Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

》Rozdział 25《

Wspomnienia stwardniały, pamięć niczym lampa po
deszczu
Obejmuje ramiona wiatru i powiewa
Ach, zaczarowana opowieść-
I niewolnicy stali się piękni jak księżniczka

Przerwa pomiędzy pierwszym a drugim aktem nie bez powodu była dłuższa. Trupa aktorska i tak zebrała się w sobie, by zdążyć się poprzebierać. Gdy gruba kurtyna na nowo się uniosła, tuż po zapowiedzeniu drugiego aktu, ukazana właśnie sceneria nabierała życia.

Była to komnata, mogąca być nawet królewską...

- "Królu mój złoty,
koniec czasu na durnoty.
Leżenie musi cię znudzić,
czas cię w końcu obudzić." - zapukał z wesołym głosem ktoś przypominający majordomusa. - "Czas na śniadanie,
czas wstawać, mój panie!"

Z postawionego łóżka uniósł się ubrany w lekką szatę... Chuuya.

- Znów pierwszoplanowa postać. - mruknęła pod nosem Kouyou.

- "Już, Pierre, już wstaję,
czemuż ty mi żyć nie dajesz?" - król ziewnął, przeciągając się, a do komnaty wszedł ów majordomus, trzymając w ręku ubrania.

- "Audiencji masz dziś wiele,
przybędą z zagranicy przyjaciele.
Czyżby od piosenkarce sen był lepszy
niż zwykłego życia dzień?"

- "Charlotte noc, Charrot dzień,
to już od dawna nie jest sen." - westchnął cicho król, przeczesując włosy. -
"Tylko nikomu nie rozpowiadaj tego,
bo nie wybaczę, mimo dobrodzejstwa mego." - dodał już nieco głośniej.

Pierre skinął głową i pomógł założyć swemu panu szatę. Na koniec z szafki wyjął koronę, którą założył mu na ułożoną całkiem nieźle kupę włosów.

- "Jesteśmy gotowi, więc wyruszajmy,
na cuda nad rzekami nie czekajmy!" - zawołał entuzjastycznie majordomus, a Charrot odpowiedział na to jedynie zduszonym śmiechem. -
"Cóż takiego zabawnego w mej wypowiedzi?
Cóż w królewskiej głowie siedzi?"

- "Powiem krótko i zwięźle te słowa,
że od twoich głupich pytań boli mnie ta głowa.
Prowadź do jadalnej sali na śniadanie,
nie chciałbym się spóźnić na nie!"

Kurtyna opadła i znów się uniosła. Król Charrot siedział przy zastawionym stole, a wokół niego biegały dwie służki.

- "Panie mój, o panie!
Czegóż jeszcze na śniadanie?
Więcej mięsa czy cukru, czy wody?
Raczysz sobie na deser lody?"

- "Głupia służko, nie wiesz co się jada o poranku?
Ucichnij, nie chcę cię słyszeć, gałganku." - Pierre nie był zbyt zadowolony z zachowań dziewczyn.

- "Ależ, wybacz panie, to przewinienie,
nie chciałabym się narazić na potępienie..."

Król Charrot podniósł się nagle ze stołu, jeszcze nieco strasząc służkę.

- "Droga panno, ta rozmowa na zły tor zmierza,
nikt tu nikogo potępiać nie zamierza.
Zważ na słowa Pierrota,
a poza tym się tym nie kłopotaj."

Służka szepcząc podzięki usunęła się w cień. Druga po prostu milczała i kontynuowała swą pracę.

- "Pierrocie mój miły,
czy każdy król ma być nieuprzejmy i zgniły?"

- "Nie, panie, ale śniadanie..."

- "Ale śniadanie, ale śniadanie,
na wszystko co robią masz narzekanie. Ludzie idealni nie bedą dzięki twym słowom,
choćbyś ręczył za to głową.
Bądź dziś dobry i odpuść im odrobinę,
niech ma dobroć i na ciebie spłynie."

- "Tak, panie,
przysięgam na kolanie..."

- "Nie przysięgaj, tylko idź rób polecenie,
chcę dziś zobaczyć jego wypełnienie."

Pierre w końcu skinął głową i odszedł w milczeniu.

- "Jakże uważasz, droga dziewczyno,
czy Pierrot zawsze chodzi z taką miną?"

- "Ramirez przysięga na królewski kwiat,
że z taką miną Pierrot witał świat." - wyszeptała nerwowo, jakby bojąc się.

- "Mądrze myśli, też tak uważam,
mimo tego, że tym autorytet jego podważam.
Czy mogę cię poprosić, byś się uśmiechnęła,
od tak, jak do przyjaciela?"

Służka z wahaniem pokręciła głową.

- "Nie potrafię, panie,
tak usmiechnąć się na zawołanie."

- "Wobec tego zostaw mnie całkiem samego,
myśli moje biegną wokół tego i owego.
Nie wołaj Pierrota jeszcze,
od jego głosu nie tylko ciebie targają dreszcze."

Służka mimowolnie uśmiechnęła się na te słowa, po czym wyszła. Król pozostał sam, wzdychając cicho pod nosem.

- "Za dnia królem i rodu głową,
nocami piosenkarką z piękną nogą.
Brzmi jak klątwa na mnie rzucona,
tak piękna i nienawidzona.
Jestem nikim, jestem nimi dwoma,
pech to chyba ma znajoma."

Król uderzył pięścią w stół, po czym wyszedł, a kurtyna opadła. Gdy znów się uniosła, herold ogłaszał właśnie przybycie osób na audiencję, a sam Charrot siedział na tronie. Jako pierwszy dotarł przed majestat rudowłosego dzieciak w łachmanach.

- "Czego szukać tu może młodzieniec,
pytasz, czy dla służki królewskiej zrobić można wieniec?
Od zakochania miękną kości,
od tego umrzeć można, z miłości."

- "Miękkość kości zakochanego
to nic w przeciwieństwie do łamliwości stęsknionego.
Moja mama jest sama i kąśliwa,
bo nad wyraz nieszczęśliwa." - wymruczał Akaha, podnosząc się do siadu.

- "Daj mamie złocisza, chłopczyku miły,
lepiej mieć mamę przy sobie niż koło mogiły.
Kup jej kwiatek albo i cukierek,
by z radością w palcach obracała papierek."

- "Mama woli by z samego końca świata,
wrócił do nas całkiem żywy mój tata.
Na froncie siedzi od dawien dawna,
a poczta w tamtych stronach, królu, już nie sprawna."

- "Gorzkie to życie być w pół-pustym domu,
lecz tego, że ci zazdroszczę, nie mów nikomu.
Skrycie chciałbym, by i mego ojca nie było,
całemu krajowi lepiej by się żyło."

- "Niech król tak nie mówi,
to króla pewnie zgubi." - mruknął chłopiec, a gdy herlod Ramirez wręczył mu garść dukatów, ukłonił się i wyszedł.

Tymczasem jedna ze służek podeszła do tronu, trzymając za rękę kobietę z zawiązanymi oczami.

- "Szukała bram do króla, do pana,
podobno od samego rana.
Ona jest niewidoma,
nam kochanych kolorów nieświadoma."

- "Mości królu, przepraszam jeśli moje najście jest o złej godzinie,
moja rodzina od wieków ze spóźnień słynie."

- "Nie przejmujże się tym, kobieto biedna,
spóźnialska nie jesteś ty jedna.
Czego ci trzeba?
Może nie mam bram do nieba..."

- "Chcę powiedzieć, że brak mi tego,
co naprawdę potrzebne dnia każdego. Miłości, przyjaźni i ciepłego domu,
aczkolwiek poza królowi nie powiem tego nikomu."

- "Tego dać nie mogę, bo sam odczuwam brak,
rozmowa o tym jednak mi nie w smak.
Gdybym mógł przez jeden dzień być kim innym,
przez jedną noc być kimś mniej dziwnym..."

- "Jakże, to królowi przystoi?
Król się tego nie boi?
Zbiednieć, służbę stracić,
wielkie podatki płacić?
Marzy król o tym? To niech dostanie!
Zbrzydnie mu to, głupoty mówić przestanie!"

Herold wygonił ślepą kobietę z sali, dopilnowując, by nie wróciła. Służka już miała chyba zacząć przepraszać za przyprowadzenie jej tutaj, jednak Charrot machnął na to ręką.

- "Ma rację, choć nieco zbyt dosłowną,
to przecież ja dałem odpowiedź odmowną."

Kurtyna opadła, a skądś znów dało się słyszeć słowa.

- Koniec aktu drugiego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro