Rozdział 43
*Trochę, bardzo później*
Roxy
-Ale się stresuje!- szepnęłam Dezemu.
-Nie masz czym, umiesz wszystko, jesteś bardzo mądra. To ja powinienem się stresować.- zakończył swoją wypowiedź i delikatnie mnie pocałował. Za chwilę miała się rozpocząć matura.
-Ale ty tego nie robisz!- skomentowałam i położyłam ręce na klatce piersiowej chłopaka. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale poczułam kopnięcie w brzuchu. Dezy widząc moją minę objął mnie i próbował uspokoić. Co jak zawsze mu nie wyszło.
-Co tam gołąbeczki?- spytała radośnie Kinia podchodząc do nas razem z Matem.
-Kopie...- westchnęłam.
-Ale pomyśl o tym z innej strony dzisiaj dowiesz się jakiej płuci jest twoje dziecko... albo dzieci.- na koniec się wyszczerzyła. Dzisiaj po maturze mieliśmy z Dezym jechać do lekarza na USG...
-Nie pomagasz... zresztą on też.- powiedziałam lekko obrażona pokazując na Dezego. Po chwili wszyscy czworo się śmialiśmy w najlepsze, jednak nasza radość nie trwała zbyt długo, bo chwilię potem z sali gimnastycznej wyszła dyrektorka i jeszcze dwie inne panie i zaczęliśmy pisać...
*po maturze*
-Żałuje, że się więcej nie uczyłem.- stwierdził Dezy, kiedy wychodziliśmy ze szkoły.
-A co my mamy powiedzieć? My mieliśmy jeszcze rozszerzenia!- krzyknęła Kinia.
-Spokojnie- chłopak podniósł ręce w geście obronnym.
-Mat, zaparz jej melisy jak wrócicie do domu.- powiedziałam lekko rozbawiona sytuacją. Moim zdaniem poszło mi dobrze. A zresztą! Po co mam się teraz martwić skoro to już za mną? Ech... nie poznaje się. Odkąd poznałam Dezego moje życie zmieniło się o sto osiemdzisiąt stopni. Z spokojnej, cichej dziewczyny, stałam się pewną siebie, odważną kobietą. Dezy mnie zmienił, to dzięki niemu jestem jaka jestem. Jaka byłam w gimnazjum, jaka byłam zanim ten idiota mnie wykorzystał. To już przeszłość teraz idę śmiejąc się i ciesząc życiem do samochodu mojego narzeczonego odstawi mnie do domu żebym się przebrała i za dwie godziny jedziemy do lekarza. Trochę się denerwuje. Dezy mówi, że płeć go nie obchodzi ważne żeby było zdrowe. Kasi chce siostre i mówi że będzie się nazywać Barbie. A ja wsumie nie wiem... mam córkę to może teraz syn. Wiem, że Dezy po cichu liczy na syna, ale nic nie mówi. Przebrałam się ze szkolnego ubrania w (media)
i poszłam zjeść obiad. Kasi była w przedszkolu, rodzice w pracy, więc odgrzałam sobie pomidorową i usiadłam przed telewizorem. Znalazłam jakiś kabaret i zaczęłam jeść zupę. Prawie ją wylałam ze śmiechu. To dziecko raczej nie będzie spokojne... Kiedy skończyłam jeść i umyłam naczynie, zadzwonił mój telefon. Poszłam odebrać. Nie patrząc na wyświetlacz nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo- powiedziałam.
-Witaj kochanie! Po wakacjach wracam do Polski studiować. Mam nadzieję, że się spotkamy i że zrobiłaś jak ci mówiłem i usunęłaś bachora.- myślałam, że dostane zawału. Zadzwonił Łukasz. Ten idiota ojciec Kasi. Wystraszyłam się o prawa rodzicielskie.
-No pewnie, że usunęłam. A co do spotkania to wybij to sobie z głowy. Mam narzeczonego i jestem szczęśliwa. Będę miała z nim dziecko, a ciebie nie chce już w moim życiu!- wykrzyczałam do telefonu.
-Suka! Puszczasz się z innymi!- wrzasnął.
-Kończę tą idiotyczną rozmowę. I nawet nie próbuj dzwonić!- dalej krzyczałam.
-Jeżeli dalej mieszkasz z rodzicami to niedługo się spotkamy.- wysyczał.
-Niedługo się przeprowadzam!- wrzasnęłam i rozłączyłam się. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Płakać z bezsilności, strachu i przerażenia. Nawet nie zobaczyłam jak do domu wszedł Dezy.
-Kochanie, co się stało?- chłopak uklęknął przymnie. Opowiedziałam mu o wszystkim zanosząc się płaczem. Kiedy skończyłam, wtuliłam się w chłopaka, a on zaczął kreślić wrorki swoimi palcami na moich plecach.
-Już dobrze?- spytał po kilku minutach i spojrzał mi w oczy z troską.
-Tak, chyba tak.- słabo się uśmiechnęłam. Wstaliśmy z podłogi i poszliśmy do drzwi. Zamknęłam dom i zeszliśmy po schodach. Weszliśmy do samochodu i znów zaczęła się rozmowa.
-Powiedział, że niedługo się zobaczycie.- zaczął Dezy.
-Tak. I co z tego?- byłam ciekawa o co chodzi chłopakowi.
-Może byśmy zaczęli szukać mieszkania? Ty nie będziesz mieszkać z rodzicami, więc nie będzie mógł zobaczyć Kasi. A Warszawa nue jest małym miasteczkiem, więc nas nie znajdzie.- zaproponował. Nie powiem jego propozycja mnie zaskoczyła, ale w wakacje i tak mieliśmy wziąść ślub, więc i tak byśmy razem zamieszkali.
-Wsumie możemy poszukać...- powiedziałam i zobaczyłam, że jesteśmy na miejscu. Zaczęłam się denerwować nawet nie wiem czemu. Dezy to zauważył i kiedy wyszłam z samochodu objął mnie delikatnie i szepnął ''będzie dobrze"...
Hejka Nutki! Co się ze mną stało? Prawie 700 słów! Ech... wena. Jak myślicie co się stanie? A i dobra (albo i zła) wiadomość pociągnę jeszcze tę książkę, bo mam fajny pomysł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro