》Rozdział 9《
Smutek kiełkujący w sercu został stłumiony
Szczęście kiełkujące w sercu zostało stłumione
Co się dzieje?
Mimo wszystko zapowiada się smutna noc
— Och, kogóż to moje piękne oczy widzą? Gdzieś ty się kisił tyle czasu, Chuu? Zostawiłeś mnie samego, ty ruda cholero! Wiesz jak ciężko żyje się z brzydkimi ludźmi?
Koło popijającego sobie Chuuyi nagle pojawił się nikt inny jak sam John Brzechwa, tym razem bez tłumu swoich fanek. Pewnie dlatego, że zostawiły go przy pierwszej okazji.
— Oh, witaj Janeczku. — Chuuya bez większego zdziwienia spojrzał na przybysza.
— Ej, ja jestem John, nie żaden Janeczek. Nie chciałbyś tego sprawdzić, co przyjemniej się krzyczy? — zapytał z figlarnym uśmiechem.
— Ostatnio sprawdzałem to na tobie, nie mam ochoty na powtórkę, żebyś się miał czym chwalić, że spałeś ze mną dwa razy.
John usiadł przy jednym z bliższych Chuuyi stolików i zamówił najbardziej kolorowy drink w barze, nie bacząc na jego cenę czy skład.
— Uwolnij teczę, co?
— Ostatnio znowu mi ją spalili! A była taka ładna.
Chuuya przewrócił oczami. Jak Brzechwa się rozgada, to opowie ci pół swojego życia, a ty przyśniesz.
— To powinieneś postawić teczę na jakimś zadupiu, tam pewnie nikt jej nie ruszy.
— Żebyś tak się dało, Chuu, żeby tak się dało! Dresiarze są bezlitośni dla mojego dzieciątka. A co tam słychać w kraju wiśni w czekoladzie?
— Na szczęście ciebie tam nie słychać, Janku. — Chuuya wiedział, że wkurzając raz i drugi w końcu wykurzy gwiazdora. — Nie mogłeś sobie oczarować jakiegoś szefa ochrony, żeby pilnował twego dzieła?
— Z dwoma nawet spałem, ale ich pracownicy też rozwalali. — John nawet nie zwrócił uwagi, że Chuuya odskoczył od tematu.
Wtem do baru weszła śliczna kobieta w towarzystwie dwóch koleżanek. Rudzielec westchnął z ulgą, gdy Brzechwa pobiegł w ich stronę.
Może chociaż przez chwilę będę mieć święty spokój?
Anonim poszedł w cholerę ze wszystkimi pieniędzmi, a John zajęty był zabawianiem przybyłych dziewczyn.
Barman polerował kieliszki i pogwizdywał motyw z Gwiezdnych Wojen. Chuuya, mając trochę wolnego, zamiast wina pił sok. Winogronowy, ale wciąż bezalkoholowy. Czasem wmuszał go w siebie jeśli miał zamiar pół nocy siedzieć w barze. Ale tylko wtedy, gdy nie miał ochoty budzić się w obcym łóżku.
A przez ostatnie przemyślenia o Odasaku stracił ochotę.
— Co, abstynencja w najlepszym barze w mieście? — zapytał ktoś, siadając tuż obok Chuuyi.
— Tak Adam, ale nie psuj mi wizerunku.
Adam Mickiewicz, którego nazwisko nie raz sprawiało problem niejednemu obcokrajowcowi, zamówił sobie wódkę i szturchnął Chuuyę.
— Jak tam u ciebie? Znając życie, niczym się nie podzieliłeś z naszą primadonną i księgowym.
— Och, jesteś jasnowidzem? — odpowiedział pytaniem na pytanie Chuuya. — Anonim o nic mnie nie pytał, a z primadonną nie chcę mieć do czynienia.
— Domyślam się, że bywa denerwujący, ale żeby aż tak?
— A wciąż ma tatuaż "uroda +35 do IQ"?
— Um... tak i jest z niego dumny.
— Wobec tego sam rozumiesz. Poza tym jest niewyżyty w łóżku. — Chuuya westchnął, niewzruszony już kompletnie tematem rozmowy.
— Cóż, wiem to, choć z nim nie spałem. On jest chyba ogólnie niewyżyty.
— A ty i twoja... Grażyna, to jesteście całkiem wytrwali, skoro wytrzymujecie z nim na codzień.
Grażyna to stworzenie przypominające cień i słuchające Adama jak nikt. Często chłopak zarzekał się, że to duch, ale duchy raczej nie potrafią wyciągnąć komuś portfela z kieszeni.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówili i popijali sobie z kieliszków.
— Ten facet, którego podobno masz, też jest rudzielcem? — zapytał cicho Adam.
— A co to za pytanie?
— Masz jego zdjęcie w portfelu, z jakimiś dziećmi.
Chuuya odruchowo wziął większy łyk napoju, chyba chcąc przestać myśleć o nich.
— Tak, to on. A dzieci nie ma na świecie.
Adam posmutniał. Wyjątkowo lubił dzieci, więc śmierć tych, o których pierwsze słyszał przyprawiała go niemal o histerię. Postanowił zrobić podobnie jak Chuuya, jednak jego alkohol rzeczywiście mógł pomóc mu zapomnieć.
— Może opowiem ci coś śmiesznego? — zaproponował po namyśle.
— Ciekawe co.
— Kiedyś w jednej z naszych baz zadomowiła się kaczka. Całkiem ją polubiliśmy, a ja nazywałem ją Grażyna. Jednak wtedy sezon był kiepski i mało kto zaglądał do barów, do których myśmy chodzili. W końcu mieliśmy ochotę na porządny obiad, więc wyszła decyzja by skrócić kaczkę o głowę. I wtedy nastał problem.
— Bo miała na imię Grażyna, prawda?
— Dokładnie. Janek nie chciał sobie brudzić rączek krwią kaczki, a mi było żal. A Anonim walnął, że się brzydzi kaczkami.
— To jak to rozwiązaliście?
— Zmieniliśmy jej imię na Janek, oczywiście bez jego wiedzy i jakoś przyjemniej było jej uciąć ten łeb, a potem ją skubać.
Chuuya zaśmiał się głośno, a po chwili dołączył do niego Adam.
— I widzisz, już masz lepszy humor, Chuuya. To jak z tym twoim facetem? Będzie coś z niego?
— Jak na razie moja niańka, ale z tego co wiem, to on sam nie wie. — wzruszył ramionami.
》》》
— Chodźmy na goracą czekoladę, Kunikida! Jest tak zimno, a ja mam wielką ochotę się ugrzać. — zawołał wesoło Dazai, tuptając w śniegu.
— Nie mamy czasu...
— Pewnie, że mamy! Zawsze przychodzimy przed czasem, a ja mam ochotę na czekoladę. Poza tym, dziś ja stawiam, bo pewnie to pieniądze cię denerwują!
Kunikida nie odpowiedział, choć miał nawet trochę ochotę na kłótnię z Dazaiem. Pewnie dlatego nie odpowiedział, bo bezwiednie idąc z Dazaiem, dotarli przed kawiarenkę i głupio było sprzed niej odciągać bruneta.
— Ja sam za siebie zapłacę.
— O, nie ma tak, Kunikida! Tyle za mnie płaciłeś, że teraz muszę się odwdzięczyć! I sam dobrze wiesz, że nie warto się ze mną kłócić, bo zapisałeś to sobie w Ideałach.
— Ostatnio obiecałeś, że już ich nie będziesz czytać.
— Masz napisane także, żeby nie wierzyć w moje puste obietnice.
Kunikida usiadł z rezygnacją przy stoliku i zdjął okulary, by je przetrzeć, bo od ciepła w lokalu zdążyły się zaparować.
— Może być ta czekolada? — zapytał Dazai, podsuwając mu pod nos kartę.
— Chyba tak. — blondyn ledwo rozróżniał litery od tła, co dopiero cokolwiek odczytywał.
Dopiero, gdy założył okulary z powrotem na nos, zwrócił uwagę, że wybrane przez Dazaia zamówienie jest jednym z droższych. Brunet jednak ignorwał każdą uwagę i upór Kunikidy w kwestii wycofania zamówienia i wybrania czegoś tańszego.
Dazai tylko szatańsko się uśmiechnął i odebrał czekolady.
Które, swoją drogą, były przepyszne.
》》》
Jak ja uwielbiam to pisać c:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro