Rozdział XV
Leo wyjął z ekwipunku pochodnie. Następnie przystawił do niej zapalniczkę. Nacisnął guzik, a drewniana pochodnia w mig zajęła się ogniem. Płomień oświetlił wnętrze jaskini. Wyglądała ona jak wielki, kamienny korytarz.
Leo obejrzał się za siebie.
- Chodźcie. - szepnął, zwracając się do dziewczyn. Wolał nie podnosić głosu, z obawy że głośne dźwięki mogą przyciągnąć potwory, lub inne nieprzyjazne stworzenia.
Ruszył przed siebie, prowadząc resztę w głąb jaskini.
LaRose i Black Opal szły tuż za nim. Lucy zastanawiała się jakim cudem ten łowca nagród tak szybko ją wytropił. Przecież razem z Leonem postarali się żeby nie pozostawiać po sobie żadnych śladów, po których można by ich namierzyć. To pewnie przez Leona, który nie pozwolił jej zabić zbędnych światków. Przez to wszystko wpakował ich dwójkę w tą groźnie wyglądającą sytuację. Ich dwójkę, oraz Alloy.
Lucy spojrzała na idącą obok niej brunetkę. Nie czuła do niej jakiejś szczególnej przyjaźni, ale była jej wdzięczna za uratowanie jej... przyjaciela? LaRose nie była do końca pewna co do relacji łączących ją i Leona. Ten walnięty łucznik traktował ją jak siostrę, z kolei ona z niewiadomych przyczyn czuła do niego sympatię. Imponował jej zarówno jako świetny wojownik, jak i przystojny mężczyzna. Choć trzeba przyznać że jest zbyt wątły jak na jej wymagania.
Biegnący na czele Leo nagle się zatrzymał. Lucy i Alloy wyhamowały w ostatniej chwili, unikając zderzenia z mężczyzną.
- Co to miało być? - warknęła oburzona Alloy.
Łucznik uciszył ją ruchem ręki.
- Spójrz - szepnął wskazując palcem przed siebie.
Obie dziewczyny spojrzały w wskazanym kierunku. Mroczna, okryta ciemnością głębia jaskini wzbudziła w nich lęk, ale to co było naprawdę przerażające kryło się wewnątrz. W cieniu jarzyły się czerwienią małe, jakby diamentowe oczy. Zdawały się wpatrywać w ich trójkę.
- Cofnijcie się! - wrzasnął Leo.
Gdzieś indziej:
Nathan wbiegł do jaskini. W środku panowała mroczna atmosfera. Docierało tu nie wiele światła, więc prawie nic nie było widać. Nathan wyjął z ekwipunku pochodnię. Nie miał przy sobie zapalniczki, więc musiał zadowolić się opakowaniem zapałek. Wyjął jedną z pudełka i potarł jej główkę o opakowanie. Zapałka natychmiast zajęła się ogniem, ale po chwili podmuch wiatru, dochodzący z zewnątrz zgasił cały ogień. Nathan wyjął kolejną zapałkę, ale skończyła ona tak jak jej poprzedniczka.
- Szlag - zaklną mężczyzna rzucając na ziemię już ósmą zapałkę. - Zrobimy to po staremu.
Przyłożył końcówkę swojego miecza do kamiennej ściany. Z całej siły pociągnął ostrzem po ścianie, aż poleciały iskry. Pod ścianę podsunął również pochodnię. Obwiązana lnem, nasączonym smołą końcówka łuczywa w połączeniu z iskrami zapłonęła żywym ogniem.
Nathan mruknął z zadowoleniem i ruszył dalej. Nie minęło nawet kilka minut, gdy usłyszał kobiece piski, a raczej wrzaski przerażenia. Nie zdążył nawet zastanowić się czym były one spowodowane, bo z głębi jaskini wyłonił się golem - dwumetrowa kamienna bestia, o czerwonych, rubinowych oczach. Rzucił się na mężczyznę.
Nathan bez problemu zrobił unik. Golemy nie słyną ze swojej prędkości. Powolne ruchy nadrabiają dzięki twardej jak skała - właściwie to dosłownie, kamiennej skórze. Są prawie nie do zniszczenia, a w dodatku są bardzo silne. Łatwo je zdenerwować. Choćby zbyt mocne światło (na przykład z pochodni trzymanej przez Nathana) może doprowadzić je do furii.
Łowca nagród uskoczył przed kolejnym atakiem potwora. Błyskawicznie ciął go mieczem w pysk, ale jego ostrze odbiło się od kamiennej skóry bestii, nie wyrządzając jej żadnej szkody.
- Cholera - mruknął mężczyzna. - Myśl Nathan. Jak załatwić coś czego nie da się załatwić? - Jego wzrok padł na szczelinę oddzielającą głowę potwora od reszty jego ciała. Bez wahania wbił w nią ostrze miecza. Następnie z całej siły nacisnął na jego rękojeść masą własnego ciała. Miecz zadziałał jak dźwignia. Głowa golema poszybowała w powietrze, by chwilę później upaść na ziemię, parę metrów dalej.
Nathan cofnął się od tułowia potwora.
- Bez głowy nie jesteś taki twardy - zaśmiał się.
Tymczasem:
Leo po raz wtóry strzelił z łuku do atakującego golema. Tak jak poprzednio strzała odbiła się od jego ciała. Łucznik kucnął o włos unikając ciosu potężną łapą potwora. Pośpiesznie odskoczył w bok.
Alloy nałożyła strzałę na cięciwę łuku. Wycelowała w łeb potwora i strzeliła. Oczywiście nie udało jej się nic osiągnąć.
- Nie marnuj strzał! - krzyknął Leo. Drzewce strzały łamały się po zderzeniu z kamienną skórą golema i nie nadawały się do dalszego użytku. - Załatwimy to inaczej! - Wepchnął łuk i kołczan do ekwipunku. Zamiast nich wyjął długi, mosiężny miecz. Spojrzał na pozłacaną rękojeść. Była piękna (i bardzo droga, Leo omal nie zbankrutował przez ten miecz). Zważył broń w rękach. - Za ciężka. Nie pokonam go tym.
Zerknął na Lucy, która skradała się za potwora, dzierżąc swoje sztylety. Leo wycelował mieczem w golema.
- Ej! Kici kici - wrzasnął. - Tu jestem!
Wściekły golem zaatakował łucznika (obecnie bez łuku). Będąc już w połowie drogi do swojej potencjalnej ofiary, nagle został zaatakowany przez LaRose. Zabójczyni wbiła mu sztylet w szczelinę między głową, a resztą ciała. Łeb bestii poturlał się po podłodze.
Leo z szeroki uśmiechem podszedł do swojej wybawczyni, by pogratulować jej zwycięstwa.
- Całkiem nieźle - pochwalił. - Ale ja zrobił by to lepiej.
- No jakoś ci nie wyszło to "lepiej" - stwierdziła Lucy.
Zabójczyni całkowicie opuściła gardę. Ona, jak i jej towarzysze nie wiedzieli że golem może poruszać się również bez głowy. Potwór zamachnął się na Lucy swoją potężną, kamienną ręką. Był by ją zabił, gdyby nie Leo, który w ostatniej chwili odepchnął ją poza zasięg jego łapy, za co sam oberwał w plecy. Potężne uderzenie kamiennej bestii zwaliło łucznika z nóg. Po jaskini rozległo się przeraźliwe chrupnięcie. Leo wrzasnął z bólu, po czym przywalił głową o kamienną posadzkę, tracąc przy tym przytomność.
Golem skierował się na Lucy. Dziewczyna uskoczyła w bok. Alloy sięgnęła po strzałę do kołczanu, gdy nagle za jej plecami pojawił się kolejny kamienny potwór. Walka zdawała się dobiec końca. Dziewczyny nie miały szans na zwycięstwo.
Alloy cofnęła się z przerażeniem. Była pewna że zaraz zginie, gdy nagle usłyszała dziki ryk, za plecami golema.
Nathan szarżował na golema z dzikim wrzaskiem. Nie mógł pozwolić żeby jakaś kupa kamieni odebrała mu jego zdobycz!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro