30. UNDISCLOSED DESIRES
Wszystko powoli zaczyna ją przerastać – proces zmierzający ku przegranej, Loki, ataki ze strony mediów. I nawet jeśli usilnie stara się to ignorować albo po prostu nie przejmować się tym tak bardzo, to nie zawsze działa. Jej gruby pancerz ochronny zaczyna stopniowo przeciekać. A dzisiejsze wydanie New York Post wcale niczego nie ułatwia. Może nawet wręcz przeciwne – jeszcze bardziej komplikuje.
Ada posyła zmęczone, zamglone spojrzenie w kierunku leżącej na stole gazety, zaraz obok niedopitej herbaty i kawałka nadgryzionego croissanta. Cały powrót z uczelni do domu marzyła tylko o tym, żeby coś zjeść, ale całkowicie odebrało jej apetyt, kiedy na pierwszej stronie zobaczyła ogromne zdjęcie, na którym uwieczniono ją w trakcie rozmowy z Lokim przed budynkiem sądu. Nieprzyjemne wspomnienia tamtej uwłaczającej chwili wróciły do niej z prędkością światła, wymierzając jej raz za razem siarczyste policzki, ale w gruncie rzeczy to nie to tak zdenerwowało van Doren. To treść artykułu rozbiła ją na łopatki, wywołując najpierw śmiech, a następnie łzy.
Dziennikarz musiał ciężko pracować przez ostatni czas, bo artykuł pojawił się na łamach dziennika dobre sześć dni po trzeciej rozprawie; być może stanowi swojego rodzaju zapychacz w dzisiejszym wydaniu albo po prostu chcą zbuntować ludzi przed kolejnym spotkaniem, jakie ma się odbyć za niecałe dwa tygodnie. Autor otwarcie pisze o tym, że Adeline całkowicie nie daje sobie rady po powrocie na wokandę, że straciła formę i nigdy nie powinna była opuszczać murów uniwersytetu. Sugeruje również, choć proces nie jest zakończony, że wyraźnie widać to, kto ma przewagę. Według niego, Richard van Doren wraz z oskarżycielami posiłkowymi dosłownie nokautują Adę, podczas gdy ona nie potrafi podnieść się z kolan, serwując tylko zeznania, łudząco podobne do poprzednich. Zauważa jeszcze, że prawniczka powinna przemyśleć swoją linię obrony, bo jak na razie jest na prostej drodze do przegranej. Najgorsze jest to, że Adeline doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każde z tych słów jest prawdziwe. Straciła już talent do tego zawodu, jej linia obrony woła o pomstę do nieba, a w do dodatku czując tę ogromną presję, popełnia błąd za błędem, co odbija się na całym procesie i wizerunku Lokiego jako niepoczytalnego.
Cała rzetelność i obiektywizm kończą się gdzieś pod koniec tekstu. Dziennikarz insynuuje, że pomiędzy nią a Laufeysonem może coś być, wykorzystując to, co już można przeczytać w różnych komentarzach czy na blogach. Samozwańczy eksperci wymyślają niestworzone teorie, dodając swoje trzy grosze. Widzą na zdjęciach sprzed sądu rzeczy, które nigdy nie miały miejsca i nigdy mieć nie będą. Ada z chęcią by się z nimi zamieniła, aby mogli zobaczyć tę pogardę i obojętność w oczach nordyckiego boga, nie sympatię i pożądanie, jak sami twierdzą.
Nawet nie zauważa, kiedy niechlujnie zwinięta gazeta ląduje w jej dłoni. Kobieta uderza nią intensywnie o brzeg stołu, jakby chciała w ten sposób wytrzepać z niej ten okropny, dołujący artykuł. Nic takiego jednak nie ma miejsca. Nie wie nawet, czy telefon do Starka by coś pomógł; Tony co najwyżej nakrzyczałby na starego Murdocha, grożąc wykupieniem całego News Corp., ale artykuł nadal by istniał, nie tylko w świadomości innych, ale i w wydrukowanym prawie milionie egzemplarzy.
Cholerne tabloidy i ich cholerna pogoń za sensacją!
– Valerie? – Upewnia się van Doren kwadrans później, włączywszy telefon na tryb głośnomówiący. Wciska kluczyki do stacyjki, szybkim ruchem włączając silnik. W ostatnim czasie trudno dodzwonić się do Everetta, bo ten całe dni spędza w swoim gabinecie w budynku CIA, pracując nad rzeczami, o których niekoniecznie może mówić, często nawet swojej rodzinie. Ale zarówno jego siostra, jak i żona, przywykły do tego stanu rzeczy i nie zadają mu niewygodnych pytań, utrudniając jednocześnie pracę.
– Cześć, Ada – odpowiada kobieta ciepłym głosem, w którym słychać również niewielką dozę niepewności. Zapewne ona też już przeczytała ten cholerny artykuł. – Będziesz dzisiaj wieczorem na kolacji, prawda?
– Właśnie dlatego dzwonię – wyjaśnia szybko Adeline. – Mogę się spóźnić, bo mam do załatwienia pewną ważną rzecz, ale na pewno będę. Stęskniłam się za wami.
– W porządku – stwierdza Valerie, po czym dodaje. – Timmy na pewno się ucieszy.
– Mam nadzieję – rzuca van Doren z lekkim uśmiechem na twarzy. – Miał mi pokazać tego swojego nowego drona.
Na parę długich sekund następuje między nimi niezręczne milczenie. W końcu przerywa je Valerie, bardzo cicho, jakby sama nie wierzyła, że o to pyta.
– Czy to prawda, że ty i Loki...?
Adeline wzdycha ciężko, czując, jak coś ściska ją w środku.
– Oczywiście, że nie! – odpiera natychmiast. – Jeszcze nie oszalałam – dodaje, niezbyt jednak przekonana co do prawdziwości tych słów. To, co w niej siedzi, jest cholernie skomplikowanym bałaganem uczuć, a ona nie potrafi go nawet uporządkować.
– Chciałam się tylko upewnić. Przepraszam.
– W porządku – rzuca spokojnie rudowłosa. – Muszę kończyć, do zobaczenia wieczorem.
Droga do nowej siedziby Avengers jest długa, kręta i wyboista, jakby świat nie chciał, żeby tam jechała. Co rusz trafia na jakiś korek, roboty drogowe lub inne losowe wypadki. Wie jednak, że musi się tam pojawić; oboje z Mattem ustalili, że powinna jeszcze raz porozmawiać z Lokim, być może dowiadując się od niego czegoś przełomowego dla sprawy. Oboje cały czas mają z tyłu głowy fakt, że Laufeyson nie powiedział im wszystkiego i wciąż nie mówi; ukrywa coś, co naprawdę może pomóc Adzie w tym cholernym sądowym cyrku.
Żeby nie umrzeć z nudów w trzecim tego dnia korku, kontynuuje słuchanie audiobooka podrzuconego jej przez Josie. Książka jest bardzo specyficzna, trudna, budzi w niej – czasami bolesne – wspomnienia o swojej pierwszej prawdziwej miłości, którą niewątpliwie był Richard. Ale mimo to pokochała powieść André Acimana od pierwszych minut, gdy głos lektora rozbiegł się po jej samochodzie w trakcie jazdy na uczelnię. Obiecała sobie, że w wolnej chwili wybierze się do sklepu i zaopatrzy się w swój własny egzemplarz tej magicznej książki.
Witając się z Thorem przelotnym „cześć", znika we wnętrzu windy. Nerwowo podryguje nogą, czekając, aż zatrzyma się ona na odpowiednim piętrze. Cholernie chce mieć to spotkanie za sobą, bo wie, że nie będzie ono należało do najprzyjemniejszych. Energicznym krokiem wypada z wnętrza blaszanej tuby, a potem przykłada swoją kartę do czytnika, biorąc głęboki oddech. Drzwi do celi Lokiego otwierają się leniwie, z lekkim trzaśnięciem.
Laufeyson wygląda tak, jakby spodziewał się jej wizyty. Albo po prostu usłyszał stukot jej obcasów już w korytarzu.
– Witaj, Adeline.
Nie obdarzając go nawet krótkim spojrzeniem, odkłada swoją torebkę na fotel, a przez jego oparcie przerzuca płaszcz. Robi kilka kroków w stronę stojącego przy oknie mężczyzny, krzyżując ręce na piersi.
– Musisz zacząć ze mną współpracować. Naprawdę współpracować – oznajmia bez żadnego wstępu. – Powiedz mi wszystko, co jest istotne dla procesu. Tutaj, teraz.
Po twarzy Lokiego przebiega cień zaskoczenia. Doskonale odegrany, bo nordyckie bóstwo wcale nie jest zdziwione tym nagłym wybuchem złości Adeline. Sam także czytał artykuł w New York Post.
– Powiedziałem ci absolutnie wszystko.
Ada uśmiecha się sarkastycznie, szyderczo.
– Gówno prawda – odpowiada podniesionym głosem. – Wiem, że coś przede mną ukrywasz. Coś ważnego. Chcę to wiedzieć.
– Powiedziałem ci absolutnie wszystko – powtarza on chłodno.
– Kurwa, Loki, nie widzisz, że przegrywamy ten proces?! – wyrzuca z siebie agresywnym tonem. Jej nozdrza falują nerwowo, a na szyi pojawia się samotna, wyraźnie odznaczająca się na mlecznej skórze żyła. – Jak mam ci pomóc, jeśli nie jesteś ze mną całkowicie szczery?!
Bóg chaosu wydaje się absolutnie niewzruszony krzykiem Ady. Przygląda jej się beznamiętnie, czekając, aż kobieta się uspokoi. Doskonale wie, do czego dąży van Doren, ale nie potrafi wyjaśnić, skąd dowiedziała się o tym, że przemilczał jeden, niezwykle istotny fakt. Albo ma naprawdę dobrą intuicję, albo to po prostu zwykły przypadek. Nie ma jednak zamiaru dopytywać ją o szczegóły, aby jednocześnie nie potwierdzić jej hipotezy. Będzie po prostu udawać, że nie ma bladego pojęcia, o czym ona mówi, a raczej wrzeszczy. Tak będzie lepiej, zarówno dla niej, jak i dla niego, a raczej dla jego już i tak podkopanej dumy.
– Uspokój się i nie krzycz na mnie.
– Jak mam na ciebie nie krzyczeć, kiedy ja się staram, jak tylko mogę, a ty masz to w nosie?!
Ich wzburzone spojrzenia spotykają się.
– Najwidoczniej nie jesteś tak dobra, jak obiecywał Tony – syczy Loki, dotykając ją tym stwierdzeniem do żywego.
– A ty najwidoczniej nie jesteś wart tego, aby ci pomóc – rzuca złośliwie. – Może niech to się tak wszystko skończy. Może niech wpakują ci końską dawkę trucizny i wyślą na tamten świat. Może tak będzie lepiej.
Loki podchodzi bliżej, tak, że dzielą ich dosłownie milimetry. Mrozi ją wzrokiem, wyraźnie podirytowany jej słowami.
– Pogódź się z tym, że cała ta sprawa cię przerosła. Że jesteś amatorką.
Szczęka van Doren zaciska się lekko. Kobieta oddycha płytko, nerwowo.
– Przysięgam, że jesteś największym dupkiem, jakiego poznałam. Najbardziej niewdzięcznym, zadufanym w sobie bucem.
Mówi to z taką pewnością siebie, z taką złością i jadowitością, że Loki z trudem powstrzymuje się od tego, aby jej nie uderzyć. Jego dłoń unosi się nieznacznie, gotowa do zadania jej ciosu, ale Laufeyson w ostatnim momencie odzyskuje władzę nad swoimi kończynami. Nie mówi już ani słowa, odchodząc w pośpiechu na bok. Odwraca się do niej plecami, nie wierząc w to, co się właśnie wydarzyło. Czuje świdrujące spojrzenie Ady na swojej sylwetce, co irytuje go jeszcze bardziej. Naprawdę chętnie skręciłby jej kark, a następnie wyrzucił przez okno i tylko resztkami sił, resztkami zdrowego rozsądku powstrzymuje się przed wcieleniem tego planu w życie. Zdenerwowanie i wściekłość wypełniają jego krwiobieg, a także i rozczarowanie własną osobą, kiedy dociera do niego, że naprawdę był gotów ją skrzywdzić.
– Wyjdź – warczy tylko. – Natychmiast.
Adeline jednak, jak na złość, stoi w miejscu. Od początku wiedziała, że ta rozmowa nie będzie miła, ale nie sądziła też, że będzie aż tak okropna. Tak bolesna. Z ledwością powstrzymuje łzy napływające do jej oczu; nie chce pokazać słabości. Musi bowiem uzyskać tę cholerną informację o Lokim, niezależnie od tego, co się wydarzy. Sama nawet nie wie, skąd w niej tyle determinacji: czy to dlatego, że tak jej zależy na jego ocaleniu, czy to po prostu ze względu na to, że nienawidzi przegrywać. To chyba jedna z niewielu rzecz, jaką wyniosła z rodzinnego domu Rossów.
– Nie zirytowałbyś się tak, gdybym nie miała racji – cedzi przez zęby – więc, do jasnej cholery, mów, o co chodzi.
– Jaką masz gwarancję, że nie skłamię? – wyrzuca gwałtownie Loki, idąc w jej stronę. – Jestem bogiem kłamstw, jego cielesnością. Wierzysz w to, że powiem prawdę?
– Nie wiem, dlaczego w ogóle pozwoliłeś się postawić przed sądem, ale wiem za to, że nie chcesz umrzeć – oświadcza pewnie. Jej głos brzmi tak, jakby w ogóle do niej nie należał. – Ale wiesz co? Okej, jeśli nie chcesz mówić, radź sobie sam. Ja odchodzę – dodaje po dłuższej chwili zastanowienia, całkiem spokojnie. Odwraca się na pięcie i zabierając ze sobą swoje rzeczy, rusza do wyjścia.
– Adeline.
Rudowłosa zastyga w bezruchu, nie obracając się jednak w jego stronę. Ku jej rozczarowaniu, żadne słowo nie wypływa już z jego ust. Ada czuje tylko, jak pojedyncza łza spływa po jej policzku.
Wychodzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro