Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. SHADOW OF THE PAST

Czasami życie wywraca się o sto osiemdziesiąt stopni w dosłownie kilka sekund, fundując bolesną, przyprawiającą o mdłości przejażdżkę na rollercoasterze. Najgorsze jest to, że nawet jeśli poranne śniadanie znajduje się gdzieś na wysokości gardła, a oczy zachodzą nieprzyjazną mgłą, czasami jedyne, co można zrobić, to uśmiechnąć się szeroko i absolutnie nie dać po sobie poznać, że jest się w kompletnym szoku.

– To chyba są, kurwa, jakieś żarty – warczy pod nosem van Doren.

Jej gniewny, pociemniały wzrok ląduje na pełnej zdziwienia twarzy Matthew. I pełnej wyblakłych siniaków; jeden, ten największy, znajduje się gdzieś na wysokości lewego oka, ukryty za ciemnymi oprawkami. Adeline od dłuższego czasu poważnie martwi się o przyjaciela, nie tylko o jego stan fizyczny, ale i psychiczny. Czasami bowiem, gdy na niego patrzy, nie widzi już tego dobrodusznego, ufnego Murdocka, ale kogoś całkiem innego. Jego uśmiech zbyt często jest nieobecny, mechaniczny, a on sam zdaje się balansować na granicy światła i ciemności. Ada nie raz i nie dwa próbowała dowidzieć się, co, do cholery, dzieje się w jego życiu, ale on zawsze zręcznie zmieniał temat. Nawet z jego postawy i sposobu, w jaki milczy, jest w stanie wywnioskować, że Matt nie chce z nią o tym rozmawiać. I chyba to najbardziej łamie jej serce, bo ma wrażenie, że człowiek, którego kocha całą sobą i zrobiłaby dla niego absolutnie wszystko, z dnia na dzień tak po prostu przestał jej ufać.

Mężczyzna unosi brew, lekko zaciskając swoją rękę wokół podłokietnika drewnianego krzesła. Automatycznie już wyczuwa drżenie całego ciała Ady, podczas gdy w jego uszach brzmi przyspieszone bicie jej serca. Jest jednocześnie zdenerwowana, podekscytowana i przerażona.

– Co się stało? – pyta, kiedy jego uszu dobiega to, jak kobieta opada z powrotem na swój fotel.

– Richard jest nowym prokuratorem generalnym. – Adeline, całkowicie niespodziewanie, wybucha głośnym, gorzkim śmiechem. Jej dłoń ściska niewielki wydruk z faksu. – Dasz wiarę?

Jak się okazuje, wczoraj wieczorem Alfred Brown uległ rozległemu zawałowi serca, aktualnie znajdując się w szpitalu po pięciogodzinnej operacji. Z tego też powodu jeszcze dzisiaj rano prezydent USA na prywatnej ceremonii mianował Richarda tymczasowym prokuratorem generalnym stanu Nowy Jork. Zapewne za dwa, trzy tygodnie zostanie on też zaprzysiężony jako oficjalny prokurator, finalnie osiągając to, na co przez ostatnie kilkanaście lat tak ciężko pracował. Tym samym wszystkie sprawy, w których udział brał Alfred, przechodzą teraz automatycznie na barki Richarda.

A to oznacza, że zasiądzie on również na miejscu Browna na rozprawie przeciwko Lokiemu.

Cóż za ironia... Spotkać się po prawie sześciu latach na sali sądowej; w miejscu, w którym notabene skończyło się ich pożycie małżeńskie i jakiekolwiek kontakty. Po rozwodzie bowiem rozmawiali ze sobą wyłącznie przez telefon, i to wyłącznie w kwestiach związanych z podziałem majątku, czyli jakieś dwa czy trzy razy. Adeline nie chciała mieć z nim więcej kontaktu – pragnęła po prostu jak najszybciej zapomnieć o tym, co było. I o tym, jak cholernie szczęśliwa z nim była przez te kilka lat małżeństwa. A teraz... teraz będzie musiała zmierzyć się z tym, co tak usilnie próbowała odsunąć w niepamięć, stłamsić w sobie, udusić, zakopać, zabić. Kurwa mać.

– Adeline? Adeline!

Do porządku doprowadza ją głos Matthew. Jest ostry, a jednocześnie niezwykle miękki, pełen czułości. Van Doren unosi wzrok znad zgniecionej kulki papieru, która zaledwie przed chwilą stanowiła oficjalną wiadomość z prokuratury generalnej stanu Nowy Jork.

Minęło tyle lat, a ona nadal szaleje na samo wspomnienie jego imienia. Pytanie: czy to jeszcze miłość, czy już tylko sentyment?

– Richard to przeszłość – mówi on bez żadnych ogródek, pełnym profesjonalizmu głosem. – Skup się na swojej pracy. Na rozprawie... i nie wierzę, że to powiem, ale skup się na Lokim.

– Po prostu nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze go zobaczę – mamrocze Ada, drapiąc się po karku. – I to na pewno nie w takich okolicznościach.

Murdock posyła jej lekki, prawie niewidoczny uśmiech. Resztkami własnych sił stara się podnieść ją na duchu, chociaż doskonale wie, że kobieta świetnie poradzi sobie sama, nawet jeśli jeszcze o tym nie wie.

– Przynajmniej znasz go lepiej niż Browna.

– Coś w tym jest, Matty. – Wzdycha cicho ona, brzmiąc odrobinę spokojniej. Szalony rytm bicia jej serca także nieco zwolnił. – Dzięki za te pozostałe taśmy z monitoringu. Przejrzę je wieczorem. Dzisiaj i tak wiele się na rozprawie nie zdarzy, same przesłuchania.

Przez króciutką chwilę rozmawiają o świadkach, jakich Ada ma zamiar przywołać na dzisiejszej rozprawie – na poprzedniej udało jej się przesłuchać tylko dwóch sądowych psychiatrów oraz Thora – a następnie powoli zbierają się do wyjścia. Van Doren proponuje, że podrzuci go do Hell's Kitchen, zwłaszcza że zaraz z tych ciemnych chmur zapewne zerwie się niezła ulewa, ale Matt uprzejmie odmawia, mówiąc, że da sobie radę. Tym samym żegnają się pod jej kamienicą przyjacielskim uściskiem i każde rusza w swoją stronę. Murdock kroczy w stronę najbliższej stacji metra, podczas gdy Adeline odprowadza przyjaciela wzrokiem, zastanawiając się, co tak naprawdę go gnębi. Później przebiega na drugą stronę ulicy, do nieco krzywo zaparkowanego Mercedesa.

Kolejny raz w tym tygodniu wyciąga zza wycieraczki zgiętą na pół kartkę papieru – zapewne z groźbami, wyzwiskami i innymi rzeczami, których życzy jej większość Nowojorczyków za obronę Lokiego – i bez czytania wyrzuca ją do pobliskiego śmietnika. Nie powinna denerwować się przed rozprawą, szczególnie że z tyłu głowy nadal siedzi jej Richard i mgliste wspomnienie o wspólnie spędzonych latach.

Odjeżdża w strugach deszczu, bo zaraz po tym, jak wsiada do wnętrza auta, zrywa się ogromna ulewa. Z jedną dłonią zaciśniętą na kierownicy, szuka w schowku jakiejś płyty, która nieco poprawiłaby jej humor. Jako pierwszą znajduje Spirit Depeche Mode, bez wahania wkładając ją od odtwarzacza. Zaraz potem z głośników zaczynają płynąć pierwsze dźwięki Going Backwards.

Na miejscu pojawia się dobry kwadrans przed czasem. Przy jej biurku na sali sądowej czeka Loki, wyraźnie znudzony, ze skutymi kostkami i nadgarstkami. Bez żadnego słowa przywitania – ku jego zdziwieniu, bo klasa to pierwsza rzecz, jaka mu się kojarzy z tą drobną, rudowłosą kobietą – po prostu zaczyna w pośpiechu rozkładać laptopa oraz swoje papiery tylko w sobie znanym porządku, po czym siada na niezbyt wygodnym krześle.

– Jesteś zdenerwowana – stwierdza nieoczekiwanie Loki, podczas gdy van Doren bębni niecierpliwie w dębowe biurko. Ostatnie tygodnie, spędzone wspólnie w jednym, niewielkim pomieszczeniu na długich rozmowach tylko i wyłącznie o tym, co zmajstrował tutaj parę lat temu, w jakiś sposób sprawiły, że zaczął być wobec niej mniej milczący, niż ma w zwyczaju być wobec reszty osób.

– Co? – wyrzuca z siebie zaskoczona Ada. – Ja? Nie. Skąd taki pomysł?

Laufeyson teatralnie przenosi wzrok na jej drżące dłonie. Szczerze mówiąc, rudowłosa nawet tego nie zauważyła, ale domyśla się, że zapewne drżą od momentu otrzymania tego cholernego faksu.

– Nic takiego – upiera się ona, siląc się na spokojny ton.

– To nie wygląda mi na nic takiego – odpiera bóg chaosu, wcale nie złośliwie czy ironicznie. Po prostu mówi o tym tak, jakby był to powszechnie znany fakt. – Jesteś pewna, że wszystko w porządku?

– Tak. Brak kofeiny – przytakuje. – Nie zdążyłam wypić kawy.

Loki wie, że to zwykłe kłamstwo. Adeline z kolei doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że on jej nie uwierzył. Ale to w porządku, żadne z nich nie ma sobie tego za złe. Są obcymi sobie ludźmi, których połączył przypadek, sadzając obok siebie na jednej sali; za jakiś czas ich drogi się rozejdą. Laufeyson nie pyta o więcej, a van Doren pierwszy raz w życiu błogosławi w duchu jego chłód i wyniosłość, ignorancję i wszystko to, co przyczyniło się do tego, że nordyckie bóstwo stwierdziło, że kontynuacja tej rozmowy nie przyniesie mu absolutnie żadnej rozrywki.

Z milion razy, o ile nie więcej, karci się w myślach za to, że tak łatwo pozwoliła wytrącić się z równowagi. Każe sobie wziąć się w garść, tak szybko, jak to możliwe. Aż do krwi przygryza swoje umalowane ciemnoróżową szminką usta, próbując doprowadzić się do względnego porządku. Stara się nawet przywołać w głowie te niemiłe zdania pod jej adresem, jakie wczoraj zaserwowało The New York Post w jednym ze swoich artykułów, żeby tylko wrócić na ziemię.

– Loki?

Bóg chaosu odwraca się w jej kierunku. Jego wąskie wargi nie poruszają się nawet na sekundę, jakby postanowił, że nie będzie jej przerywać, tylko cierpliwie poczeka na to, aż ona się odezwie. Swoje szczupłe dłonie ma ułożone na kolanach, odzianych w ciemne, eleganckie spodnie.

W tej samej chwili na salę wchodzą członkowie ławy przysięgłych oraz sędziowie. Za nimi zaś podąża spóźniony Richard, z długim płaszczem plątającym się pomiędzy jego nogami i skórzaną teczką w dłoni. To naprawdę nietypowe dla niego zachowanie, dla tego Pana Perfekcjonisty, który tykanie zegarka ma w głowie od dnia narodzin, ale dzisiaj naprawdę jej już nic nie zdziwi. Nawet spóźnialstwo jej byłego męża. Nie ma jednak zbyt wiele czasu na rozwodzenie się nad jego osobą, nawet jeśli nie widziała go dobrych kilka lat. Teraz należy skoncentrować się na nadchodzącej rozprawie, a wszystkie tłoczące się w jej głowie myśli musi odstawić na później.

Adeline nie mówi więc już ani słowa. Uśmiecha się tylko do boga chaosu, słabo, ale szczerze, co wywołuje na twarzy Lokiego coś innego niż obojętność. Mruży nieznacznie swoje zielonkawe spojrzenie, jakby próbował określić, dla kogo ten gest jest przeznaczony. A kiedy jest pewien, że Ada uśmiecha się właśnie do niego, unosi nieznacznie kącik ust, trochę mimowolnie, po czym nonszalancko odwraca wzrok.

– Panno van Doren, czy chce pani przedstawić swojego kolejnego świadka?

– Tak, Wysoki Sądzie. Obrona wzywa Anthony'ego Starka.

Po ciszy, która panowała na sali, nie ma już ani śladu. Nawet jego krztyny. Ludzie zaczynają mruczeć, rozmawiać między sobą, w ruch idą także notebooki, dyktafony czy aparaty fotograficzne przyniesione ze sobą przez dziennikarzy i fotoreporterów. Niewątpliwie pojawienie się Tony'ego wzbudza jeszcze większe emocje niż to, że Loki zasiada przed sądem stanowym. Jakby ludzie przez te niecałe dwa tygodnie, jakie minęły od pierwszej rozprawy, przyzwyczaili się do myśli, że na ich oczach rozgrywa się jeden z największych procesów sądowych ostatniej dekady, może nawet więcej niż dekady.

Podczas gdy Stark pewnie przemierza salę sądową, kierując się do specjalnie wyznaczonego dla świadków miejsca, spojrzenia Adeline i Richarda spotykają się, krzyżując na długie sekundy. Bardzo długie. Van Doren czuje, jak coś nieprzyjemnego ściska ją za gardło, pozbawiając ją dostępu do świeżego powietrza. Zaraz jednak wszystko mija, jakby nagle ściągnięto z niej trujące zaklęcie; wraca jej pewność siebie, a dłonie przestają się trząść. I dopiero kiedy opuszcza swoje stanowiska, uświadamia sobie, że przez cały ten czas bała się samego strachu związanego z tym spotkaniem, niż samego spotkania z Richardem.

– Panie Stark, dziękuję za poświecenie swojego cennego czasu – zaczyna Ada, posyłając mu szybki uśmiech, tak, aby nikt z postronnych go nie dostrzegł. Kątem oka zauważa, że Richard także się uśmiecha. – Na początek chciałabym, aby opowiedział pan o swoim spotkaniu z siedzącym tutaj – wskazuje dłonią na nordyckie bóstwo – Lokim Laufeysonem.

Tony, nie szczędząc typowego dla siebie sarkazmu, ironii i żarcików śmiesznych dla wszystkich poza sędziami, rozpoczyna swoją opowieść. W jej trakcie parę razy zostaje pouczony przez głównego sędziego, Dominica Alexandra, aby nie zbaczał z tematu i uważał na swoje słownictwo, bo kolejnym razem dostanie grzywnę za obrazę sądu.

– Czy nazwałby pan Lokiego Laufeysona szaleńcem?

– Sprzeciw – odzywa się Richard, podnosząc z miejsca. – Świadek nie jest psychologiem, aby wyrażać takie opinie.

Adeline błyskawicznie odwraca się w stronę van Dorena.

– Słuszna uwaga. Gdyby jednak zajrzał pan do akt z poprzedniej rozprawy, dowiedziałby się pan, że kwalifikowani psychiatrzy zostali już przesłuchani. Pytam o opinię, nie diagnozę.

– Sprzeciw oddalony – oznajmia główny sędzia.

– Cóż, na pewno nie powiedziałbym, że jest normalny – oświadcza wreszcie Stark. – W trakcie naszego spotkania zachowywał się jak narcystyczny dupek, któremu...

– Panie Stark! – upomina go Dominic Alexander. – Tysiąc dolarów grzywny. Może to utemperuje pana język.

– ...narcystyczny osobnik, któremu nie przeszkadza liczba ofiar, jaka będzie się za nim ciągnąć, gdy on będzie osiągać swój cel – kończy Tony, patrząc raz na Adę, raz na Lokiego. – Chodzi mi o to, że tak nie zachowują się nawet... – urywa, jakby próbował odnaleźć w głowie odpowiednie słowa. – Każdy z nas uczył się historii, zna podstawowe fakty i zapewne wszyscy się ze mną zgodzą, że nikt normalny nie przelewa krwi, aby uzyskać władzę nad światem. Myślę, że to dobry dowód na to, że w tamtym czasie Loki postradał wszelkie zmysły i wszelkie moralne hamulce.

W następnej kolejności Ada pyta Tony'ego o to, czy Laufeyson mógł być według niego niepoczytalny. Później dopytuje o szczegóły jego pojmania i przekazania go Thorowi Odinsonowi, docierając do punktu, w którym znajdują się teraz. Chce przedstawić przed ławą przysięgłych nowego Lokiego, który nie jest szalony i nie jest tak niebezpieczny, jak był w Nowym Jorku. Stark, doskonale rozumiejąc, do czego dąży Adeline, opowiada o znacznie łagodniejszym usposobieniu Laufeysona oraz o urządzeniu, które dla niego skonstruował, ale którego dotychczas nie musiał używać, bo Loki nie wykazuje żadnych agresywnych zachowań. Van Doren za wszelką cenę pragnie pokazać, że Loki z dwa tysiące dwunastego i dwa tysiące siedemnastego to dwie, całkowicie różne osoby. I że choć niezaprzeczalnie dokonał tamtych makabrycznych czynów, to nigdy nie był ich do końca świadomy.

– Czy prokuratura ma jakieś pytania?

– Tak.

Richard van Doren wychodzi ze swojego stanowiska, usilnie próbując pochwycić spojrzenie wracającej na miejsce Adeline. Jej wzrok jest jednak utkwiony w Tonym, jakby bała się utracić jakiegokolwiek szczegółu, który mógłby być decydujący na tym przesłuchaniu.

– Panie Stark, jeśli twierdzi pan, że oskarżony próbował pana, cytując, „opętać halabardą zagłady", a następnie wyrzucił przez okno, zapewne z intencją, że poniesie pan śmierć, to jaki jest pana interes w tym, aby akurat dzisiaj zeznawać na jego korzyść?

– Wierzę, że się zmienił – odpowiada Tony. Choć nie brzmi zbyt przekonująco, to jego niezachwiana pewność siebie jak zwykle wszystko maskuje. – Wierzę też, że każdy z nas zasługuje na drugą szansę.







A/N. Idk, ale jeśli ktoś byłby zainteresowany, to dzielę się z Wami moimi (a bardziej to Mary, god bless her) mercy'owymi plejkami na Spotify. Do znalezienia pod tytułami "This Is Mercy", "one hell of a lawyer" oraz "one hell of a psychotherapist".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro