Rozdział VI
Pół godziny wcześniej:
Mike to dwudziestopięcioletni mężczyzna o szarych, wiecznie rozczochranych włosach. Miał jasną, prawie bladą cerę. Ubrany był w szare, dresowe spodnie i czarne, wysokie trepy, a jego szyję zdobił łańcuszek, stworzony z lodu, również lodową zawieszką w kształcie miecza. Tors zakrywała mu koszulka z nadrukiem na piersi "you hero", spod której dało się dostrzec zarys mięśni. Na górę zarzuconą miał czarną kowbojską kamizelkę, rodem z westernu.
Mike jest magiem lodu i właśnie był na misji. Trzy godziny temu jakiś NPC poprosił go o pomoc. Zachodnią część miasta Ferox zaczął gnębić smok. Ten NPC zapewnił mu całkiem niezłą sumkę. Wystarczy tylko że znajdzie kryjówkę smoka i go zabije. Ponoć ten smok jest na pierwszej ewolucji, czyli powinien sobie poradzić.
Przedzierał się właśnie przez plątaninę krzewów i gałęzi, gdy nagle usłyszał czyjeś kroki. Za ciche jak na smoka, czyli to jakiś mały potwór, lub też człowiek.
"To drugie raczej odpada." - pomyślał. - "Nikt nie jest tak głupi, aby w pojedynkę zapuszczać się tak głęboko w las. No przynajmniej nikt poza mną."
Mike machnął ręką w kierunku zbliżającego się stworzenia. W tym samym momencie rozległ się głuchy trzask, potem coś rozbłysło, a on poczuł przeszywający ból w okolicach klatki piersiowej. Mag lodu runął na ziemię. Upadł między wyjątkowo dorodne kolcokrzewy. Kolce podrapały mu twarz, ręce... ogólnie wszystko.
Mike jęknął cicho. Ostrożnie zaczął się podnosić, tak aby ograniczyć dalsze skaleczenia do minimum. Wreszcie udało mu się wstać. Próbował dostrzec przeciwnika, ale nie było to łatwe bo krew zalewała mu oczy.
Nagle usłyszał przed sobą czyiś głos.
- Czym jesteś?
Głos należał do mężczyzny i było on raczej złowrogi.
- Magiem - odpowiedział Mike.
- Magiem... w sensie graczem? - zdziwił się obcy.
- Aha...
- Świetnie, a teraz możesz... No nie wiem... Zrób coś z tym!
Mike ruszył w kierunku obcego. Po chwili zobaczył mężczyznę przymrożonego do drzewa. Jego tułów, jaki i obie ręce zostały całkowicie unieruchomiony przez lód. Nie dość że nie mógł się bronić, to jeszcze lód przykleił go do drzewa, całkowicie go unieruchamiając.
Mike już miał spytać co mu się stało, gdy przypomniał sobie że przecież sam zaczął zamrażać na oślep, zanim coś go trafiło i wepchnęło w krzaki. Na szczęście w miarę szybko ugryzł się w język. Już miał rozmrozić obcego, gdy nagle coś przykuło jego wzrok, a mianowicie tatuaże na rękach mężczyzny. Przedstawiały one dwa wijące się węże, po jednym na rękę. Postanowił na razie o ne nie pytać. Za to ma kilka innych pytań, a mianowicie;
- Kim jesteś? I dlaczego przylazłeś sam w tak niebezpieczne miejsce?!
- Jestem magiem elektryczności, a przyszedłem tu zabić smoka - odpowiedział obcy. - A teraz uwolnij mnie do cholery!
- A tak... - Pstryknął palcami. Lód więżący mężczyznę błyskawicznie się roztopił.
Mag upadł na ziemię. Po chwili się podniósł i zaczął ogrzewać sobie nadgarstki.
- Chcesz zabić smoka? - zagadnął Mike. Obcy pokiwał głową. - Tak całkiem sam? Samotne łażenie po tym lesie jest bardzo niebezpieczne!
- A gdzie twoja obstawa? - warknął mężczyzna. - Może tracę wzrok, ale chyba też jesteś tu sam.
Mike już otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale nie znalazł sensownego argumentu, więc pospiesznie je zamknął, gryząc się przy tym boleśnie w język.
- Fuck!!!! - wrzasnął. Przycisnął dłonie do ust.
- Kretyn - mruknął obcy.
- Zamknij się - warknął Mike, plując przy tym wszystko dookoła.
Po twarzy maga elektryczności spłynęły krople śliny Mike'a. Mężczyzna wytarł je wierzchem dłoni.
- Bez komentarza - mruknął.
Mężczyzna ubrany był w fioletowy bezrękawnik z głębokim kapturem i czarne dresowe spodnie. Mike pomyślał że to bardzo wygodny strój do walki, zwłaszcza dla maga elektryczności, co jednak nie zmienia faktu że wyglądał jak typowy dres, gotowy by komuś wpierdolić.
- Co się tak gapisz? - zapytał brunet.
Mike przyłożył palec do ust, nakazując ciszę.
- Cichasz na mnie?! - oburzył się mężczyzna.
- Zamknij mordę i słuchaj - polecił Mike.
Zniesmaczony mag elektryczności zaczął wsłuchiwać się w otoczenie. Po chwili usłyszał kroki, jakiegoś wielkiego zwierzęcia.
- Smok?
Mike pokiwał potakująco głową.
Nie minęło nawet kilka sekund, gdy z zarośli wyłonił się dwa gigantyczne smoki. Jeden pokryty był jasnoszarą łuską na której widniały liczne ślady zadrapań, wydawała się być stworzona ze stali, natomiast niebieska łuska drugiego ociekała wodą.
Bestię rzuciły się na magów z dzikim rykiem. Obaj błyskawicznie odskoczyli w dwie przeciwne strony. Mike bez chwili zawahania, jednym szybkim ruchem ręki otoczył się lodową barierą, zostawiając maga elektryczności na pastwę losu. Tak mu się przynajmniej wydawało, dopóki smok z szarą łuską nie rozbił jego prowizorycznego schronienia na drobne kawałeczki, jednym machnięciem swojego potężnego, kolczastego ogona. Mike po raz pierwszy widział smoka z kolcami na ogonie. Widocznie jeszcze zbyt niewiele przeżył.
Mike zrobił kolejny unik przed ogonem smoka. Spojrzał na maga elektryczności, który radził sobie niewiele lepiej - rzucał błyskawicami w pysk bestii, nie osiągając tym większego efekty, niż tylko chwilowe spowolnienie wroga.
Nie ma to jak przyjść polować na smoki, a już po trzech sekundach, samym zostać ich zwierzyną łowną.
"Zacznijmy od tego że dobraliśmy sobie złych przeciwników" - pomyślał Mike. - " Ja jako mag lodu prędzej rozprawie się z wodnym smokiem. Z kolei ten koleś i jego magia elektryczności plus woda to nie najlepsze połączenie. Łatwiej by mu było z... chociaż nie... on w obu przypadkach ma przejebane."
Mike podbiegł do maga, w ostatniej chwili tworząc przed nim gigantyczną lodową tarczę, która ochroniła go przed nadchodzącą falą wody.
- Ten smok pluje! - poskarżył się mag.
- Jak masz na imię? - spytał Mike.
- Co? - zdziwił się mag.
- Imię - powtórzył Mike.
- Ale żeś se wybrał moment. - Mag cisnął piorunem w pysk smoka. - John. John Kessler.
- Mike - przedstawił się Mike.
- Jakieś pomysły? - John wskazał na pędzącego w ich kierunku stalowego smoka.
- Tak - odparł Mike. - Wiej!
Obaj magowie ruszyli biegiem. Gdy Mike zerknął przez ramię, zobaczył że do pościgu dołączył też wodny smok.
- John! - wrzasnął do towarzysza. - Walnij w niego całą mocą!
- Co? - odkrzyknął John, pędząc przed siebie na złamanie karku.
- To wodny smok! Jest cały mokry! Walnij w niego największym piorunem jakim zdołasz wytworzyć! - wyjaśnił. - Wywołamy małe spięcie!
- Potrzebuje czasu! - oświadczył John. - Osłaniaj mnie!
- Dobra! - Mike stworzył lodową barierę pomiędzy nimi, a smokami.
Stalowy smok z impetem grzmotną o barierę. Coś takiego nie zdołało go powstrzymać, ale zgodnie z planem Mike'a potwór stracił rozpęd i niemal zrównał się z wodnym smokiem.
- Już prawie... - Dłoń Johna otaczała oślepiająca, żółta poświata. - Jest!Gotowe!
"W samą porę" - pomyślał Mike.
Smoki biegły teraz obok siebie, niemal stykając się bokami. Mike dostrzegł coś niepokojącego w zachowaniu wodnego smoka. Wydawało się że miał pysk pełen... wody.
- Nie! - wrzasnął. - John, czekaj...
Było już za późno. Mag elektryczności wystrzelił olbrzymią błyskawicę w momencie kiedy wodny smok zwymiotował falą wody. Nim pocisk Kesslera dosięgnął celu, zderzył się z trzydziestoma litrami wody.
"Zadziwiające ile może zmieścić się w pysku smoka" - pomyślał Mike.
Dość spory ładunek elektryczny, po zderzeniu z wodą, wywołał naprawdę olbrzymią eksplozję. Mike w ostatniej chwili otoczył się lodowym kokonem, który pozwolił mu przeżyć wybuch. John nie miał tyle szczęścia. Siła eksplozji dosłownie wyrwała go z butów i wysłała za orbitę. Z kolei na smokach wybuch nie wywarł jakiegoś szczególnego wrażenia. Oba stały niewzruszone, obserwując odlatującego Kesslera.
Mike skorzystał z ich nieuwagi potworów i zaczął cicho biec na skraj lasu.
"Muszę jak najszybciej znaleźć się na otwartej przestrzeni" - pomyślał. - "Pora uwolnić pełną moc!"
Na zakończenie chciałby przeprosić za moją nieobecność. Nie mam żadnego konkretnego usprawiedliwienia, a nie chce mi się zasłaniać szkołą i życiem prywatnym. Wystarczy wam wiedzieć tylko że następny rozdział pojawi się szybciej niż ten. Zapraszam również do komentowania, z chęcią poczytam sobie wasze opinie na temat rozdziału/książki. Do następnego z poważaniem: Sucharowicz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro