Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*10*

Harry zaparł się rękoma i podniósł się z wózka.  Oparł się i stół, nawet nie próbując stanąć bez tego. Nogi mu bardzo szybko zaczynały drżeć z wysiłku, ale nie mógł wiecznie siedzieć na tyłku. Pozostały mu ćwiczenia. Gdy czuł, że te już na prawdę nie dają rady, to usiadł obserwował mięśnie, gdy podnosił nogę i ruszał kostkami, czy zginął kolano. Niektórym wydaje się śmieszne, ale właśnie tak musiał ćwiczyć. Jeżeli się zasiedzi to już w ogóle nie wstanie. Nie wiedział, że Severus go obserwuje, zamyślając się nad jego sytuacją.  Przyda mu się w sumie trochę ruchu.
Wszedł do pomieszczenia, a gdy chłopak spojrzał na niego, położył mu na kolanach pelerynę.

- Jest dość zimno, a wychodzimy. - oznajmił, a ten zmarszczył brwi. Chciał zapytać gdzie, ale ten go uprzedził. - Zobaczysz gdzie się wybieramy ... - oznajmił. - Spodoba ci się - dodał po chwili. Transportowali się dzięki Severusowi i Harry był w szoku, gdy wylądowali przed chatką Wesleyów.

- Przecież nie wiedzą o tym, że...

- Wiedzą, że nie jesteś charlakiem. Myślą jedynie, że twój poziom mocy jest bardzo niski, przez co nie możesz z niej korzystać, a to się zgadza. A wiedzą, że żyje przez to, że pobierałem krew od dwóch Wesleyów.  - oznajmił i zobaczyli, że z chatki wybiega pani Weasley. Harry został wyściskany za wszystkie czasy. Został podany im obiad i oczywiście było dużo rozmowy.  - Skorzystamy z waszego podwórza. Harry musi poćwiczyć - stwierdził Severus po dwóch godzinach. Gdy wózek wyjechał to złapał go za dłonie i pomógł mu wstać.  Ten zacisnął ręce na jego dłoniach, a jego nogi po chwili zaczęły drżeć z wysiłku.  Gdy usiadł to był więcej niż szczęśliwy. Profesor dość długo go przytrzymał, wymuszając, by stał na nogach.

- Myślisz, że jestem gotowy, by ćwiczyć chodzenie? - zapytał, a ten chwilę myślał.

- Właśnie to sprawdzam dzieciaku. Przyszliśmy tutaj, byś pokazał mi czy utrzymasz się na miotle.

- Miotle? - spytał Harry, a ten mruknął gniewnie.

- Tak. Miotle. Nie wyraźnie mówię? - zapytał, po czym przywołał do siebie środek transportu. Chłopak ponownie się podniósł i gdy dostał  przedmiot między nogi, zacisnął na nim mięśnie, tak jak i ręce na trzonie. Niestety, gdy za pomocą magii Severus ją uniósł w górę, zaczął się przechylać, bo jednak dalej był za słaby. Przestraszył się, że już nigdy nie zagra, ani nigdy nie polata.

- Będziemy tutaj co weekend przychodzić byś ćwiczył. - stwierdził spokojnie czarnowłosy a chłopak pokiwał głową. - w domu musisz próbować chodzić. Będziesz się pewnie uczył tego jak dziecko, przy meblach i będziesz siadał na tyłku po kilku krokach, ale... Musisz opanować swoje ciało.

- Tak... Oczywiście - szepnął cicho patrząc na niego. Na wózku nie był sobą. Nie był tym ruchliwym Harrym Potterem. Był bardziej jak marionetka, jego mięśnie nie są w stanie śpiąć się na za długo, przez co po jakimś czasie po prostu bezwładnieje. - Będę ćwiczył - szepnął do siebie. Starszy mężczyzna patrzył na niego długi czas. Widział siłę w chłopaku, wiedział, że ten nie podda się w ćwiczeniach i w końcu osiągnie sukces.

- Jeszcze raz. Zrób kilka kroków- oznajmił cicho Nietoperz a okularnik pokiwał głową.  Trzymał się mocno przedramion mężczyzny, gdy robił malutkie kroczki do przodu. Severus mu uciekał, więc nie mógł przestać iść,  inaczej upadnie. Nogi mu drżały niesamowicie,  sprawiało mu to już ból, ale jedynie zacisnął zęby i jeszcze mocniej się wyprostował, gdyż garbił się, patrząc na swoje nogi przed sekundą.  Spojrzał na mężczyznę, po czym poczuł, że ten puszcza jego ręce i zostaje sam. Harry chciał podejść, bo ten się odsunął, ale kolana dziwnie mu się ugięty i czuł, że leci na ziemię. W ostatniej chwili został złapany.  - Wystarczy. - oznajmił czarnowłosy, po czym przywołał wózek, by chłopak mógł usiąść. - Możemy wracać do domu.

****

Harry zajął się obiadem, podczas gdy Severus zajrzał do mikstury, by zobaczyć, czy wszystko w porządku. Gdy przyszedł do kuchni, zielonooki nastolatek rozpoczął rozmowę o jednym z tematów z podręcznika. Nie do końca go zrozumiał, więc miał nadzieję, że mężczyzna mu go wytłumaczy. O dziwo, tak było. A myślał, że ten każe mu się samemu dowiedzieć.
Słuchał uważnie wywodu nauczyciela, a na końcu  podziękował, bo teraz potrafił zrozumieć o co w  nim chodziło. W tym momencie do okna zastukała sówka, z listem. Severus otworzył okno, przyjął rzecz, po czym poczęstował zwierzę składnikiem obiadu. To jednak nie odleciało, jakby czekało na odpowiedź.

- Kogo to sowa, Severusie? - zapytał chłopak, a ten mruknął, że Minewry. Harry chciał wiedzieć, co jest w tym liście, ale wiedział, że to prywatna korespondencja i nawet nie powinien pytać. Jednak nie miał pojęcia, że w liście też był wspomniany, a ich życie nabierze teraz tempa.

- Pieprzone małe gnojki. - warknął mężczyzna cicho, a ten spojrzał na niego, mając nadzieję, że ten mu wytłumaczy. Jednak Severus zajął się odpisywaniem i dopiero, gdy zwierzę odleciało z odpowiedzią, zapytał.

 - Coś nie tak?

- Bank Gringotta się upomina o twój majątek. Mój zresztą też. - warknął pod nosem.

- Jak to?

- Wszyscy myślą, że nie żyje. W mojej skrytce mam oszczędności, a że jest ich trochę, jeżeli nie pokaże im się, trafią one do mojej rodziny. Pieprzeni upomnieli się o pieniądze! - warknął sam do siebie będąc wściekłym na swoich braci.

- Aha... rozumiem - oznajmił cicho patrząc na niego. - Nie chcesz by tak się stało...

- Nie tylko pieniądze dostaną. Jeżeli faktycznie mnie uśmiercą w papierologii to i posiadłość oraz ziemia trafią do nich.  A wierz mi, nie tykają do tej pory jej tylko  dlatego, że jest tam tak dużo czarno magicznych zaklęć, chroniących zawartość, że musieli by kogoś wynająć, aby je zdjąć. Nie mogą tego zrobić dopóki nie jest to ich.

- Rozumiem.  Masz cenne rzeczy, które nie powinny wpaść w ich ręce. - pokiwał głową delikatnie.

- Jest też problem z twoją małą fortuną. - oznajmił mężczyzna. Harry uniósł na niego spojrzenie, bo to poleciało w dół, kiedy się zamyślił. - Jako charłak nie możesz postawić nogi w świecie czarodziejów. Bank ma swoje zasady i cię nie przepuści.  Nie masz krewnych, ani żony, więc pieniądze przejmie Bank...

- Te pieniądze mogłyby mi się przydać... - oznajmił cicho i spuścił głowę.

- Nie dam im oddać mojego i zabrać twojego. Niech się odpieprzą od tego co zarobiłem przez ciężką pracę - warknął cichutko do siebie. - Minewra przyjdzie wieczorem by z nami o tym porozmawiać. Mam nadzieję, że ma jakiś sposób, czy pomysł, by na to zaradzić - westchnął, a Harry pokiwał głową zgadzając się. Wrócił do robienia obiadu zamyślony. Zastanawiał się ile jeszcze będzie problemów w ich życiu..  ale zapewne nie mało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro