20
Pov Chloe
Niall się tak zachowywał jakby coś w niego wstąpiło i to bardzo niedobrego. Z jego oczu aż biła wściekłość. Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie miałam ku temu sposobności, bo pchnął mnie na ścianę. Następnie jego dłoń wylądowała na moim gardle.
Bałam się go w takim wydaniu. Zazwyczaj słodki i czuły Niall zmienił się w istnego potwora.
- Zdradziłaś mnie głupia suko! - wrzasnął mocniej zaciskając dłoń na moim gardle. Obawiałam się, że niedługo zabranie mi powietrza.
- Nigdy tego nie zrobiłam.
- Klamiesz! - krzyknął, a ja nie wiedziałam co dalej robić. On i tak nie miał zamiaru mnie słuchać. Najwidoczniej tak właśnie miał nastąpić koniec mojego życia.
- Byłam tylko po jedzenie dla nas - ostatni raz postanowiłam zacząć się bronić. Jego to nie przekonała, bo uścisk się wzmocnił. Przez to nie mogłam już pobierać powietrza, dusiłam się.
- Jak mogłaś tak zrobić, ja cię tak bardzo kocham, jestem dla ciebie gotów na wszystko - mówił coś tam dalej, ja jednak już nic nie słyszałam, obraz mi się rozmazywał.
Pov Niall
Byłem wściekły na Chloe, ona z czystej zemsty przyprowadziła do naszego pokoju tego chłopaka. Te podduszanie było swojego rodzaju dla niej nauczką. Musiała wiedzieć, że ma być mi wierna. Kochałem ją, ale nie zamierzałem dawać jej robić z siebie idiotę.
Nie chciałem jej zrobić krzywdy, więc szybko zabrałem dłoń z jej krtani. Ona upadła na podłogę, ale widziałem, że nadal nie mogła złapać oddechu. Starała się, ale jej to nie wychodziło.
Przykucnąłem obok niej.
- Już ci nic nie zrobię, musisz oddychać kochanie - poleciłem jej, ale to nie pomogło. Po chwili straciła przytomność. Oddech powrócił, ale był bardzo słaby. Udrożniłem jej, więc drogi oddechowe.
Musiałem ją zabrać do szpitala, inaczej ona może nawet umrzeć. A ja tego nie chciałem.
***
Miałem ogromne, niewyobrażalne szczęście, w pobliżu tego przeklętego hotelu znajdował się prywatny szpitala. Jak się dobrze zapłaci lekarzom to oni nie będą wynikać. Wytłumaczyłem im jedynie, że ktoś ją napadł i, że na chore serce. Liczyłem na to, że jeszcze dziś będę mógł ją ze sobą zabrać i zawieść prosto do mojego domu.
Usiadłem w poczekalni na krześle, nic innego mi nie pozostawało. Odczuwałem wyrzuty sumienia. Gdybym tak nie zaatakował Chloe to nic takiego by się nie stało, lecz z drugiej strony, dostanę dla niej recepty, więc będę mógł wykupić jej lekarstwa. Jak będę je miał to będę odrobinę spokojniejszy. Mój dom jest na odludziu i tak szybko bym nie dotarł do szpitala.
Nagle podeszła do mnie lekarka, która przyjęła na oddział Chloe. Wygladała na jakieś trzydzieści pięć lat.
- Czy dziewczyna jest pełnoletnia?
- Tak - skłamałem, miałem nadzieję, że się odczepi. A Chloe wyglądała na te osiemnaście.
- A ma pan przy sobie jej dowód? - cholerna baba. Musiała się mnie przyczepić. Chyba miała za mało roboty.
- Nie, ale ja wam płacę za leczenie jej, więc tak robicie! - krzyknąłem na nią, a ona się oddalił. Dobrze, że zrozumiała, że mi nie wolno się przeciwstawiać. Oby Chloe także szybko to pojęła.
Jak chcecie szybciej kolejny rozdział to piszcie konkretne komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro