Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. DANCING QUEEN

Szczupła dłoń Adeline zastyga nad leżącą na biurku kartką, wypełnioną wcześniej drobnym druczkiem. W palcach trzyma swoje ukochane pióro Parkera, aby uzupełnić oświadczenie o rezygnacji z funkcji obrońcy Lokiego Laufeysona, z którym notabene nie rozmawiała od czasu ich pierwszej i – jak na razie – ostatniej kłótni. Przymyka powieki, a później całkiem nieoczekiwanie wciska wszystko z powrotem do szuflady. Nie jest jeszcze gotowa na to, żeby podpisać ten głupi dokument. Choćby nie wiadomo jak bardzo chciała odciąć się od całego tego chaosu, wciąż nie potrafi się na ten ruch zdobyć. Coś trzyma ją przy tym procesie, jakby jakaś piekielna siła chciała, aby van Doren kolejny raz stoczyła się na samo dno.

Chowa twarz w dłoniach, rozpaczliwie chcąc ukryć się przed całym złem tego świata. Wzdycha cicho, po czym przesuwając rękoma po włosach, odrzuca je do tyłu. Jej wzrok mimowolnie wędruje po pomieszczeniu, w ostateczności wyglądając za okno; na zewnątrz jest już szaro i ponuro. Nieprzyjemnie. Dokładnie tak, jak w jej życiu. Jedynym momentem, gdy może oderwać swoje myśli od tego przeklętego pandemonium, są chwile, które spędza właśnie z Betty. Zawozi ją do szkoły, stara się ją też odbierać po lekcjach, pomaga jej z matmą czy historią. Czasem zdarzy im się wspólnie obejrzeć jakąś głupią komedię puszczaną akurat w telewizji albo pojeździć na łyżwach na pobliskim lodowisku. Choć minął zaledwie tydzień, odkąd Josie leży w szpitalu, dla Adeline czas całkowicie zatrzymał się w miejscu; jakby nadal był piątkowy wieczór, kiedy dopiero co dowiedziała się o wypadku Josephine.

– Może masz ochotę wybrać się na miasto? Wiesz, taki babski wieczór – rzuca van Doren, pojawiając się w salonie, gdzie Betty siedzi na kanapie, szczelnie otulona puchatym kocem i ogląda kolejny już odcinek Gossip Girl na Netfliksie.

Harper nieznacznie wzrusza ramionami. Przez ostatnie dni polubiła Adę, i to bardzo, ale wciąż trudno jest jej tak po prostu żyć, kiedy jej siostra prawie umarła. Owszem, odwiedzają ją praktycznie codziennie, ale nadal dziwnie jest jej z faktem, że ona bawi się świetnie, podczas gdy Josie leży pośród czterech ścian nowojorskiego szpitala, podłączona do miliona różnych urządzeń.

– Dawaj, będzie fajnie – kontynuuje Adeline, opadając na miejsce obok nastolatki.

– Może kino? – proponuje Betty, wyglądając zza koca. – Grają Peter Rabbit. Chętnie zobaczę Domhnalla Gleesona na dużym ekranie.

Po ustaleniu szczegółów Ada rusza do sypialni, aby przebrać się z nieco rozciągniętych dresów, podczas gdy młoda Harper robi rezerwację na dwa bilety do pobliskiego kina. Nieśpiesznie ruszają do auta zaparkowanego po drugiej stronie ulicy – na całe szczęście przeciwnikom Lokiego znudziło się niszczenie samochodu van Doren, więc nie musi już zmywać okropnych wyzwisk z przedniej szyby – i jadą prosto do The Beekman Theatre, znajdującego się zaledwie parę ulic dalej.

Po filmie Adelinie nie ma jednak zamiaru wracać do domu. Miejsce to ostatnio za bardzo kojarzy jej się z procesem i Lokim, a przecież przede wszystkim od tych myśli ucieka. Dlatego stara się tam spędzać jak najmniej czasu, jeżdżąc do kina czy na zakupy i przy okazji zabierając ze sobą Betty. Zamiast więc wracać teraz do swojego mieszkania na Upper West Side, jedzie do znajdującego się niedaleko Hell's Kitchen baru, w którym co piątek odbywa się wieczorne karaoke. Lubiła tam chodzić z Richardem, kiedy dopiero zaczynali swoją wspólną przygodę.

Betty marszczy brwi, kiedy zauważa, że Ada wcale nie zatrzymuje się pod kamienicą, a tylko przejeżdża obok niej. Van Doren od razu tłumaczy nastolatce, że dobrze im zrobi rozprostowanie kości po dwugodzinnym siedzeniu w kinie. Chcąc czy nie chcąc, entuzjazm Adeline udziela się także Harper i już po kilku minutach obie wchodzą do baru urządzonego w stylu lat osiemdziesiątych, pełnego ludzi w naprawdę obszernym przedziale wiekowym. Ada zamawia dla nich dwa kolorowe drinki, oczywiście bezalkoholowe, po czym obie siadają w kącie sali, tonąc pośród dźwięków Another One Bites the Dust. Betty rzuca szybkie spojrzenie na scenę, gdzie dwie dziewczyny, zapewne niewiele starsze od niej, zaczynają wyśpiewywać tekst piosenki.

– Jak chcesz, możemy jutro z samego rana jechać do Josie – zagaduje przyjaźnie Adeline.

– Bardzo chętnie – odpowiada dziewczyna. – Jeśli to nie problem.

Van Doren posyła jej szeroki uśmiech, wciągając przez słomkę kolorowy, orzeźwiający napój.

– Daj spokój – stwierdza rudowłosa. – I tak nie mam żadnych planów.

Przez dłuższy moment milczą, wsłuchując się, jak kolejna para zaczyna przedstawiać na scenie swoje wokalne umiejętności. Stayin' Alive sprawia, że nawet noga Ady lekko podryguje pod stołem.

– Tęsknię za nią – zaczyna nagle Betty, nie patrząc na van Doren. – Nie mam nikogo poza Josie.

– Przykro mi.

– Rodzice zmarli w dwa tysiące dwunastym, w trakcie ataku Lokiego na Nowy Jork. Miałam wtedy dziewięć lat, ale doskonale to pamiętam – kontynuuje Harper całkowicie spokojnym głosem, bardziej jakby opowiadała zmyśloną historię niż fakty. – Josie potrafi być czasem okropnie nadopiekuńcza. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz sama wracałam do domu. Wiem, że to dla mojego dobra, że boi się o mnie, ale czasami mnie to po prostu denerwuje.

– Może ma ku temu jakiś powód?

Betty wzdycha.

– Krótko po śmierci rodziców Josephine miała stalkera. Pacjent, którego z jakiegoś względu przekazała na leczenie do swojego kolegi z roku. Miał takie dziwne nazwisko, które zawsze kojarzyło mi się z nazwą tej bajki, Laboratorium Dextera – wyjaśnia cicho nastolatka. – Pewnie był w niej zakochany. A Josie traktuje swoją pracę bardzo poważnie, jak sama zauważyłaś. – Betty robi krótką pauzę, biorąc lekki oddech. Wypija łyk drinka. – Pewnego dnia dostała od niego wiadomość, że porwał mnie ze szkoły. To oczywiście była bzdura, bo cały czas siedziałam w świetlicy i na nią czekałam, ale Josie od tamtego dnia kompletnie ześwirowała. – W końcu przenosi spojrzenie na Adę, po czym pyta. – Dlaczego go bronisz?

– Co? Ja? – mruczy Ada, nie od razu chwytając ową zmianę tematu. – Lokiego?

Harper skina głową, świdrując rudowłosą swoimi intensywnie niebieskimi tęczówkami.

– To nie był mój pomysł – przyznaje od razu, mocniej zaciskając dłoń wokół wysokiej szklanki. – Zostałam w to wrobiona, w całości, a potem jakoś poszło.

– Lubisz go?

Na usta Adeline wypływa słaby blask uśmiechu. Wcale nie ma zamiaru uciekać od tego pytania.

– Loki jest specyficzny, ale jest też wyjątkowy – zauważa. – Wyjątkowo zadufanym w sobie bogiem, a raczej dupkiem – dodaje ze śmiechem.

– W szkole cały czas o was gadają, wiesz? – odpowiada Betty. – Dziewczyny w mojej klasie cię uwielbiają, no, ale są też tacy, którzy uważają cię za zdrajczynię.

Van Doren wzrusza ramionami, upijając kolejny łyk.

– Przyzwyczaiłam się – oznajmia. – To nie pierwszy raz, kiedy miesza się mnie z błotem.

– Co masz na myśli?

– To długa historia – tłumaczy Ada całkiem poważnie.

– Mamy czas. Tak sądzę.

Adeline nabiera powietrza w płuca, w pośpiechu próbując zebrać krążące po jej głowie myśli. Jest winna Betty odrobinę szczerości, zwłaszcza po tym, jak nastolatka bez jakiegokolwiek wahania jej zaufała i sama podzieliła się z nią swoją przeszłością. Nawet nie potrafi określić, w którym momencie ona i młoda Harper stały się sobie tak bliskie.

– Miałam kilka takich spraw na koncie, więc ta miała być tylko kolejną do wygrania. Bułka z masłem: chłopak zaatakował staruszkę na tle rabunkowym, a następnie ją zabił, gdy ta nakryła go w swoim salonie. Miałam świetną linię obrony, naprawdę – mówi opanowanym głosem. – Wszystko szło po mojej myśli, nawet wtedy, gdy nagle media zaczęły się tym nadmiernie interesować. Przyznam, że te parę sekund w wieczornym wydaniu wiadomości to było naprawdę coś. – Na jej ustach pojawia się cień uśmiechu. Betty w milczeniu słucha całej opowieści. – Mogłam poczuć się jak te niektóre gwiazdki, których sama wcześniej broniłam. I wtedy sprawa nieoczekiwanie zaczęła iść w niewłaściwym kierunku, wymykała mi się z rąk, tak jak teraz. – Ada robi krótką pauzę. – W kancelarii dali mi do zrozumienia, że jeśli przegram, nie będę miała tam już czego szukać. I finalnie prokurator podważył moje argumenty, przedstawił zaskakująco dobrą motywację, a ława przysięgłych łyknęła to jak młode pelikany. W pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać nad podstawieniem fałszywego świadka, byle tylko uratować tego dzieciaka. Wiedziałam, że jest niewinny. – Jej głos drży nieznacznie, ale van Doren stara się nie tracić uśmiechu z ust. – Mój mąż, Richard, odwiódł mnie od tego pomysłu. Czasami zastanawiam się, jakby się to potoczyło, gdybym jednak postawiła na swoim – wyjaśnia, kiedy Betty już otwiera usta, aby zapytać, dlaczego tego nie zrobiła. Po krótkiej chwili milczenia kontynuuje. – Paul pewnie by żył, ale niestety ja zrezygnowałam, a jego skazano na karę śmierci. Chryste, on ledwo skończył dwadzieścia siedem lat... – Urywa. – Tak naprawdę byłam od niego niewiele starsza. Po jego egzekucji przepłakałam tydzień, może więcej. A potem... potem pojawił się sprawca. Sumienie go ruszyło, dasz wiarę? – Wzdycha głośniej, dopijając drinka. – Przyznał się do wszystkiego, więc okazało się, że Paul naprawdę był niewinny... I, o ironio, za tę śmiertelną pomyłkę najbardziej oberwało się właśnie mnie, nie prokuraturze czy sędziom. Tylko mnie.

Nieoczekiwanie Betty wstaje z krzesła, po czym siada tuż obok Ady i mocno ją obejmuje.

– Czułam się tak, jakbym dostała czymś ciężkim w głowę – kontynuuje van Doren. – Nie dość, że byłam w głębokiej depresji po śmierci Paula, to jeszcze wszyscy nagle mówili o mnie i to naprawę źle. Jego rodzina chciała wytoczyć mi proces, ale Richard i Everett, mój brat, przekonali ich, żeby tego nie robili. Ja w tym czasie wyjechałam za miasto, żeby się od tego odciąć, ale kiedy wróciłam do Nowego Jorku po prawie pół roku, sprawa nadal była na językach.

– A co z twoim mężem? – zagaduje Betty. Nie zauważyła bowiem podczas tego tygodnia, aby przez mieszkanie van Doren przewijał się jakikolwiek mężczyzna, poza Sebastianem i jej przyjacielem – Mattem.

– Widziałam, że odbija się to na jego karierze. Starał się wtedy o posadę w prokuraturze. Dlatego wniosłam pozew o rozwód, a Richard, jakby doskonale wiedział, dlaczego to zrobiłam, zgodził się bez żadnego słowa sprzeciwu. Po znajomości rozwiedliśmy się jeszcze w tym samym miesiącu, a później wyjechałam za granicę. Wróciłam po roku, Everett pomógł mi z pracą na uniwersytecie i oto cała historia.

Betty obejmuje rudowłosą jeszcze tylko przez chwilę, a potem podnosi się z miejsca. Jest jej trochę głupio, że przywołała w pamięci Adeline tak nieprzyjemne wspomnienia, dlatego postanawia oderwać ją odrobinę od rzeczywistości. Chwyta kobietę za dłonie, a następnie ciągnie w stronę niewielkiego podestu, tym razem pustego, jakby czekającego właśnie na nie.

– Co ty wyczyniasz? – pyta ze śmiechem van Doren.

– Koniec tych smętów – oznajmia nastolatka, zabierając mikrofony z wysokiego stoliczka.

W następnej sekundzie z głośników zaczynają płynąć pierwsze dźwięki jednej z piosenek ABBY. Van Doren dopiero po chwili orientuje się, że to nic innego, jak sławne Dancing Queen. Mocniej ściska dłoń Betty, której nie puszcza ani na sekundę, śpiewając tak głośno, jak to jest możliwe. Rytmicznie odczytuje kolejne linijki tekstu wyświetlane na ścianie, podczas gdy siedzący w pobliżu ludzie klaszczą w takt muzyki. Ada i Betty bawią się tak dobrze, jak tylko potrafią, skacząc po scenie i wyśpiewując kolejne zwrotki piosenki. Trochę jak w filmie Mamma Mia!, tyle że w nowojorskim wydaniu.

Szczerze mówiąc, Adeline zapomniała już, jak dobrze jest tak czasem poszaleć: krzyczeć, śpiewać, tańczyć. Wyzbyć się całej tej złej energii, pozostawiając miejsce tylko i wyłącznie na zmęczenie, to z rodzaju przyjemnych, kiedy opadasz na krzesło z szerokim uśmiechem na ustach. Z miejsca przy barze przygląda im się ciemnowłosa kobieta, ubrana w skórzaną kurtkę, ze szklanką jakiegoś mocnego alkoholu w dłoni; wygląda tak, jakby była nieco rozbawiona widokiem śpiewających kobiet. Adeline jednak nie zwraca na to uwagi. Naprawdę brakowało jej takiej rozrywki, banalnej, ale jakże przyjemnej!

– Wiem, że wszyscy myślą, że jestem sztywna, ale ja naprawdę umiem się bawić! – oświadcza ze śmiechem Ada, gdy obie schodzą ze sceny. Pot sprawia, że pojedyncze kosmyki rudych włosów kleją się jej do skroni. – Po prostu nie zawsze mam ku temu okazję.

Opadają na swoje miejsca, zamawiając uprzednio kolejną porcję kolorowych drinków. Betty opróżnia zawartość szklanki w kilku sporych łykach, podczas gdy Adeline spokojnie sączy swój napój przez wąską słomkę, starając się jednocześnie uspokoić oddech. Wtedy też, pośród całego tego hałasu, rozlega się ciche buczenie telefonu van Doren. Spogląda na wyświetlacz i mruczy, bardziej do siebie niż do Betty:

– O wilku mowa.

Przykłada telefon do spoconego policzka, czekając, aż osoba po drugiej stronie zacznie mówić:

– Ada?

– Coś się stało, że do mnie dzwonisz?

Krótka pauza.

– Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku – wyjaśnia Richard. – Czytałem ten artykuł w New York Post...

– To bzdury – przerywa mu pośpiesznie. – Wybacz, nie mogę teraz rozmawiać, jestem trochę zajęta.

– Okej – mówi mężczyzna bez cienia urazy w głosie. – Ale wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć?

– Tak, Richard – odpiera. – Ale radzę sobie. Jestem dużą dziewczynką.

– Wiem, Ada, ale nie zabronisz mi przecież się o ciebie martwić  – oświadcza on z powagą. – Dobranoc.

Tylko przez parę sekund w jej głowie brzmi dźwięk zakończonego połączenia. Potem, całkowicie zapominając już o tej rozmowie, razem z Betty ruszają w stronę baru, żeby zamówić po jeszcze jednym bezalkoholowym drinku.

Noc jest przecież jeszcze młoda. Nawet bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro