Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

》Rozdział 6《

W dziwnej promiennej mgle
Księżycowa poświata bieliła jego postać
Widmowa figura poruszała się wolno
Tylko jego oczy od samego początku łagodne, nie dawały
się z niczym porównać

Rozmawiali ze sobą już dobry kwadrans. O mafii, o Mimic, o życiu...

No właśnie, o życiu.

— Planowałeś w końcu odejść od mafii i zająć się nimi, co? — zapytał Chuuya, krzyżując ramiona, chyba chcąc złapać trochę ciepła.

— Pewnie tak. Poza tym, chciałem zostać pisarzem. Napisać pewną książkę.

Chuuya spojrzał na słońce, kryjące się wśród chmur.

— Piękne plany. — westchnął cicho.

— A ty? — zapytał Odasaku, wyrywając Egzekutora z błądzenia po myślach.

— Co ja?

— Kim chciałbyś być, gdybyś nie był w mafii?

— Chciałbym być marzycielem, widzieć coś poza tymi schematami mroku i światła.

Odasaku spojrzał na Chuuyę. Spojrzenie Egzekutora uciekało gdzieś daleko, jakby chciało dostrzec krainę, gdzie rudzielec mógłby być tym marzycielem.

— Mrok i światło... całkiem ciekawa filozofia, muszę rzec, ale pytałem tak poważnie. Gdybyś... już był tym marzycielem, kim byś został?

Chuuya zmrużył lekko oczy.

— Sam nie wiem. Zostałem stworzony do zabijania. Musiałbym sobie znaleźć nowy sens. — wzruszył ramionami.

— A znalazłbyś?

— Kto wie. — dalszą wypowiedź przerwało mu kichnięcie.

— Zbierajmy się, nim się pochorujesz, Chuuya.

— I tak będę chory.

》》》

— Zaczynam rozumieć, dlaczego zapytałeś mnie wtedy o znalezienie pracy dla ciebie. Po prostu chciałeś zajmować mi czas nawet teraz, prawda?

— Przez grzeczność nie zaprzeczę. — uśmiechnął się Dazai, przeglądając się w witrynie sklepowej. Miał na sobie nowy płaszcz. Z tym ubraniem i zdjęciem części bandaży wyglądał inaczej.

— Nosisz ten płaszcz ze względu na Odasaku? — zapytał blondyn, patrząc na swego towarzysza.

— Ktoś, kogo gdzieś tam byłem idolem i mentorem, nosi płaszcz po mnie. Pomyślałem, że to ciekawa tradycja. Może nie odzyskałem tego prawdziwego płaszcza, ale ten też należał do niego.

— Ukradłeś go?

— Szmat czasu temu. — Dazai przejechał dłonią po policzku, który z reguły miał pod bandażem. — Pewnie w momencie... wtedy też nie był tego świadomy. Raczej się nie obrazi.

— Wiesz, że powinieneś przestać robić tego typu rzeczy-

— Wiem, jeśli chcę być po dobrej stronie. Czasem cię słucham, Kunkida.

Budynek Agencji zainteresował Dazaia.

— Tu zmierzamy, prawda? Ciekawe, jak to będzie być po tej stronie.

— Sam zobaczysz, Dazai.

— Z pewnością będziemy się świetnie bawić!

》》》

Pieprzyć wasze wszystkie pierdzielone rady.

Nienawidzicie mnie z ogromną wzajemnością.

A ja teraz... ja teraz...

Chuuya czknął. Że też coś takiego przerwało mu wzniosły monolog.

A ja teraz pieprzę wasze szydercze rady, choćbym miał dostać zapalenia płuc.

Siedział sobie w jednym z większych parków. Całkiem sam, na jednej z opuszczonych ławek. Było późno, a on miał to wszystko gdzieś. Na tyle, że mógłby pić wino z gwinta. Na tyle, że pustą butelkę mógłby rozbić byle komu na głowie. Może nawet sobie samemu.

Tym razem nie był pijany, jeszcze. Postanowił przemyśleć powód upicia się, a potem dopiero zacząć.

Bo nikt mnie nie kocha? Nie, to zbyt... zbyt proste.

Spojrzał na etykietę butelki. To wino nie było za drogie, to i dobrze.

Rudzielec zastanawiał się, czy tutaj spędzi noc, czy może zbierze się i pójdzie spowrotem do któregoś baru.

Z kieszeni wyjął papierosy. Jednego z nich wsunął w usta i przetrząsał kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki.

Pstryk.

Na chwilę zaświecił niewielki płomień, idealny by zapalić Chuuyi papierosa.

— Załatwiasz sobie urlop? — usłyszał nad sobą pytanie, więc uniósł wzrok.

Odasaku.

Jakim cholera cudem? No jakim?

— Nie, tylko go sobie przedłużam. — odparował kwaśno. — Jak mnie tu znalazłeś?

— Zostawiłeś to w wejściu do parku. — Odasaku zakręcił kapeluszem. — A potem tylko poszedłem za śladami w śniegu.

Przybysz usiadł obok, zakładając zgubę na głowę Chuuyi.

— Nie mam humoru na pogaduszki. — westchnął Egzekutor, kątem oka spoglądając tęsknie na butelkę wina.

— Widzę, inaczej byś nie siedział po krzakach z butelką jak ostatni menel.

— Odpieprz się ode mnie. — burknął Chuuya.

Odasaku spojrzał na niższego mężczyznę jakby nieporuszony tymi słowami.

— Powtórz, nie słyszałem.

— Idź w cholerę, pieprzyć Dazaia. Mam przeliterować?

Chuuya otworzył butelkę i wziął duży łyk wina. Alkohol smakował jak zawsze, jednak nie pomógł mu z opanowaniem wkurzenia.

— Więc twoim zdaniem pieprzę Dazaia?

— Nie wiem, nie interesuje mnie aż tak wasze życie prywatne. — wzruszył ramionami. — Mam po prostu dosyć tego słuchana o tobie, jaki to jesteś wspaniały. Wiesz, nieźle mnie wkurza, że każdy się o tego szaleńca tak martwi.

Pieprzyć to, że będę żałował, że powiedziałem mu to w twarz. Mam to gdzieś.

— Zazdrościsz mu? — nie odpuszczał Odasaku.

Chuuya podniósł się z miejsca, znów popił wina i westchnął. Następnie skoczył w śnieg. Chłód go orzeźwił, ale nie na długo.

Źle zostawiać rozmówcę bez odpowiedzi, co?

— Tak. — westchnął, robiąc orła na śniegu. — Dazai żyje sobie jak pączek w maśle. Mimo tego, że zdradził mafię, że cię zostawił.

Odasaku stanął nad Chuuyą. W końcu podał mu rękę, którą tamten przyjął. Niższy mężczyzna kompletnie nie przejmował się tym, że przemókł.

— A co by się musiało stać, żebyś przestał tak gadać, gdy tylko mnie zobaczysz?

— Mogę ci powiedzieć, ale na ucho.

— Jesteśmy w samym środku pustego o tej porze parku, czego jeszcze chcesz?

Chuuya nie odpowiedział. Odasaku zamyślił się na chwilę, próbując zrozumieć, o co mu chodzi, ale ostatecznie nieco się schylił.

Przez chwilę nic się nie działo. Później jednak Chuuya pocałował Odasaku. Sam nie był pewien, czy robi to szczerze, czy wino uderzyło mu do głowy.

Jednak znów czuć to ciepło.

Wyższy rudzielec spostrzegł, że Chuuya zachowuje się inaczej, niż wtedy, gdy się upił. Nie rzuca się, a jego pocałunek nie był natarczywy, tylko jakby... uczuciowy?

Gdy Odasaku odsunął się, dostrzegł rumieniec na policzkach Chuuyi.

— Skoro wcale nie pieprzę się z Dazaiem, to czego mu zazdrościsz? — zapytał z przelotnym uśmiechem.

— Z-zamknij się, Odasaku. — burknął Chuuya i kichnął. — Wiedziałeś o tym... o mnie... w ogóle?

— Nic a nic. Teraz grzecznie mi podasz adres, bo nie zamierzam czekać, aż cię zabierze karetka. — objął go ramieniem.

— C-co ty w ogóle robisz? — Chuuya zaklął w myślach na swój znikąd piskliwy głos.

— Załóżmy, że się o ciebie martwię. To jaki jest ten adres?

》》》

Cóż, dotarliśmy do momentu zapisanego w opisie tej historii.

Dajcie znać co sądzicie, czy nie przesadziłam z czymś.

Do zobaczenia~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro