Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

》Rozdział 9《

Smutek kiełkujący w sercu został stłumiony
Szczęście kiełkujące w sercu zostało stłumione
Co się dzieje?
Mimo wszystko zapowiada się smutna noc

— Och, kogóż to moje piękne oczy widzą? Gdzieś ty się kisił tyle czasu, Chuu? Zostawiłeś mnie samego, ty ruda cholero! Wiesz jak ciężko żyje się z brzydkimi ludźmi?

Koło popijającego sobie Chuuyi nagle pojawił się nikt inny jak sam John Brzechwa, tym razem bez tłumu swoich fanek. Pewnie dlatego, że zostawiły go przy pierwszej okazji.

— Oh, witaj Janeczku. — Chuuya bez większego zdziwienia spojrzał na przybysza.

— Ej, ja jestem John, nie żaden Janeczek. Nie chciałbyś tego sprawdzić, co przyjemniej się krzyczy? — zapytał z figlarnym uśmiechem.

— Ostatnio sprawdzałem to na tobie, nie mam ochoty na powtórkę, żebyś się miał czym chwalić, że spałeś ze mną dwa razy.

John usiadł przy jednym z bliższych Chuuyi stolików i zamówił najbardziej kolorowy drink w barze, nie bacząc na jego cenę czy skład.

— Uwolnij teczę, co?

— Ostatnio znowu mi ją spalili! A była taka ładna.

Chuuya przewrócił oczami. Jak Brzechwa się rozgada, to opowie ci pół swojego życia, a ty przyśniesz.

— To powinieneś postawić teczę na jakimś zadupiu, tam pewnie nikt jej nie ruszy.

— Żebyś tak się dało, Chuu, żeby tak się dało! Dresiarze są bezlitośni dla mojego dzieciątka. A co tam słychać w kraju wiśni w czekoladzie?

— Na szczęście ciebie tam nie słychać, Janku. — Chuuya wiedział, że wkurzając raz i drugi w końcu wykurzy gwiazdora. — Nie mogłeś sobie oczarować jakiegoś szefa ochrony, żeby pilnował twego dzieła?

— Z dwoma nawet spałem, ale ich pracownicy też rozwalali. — John nawet nie zwrócił uwagi, że Chuuya odskoczył od tematu.

Wtem do baru weszła śliczna kobieta w towarzystwie dwóch koleżanek. Rudzielec westchnął z ulgą, gdy Brzechwa pobiegł w ich stronę. 

Może chociaż przez chwilę będę mieć święty spokój?

Anonim poszedł w cholerę ze wszystkimi pieniędzmi, a John zajęty był zabawianiem przybyłych dziewczyn.

Barman polerował kieliszki i pogwizdywał motyw z Gwiezdnych Wojen. Chuuya, mając trochę wolnego, zamiast wina pił sok. Winogronowy, ale wciąż bezalkoholowy. Czasem wmuszał go w siebie jeśli miał zamiar pół nocy siedzieć w barze. Ale tylko wtedy, gdy nie miał ochoty budzić się w obcym łóżku.

A przez ostatnie przemyślenia o Odasaku stracił ochotę.

— Co, abstynencja w najlepszym barze w mieście? — zapytał ktoś, siadając tuż obok Chuuyi.

— Tak Adam, ale nie psuj mi wizerunku.

Adam Mickiewicz, którego nazwisko nie raz sprawiało problem niejednemu obcokrajowcowi, zamówił sobie wódkę i szturchnął Chuuyę.

— Jak tam u ciebie? Znając życie, niczym się nie podzieliłeś z naszą primadonną i księgowym.

— Och, jesteś jasnowidzem? — odpowiedział pytaniem na pytanie Chuuya. — Anonim o nic mnie nie pytał, a z primadonną nie chcę mieć do czynienia.

— Domyślam się, że bywa denerwujący, ale żeby aż tak?

— A wciąż ma tatuaż "uroda +35 do IQ"?

— Um... tak i jest z niego dumny.

— Wobec tego sam rozumiesz. Poza tym jest niewyżyty w łóżku. — Chuuya westchnął, niewzruszony już kompletnie tematem rozmowy.

— Cóż, wiem to, choć z nim nie spałem. On jest chyba ogólnie niewyżyty.

— A ty i twoja... Grażyna, to jesteście całkiem wytrwali, skoro wytrzymujecie z nim na codzień.

Grażyna to stworzenie przypominające cień i słuchające Adama jak nikt. Często chłopak zarzekał się, że to duch, ale duchy raczej nie potrafią wyciągnąć komuś portfela z kieszeni.

Przez dłuższą chwilę nic nie mówili i popijali sobie z kieliszków.

— Ten facet, którego podobno masz, też jest rudzielcem? — zapytał cicho Adam.

— A co to za pytanie?

— Masz jego zdjęcie w portfelu, z jakimiś dziećmi.

Chuuya odruchowo wziął większy łyk napoju, chyba chcąc przestać myśleć o nich.

— Tak, to on. A dzieci nie ma na świecie.

Adam posmutniał. Wyjątkowo lubił dzieci, więc śmierć tych, o których pierwsze słyszał przyprawiała go niemal o histerię. Postanowił zrobić podobnie jak Chuuya, jednak jego alkohol rzeczywiście mógł pomóc mu zapomnieć.

— Może opowiem ci coś śmiesznego? — zaproponował po namyśle.

— Ciekawe co.

— Kiedyś w jednej z naszych baz zadomowiła się kaczka. Całkiem ją polubiliśmy, a ja nazywałem ją Grażyna. Jednak wtedy sezon był kiepski i mało kto zaglądał do barów, do których myśmy chodzili. W końcu mieliśmy ochotę na porządny obiad, więc wyszła decyzja by skrócić kaczkę o głowę. I wtedy nastał problem.

— Bo miała na imię Grażyna, prawda?

— Dokładnie. Janek nie chciał sobie brudzić rączek krwią kaczki, a mi było żal. A Anonim walnął, że się brzydzi kaczkami.

— To jak to rozwiązaliście?

— Zmieniliśmy jej imię na Janek, oczywiście bez jego wiedzy i jakoś przyjemniej było jej uciąć ten łeb, a potem ją skubać.

Chuuya zaśmiał się głośno, a po chwili dołączył do niego Adam.

— I widzisz, już masz lepszy humor, Chuuya. To jak z tym twoim facetem? Będzie coś z niego?

— Jak na razie moja niańka, ale z tego co wiem, to on sam nie wie. — wzruszył ramionami.

》》》

— Chodźmy na goracą czekoladę, Kunikida! Jest tak zimno, a ja mam wielką ochotę się ugrzać. — zawołał wesoło Dazai, tuptając w śniegu.

— Nie mamy czasu...

— Pewnie, że mamy! Zawsze przychodzimy przed czasem, a ja mam ochotę na czekoladę. Poza tym, dziś ja stawiam, bo pewnie to pieniądze cię denerwują!

Kunikida nie odpowiedział, choć miał nawet trochę ochotę na kłótnię z Dazaiem. Pewnie dlatego nie odpowiedział, bo bezwiednie idąc z Dazaiem, dotarli przed kawiarenkę i głupio było sprzed niej odciągać bruneta.

— Ja sam za siebie zapłacę.

— O, nie ma tak, Kunikida! Tyle za mnie płaciłeś, że teraz muszę się odwdzięczyć! I sam dobrze wiesz, że nie warto się ze mną kłócić, bo zapisałeś to sobie w Ideałach.

— Ostatnio obiecałeś, że już ich nie będziesz czytać.

— Masz napisane także, żeby nie wierzyć w moje puste obietnice.

Kunikida usiadł z rezygnacją przy stoliku i zdjął okulary, by je przetrzeć, bo od ciepła w lokalu zdążyły się zaparować.

— Może być ta czekolada? — zapytał Dazai, podsuwając mu pod nos kartę.

— Chyba tak. — blondyn ledwo rozróżniał litery od tła, co dopiero cokolwiek odczytywał.

Dopiero, gdy założył okulary z powrotem na nos, zwrócił uwagę, że wybrane przez Dazaia zamówienie jest jednym z droższych. Brunet jednak ignorwał każdą uwagę i upór Kunikidy w kwestii wycofania zamówienia i wybrania czegoś tańszego.

Dazai tylko szatańsko się uśmiechnął i odebrał czekolady.

Które, swoją drogą, były przepyszne.

》》》

Jak ja uwielbiam to pisać c:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro