》Rozdział 5《
Będę zapewne żył
Długie noce i dnie minęły
Ponieważ tak bardzo tęsknię za nimi
Brakuje mi pewności siebie
Dzisiejsze zadanie było trywialnie proste, na tyle, że aż irytowało Chuuyę. Miał udać się do Swietłan i odebrać od którejś z nich utajniony raport.
Poza tym, irytowało go to, że nie miał pojęcia, po co szefowi raport od Swietłan.
Obie dziewczyny, które nie ujawniały swoich prawdziwych imion, były nazywane z reguły Swietłana bądź Katia. Dwie Rosjanki, pracujące w zgoła innych gałęziach czarnego rynku.
Pierwsza była hakerką, specjalistką od zacierania śladów on-line. Jej siostra zaś, zajmowała się prowadzeniem prosektorium.
Ciekawe. Na co Moriemu pomoc którejkolwiek z nich?
"Gabinet", jeśli tak można było nazwać zdemolowany pokój, w którym Swietłany przyjmowały gości, był pełen pudeł z dokumentacją. Obie siostry właśnie czegoś poszukiwały.
Chuuya chrząknął, czekając chyba na reakcję sióstr. W końcu zauważyły go po dobrej chwili.
— Dziecinko, zgubiłeś się? — zaczęła jedna z uśmiechem, ale druga ją mocno szturchnęła.
— Co cię do nas sprowdza, demolko? — druga była bardziej ogarnięta. — Na jakie nazwisko masz odebrać dokumenty?
— Mori.
Obie dziewczyny przeskakiwały od kartonu do kartonu, poszukując owego nazwiska, ale do niego wróciły obie.
— To nie to nazwisko. — odparły zgodnie.
— Jak nie to jak to? Pewno wam się coś pomyliło. — Chuuya fuknął znudzony.
Obie siostry spojrzały po sobie.
— Znamy swoją dokumentację jak nikt inny własną. Może domyślasz się, co miało być w tych papierach? — zapytała ta Swietłana, co bawiła się kilkoma pendrive'ami zawieszonymi na szyi. Zapewne ona była hakerką.
— Nie mam pojęcia.
Druga zamyśliła się na dłuższą chwilę.
— To wasi mieli ostatnio zatargi z tym całym Mimic? I tym tam... Gide? Zresztą, ładne miał włosy w dotyku i w ogóle.
Chuuya spojrzał na tamtą z zastanowieniem. Wyglądała na całkiem podjaraną.
— Koniec omawiania szczegółów anatomicznych pieprzonego trupa! — warknął zniecierpliwiony. — Tak, nasi. Co to ma do rzeczy?
Obie dziewczyny odetchnęły, a Swietłana od pendrive'ów wróciła do swojego laptopa.
— Wobec tego proszę za mną. — druga dziewcyzna uśmiechnęła się lekko i zaprowadziła Chuuyę do prosektorium.
Stoły były puste, jednak sama atmosfera lekko przyprawiała o dreszcze. Chuuya westchnął i spojrzał z wyczekiwaniem na swą przewodniczkę.
Ta otworzyła jedną z szuflad, gdzie lekką płachtą był zasłonięty trup. Tam czekała teczka z dokumentami.
— Jak mówiłam, że złe nazwisko, to mówiłam. To nie na Moriego, tylko Odę.
Chuuya uniósł brwi i zastanowił się.
Na co mu papiery z prosektorium?
— Powiem ci, demolko, że takiego wybierania z gruzów dawno nie miałam. Bo wiesz, praca przy trupach rzadko bywa żywa. — Swietłana zarzuciła sucharem.
— O co tu w ogóle chodzi? — cała sprawa wydawała się Chuuyi zbyt zagmatwana.
— To niby tajemnica, ale mam serdecznie dosyć trzymania tych wszystkich historii w sobie. — dziewczyna otwarła teczkę, a z niej wysunęło się zdjęcie Odasaku i piątki dzieciaków. — Ten koleś z czerwonymi włosami, on zajmował się dziećmi, chociaż nie były jego.
Cóż, tego się po nim nie spodziewałem.
— Chyba ta historia nie kończy się za dobrze, skoro kończy się tutaj. — westchnął Chuuya.
— Te dzieciaki... cóż, Mimic zamknęło je w busie, a następnie wysadziło je. Poza tym zamordowało ich prawnego opiekuna.
— A ty o tym wiesz, bo...? — zawahał się rudzielec.
— Ten cały Oda, nie ma funduszy na pogrzeb ich wszystkich. Więc do tego czasu zostaną tutaj. Na to go stać. A ja wyciągałam je z wraku. — wzruszyła ramionami, pewnie kompletnie nie wzruszało jej to, o czym właśnie mówiła.
Chuuya podniósł zdjęcie i spojrzał na roześmiane dzieci. Wtem przypomniał coś sobie.
"Widziałem jak zginęły, Chuuya. A one widziały mnie. Byłem... byłem tak bardzo bezsilny."
Rudzielec spochmurniał.
— Wiesz co? Tak się patrzysz na to zdjęcie... ono nie jest w tym raporcie potrzebne. — westchnęła Rosjanka, po czym odwróciła się.
I załkała.
Więc mimo wszystko ma uczucia.
— Gdybym była filantropką, pewnie dałabym mu pieniądze na pogrzebanie ich. — westchnęła cicho. — Ale nie jestem.
Chuuya zamknął teczkę, ale zdjęcie schował w płaszczu.
— Twoja siostra jest dziś zawalona robotą? Bo miałbym do niej małą sprawę...
》》》
— A może znalazłbyś dla mnie jakąś pracę, Kunikida? Wtedy na pewno miałbyś ze mną trochę spokoju.
— To brzmi podejrzanie, że sam się ode mnie odsuwasz. Jakbyś coś planował, Dazai.
— Całkiem możliwe. Więc?
— Co ty byś chciał niby robić?
— Chciałbym pomagać ludziom. Odasaku tego chce.
— Dobrze, znajdę coś dla ciebie.
— Dziękuję, Kunikida.
》》》
Odasaku po raz kolejny próbował wyłączyć dziwną reklamę, która nagle włączyła mu się na stronie banku. Nie miał nastroju do siłowania się z komputerem i oczotrzepnym ogłoszeniem "Jesteś naszym millionowym klientem, oto twoja nagroda!".
Reklama w końcu wyłączyła się, a Odasaku zauważył, że w ostatnich przychodach był jeden, podpisany właśnie "nagroda dla milionowego klienta". Była to całkiem porządna suma pieniędzy.
Odasaku przeczesał dłonią włosy i spojrzał znów w ekran. Zapis o tajemniczym przypływie nie zniknął, jedynie lekko przygasł, bo został odczytany.
Mężczyzna spojrzał na stan swojego konta i zauważył coś.
Łącznie z ową nagrodą, jego oszczędności wystarczyły na cel, na który próbował od kilku dni zebrać pieniądze.
Cud?
Myśl o jakimś działaniu opatrzności przemknęła mu przez głowę, jednak szybko została odrzucona.
Postanowił jednak zaryzykować.
W dniu pogrzebu dzieci słońce świeciło, a w jego blasku skrzył się śnieg. Odasaku sądził, że jest na cmentarzu całkiem sam z dwoma grabarzami.
Mylił się jednak, a swój błąd dostrzegł wtedy, gdy już miał wychodzić. Pod jednym z rozłożystych drzew stał Chuuya. Swój nieodłączny kapelusz trzymał w dłoni, a głowę miał lekko spuszczoną. Od swego zwyczajnego stroju wyróżniał go tylko zawiązany wokół szyi szalik.
Odasaku podszedł do niego bez słowa, opierając plecy o sąsiednie drzewo. Spojrzał na Egzekutora pobieżnie i westchnął lekko.
— To ty dałeś mi te pieniądze, prawda?
— Nie mam pojęcia o czym mówisz.
Odasaku uniósł wzrok do nieba.
— Nie potrafisz kłamać.
Chuuya uniósł głowę w momencie, gdy Odasaku spuścił swoją. Spojrzeli sobie w oczy.
— Nawet gdybym umiał, to i tak byś wiedział swoje, Odasaku.
Wyższy mężczyzna musiał przyznać mu rację.
I nawet się lekko uśmiechnął.
》》》
Witam! Z każdą chwilą widzę coraz pochlebniejsze oceny od was i boję się momentami, że nie podołam waszym oczekiwaniom i np. spieprzę zakończenie :c
To by było na tyle, do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro