》Rozdział 24《
Każdego dnia ciemność spóźniała się
Oddalone niebo podśpiewuje na linii plaż cieśniny
Wczesny zimowy wiatr
Biała korona właśnie zamarzła
Na bezdusznej imitacji róży
Chuuya wzdrygnął się lekko, widząc nerwowo strzelającą stawami Kumiko. Położył jej rękę na ramieniu i spróbował ciepło się uśmiechnąć.
— Posłuchaj, Kumi. Idzie ci świetnie, wszyscy umiemy nasze role, nie powinnaś się tak przejmować. Będzie dobrze, rozumiesz? A teraz leć się przebrać.
Kurtyna uniosła się, ukazując uliczną scenerię. Charlotte była sama, spacerowała w wieczornym mroku, momentami jedynie patrząc na drogę. Nuciła pod nosem piosenkę. Tymczasem zza jednego z narożników wybiegło coś drobnego, nagle próbując wyrwać rudowłosej torebkę. Char jednak nie zaczęła krzyczeć "Złodziej! Złodziej!", jak zwykły jej pokroju dziewczyny, tylko wyrwała przybyszowi torebkę i odskoczyła w bok.
Złodziejaszek zatrzymał się nagle i spojrzał z uwagą na dziewcyznę.
— "Chyba rano spadłem z pryczy,
czyżby panna, co nie krzyczy?
Choćby to i była niemowa,
przede mną się nie uchowa!
Na słodkie zdroje,
oddaj wszystko, co twoje!"
— "Nie jestem niemową,
choć i za taką mnie biorą.
Mój mały kolego,
nie dam ci niczego.
Nie przysięgaj na daremno,
nie kradnij w ciemno.
Torebkę mam prawie pustą...
jak to zawsze przed szóstą."
— "Koło piątej mamy
i się pogniewamy.
Ślicznotka nie ma nic do gadania,
tylko do dóbr wręczania.
Konfiskata dobra sporego,
dla celu społecznego."
— "Twe groźby mnie nie ruszają,
wszyscy takie maleństwo znają.
Jesteś drobny i głodny,
do swojej matki całkiem podobny."
Złodziejaszek tupnął nogą i skrzyżował ramiona, bucząc pod nosem.
— "Nie mów mi o matce,
o jej domu i rabatce.
Chcę zapomnieć o niej, ty mnie zdradzasz,
i w zapominaniu przeszkadzasz!"
Złodziejaszek odszedł w mrok z wkurzeniem, a Charlotte odetchnęła, spoglądając na wschodzący księżyc. Lekko posmutniała na twarzy.
— "Każdego wieczora uśmiechasz się niemo,
ty kosmiczna, ponoć serowa ściemo.
Tyś mym drogim, starym towarzyszem,
uzależniającym haszyszem.
Miękko stąpasz po nocnym nieboskłonie,
twe ciało w tej pustce nie tonie."
Gdzieś niedaleko słychać głośny kaszel, który wyrywa dziewczynę z monologu i kieruje ją w tamtą stronę. Tam na skrzyni siedzi stara Cyganka, która przestaje kaszleć i spogląda w stronę Charlotte.
— "Ach, to tobie życie w luksusie nie w smak,
to ty, piosenkarka, której głosu brak.
Czegóż to szukasz na tym niebie?
Nie ma tam opowiedzi dla ciebie." — zaburczała starsza kobieta, a rudowłosa zamrała.
— "Skad możesz wiedzieć o tym,
o najszczersym sekrecie złotym?
Skąd znasz moją sytuację
i tą utajnioną akcję?"
— "Powiem szczerze, że znam głos,
który już wodził mnie za nos.
Widziałam też Luizę, gdy śpiewała,
a głos ma piękny, bez mała.
Znam także te pragnienia,
których nie chcesz wyjąć z cienia."
— "I co z tego, niech tam zostają,
takie życzenia się nie spełniają.
Mam sobie dobrze radzić z kryciem
i udawać, że cieszę się życiem.
Wszakże nie ma ponoć nic lepszego
od sławy kogoś bardzo znanego."
Kouyou przyglądała się sztuce z zaciekawieniem. Nie potrafiła jeszcze wyłapać, na czym w ogóle zależy Charlotte, bo niezbyt dało się to zrozumieć, ale powoli to odnajdywała.
Nawet dwie Swietłany ani miedzy sobą słowa nie wymieniły od pojawienia się Cyganki. Odasaku za to zastanawiał się, jak szybko Kumiko nałożyła sobie ten postarzający makijaż.
Dazai co chwila podpytywał o różne rzeczy Kunikidę, który ze stoickim spokojem odpowiadał na te pytania, znów myśląc, że Dazai po prostu autentycznie zdziecinniał.
Chuuya, czy może raczej powinnam powiedzieć Charlotte, spoglądała znów na nieboskłon.
— "Miłość, radość, pokój, wiara,
cech ci brak tych co nie miara.
Uwierz w siebie,
będziesz w niebie.
Szukaj panny co zachwyca -
panny z Księżyca."
Charlotte prychnęła, machnęła ręką i odeszła od kobiety, która pożegnała ją ciepłym, niemal babcinym uśmiechem.
Kurtyna znów opadła, a szuranie wskazywało na kolejną zmianę scenerii.
— I widzisz siostrzyczko? Świetnie nam idzie, niepotrzebnie się bałaś. — rzucił Kouki do rozbawionej Kumiko, aktualnie schodzącej ze sceny.
Jej brat poprawił kelnerskie wdzianko i westchnął cicho. Spojrzał na Chuuyę, męczącego się z długą suknią i podziękował pod nosem, że to nie na niego padło.
Gdy kurtyna się uniosła, na scenie poza dwojgiem kelnerów i Charlotte na nowo pojawił się Cooper, co chwila próbujący zacząć rozmowę z milczącą dotąd dziewczyną.
— "Jest coś co musisz mi powiedzieć,
chciałbym się tego dowiedzieć.
Tajemnica w twoim sercu,
z kim prganiesz stanąć na ślubnym kobiercu.
Mam dla ciebie dobrą radę,
mam nadzieję, że nie uznasz tego za zniewagę.
Wybierz mądrze, moja droga,
zima bez miłości sroga."
Menadżer uśmiechnął się lekko i odwrócił twarz, wykonując gest do kelnerki.
— "Zoe, moja przyjaciółka ładna,
czyż ty wciąż jesteś nieporadna?
Mogłabyś nam przynieść coś dobrego,
coś niezapomnianego?"
Kelnerka zniknęła, a Charlotte spięła się.
— "Chciałbym uciec do lasu,
menadżerze, dajże trochę czasu.
Mądre decyzje się planuje,
bo jedna zła wszystek rujnuje."
Cooper przytaknął niemrawo.
— "Chciałbym z tobą jutro porozmawiać,
czy coś na drodze do tego będzie nam się stawiać?
Mam nadzieję, że nie, Char,
tyś mój najpiękniejszy w życiu dar."
— "Tak, na pewno, ale teraz proszę,
daj mi ciszę, spokój, ze trzy grosze.
Brak mi przemyśleń wartkich,
jak książek na wietrze kartki." — Charlotte poczekała, aż jej menadżer wyjdzie. —
"Jak to kiepsko być w potrzasku,
nie móc wyjść o łonie brzasku.
Co mam mu powiedzieć i rzec,
na koniec świata po odpowiedź biec?"
— "Powiedz mu prawdę, co ci szkodzi,
może to właśnie to ci życie osłodzi?" — zapytała Zoe.
— "Jemu zniszczy, tego zdzierżyć nie potrafię,
choćbym miała to zrobić we śnie na jawie." — pożaliła się.
— "Poświęć jego albo siebie -
kto z was ma być w raju, w niebie."
— "Mądre słowa prawisz,
a jednak w kelnerkę się bawisz.
Czyżby to nie musiało działać,
w milczeniu prawda ma się ciułać?"
Zoe wzruszyła ramionami, a następnie zabrała ze stolika dziewczyny pustą już butelkę.
Zapadła na dłuższą chwilę cisza, taka jak makiem zasiał, a kurtyna znów opadła.
— Oto koniec aktu pierwszego. — oznajmiła z godnością Kumiko.
Nastąpiły oklaski, jednak niezbyt śmiałe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro