Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

》Rozdział 7《

Och, jak cicho, jest bardzo cicho
To, co znowu nadchodzi, to moja własna wiosna.
Nadzieje, które dawno temu pobrzmiewały w moim
sercu, dzisiaj
Przybrały kolor ostrego fioletu i spadają na mnie z nieba

Mieszkanie Chuuyi było dla Odasaku dokładnie takie, jak zostało przez drobnego rudzielca opisane.

Czyli zimne, bure i ponure.

Chuuya znowu kichnął, a następnie zadrżał. Odasaku posłał go do łazienki, by wykąpał się w ciepłej wodzie, a sam rozejrzał się po domu.

W pokojach było stanowczo za chłodno, a mężczyzna wytrwale poszukiwał przyczyny takiego stanu. W końcu odnalazł. Było to zapowietrzenie kaloryferów. Chuuya pewnie się na tym nie znał i nie zwrócił uwagi na problem.

Egzekutor nie miał zbyt wiele kojarzących się z rodziną przedmiotów w domu. Pośród szpargałów stało tylko jedno zdjęcie, przedstawiające jego i Kouyou podczas kwitnienia wiśni. Fotografia mogła mieć cztery lata, a Chuuya był na niej chyba identycznego wzrostu co teraz.

Pozostałe przedmioty wyglądały na kupne ozdoby. Nic osobistego.

Chuuya wrócił do sypialni przebrany w piżamę w winogrona. Tym razem nie kichał, a ziewnął. Chwilę później usiadł na łóżku i przetarł oczy. Następnie spojrzał na Odasaku.

— Dziękuję. Teraz pewnie sobie pójdziesz, co? — westchnął cicho rudzielec.

— Cóż, raczej nie znajdzie się w twoich piżamach nic w moim rozmiarze, prawda? Poza tym, jeszcze przed chwilą chciałeś narzekać, że traktuję cię jak dziecko. — mówił nieco rozbawiony mężczyzna, spoglądając na Chuuyę z góry. — Aż tak ci na tym zależy?

— Tak. Zostań ze mną, Odasaku, proszę. — szepnął Chuuya. Następnie odwrócił się nagle, zasłaniając usta, a na policzki spłynął mu rumieniec.

Czyli nie planował powiedzieć tego na głos, co?

Odasaku odwrócił się i odszedł od Chuuyi. Rudzielec zwrócił na to uwagę, jednak jego gość, zamiast do wyjścia, poszedł do łazienki. Chwilę później słychać było lejącą się wodę.

Chuuya zaklął pod nosem i podciągnał kolana pod brodę.

To chyba pieprzony sen.

To wszystko... dzieje się za łatwo, co tam że szybko, stanowczo za prosto.

Chuuya nie chciał być taki... bezpośredni. Najbardziej go zaskoczyło, że ta metoda zadziałała. Przecież... nie miała prawa, prawda?

Tymczasem Odasaku również próbował przemyśleć ich dialog sprzed kilku chwil.

To jednak nie jest to samo, co z dzieciakami.

Powiedziałbym, że raczej jak z Dazaiem, ale nie zamierzam bardziej irytować Chuuyi.

On naprawdę ma jakiś kompleks na jego punkcie.

Odasaku ubrał się po części, a pozostałe ubrania złożył i wziął ze sobą. Następnie wrócił do Chuuyi. Tamten wciąż siedział na łóżku, jednak teraz przykrył nogi kołdrą i zmrużył oczy.

Odasaku dosiadł się obok.

— Kiedy mówiłeś, że w twoim domu jest zimno, nie miałeś na myśli wyłącznie temperatury, prawda? — zapytał, kładąc mu dłoń na ramieniu.

— Nie chcę być sam, Odasaku. — westchnął Chuuya. — Ale nie chciałbym, żebyś kisił się przy mnie z litości. — dodał nieco smutniej.

— Co masz przez to na myśli?

— Wiesz, to tak jakbyś brał zwierzę do domu, a potem trzymał je tylko dlatego, bo nie powinno się go wyrzucać. — Chuuya chyba nie poczuł, jak po policzkach spływają mu łzy. — Każdy tak na mnie patrzy, jak na zbitego psa.

Odasaku westchnął ciężko. Nie był całkowicie pewny, co konkretnie myśli o Chuuyi.

Trudno było określić to, co odczuwał, gdy o nim myślał. Chuuya nie był dzieckiem, ale nie był też Dazaiem.

Kim więc jesteś, Chuuya?

— Ja nie nazywam się każdy. — odrzekł w końcu i objął szlochającego Chuuyę.

》》》

— Czy ty znowu zarwałeś nockę, Kunikida?

— Czy ja cię pytam, gdy ty przysypiasz w pracy ze znudzenia?

— Nadmiar snu to dobrobyt, jego niedobór może źle wpłynąć na ciebie, Kunikida.

— Gdzie to przeczytałeś?

— W gazetce, która tam sobie leżała.

— I postanowiłeś od razu skorzystać ze zgradzonej wiedzy.

— Bo się o ciebie martwię, Kunikida!

— Dazai, pomartw się o siebie.

— Co jeszcze? Może "Dazai, sprawdź, czy cię nie ma w łazience?"? Od samego ranka mnie ignorujesz i odganiasz od siebie. Dlaczego?

Kunikida westchnął i poprawił zsuwające się okulary. Dziwnie się czuł, patrząc na Dazaia.

W końcu to chyba pierwsza osoba, która przez sen go woła.

Po imieniu.

Tonem przypominającym ckliwe "Jack, come back!" z Titanica.

— Mi możesz powiedzieć wszystko...

— Ale w miarę możliwości mówię jak najmniej. I tak na razie zostanie, Dazai.

— No ale dlaczego?

— D-dowiesz się w swoim czasie.

》》》

Chuuya powoli pozbywał się rumieńców, uspokajając się w ramionach Odasaku.

Dziwne uczucie, jakbym pierwszy raz...

...pierwszy raz znalazł ten moment, który mógłby trwać wieczność.

— Jak ty to robisz, Odasaku?

— Zależy, co konkretnie masz na myśli.

— Dazai mówił, że byłeś mordercą, tak jak ja. Widziałem, ilu ludzi Mimic tamtego razu zabiłeś. A jednak... nie jesteś, nie przypominasz mordercy.

Odasaku spojrzał na Chuuyę. Rudzielec przecież kiepsko kłamał, prawda? Jego słowa, ku zdziwieniu starszego mężczyzny, były szczere.

Chuuya przytulił się nawet bardziej, a potem znowu ziewnął.

— Mógłbym tak zasnąć... w cieple.

— To śpij. — odparł krótko Odasaku i po prostu się położył, nie puszczając Chuuyi.

— A jak się ode mnie zarazisz? — zapytał niezbyt poważnie rudzielec.

— To wtedy będę zarażony. Dobranoc, Chuuya.

》》》

— Kunikida...

— Tak? — ziewnął blondyn, spoglądając na Dazaia.

— Dlaczego zawsze czerwienisz się po tym, jak mi się śnisz?

— Ech... słyszę jak mnie wołasz.

— To czemu nie przychodzisz?

— Eee?

— Ja bym przyszedł na każde twoje zawołanie, Kunikida! Naprawdę! Nawet takie przez sen.

— Przesadzasz.

— Jakbym miał ci coś przynieść, przyniósłbym ci bez kłótni. Jakbym miał cię pocałować... — tutaj lekko cmoknął zdzwionego Kunikidę w usta. — ...sam widzisz, jaki jestem obowiązkowy, jeśli chodzi o ciebie!

— Dazai...

— Tak, partnerze?

— Zrób tak jeszcze raz.

— Podpuszczasz mnie? Chcesz mnie uderzyć?

— Nie, chcę, żebyś zrobił tak jeszcze raz.

Dazai zachichotał i rzeczywiście znowu pocałował swego partnera.

— Kunikida?

— Tak?

— A jaki jest idealny pocałunek?

— Idź spać, Dazai.

》》》

Uwielbiam czytać wasze komentarze, za które serdecznie wam dziękuję.

Akcja powolutku się rozkręca, ale mam nadzieję, że nie za wolno, co?

Poza tym nie dostrzegłam jeszcze hm... jakiejś krytyki. Szczerze to wolałabym jakąś mieć, niźli żyć w złudzeniu, że Marzyciele są idealnie pisani.

To tyle z mojej paplaniny na dziś, do zobaczenia~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro