Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. A MATTER OF TIME

To niesamowite, jak media szybko porzuciły temat wyroku w sprawie Lokiego – który notabene na początku wywołał ogromne poruszenie, a pod budynkiem sądu przez dwa dni protestowali zwolennicy kary śmierci dla niesfornego bóstwa – zrzucając go na ostatnie strony nowojorskich dzienników. W obecnej chwili oczkiem w głowie serwisów informacyjnych jest pościg służb federalnych za poszukiwanymi od dawna, a dokładniej od bójki na lotnisku w Lipsku, Hankiem Pymem i Hope van Dyne.

Tak, Protokół z Sokovii każdemu odbija się czkawką. I bez znaczenia jest to, że nie miało się żadnego bezpośredniego związku z całą tą sprawą.

Postanawia wyłączyć telewizor w momencie, gdy operator kamery robi zbliżenie na prawie piętnastometrowego przebierańca, którego spotkał dwa lata temu w Niemczech i tylko dzięki pop-kulturalnemu bełkotowi Petera udało się go pokonać. Przez chwilę Stark zastyga w bezruchu, przyglądając się wyłaniającemu się z oceanu Scottowi Langowi – chyba tak brzmiało jego nazwisko, chociaż już nie do końca pamięta, co tamtego dnia mówił do niego Thaddeus Ross – potem zaś wzdycha cicho, a ekran gaśnie.

Kawa jest już całkiem zimna, ale to nie ma żadnego znaczenia, kiedy w nocy nie zmrużyło się oka nawet na minutę. Chodzi tylko o to, żeby wpakować w siebie jak największą ilość kofeiny, a nie rozkoszować się smakiem napoju bogów; musi przecież jakoś funkcjonować przez resztę dnia, a nie ma nawet dwunastej. Kończy jeść jajka na bekonie, zagryzając je nieco spieczonymi tostami, po czym wraca do warsztatu. Nawet jeśli kwestię poszukiwania Kamieni wziął na siebie Thor, to Starka i tak czeka dużo roboty. Najpierw wykończenie nowej zbroi Petera, a później wizyta w laboratorium Bannera i Selviga. Cała trójka powoli zaczęła pracować nad technologią umożliwiającą odłączenie Visiona od Kamienia, co, mimo ich geniuszu, nie jest wcale takie łatwe; jeden, mały błąd, a po superbocie zostanie tylko mgliste wspomnienie i cała masa vibranium na sprzedaż.

Prototyp zbroi jego pajęczego podopiecznego – a może nawet prawie-syna, bo gdy patrzy na Petera, nie pragnie niczego więcej, aniżeli bycia ojcem – czeka już na niego w warsztacie. Gestem dłoni włącza hologramy swoich szkiców i lustruje je wzrokiem, sprawdzając każdy element po dwa, trzy razy, aby mieć pewność, że wszystko jest w należytym porządku. Nie mógłby znieść myśli, że Peterowi coś się stało, choć on mógł temu zapobiec, gdyby tylko bardziej przyłożył się do swojej roli. Dlatego też jakiś czas temu uzupełnił projekt – już wyposażony w system ogrzewania i czujniki lokalizacji – o spadochron. Nauczka, jaką zabrał ze sobą z Niemiec niczym pieprzoną pamiątkę z lotniskowego sklepu, gdy Rhodey o mało nie zapłacił swoim życiem właśnie z powodu jego braku, była zbyt bolesna, aby nie wyciągnąć z niej żadnych konsekwencji. Tony ostatni raz obraca drżącymi dłońmi wysoki na trzydzieści centymetrów hologram, a potem prosi Friday o przygotowanie elementów zbroi, tak, by mógł jeszcze dzisiaj zabrać się za jej ręczne montowanie. Może i wierzy swoim maszynom – no, poza Dummym – to jednak woli ten jeden raz zrobić wszystko samemu, aby niczego nie przeoczyć.

Kiedy AI wycina fragmenty zbroi Petera, Stark rozsiada się wygodnie na zimnych kafelkach warsztatu, dopijając resztki wczorajszej whisky. Cisza panująca w czterech ścianach zdaje się niezwykle przytłaczająca, przynajmniej dla niego, dlatego mruczy cicho pod nosem, prosząc Friday o włączenie radia, telewizji, jednej z tysiąca płyt dostępnych na jej dysku, czegokolwiek. A gdy z głośników zaczynają płynąć pierwsze dźwięki coveru Take On Me, Tony wybucha gorzkim, niepohamowanym śmiechem.

Świat naprawdę nie daje mu o niej zapomnieć. Jakby chciał mu udowodnić, że Josephine na zawsze będzie już wpisana w jego życie, w to, kim jest i w to, kim będzie. Jakby po tamtej nocy połączyli nie tylko swoje ciała, ale i swoje losy, cząstki atomów, z jakich zbudowane jest ich przeznaczenie. I choć wie, że wszystko to, co przebiega mu przez myśl, to tylko zwykły bełkot, górnolotne bzdury – za dużo oglądania komedii romantycznych z Thorem musiało odbić się na jego zdrowiu psychicznym – to jednak nie może się temu oprzeć. Że choć świat bywał dla niego okrutny już od chwil narodzin, to wreszcie się nad nim zlitował, stawiając na jego drodze Harper. A on spieprzył wszystko, jak zwykle, bo hej, Tony Stark nie potrafi być szczęśliwy. Nikt go tego nigdy nie nauczył.

A przecież ci, którzy są tak sakramencko trudni do kochania, potrzebują tego najbardziej.

– Szefie, zbroja jest gotowa do zmontowania. Zaczynać?

Mężczyzna, wyrywany z zamyślenia, podnosi się z podłogi.

– Nie – oświadcza pewnie, zabierając z biurka okulary ochronne. – Sam to zrobię.

Friday protestuje, mówiąc, że jej szef nie musi się wysilać, bo wszystko zostanie zmontowane, jak należy, jeszcze przed kolacją, ale Stark kurtuazyjnie każe jej się przymknąć i siada za biurkiem. Zabiera pierwsze elementy rękawicy, układając je przed sobą. Zaraz potem wyciąga z jednej z szaf swoją ulubioną lutownicę, na nos zaś wsuwa plastikowe gogle i zabiera się do pracy.

Metaliczny swąd unosi się w powietrzu, ale Tony tak przywykł do tego zapachu, że nawet nie zwraca na niego uwagi. Starając się odgonić wszystkie nieprzyjemne myśli związane z koszmarami, które tej nocy znowu prawie zrzuciły go do otchłani szaleństwa, skupia się tylko i wyłącznie na cichym syku rozgrzanego metalu. Jest tak całkowicie pochłonięty przez swoją pracę, że nawet nie zauważa, jak prawie rani sobie wnętrze dłoni lutownicą; choć gdyby zrobił to naprawdę, pewnie i tak nie zwróciłby na to większej uwagi. Ból w jakiś sposób stał się przecież sztandarowym elementem jego egzystencji.

W połowie montażu drugiej rękawicy, Friday informuje go, że dzwoni Pepper.  Mężczyzna flegmatycznie wyłącza sprzęt, rozsiadając się w twardym siedzeniu i rzuca:

– Cześć, skarbie. Co u ciebie? Jak tam ma się moja firma?

Serdeczny śmiech Potts wydobywa się z głośników. Tony mimowolnie się uśmiecha.

– Ja i twoja firma mamy się dobrze – odpowiada miękko. – Masz jakieś plany na wieczór?

– Oglądanie głupich programów w telewizji i jedzenie nutelli prosto ze słoika.

– Dobrze – odpiera w pośpiechu Pepper, całkowicie nie słuchając tego, co powiedział mężczyzna. Musi mieć w biurze mnóstwo papierkowej roboty, bo wyrzuca z siebie słowa jak z karabinu maszynowego. – Myślałam nad tym, żeby zrobić dzisiaj uroczystą kolację. Rzadko kiedy widzimy się w komplecie, a co dopiero jemy razem. Co o tym myślisz?

– Myślę, że żołądki Bruce'a i Erika będą zadowolone z tego, że pierwszy raz od paru dni zjedzą coś innego niż bajgla z serem albo 7Daysa – rzuca żartobliwie. – Loki też jest zaproszony?

Pepper wzdycha. Powiedzieć, że jest zadowolona z tego, że musi mieszkać pod jednym dachem razem z nordyckim bogiem chaosu, to zdecydowana przesada. Stara się nie myśleć o tym, jakie szkody wyrządził nie tylko miastu, ale i Avengersom, Tony'emu, jednak nie zawsze jej wychodzi. Wolałaby, żeby Laufeyson trafił do aresztu stanowego, zamiast przebywać z nimi w siedzibie, ale Stark obiecał jej, że ma wszystko pod kontrolą. Potts zagroziła mu tylko, że naprawdę odejdzie, gdy Tony znowu narazi swoje życie, tym razem, gdyby Loki jednak przypomniał sobie, że jest wcieleniem zła, a potem pocałowała Starka w czoło i wróciła do pracy.

– Tylko jeśli nie będziesz przez cały wieczór mamrotać po łacinie tych swoich internetowych zaklęć. Loki to nie demon, a realny problem. Chyba nie muszę ci tego powtarzać, hm?

– Cóż, warto było spróbować.

Po drugiej stronie słuchawki kobieta wzdycha z politowaniem.

– Postaram się wyjść szybciej z biura, więc wszelkie szczegóły dogadamy w domu.

Tony przytakuje tylko. Dogadanie szczegółów z Pepper to po prostu posłuszne słuchanie jej propozycji i entuzjastyczne wyrażanie aprobaty, dopóki kobieta nie dojdzie do ostatniej pozycji na swojej skrupulatnie przygotowanej liście.

– Och, i zaproś przy okazji doktora Strange'a! – kończy Potts ciepłym głosem. – Do zobaczenia. Kocham cię.

Bardzo chce odpowiedzieć „Ja też cię kocham, skarbie", ale z jego gardła co najwyżej wydobywa się cichy pomruk. Pepper na szczęście tego nie słyszy, bo zanim mężczyzna otwiera usta, ona już urywa połączenie. Praca musi wręcz wrzeć w Stark Industries.

Po chwili znowu rozlega się dźwięk telefonu. To zapewne Potts dzwoni, żeby powiedzieć mu jeszcze o czymś, o czym zapomniała wspomnieć w pierwszej rozmowie. Może zapominalstwo nie jest charakterystyczną cechą jasnowłosej, ale w obecnej sytuacji już nic Starka nie zdziwi.

– Tony?

To jednak nie Pepper. Tym razem dzwoni Adeline, z którą ostatni raz gadał po ogłoszeniu wyroku i to w takim pośpiechu, że zaledwie zdążył jej pogratulować, a ona już kończyła połączenie.

– O, cześć, Ada. Coś się stało?

Prawniczka od razu śpieszy z odpowiedzią.

– Dzwonię, żeby powiedzieć ci, że sąd oficjalnie przyjął mój wniosek o rezygnacji. Za dwa, maksymalnie trzy tygodnie Loki zostanie bez obrońcy.

Mężczyzna przygryza wnętrze policzka. Nadal nie wie, dlaczego van Doren podjęła taką decyzję i w ostatniej chwili powstrzymuje się przed zapytaniem o to. Szanuje jej decyzję, choć martwi go to, że po jej odejściu może nie znaleźć już nikogo, kto z takim poświęceniem broniłby Lokiego w apelacji. Na razie, póki wyrok się nie ukonstytuował, Laufeyson mieszka z nimi, ale to tylko kwestia czasu, jak wróci do aresztu. A Tony wolałby go jednak mieć na miejscu, pod ręką.

– Jeśli chcesz, dam ci namiar na paru prawników, którzy zajęliby się odwołaniem – oświadcza łagodnie. Ale na pewno nie na żadną z kobiet, dodaje w myślach, wsuwając elegancką wizytówkę ze schludnie zapisanym nazwiskiem Elizabeth James, jej starej koleżanki po fachu, z powrotem do portfela. Kiedy nie słyszy żadnej odpowiedzi ze strony mężczyzny, rzuca zdezorientowana. – Tony, jesteś tam?

Stark oddycha płytko, próbując zapanować nad kolejnym atakiem paniki, jaki powoli ogarnia jego ciało. Nocne wizje znów dają o sobie znać, tkwiąc gdzieś z tyłu jego głowy. Coś się zbliża, kurwa, coś się zbliża.

– Tak – rzuca finalnie nieco zachrypniętym głosem. – Możesz mi przesłać ich numery. Spotkam się z nimi, walnę jakieś procedury rekrutacyjne i wspólnie z Thorem podejmę decyzję.

– Jasne, zaraz to zrobię – obiecuje ona bez żadnego wahania. W ułamku sekundy jej głos robi się chłodny, ostry. – Loki jest już w areszcie?

– Richard mówił, że to może trochę potrwać, bo szykują dla niego specjalną celę – wyjaśnia Stark. – Swoją drogą, ucięliśmy sobie pogawędkę na twój temat.

– I?

– Nie wiem, jaki urok na niego rzuciłaś, ty wiedźmo, ale wiedz, że nadal na niego działa.

Van Doren śmieje się krótko, sztywno, cicho. Tak, jakby to była jedyna odpowiednia reakcja na słowa przyjaciela.

– Muszę w takim razie znaleźć jakieś skuteczne przeciwzaklęcie – odpowiada niewzruszona. – Kończę, bo zaraz zaczynam kolejny wykład. Trzymaj się, Tony.

– Adeline?

Ma palącą potrzebę zapytać ją o Josephine. O to, jak jej się układa, jak się czuje, czy dba o siebie tak, jak kazali jej lekarze na wypisie ze szpitala. Jak wygląda jej życie bez niego. Czy zdążyła już o nim zapomnieć? Wymazać go ze swojej głowy? Bo on, nawet gdyby chciał, nie potrafiłby tego zrobić. Widzi ją w swoich snach, w swoich wizjach, choć i one już bledną, jakby Harper ostrożnie, powoli stawała się tylko echem przeszłości, której Tony tak kurczowo się trzyma. Bo przynajmniej tam jest im dane poczuć odrobinę szczęścia, doświadczyć pełnych troski spojrzeń i czułych pocałunków.

Ona sama miewa podobne sny. Później jednak, tak jak Tony, budzi się w pustym łóżku, w całkowicie innym mieszkaniu, dalekim miejscu. Ale czas miłosiernie usuwa ich twarze z resztek wspomnień, jakie ze sobą dzieją, choć oboje niezaprzeczalnie noszą w sobie nowo narodzone demony. Jej wyglądają jak on, jego – żadne zaskoczenie – jak ona.

– Jeszcze raz dzięki za wszystko – mówi tylko przyjacielskim tonem i się rozłącza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro