury generalnej na Liberty Street Ada zna jak własną kieszeń. Bywała tutaj tysiące razy, gdy trzeba było dogadać szczegóły sprawy albo ogłoszonego wyroku, ewentualnej ugody. Dlatego też bezproblemowo trafia najpierw do recepcji, zgłaszając swoją obecność i podkreślając jednocześnie istotę kwestii, dla której się tutaj pojawiła. Nie wie, czy to urok osobisty, znane nazwisko, czy po prostu mała liczba rzeczy do zrobienia, jest przyczyną tego, że Alfred Brown po niecałej godzinie nareszcie wyłania się zza drzwi swojego niewielkiego gabinetu, zapraszając ją do środka, ale to nie jest ważne. Istotne jest tylko to, że może z nim porozmawiać o kaucji. Musi również przyznać, że naprawdę miło jest zobaczyć jego szarą, okrągłą buzię z małymi, czarnymi jak węgielki oczami, znaną jej już z tylu spraw, że nie sposób zliczyć.

Szczery, serdeczny uśmiech goszczący na jego twarzy zmienia się w nieco bolesny, wymuszony, kiedy po niecałym kwadransie dowiaduje się, z jakim problemem pojawiła się tutaj Adeline. Nie wydaje się ani trochę zadowolony, że ktoś w ogóle chce bronić Lokiego Laufeysona. Van Doren z kolei nawet nie pyta o to, czy przydzielono mu państwowego obrońcę, bo wie, że najprawdopodobniej taka propozycja nawet nie została Lokiemu złożona, a jeśli w istocie mu to zaproponowano, to zapewne nikt nie chciał podjąć się owej sprawy. Adwokat z urzędu przyjechał i pojechał, żeby dopełnić najistotniejszych formalności. I praktycznie rzecz biorąc, Ada wcale się temu nie dziwi.

– Państwo nie zgodzi się na kaucję dla bandyty, który zasługuje na karę śmierci – oświadcza Brown, chodząc nerwowo po pomieszczeniu, z papierosem w dłoni. – Laufeyson może być twoim klientem, ale to nie sprawia, że lista popełnionych przez niego przestępstw magicznie wyparuje.

– Loki Laufeyson nie jest moim klientem – tłumaczy spokojnie Ada, kolejny raz w ciągu ostatnich pięciu minut. – Reprezentuję jego interesy tylko w kwestii kaucji, Alfred. Chcę, żebyśmy doszli do jakiegoś porozumienia. Dwa miliony?

– Ada, nie możesz stawiać mnie w takiej sytuacji, na Boga.

– Chcę znaleźć neutralny grunt – kontynuuje ona. – Alfred, znasz mnie, wiesz, że możesz mi zaufać w tej kwestii.

Brown zaciąga się papierosem, wpatrując się w ciemnozielone oczy Adeline.

– Dlaczego?

– Dlaczego co? – pyta, krzyżując ręce na piersi.

– Dlaczego chcesz, żebym wyznaczył kaucję i pozwolił go wypuścić?

Rudowłosa podnosi się z krzesła. Obcasy jej botków toną w puchatym dywanie, jakim wykończony jest gabinet prokuratora generalnego. Podchodzi bliżej, tak, aby móc spojrzeć mu w twarz i wychwycić cień wątpliwości w jego ciemnych oczach.

– Oboje wiemy, że Laufeyson skończy z trucizną we krwi. Takiemu wyrokowi sama kibicuję – oświadcza. – Ale jeśli go wypuścicie, będzie mógł spędzić ostatnie dni z bratem, będąc cały czas pod czujnym okiem Tony'ego Starka...

– Tony'ego Starka? – przerywa jej Brown. – Wiesz, że to nie brzmi zbyt przekonująco.

– Doskonale znasz możliwości Stark Industries ­– odpowiada natychmiast Ada. – Może nie produkują już broni, ale to nie zmienia faktu, że Tony potrafi zadbać o rzeczy, które tego potrzebują.

Alfred Brown przesuwa dłonią po swojej siwej czuprynie. Końcówka papierosa ląduje w pełnej po brzegi popielniczce.

– Naprawdę bywasz gorsza od tych, którzy siedzą w Rikers Island – stwierdza mężczyzna. – Pięć milionów i jutro z samego rana Laufeyson jest wolny.

Po wąskich, pomalowanych ciemnoczerwoną szminką ustach Adeline van Doren przebiega lekki uśmiech pełen satysfakcji i triumfu. Choć nie pracuje w branży od lat, to nadal ma w sobie coś, co pomaga jej swobodnie poruszać się po prawniczym, brutalnym świecie Nowego Jorku.

A Stark? Cóż, nie ucieszy się, kiedy usłyszy, że kaucja ma wynieść pięć milionów dolarów, ale van Doren nie ma nawet zamiaru się targować. Jeśli Tony tak rozpaczliwie chce mieć tego dziwaka w swoim domu, niech słono za to płaci.




* Primal Fear, reż. Gregory Hoblit, USA 1996.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro