Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. POSSIBILITY

Kiedy Zambia okazuje się kolejnym ślepym zaułkiem, Tony nie ma już żadnych wymówek, żeby nie obgadać kwestii Kamieni z Thorem, zwłaszcza że odciąganie Strange'a od tego pomysłu przestaje powoli działać. Stephen jest na skraju cierpliwości i lada moment sam pojawi się w siedzibie Avengers, żeby wtajemniczyć Gromowładnego w ich plan, co Tony wolałby jednak zrobić sam, żeby nie tracić zaufania kolejnej osoby. Och, ile by oddał, żeby właśnie w takich momentach bez konsekwencji móc zdzielić tego ulicznego magika jego własnym kapeluszem, jako karę za zbyt duże ego, po czym zabrać mu królika i odjechać z dramatycznym piskiem opon z Greenwich Village. Najlepiej w towarzystwie piosenek Boba Dylana.

Budzi się dobrą godzinę przed Pepper. Szósta rano wydaje się dla niego jak cholerny środek nocy. Wyślizguje się z łóżka tak cicho, jak tylko się da, aby nie obudzić kobiety, która dopiero przed jakimiś dwiema godzinami skończyła porządkować dokumenty podpisane w Richmond. Patrzy na nią przez parę sekund, na jej jasne włosy rozlane na granatowym materiale poduszki i na jej spokojną, mleczną twarz, jakby zastanawiał się, czy powinien ją pocałować, czy też nie. Ostatecznie porzuca ten pomysł i wychodzi z sypialni.

Poranek jest rześki, przyjemny. Bezchmurne niebo zwiastuje piękną pogodę, a pierwsze promienie słońca dają gwarancję ciepłego dnia. Stark narzuca na ramiona gruby sweter, a na nos wsuwa okulary z ciemnymi szkłami, zapewne sporo za nie przepłaciwszy, i wyrusza na poszukiwania Gromowładnego. Od Bruce'a dowiedział się, że Thor każdego ranka wykonuje dobre dziesięć, piętnaście kilometrów, spacerując po zalesionych okolicach siedziby Avengers. Tony zapewne też by tak robił – natura uspokaja człowieka, to fakt – ale bardziej ceni sobie odsypianie zarwanych nocy niż wczesne wstawanie. Dzisiaj musiał się po prostu poświęcić.

– Mogę dołączyć? – pyta, gdy nareszcie udaje mu się dogonić Thora. Nordyckie bóstwo, z dłońmi schowanymi w kieszeniach granatowej bluzy Adidasa, podążą wzdłuż ogrodu zaprojektowanego przez Potts, podziwiając wiosenne, zielone widoki otaczające kompleks drogich budynków.

– Oczywiście, Tony Starku.

– Wystarczy Tony.

– Wiem, Tony Starku – odpowiada Gromowładny takim tonem, jakby oznajmiał coś tak oczywistego, jak to, że dwa plus dwa to cztery.

Ciemnowłosy mężczyzna marszczy brwi, patrząc na przyjaciela z pewną dezorientacją. Thor schyla się po niewielki kolorowy kamyczek, wyraźnie odznaczający się na tle innych i kilkukrotnie podrzuca go w dłoni.

– Nieważne – stwierdza finalnie Tony. – No, przechodząc do sedna sprawy. Ja i Strange mamy swoje Tajemne-Stowarzyszenie-Poszukiwaczy-Kamieni...

Spojrzenie, jakie posyła mu Gromowładny, przypomina trochę to, jakie posyła się osobie, która upadła na głowę i przez to zaczyna pleść coś całkowicie pozbawionego sensu, a przynajmniej dla niego. Przenosi wzrok na ciemnofioletowy kamyczek, po czym bez słowa wręcza go Starkowi, robiąc przy tym minę w stylu „Naprawdę nie musisz mi za to dziękować”.

– Wy, Midgardczycy, naprawdę macie dziwne zajęcia.

Fala złości błyskawicznie ogarnia Tony'ego, aż po same koniuszki palców. Wyrzuca niewielki podarek od Gromowładnego, o mało nie trafiając w zaparkowane nieopodal auto. Tak długo zbierał się do tej rozmowy, co wcale nie było dla niego łatwe, bo bądźmy szczerzy – Stark nie lubi prosić o pomoc – i czuje, jak powoli uchodzi z niego jakakolwiek wola do współpracy.

– Thor, błagam, daj mi dojść do słowa.

– Zamieniam się w ucho.

– W słuch – poprawia go automatycznie Stark, po czym bierze głęboki wdech i cierpliwie kontynuuje. Postanawia mówić tak prosto, jak tylko się da, żeby uniknąć kolejnych powodów do irytacji. Nie chce powtarzać się drugi raz. – Zacznijmy od tego, że od jakiegoś czasu męczą mnie okropne koszmary, które okazały się czymś więcej, niż chorymi snami. Według Strange'a to wizje, a może nawet świadomość, którą dzielę z kimś, kto poszukuje Kamieni Nieskończoności.

– Kamieni Nieskończoności? – powtarza zaskoczony Thor, mrużąc wzrok błękitnych oczu. Nie sądził, że ktoś pośród Avengers, oczywiście poza nim, może interesować się tą kwestią.

– Nie wiem po co, ale mam przeczucie, że to nie jest żaden dobry cel – ciągnie Stark, czując, jak słowa same zaczynają cisnąć mu się na język. – Dlatego chcemy znaleźć je przed nim. Tyle że na Ziemi istnieją tylko dwa, a z tego, co wiem, jest ich sześć. Obstawiamy więc, że pozostałe są gdzieś rozsiane po kosmosie.

Słuchając uważnie każdego starkowego słowa, Gromowładny przytakuje z pełną powagą na twarzy. Wie, że jego informacje na temat wszechświata – istna Kosmopedia, jak mówi Tony – mogą im się teraz przydać. Z jego głosu wnioskuje bowiem, że jest on autentycznie przerażony tym, co się aktualnie dzieje, a może bardziej tym, że jemu, maniakowi kontroli, trudno jest nad tym bałaganem zapanować. I nawet jego poczucie humoru nie jest już w stanie tego zamaskować. Szkoda tylko, że Tony postanowił podzielić się z nim tym tak późno. Thor mógł im przecież przekazać dość istotne informacje na temat Kamieni Rzeczywistości i Przestrzeni, tym samym oszczędzając im zbędnego wysiłku. Poza tym mogli połączyć swoje siły, zamiast szukać ich we dwóch, osobnych zespołach.

– Tesseract został zniszczony razem z Asgardem – wyjaśnia rzeczowo nordyckie bóstwo. – A po ataku Mrocznych Elfów Eter przekazaliśmy Kolekcjonerowi.

– Okej, szybko poszło. Mamy więc do znalezienia jeszcze dwa. To jakiś plus – rzuca pod nosem Stark, z nieskrywaną ulgą w głosie. – Masz kontakt z tym całym Kolekcjonerem?

– Jeżeli nic się nie zmieniło, wciąż przebywa na Knowhere.

– W takim razie musimy lecieć tam jak najszybciej. Nie wiemy, do czego zdolny jest ten ktoś, kiedy zdobędzie cały komplet tych kosmicznych charmsów.

Obaj żwawo ruszają do siedziby Avengers. Budynek iskrzy w blasku porannego słońca, sprawiając wrażenie, jakby został wręcz namalowany na tym pięknym tle, pełnym zieleni drzew i błękitu nieba. Żaden z nich nie ma jednak czasu na podziwianie tego cudownego widoku; obaj bowiem zamykają się w temacie ratowania świata, nie dopuszczając do siebie żadnych bodźców z zewnątrz.

– Mogę na ciebie liczyć? – pyta Tony, chcąc mieć absolutną pewność, że Thor im pomoże.

– Oczywiście – przytakuje drugi z mężczyzn. – Wcześniej starałem się znaleźć jakieś informacje, ale moja siostra Hela mi w tym przeszkodziła. Później nie było już okazji, aby wznowić poszukiwania. Ale postaram się znaleźć wszystko, co wiadomo na temat pozostałych Kamieni, tam, gdzie jeszcze nie szukałem.

Uczucie, jakie wywołuje w Starku obietnica Gromowładnego, jest porównywalne do tego, kiedy jesteś pod wodą, tracąc resztki nabranego w usta powietrza i nagle ktoś łapie cię za dłoń, wyciągając na powierzchnię. Tony nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że przez całą rozmowę praktycznie wstrzymywał oddech. Płuca zaczynają go już powoli boleć, ale na dźwięk owych słów ogarnia go kolejna fala ulgi. Jakby odzyskał panowanie nad autem w ostatniej chwili, tuż przed tym, jak drogie Audi R8 miałoby się rozbić o ściany jego starej Tower.

– Wylecimy jeszcze dzisiaj. Trzeba się pospieszyć.

– Lepiej, aby jeden z nas został w Midgardzie – odpiera Gromowładny, zatrzymując się przed wejściem. Tony wpisuje kod do interfejsu, a zaraz potem drzwi otwierają się przed nimi. – Tak będzie bezpieczniej.

– Jesteś pewien?

Thor przytakuje tylko cichym pomrukiem, posyłając przyjacielowi pewne spojrzenie niebieskich tęczówek.

– W porządku. Poproszę Friday o przygotowanie statku – kontynuuje Stark. – Ja w tym czasie pomogę Bruce'owi i Erikowi z tym przeklętym algorytmem. Musimy oddzielić Kamień Umysłu od Visiona bez naruszania jego struktury.

– A co z Kamieniem Czasu?

– Nie miałem okazji pogadać o tym ze Strangem – przyznaje niechętnie Tony. – Napijemy się kawy?

Po drodze obgadują szczegóły całego wyjazdu Thora, czyli to, że bóg piorunów wyleci jeszcze przed południem jednym ze statków Stark Industries, aby mogli być cały czas w kontakcie. Na bieżąco będzie informować ich o wszelkich postępach; a pierwsze, co zrobi, to poleci na Knowhere i odzyska Kamień Rzeczywistości od Taneleera Tivana. Zapewne nie będzie to łatwe zadanie, ale Tony bardzo wierzy w swojego nordyckiego przyjaciela, a przynajmniej w jego urok osobisty. Thor proponuje, aby zabrać ze sobą swojego brata, bo to koniec końców był jego pomysł, aby dać Eter na przechowanie Kolekcjonerowi, ale Stark uświadamia mu, że jeśli Loki teraz opuści Midgard, nie będzie mógł powrócić. Jedynie, że życie przestanie mu być miłe, a jemu samemu zachce się śmierci. Nie wydaje się jednak, aby to kiedykolwiek nastąpiło, bo jedyną rzeczą, jaką bóg chaosu ceni sobie najbardziej, jest właśnie życie.

Kawa tego ranka smakuje wręcz idealnie. Jest ciepła, ale nie gorąca. Jest aromatyczna, przyrządzona ze świeżo zmielonych ziaren, których ilość została idealnie dobrana do potrzeb obu mężczyzn. Do tego cukier, śmietanka, mleko i inne gadżety, z jakich Tony nie korzysta, bo ponad wszystko ceni sobie ten gorzkawy smak, podczas gdy Thor wsypuje do kubka każdą z tych rzeczy, z szerokim uśmiechem na twarzy. Ale dzisiaj Stark ma naprawdę dobry humor, nawet jeśli musiał wstać o tak bestialskiej porze, że sam zabiera od Gromowładnego niewielką porcelanową kankę, wlewając odrobinę mleka sojowego do swojego napoju. Jak szaleć, to szaleć, co nie?

W milczeniu obserwują przez szklane ściany to, jak wszyscy w siedzibie powoli budzą się do życia. Pepper, która wbiega do kuchni, zabiera kubek kawy, całując Tony'ego przelotnie w policzek i witając się przy okazji z Thorem, a następnie opuszcza ją w jeszcze większym pośpiechu, gotowa zacząć kolejny dzień za sterami Stark Industries. Rhodey, wciąż na granicy snu i jawy, który toczy się leniwie do po wąskich korytarzach siedziby, aby po chwili zniknąć za drzwiami ogromnej łazienki. Vision w swojej humanoidalnej formie, ubrany w luźną koszulę w szkocką kratę i ciemne dżinsy, który obdarza ich znaczącym spojrzeniem niebieskich tęczówek, kiedy wychodzi z laboratorium Bannera i Selviga. Tony obstawia, że Erik zapewne znów zasnął gdzieś pod biurkiem w trakcie pracy nad algorytmem, a Bruce z kolei już za moment do nich zawita, aby uzupełnić swoje braki w kofeinie. Banner bowiem zawsze pojawia się w kuchni jako drugi, tuż po Pepper, która wpada tutaj zaledwie na parę sekund, aby zabrać magiczny napój bogów i pobiec do kolejnej bazy.

– Włączcie telewizję – oznajmia Bruce bez żadnego wstępu, kiedy jak na zawołanie pojawia się w kuchni. – Natychmiast.

Żaden z dwójki mężczyzn nie komentuje rozkazującego tonu głosu Bannera, całkowicie do niego niepodobnego. Thor po prostu leniwie sięga po pilota leżącego obok miski z owocami i wciska czerwony guzik, a już po sekundzie na gigantycznym ekranie pojawia się twarz reportera CNN. Napis na belce poniżej głosi: Ogłoszenie wyroku w sprawie Lokiego Laufeysona.

– Daj trochę głośniej – mruczy Tony znad kubka z nadrukowanym logo Stark Industries. Bruce nalewa sobie kawy i siada na jednym z wolnych krzeseł, pomiędzy dwójką przyjaciół. – To przełomowa chwila, nie chce się czasem przesłyszeć, a wiecie, wiek już nie ten...

Ale Gromowładny już ich nie słucha. Sprawia wrażenie, jakby kompletnie nie zauważał obecności ani Tony'ego, ani Bruce'a, jakby teraz w pomieszczeniu znajdował się wyłącznie on i reporter CNN. Otaczające go dźwięki, zapachy, widoki odchodzą na drugi plan, a wszystkim, co widzi Thor, jest ekran telewizora zawieszony za plecami Starka. Jest skupiony do granic możliwości, cierpliwie czekając na to, co zaraz się stanie.

Ostatnie pół roku było bowiem życiem na szpilkach, życiem w niepewności, że to wręcz ulga, wiedzieć, że ten koszmar za moment się skończy. Pytanie tylko: z jakim rezultatem? Thor uważnie śledził cały proces, zasypując przy okazji Adeline lawiną pytań o to, jak jeszcze może pomóc jej i Lokiemu. Chciał być pewien, że zrobił dosłownie wszystko, co mogłoby się przyczynić do tego, że bóg chaosu dostanie korzystny wyrok. Teraz jednak może tylko siedzieć i słuchać; życie jego brata znajduje się wyłącznie w rękach Midgardczyków. Thor liczy na ich łaskę, na ich miłosierdzie, na litość. Na to, co pozwoli Laufeysonowi zachować życie. Co pozwoli mu zostać na Ziemi i funkcjonować bez obaw o to, co przyniesie kolejny dzień.

Może w końcu będą szczęśliwi? Może wreszcie ich życie w Midgardzie jakoś się ułoży? Może...?

Z wyczekującym wyrazem twarzy, Gromowładny wpatruje się w ekran kilkudziesięciocalowej plazmy. Dłoń zaciska wokół niewielkiego urządzenia w plastikowej obudowie, nawet nie będąc świadomym, jakiej siły do tego używa. Stark ma ochotę zabrać mu pilota, żeby ten czasem całkowicie go nie zniszczył; na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że Lokiego skazano na karę śmierci. Ale nic takiego się nie dzieje.

– O kurwa – kwituje Tony, nie mogąc uwierzyć temu, co właśnie relacjonuje reporter. Wysoki, szczupły mężczyzna o śniadej skórze i zaczesanych na bok ciemnych włosach żywiołowo relacjonuje na żywo sprzed budynku nowojorskiego sądu. – Udało jej się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro