*7*
Severus nie mógł spać. Tylko kawałek dzielił go od syna Jamesa Pottera i Lily Evans. Zastanawiał się, jak to możliwe, że im tak szybko przeminął ten tydzień i ani razu nie pokłócili się, ani nie musiał na niego warczeć. Cieszyło go to, że chłopak pilnował się i nie pozwalał sobie na głupoty i że nie robi mu durnych psikusów. Właściwie, zaczął się zastanawiać, czy on naprawdę jest taki okropny za jakiego go uważał. Powinien to sprawdzić. Ciągle chronił mu dupsko, ale... Nie znał go. Nigdy nie chciał poznać...
Nie spał tej nocy. Zszedł do pracowni, by się odprężyć, jednak tylko się zirytował. Próbował stworzyć eliksir na skutki cruciatusa, ale to wymagało precyzji, a on właśnie zepsuł składnik. Westchnął, po czym pociął go w kostkę i wrzucił do słoika. Przyda się do czegoś innego. Spojrzał w bok, bo dostrzegł ruch z tamtej strony. Musiał obudzić Pottera, gdy wstawał, bo ten jeszcze tarł oczy, gdy wózek go przyciągnął na dół.
- Profesorze... - Harry nie dokończył, bo Severus podsunął mu pod nos kartkę
- Jesteś w stanie pociąć ten korzeń w ten sposób? - pokazał mu rysunek, szczegółowo opisany.
- Wydaje mi się, że tak... Ale zajmie mi to sporo czasu. - oznajmił spokojnie i wziął do ręki produkt. - Wszystko wykonuje jakby w zwolnionym tempie.
- Wiem. Twoja precyzją też się zmieniła. Widziałem to. Pokroisz?
- Jeżeli nie przeszkadza Panu, że będę to robił wolno, to mogę spróbować. - oznajmił, a czarnowłosy czarodziej transmutował jakąś pierdołe w stolik, by chłopak mógł się idealnie pod niego wsunąć zapewnił mu dobre światło i podał potrzebne rzeczy. - Wie Pan... Niech pójdzie się pan zdrzemnąć...
- Dasz radę to pociąć... O tak? - spytał ignorując go całkowicie, pokazując mu kolejną kartkę. Ten pokiwał głową na tak. - A to? - spytał, a Harry się zastanowił.
- To nie wiem... Tutaj jest napisane, że musi to być pocięte tak, by nie wyciekł sok, a nie wiem, czy jestem w stanie...
- Spróbujesz - oznajmił starając się ukryć swoje podekscytowanie. Oparł się o blat roboczy i zaklął. Chciał zacząć ważyć, ale zapomniał, że brakuje mu jednej ważnej rzeczy. Szukał w myślach osoby, którą mógłby prosić o przysługę, ale nie znał takiej. - Znasz jakiś prawiczków, albo dziewice? - zapytał prosto z mostu, a Potter podniósł głowę. Udało mu się pokroić dwa cieniutkie plastry, ale miały dokładnie takie wymiary jak powinny.
- Chce pan odprawić jakiś rytułał? - zapytał, a ten warknął. Nie chciało mu się tłumaczyć, więc powiedział krótko.
- Potrzebuje niewinnej krwi do eliksiru, do którego tniesz składniki. Potrzebuje trzech osób silnych magicznie. Wszyscy, których znam chcą tyle kasy, że zbankrutował bym przy jednej osobie, a co dopiero przy trzech.
- Tak sobie myślę, że Hermiona mogłaby być chętna. Jeżeli może pomóc to z chęcią to robi, a niewątpliwie jest silną czarownicą. Nie wiem czy Ron... Ale tak. Na pewno też jest odpowiednio silny. Cała ich rodzina jest... I Ginny. Nie wiem czy jest odpowiednio silna, ale chyba tak ... Myślę, że się zgodzą.
- Zapomniałeś o czymś. Mieli być czyści. Wesley nie raz obciskiwał się z Grenger na korytarzach, a Panna Wesley jest znana z bliskiej relacji z Chłopcem Który Przeżył. Przed wojną z całą pewnością znaleźliście chwilę by uprawiać seks.
- Profesorze. Przed wojną nie myśleliśmy o takich rzeczach. Ron i Hermiona niedawno się rozstali, a nie doszło między nimi do s-stosunku - zatrzymał się na chwilę. Ciężki temat. Severus aż się kpiąco uśmiechnął na jego lekki rumieniec. - Ja z Ginny na dobrą sprawę nigdy nie byłem. Traktuję ją jak siostrę.
- I myślisz, że się zgodzą oddać większość krwi, za kilka marnych galeonów? - zapytał. - I nie zapominaj. Masz mi mówić po imieniu. Nie profesorze. - oznajmił i wrócił do swojego stanowiska pracy. Chłopak wrócił do krojenia.
- Tak. Hermiona byłaby skłonna nawet za darmo pomóc, sama by dziękowała za szansę bycia przy tobie, gdy tworzysz eliksir. Pewnie to jakaś nowość, więc tym bardziej. Ron i Ginny też by się zgodzili... Nie będę ryzykował mówiąc, że za darmo, jednakże każdy pieniądz im się przyda.
- Jasne, nie wiedzie im się najlepiej - oznajmił ciemnowłosy i pokiwał głową. - Rzucę na to zaklęcie świeżości, a ty się nie spiesz. Wybieram się do Hogwartu i po trochę pieniędzy. Zabezpiecze dom zaklęciami. Będziesz bezpieczny.
- Okej. Uważaj na siebie - powiedział skupiając się na zadaniu, a Severus uniósł brew. Mniejsza z tym, miał szansę stworzyć kolejny eliksir... Będzie mógł wrócić do ważenia. Jeżeli to się uda... Chyba ucałuje Pottera. Zniknął z domu, gdy tylko się ubrał. Mógł niby poczekać tę godzinę do świtu, ale był zbyt podekscytowany. Obudził dyrektorkę i powiedział czego chce.
Wrócił do domu po dwóch godzinach i od razu zszedł na dół. Potter dalej tam siedział, z czystą perfekcją pociął korzeń... Plastry były idealnej grubości.
- Zrób sobie przerwę przed następnym składnikiem. Będzie potrzebny za kilka godzin, więc nie ma pośpiechu. - oznajmił. - Skrzatko, przynieś nam coś ciepłego. - powiedział, gdy małe stworzenie pojawiło się, przy nim po usłyszeniu swojego imienia.
- Do jedzenia też poproszę - powiedział Harry, rozmasowując sobie palce. - Ten nóż jest za tępy bym z precyzją pociął ostatni składnik... Mógłbyś go naostrzyć zanim do niego przejdę?
- Oczywiście, że też nie zwróciłem na to uwagi. Pewnie palce ci odpadają, bo musiałeś włożyć w to dużo siły. - oznajmił. Częściowo testował chłopaka, gdyż chciał sprawdzić, czy będzie narzekał, gdy zwróci się uwagę na nie wygodne warunki pracy.
- Przyzwyczaiłem się do tego u wujostwa, chociaż wyszedłem z wprawy - oznajmił dalej kontynuując masaż. Severus chciałby mu jakoś pomóc, bo w końcu ten jest jego pomocnikiem w tym momencie. Przywołał taboret i oliwkę. Wziął jego dłoń i zaczął masować mu ją z małą ilością oleju.
- Severusie, nie trzeba...
- Siedź cicho. Robię to tylko dlatego, że pomagasz mi przy składnikach. Znam ból po krojeniu, siedzę w tym tyle lat. - powiedział i masował dalej. Miał dość przyjemne dłonie, ale Harry czuł zgrubienia na kciuku i palcu wskazującym. Te najwięcej pracowały, gdy ten tworzył nowe przepisy i eksprymentował.
- Dziękuję. Czuje się lepiej - powiedział chłopak, gdy mężczyzna skończył. - Udało się załatwić wszystko? - przyjął od skrzatki ciepły posiłek kiwając jej głową.
- Tak. Krwiodawcy powinni tu być lada moment. - oznajmił i wybrał kociołek. Wstawił go na ogień i wlał wodę. Do szklanego naczynia zebrał korzeń i położył przy stanowisku pracy. Zabrał z półki jakiś składnik, który był już sproszkowany, bo musiał to dodać jako pierwsze. Czuł wzrok chłopaka na rękach, ale nie czuł zirytowana, ani stresu z tego powodu. Ten nie pytał, nie przeszkadzał, nie mlaskał ani nie siorbał. Kompan idealny. Nie wiedział dlaczego miał o nim takie złe zdanie do tej pory. Tak, no fakt, nie chciał go poznać i nie znał. Teraz to nadrabia.
Data opublikowania 1.06.2022
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro