Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. ANOTHER LOVE

Rikers Island okazuje się niewinnym początkiem i bolesnym zakończeniem wspólnej historii Ady i Lokiego.

Po całym zamieszaniu z Thanosem, w konsekwencji czego Laufeyson odszedł i został uznany za martwego, sprawa jego procesu została zamknięta, a tym samym rezygnacja Adeline nigdy nie została ostatecznie rozpatrzona. Dlatego, kiedy bóg chaosu wraca do świata żywych, nazwisko prawniczki nadal formalnie widnieje w jego papierach, wyciągniętych z głębokich szuflad nowojorskiego archiwum. I czy kobieta tego chce, czy też nie, zaraz po wypisie ze szpitala na własne życzenie, musi pojawić się na oficjalnym przekazaniu nordyckiego bóstwa do rąk własnych naczelnika więzienia, podpisać kilka ważnych dokumentów i upewnić się, że najważniejsze aspekty wyroku zostały prawidłowo wykonane. Dopiero wtedy będzie wolna, bo o poprowadzeniu przez nią apelacji nie ma mowy. Sam Loki również wydaje się jej nie chcieć, jakby uważał, że lepiej będzie spędzić resztę życia w Rikers Island. I nie, żeby miał jakiś inny wybór, skoro siedziba Avengers jest ruiną.

– Dzieci szybciej przychodzą na świat, niż ty jedziesz, Richard. – Prawniczka wzdycha z politowaniem, ze spojrzeniem utkwionym w wąskim paśmie drogi rozciągającej się przed nimi. Naprawdę wolałaby tego dnia siedzieć za kółkiem, móc pozbyć się natrętnych myśli, ale złamana noga uniemożliwia jej samodzielny przyjazd na Rikers Island, dlatego prosi o pomoc byłego męża, nie chcąc angażować w sprawę Laufeysona kogoś innego. – Dodaj gazu, bo do wieczora nie dojedziemy na miejsce.

Prokurator kątem oka zauważa odbijający się w lusterku kpiący uśmieszek siedzącego na tylnym siedzeniu Lokiego.

– Jadę tyle, ile mogę, Ada. Odrobinę cierpliwości, zaraz będziemy na miejscu.

Siedzenie w całkowitym milczeniu wewnątrz samochodu z dwójką mężczyzn, których kiedyś kochała, jest dla kobiety co najmniej niezręczne. A szczególnie w przypadku Lokiego, bo przecież sytuacja z Richardem już lata temu wyklarowała się na tyle, że Adeline czasem zapomina, że w ogóle byli małżeństwem. Prawniczka sięga dłonią w stronę radia, po czym włącza je szybkim ruchem; energicznie przeskakuje pomiędzy stacjami, szukając czegoś, na czym mogłaby skupić myśli. Jest zrozpaczona, kiedy udaje jej się co najwyżej znaleźć bezsensowne piosenki o miłości, dopóki nie dzieje się cud, a z głośników samochodowych nie zaczyna płynąć głos radiowego spikera. Kącik kulturalny na temat najnowszych zapowiedzi filmowych, w tym jednej najważniejszej: dokument o życiu i śmierci Starka, Heart of Iron: The Tony Stark Story. Ada, niczym rażona prądem, błyskawicznie wyłącza radio i już do końca trasy zastyga w bezruchu.

Kiedy docierają na miejsce, dosłownie każde z nich oddycha z ulgą. Podczas gdy Richard wysiada z auta, żeby wyciągnąć kule ortopedyczne Adeline z bagażnika, Loki grzecznie i cierpliwie siedzi na tylnym siedzeniu, czekając na swoją kolej; jego moce są ograniczone przez urządzenie, przed laty zaprojektowane przez Starka, dlatego nawet nie może stąd uciec, bo jego magia nie działa poprawnie. Prawniczka posyła mu szybkie spojrzenie, patrząc wprost w lusterko, w którym odbija się blada twarz nordyckiego bożka. Zaraz potem drzwi od strony pasażera otwierają się, a Richard pomaga Adzie wydostać się z wnętrza samochodu, silnie chwytając ją pod ramię.

– Jesteś pewna, że chcesz iść tam sama? – pyta ściszonym głosem, gdy kobieta samodzielnie wspiera się na chromowanych kulach, prostując sylwetkę.

– Tak, Richard. Dam sobie radę – odpiera ona bez choćby cienia wahania w głosie. – Otworzysz mu drzwi?

Skinąwszy nieznacznie głową, mężczyzna robi dokładnie to, o co prosi go była żona.

– Czas na ciebie, Laufeyson – oznajmia beznamiętnie. – Wysiadka.

Loki bez słowa opuszcza wnętrze auta, a następnie staje obok prawniczki, wyższy od niej o ponad głowę, choć Richardowi wydaje się on teraz przy kobiecie niezwykle malutki. Van Doren mówi jej jeszcze, że będzie czekać na nią w aucie, po czym pozwala im odejść. Ada nie odpowiada, odwraca się tylko na pięcie i powoli rusza w stronę głównego wejścia, gdzie czeka na nich naczelnik oraz czterech, uzbrojonych po zęby strażników. Laufeyson idzie obok niej, w tym samym tempie, co jakiś czas posyłając jej ukradkowe spojrzenia; pragnie się upewnić, że kobieta nie potrzebuje jego pomocy. Ale van Doren zdaje się dawać sobie świetnie radę, choć pierwszy raz w życiu musi poruszać się w tak ograniczający sposób.

– Dziękuję – oświadcza nieoczekiwanie Adeline, na krótki moment przenosząc na niego zielonkawy, ukryty za ciemnymi szkłami wzrok.

– Za co?

– Za uratowanie mi życia. W Wakandzie... i tutaj, w Nowym Jorku.

– Och. – Na twarzy Lokiego pojawia się cień uśmiechu. – To tylko spłata długu, jaki miałem wobec ciebie.

– Długu? – Van Doren marszczy brwi.

– Ty pierwsza uratowałaś moje życie – tłumaczy nordyckie bóstwo.

Zaskoczona Ada nie mówi już ani słowa. Wita się służbowym, chłodnym tonem z naczelnikiem więzienia, który natychmiast zaprasza ich do środka. Kobieta wsuwa okulary przeciwsłoneczne do kieszeni cienkiego płaszczyka, kiedy przekraczają główne wejście do budynku. Z trudem dorównuje kroku naczelnikowi, podczas gdy Laufeyson oraz jego czterech strażników podążają za nimi w milczeniu. Cichy stukot kul ortopedycznych van Doren to obecnie jedyny dźwięk, jaki echem dudni w ich uszach. Nikt z nich nie ma bowiem ochoty na pogawędki. Każdy chce mieć całą tę procedurę za sobą, także Loki.

Gdy więzienni strażnicy zajmują się odpowiednim zakajdankowaniem więźnia, prawniczka opiera się plecami o zimną, nagą ścianę, otwarcie przyglądając się Lokiemu. Dziwnie jest na niego patrzeć, po tych wspólnie spędzonych miesiącach, a później trudnych latach, w których trakcie starała się pozbierać po jego odejściu. Zaciska lekko umalowane ciemną szminką usta, kiedy naczelnik oznajmia, że są gotowi, aby ruszyć dalej, do specjalnie przystosowanej dla boga chaosu celi. Ada skina tylko głową, a potem mocniej chwyta się chromowanych kul i rusza za mężczyzną.

Pomieszczenie jest niewielkie, sterylnie czyste, pozbawione okien. Pod jedną ze ścian widoczne jest zaledwie wąskie, jednoosobowe łóżko, a obok niego niewielkie biurko i krzesło, wszystko to wykonane z plastiku. W rogu stoi skromna toaleta, umywalka i malutkie, kwadratowe lusterko. Na tym całe wyposażenie celi się kończy, choć przy tych rozmiarach wydaje się ona wprost zagracona.

– To by było na tyle, jeśli chodzi o więźnia – stwierdza starszy mężczyzna, uprzednio sprawdziwszy, czy wszystkie mechanizmy działają prawidłowo, tak samo, jak lokalizatory zaczepione u stóp i dłoni Lokiego. – Możemy przenieść się do mojego gabinetu, panno van Doren.

Prawniczka przytakuje cicho i rusza powoli za naczelnikiem. Nagle jednak jej uszu dobiega głos, który słyszała już tyle razy, zarówno w snach, jak i na jawie, że nigdy nie byłaby w stanie pomylić go z jakimś innym. Poza tym wyłącznie Loki wypowiada jej imię w taki sposób, trochę jakby była mu obojętna, trochę jakby się jej brzydził, a trochę tak, jakby była dla niego absolutnie wszystkim.

– Adeline?

Kobieta zastyga w bezruchu, podobnie jak naczelnik. Odwraca się przez ramię, przenosząc na niego wzrok i pyta cicho:

– Zanim podpiszemy dokumenty, mogłabym jeszcze porozmawiać z moim klientem? – Widząc lekkie poirytowanie na twarzy mężczyzny, dodaje natychmiast. – To zajmie dosłownie chwilę.

Pięć minut – odpowiada ten, odsuwając się zaledwie na parę centymetrów. Prawniczka posyła mu wymowne spojrzenie, mówiące, że chodziło jej o rozmowę przeprowadzoną na osobności. – Zaczekamy na zewnątrz.

Drzwi celi zamykają się z hukiem. Szczupłe palce Adeline mocniej zaciskają się na plastikowych obiciach kul ortopedycznych. Ale jej serce jest spokojne, bije swoim naturalnym rytmem, całkowicie przyzwyczajone do obecności nordyckiego bóstwa. Przez moment Ada patrzy na jego bladą twarz. Oczy błyszczą mu zielonkawym światełkiem, jakby były kolejną świąteczną ozdobą, która tego roku zawiśnie na ogromnej choince na Rockefeller Plaza. Wargi ma ściągnięte w cienką linijkę, chłonąc wzrokiem jej zarumienioną od słońca twarz, z lekko rozmazanym tuszem na powiekach.

– Jeśli chodzi o apelację, to myślę, że jeśli twój nowy prawnik się postara, to za to, że walczyłeś z Thanosem, skrócą ci wyrok. Albo nawet wypuszczą warunkowo...

– Nie widzieliśmy się przez tyle lat. Czy możemy porozmawiać mniej... formalnie?

– Przez pięć.

– Wiem – odpiera natychmiast Loki. – Tysiąc osiemset trzydzieści trzy dni. Trzydzieści cztery, jeśli liczyć dzisiaj.

Adeline głośniej przełyka ślinę.

– W takim razie, o czym chcesz porozmawiać?

Loki odwraca spojrzenie.

– Myślę, że to nasza ostatnia szansa, żeby sobie przebaczyć. Żebyś ty wybaczyła mnie – wyjaśnia on niezwykle ludzkim, spokojnym głosem. Wie, że stawia teraz wszystko na jedną kartę, niezbyt pewną, ale nie potrafi jej dać tak zwyczajnie odejść. Bez wykorzystania ostatniej, być może dawno już nieistniejącej szansy. – Przepraszam.

Miesiące spędzone w towarzystwie Lokiego nauczyły Adeline tego, że nie rzuca on takich słów na wiatr. Co więcej, rzadko kiedy w ogóle przeprasza, a co dopiero ludzi, słabych i śmiertelnych, od których zawsze będzie lepszy, przynajmniej we własnym mniemaniu. Dlatego też w pierwszej sekundzie myśli, że się przesłyszała. Ale... cholera, głos się zgadza z jego właścicielem. I jest tak miękki, tak bliski i wypowiedziany na granicy ciszy, jakby Laufeyson chciał, aby to wyznanie było ich sekretem, skrywanym w najgłębszych zakamarkach duszy.

Van Doren byłaby okrutna, gdyby po prostu go zignorowała, gdyby po prostu obróciła się na pięcie i wyszła z celi, nie obdarzając go choćby krótkim spojrzeniem. Teoretycznie po tym, co jej zrobił, właśnie na to zasługuje. Ada jednak nie potrafi skrzywdzić go w ten sposób, bo w przeciwieństwie do niego, posiada serce. Poza tym docenia piękno tego prostego wyznania, słowa przepraszam, jakie powinno zostać powiedziane dawno temu, ale Loki dopiero teraz zebrał w sobie odwagę, aby to zrobić. Lepiej późno niż wcale, prawda?

– Loki...?

– Posłuchaj mnie, Adeline. – Przerywa jej natychmiast bóg chaosu, a w jego głosie, tak dobrze jej znanym, van Doren wyczuwa pewną zmianę. Loki właśnie powstrzymuje... łzy. – Już dawno powinienem to zrobić, ale sądziłem, że jestem ponad tym.

Kobieta z trudem przełyka łzy. Dostrzega jego zaszklone zielonkawe spojrzenie, z zaskoczeniem uświadamiając sobie, że tym razem Laufeyson wcale nie chce ukrywać miłości, żalu i smutku. Pierwszy raz w życiu nie wstydzi się otwartości, z jaką podaje się jej na tacy, nie boi się nagości emocjonalnej, jakby ufał jej całkowicie i bezgranicznie; że go wysłucha i nie będzie oceniać, nawet jeśli nie będzie miała odwagi wybaczyć mu wyrządzonych jej krzywd.

– Sądziłem, że jestem ponad ciebie. Ale nie jestem, rozumiesz? – ciągnie on, nie kryjąc się z uczuciami, jakie nim targają. Ona sama zaś nie potrafi ukryć przerażenia tym nagłym wybuchem emocji, bo przecież Loki był zawsze taki chłodny i opanowany, obojętny na wszystko i wszystkich. Jak widać, poza nią. – Nigdy nie będę, na Odyna, Adeline... jesteś tą jedyną.

Gdyby prawniczka mogła, ujęłaby jego twarz w drżące dłonie, przyglądając mu się ze łzami spływającymi także i po jej policzkach. W innym życiu zapewne zaczęłaby go także całować, z pasją i oddaniem, ale dawno temu przestała mieć szesnaście lat i marzyć o złym chłopcu, który będzie dobry tylko dla niej; którego może nawet kiedyś odmieni swoją miłością. Takie rzeczy dzieją się wyłącznie w źle napisanych scenariuszach lub książkach, prawdziwe życie jest całkowicie inne. A zadaniem kobiety nie jest ratowanie złamanego księcia, chociaż właśnie takie myślenie zostaje wpojone dziewczynom w ich najmłodszych latach.

Nigdy nie byli sobie pisani. Może zaledwie przez krótki moment, ale nie na dłużej. Ale Ada i tak cieszy się, że przynajmniej przez tę jedną chwilę wierzyła, że mają przed sobą spokojną przyszłość. Wspólną. Ale to nie było im przeznaczone, pokój i oni sami. Za bardzo się od siebie różnią. Laufeyson urodził się w chaosie, z destrukcją kroczącą za nim niczym cień. Popełnił wiele błędów, dokonał wielu okrutnych rzeczy, których nie cofnie; przez lata stały się one częścią jego samego, a czasami też i nim samym. Van Doren nigdy go do końca nie zrozumie, choćby nie wiadomo, jak bardzo by się starała. Zawsze będzie jakieś ale, zawsze będą jakieś uprzedzenia i echo przeszłości, nawet jeśli wybaczonej, to wciąż bolesnej.

– Przykro mi – szepcze ona z ledwością. Wszystkie siły wkłada w to, aby się nie przewrócić, kiedy wspina się na kulach, aby ucałować jego wilgotny policzek. Dreszcz przebiega po jej plecach, gdy czuje na wargach chłód jego marmurowej skóry. – Tak bardzo mi przykro.

Zaraz potem wraca do poprzedniej pozycji, nie odrywając jednak wzroku od jego bladej twarzy, pełnej smutku całego świata. Nawet się do niego nie uśmiecha, bo wie, że na nic się to nie zda. Loki musi przeżyć jej słowa, pójść do przodu i pozwolić jej odejść, a z czasem i o niej zapomnieć. Tak zwyczajnie. W ostateczności więc będzie miał zaledwie zadraśnięte ego, ale na pewno nie serce.

– Jesteś jedynym człowiekiem, który okazał mi prawdziwe miłosierdzie. Żadne słowa nie wyrażą mojej wdzięczności wobec ciebie.

– Cała przyjemność po mojej stronie – oświadcza ona opanowanym głosem. Przyglądając mu się tak łapczywie, nagle przypomina sobie grudzień sprzed ponad pięciu lat i ich sylwestrowy pocałunek. Cholera, ile się od tego czasu zmieniło...

Po wąskich, drobnych wargach Lokiego przebiega lekki uśmiech, trudny i bolesny, ale nadal uśmiech, jakby on również pomyślał o tym samym.

– Mogę cię chociaż przytulić, Adeline?

W odpowiedzi van Doren przytakuje prawie bezdźwięcznie. Nordyckie bóstwo delikatnie oplata ją ramionami, chowając jej ciało w ostrożnym uścisku. Ada opiera policzek na jego ramieniu, wdychając unoszący się wokół niego zapach – mrozu, niebezpieczeństwa i szaleństwa – po czym przymyka powieki, pozwalając, aby resztki łez spłynęły po jej policzkach. Chce się ich pozbyć, zanim wróci do swojego świata. Dłonie Lokiego, na początku nieśmiało, dopiero później pewniej przyciskają jej filigranowe ciało do siebie. Pod cienkim materiałem koszuli Laufeyson czuje energicznie bijące serce kobiety, które nigdy do niego należeć nie będzie. Nordyckie bóstwo wtula nos w rude fale Ady, które ledwie sięgają jej ramion, czując zapach papierosów i waniliowej odżywki do włosów; stara się zapamiętać ten zapach, jej dotyk, fakturę jej skóry, obecną chwilę na wieczność.

– Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – zapewnia jeszcze van Doren, robiąc to jednak głównie z grzeczności. Odsuwa się od niego, posyłając mu łagodne spojrzenie szmaragdowych, zaczerwienionych od łez oczu. Gruba warstwa makijażu, pod którą kobieta ukrywa sińce i zabliźniające się rany uzbierane w trakcie walki z Thanosem, przy okazji również maskuje słaby rumieniec na jej policzkach. – Dziękuję. Dobrze się bawiliśmy, pomimo wszystko.

Jeszcze przez moment trwają w ciszy, a następnie Ada wychodzi z celi, zostawiając Lokiego całkowicie samego. Tak, jakby od zawsze pisane mu było być tym, który ma wszystko, ale docenia to dopiero, gdy to spektakularnie traci. Kiedy całe jego szczęście, drobne, rudowłose, odchodzi do innego mężczyzny, bo ona pokochała go za wcześnie, a on pokochał ją za późno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro