》Rozdział 3《
Zawsze mną kierowało coś trudnego do nazwania
I chociaż nie miałem celu, nadzieja kołatała się w moim
sercu
Początkowo Odasaku myślał, że Chuuya zamarł na dźwięk wybuchu, jednak szybko się zreflektował. Drobny mężczyzna spojrzał mu w oczy z podejrzanym zainteresowaniem.
— Co tak długo, Odasakuuu? — zamruczał niemrawo Chuuya.
Odasaku chyba pierwszy raz został tak nazwany przez rudzielca. Wywnioskował jednak, że to Dazai, mówiąc o nim, przyzwyczaił do tego miana Chuuyę. Proste do wywdedukowania było także to, że ów Egzekutor się upił.
Wyższy mężczyzna postawił swego towarzysza na ziemi i spojrzał na barmana.
— Zapłacił z góry za pana i za siebie. — wyjaśnił stojący za kontuarem.
— Co tam tak pier- um, przepraszam, wybuchło? — o dziwo Chuuya jeszcze nie przeklinał.
— To mógł być twój samochód, ale jednak nie. Odwiozę cię do domu, w takim stanie nie możesz jechać. To gdzie mieszkasz?
— W Honolulu. — odparł bezczelnie Egzekutor.
Ponownie zapytany powiedział coś po francusku, czego niestety Odasaku nie zrozumiał.
— On chyba nie ma ochoty wrócić do domu. — wtrącił barman. — Podał panu adres wieży Eiffla.
Odasaku nie mógł powstrzymać uśmiechu. Pożegnał barmana i wyprowadził chwiejącego się Chuuyę z baru. Z usadzeniem go na siedzeniu pasażera nie było problemów, więc Odasaku usiadł za kierownicą i ponownie zapytał Chuuyę o adres.
— Mogę mieszkać tam, gdzie mam ochotę, Odasakuuu! — uśmiechnął się zadziornie.
W portfelu Chuuyi była jedynie suma pieniędzy wystarczająca na całonocne picie droższych alkoholi, ale czego Odasaku mógł się spodziewać? Westchnął i odpalił samochód.
Stanowczo nie miał ochoty dzwonić po ludziach i pytać, gdzież to mieszka jaśnie Chuuya, który nie wiadomo kiedy się upił.
Postanowił z ciężkim sercem zabrać go na noc do siebie.
— Jeździsz o stokroć lepiej od Dazaia, wiesz? — mruknął Chuuya z bezczelnym uśmiechem, gdy dojechali na miejsce.
Egzekutor nawet bez problemu wszedł do mieszkania Odasaku. Nawet mu się w nim spodobało. Poza tym, najważniejszy warunek i tak był spełniony — Chuuya nie był tu sam.
Rudzielec uwalił się na kanapę.
— Mam nadzieję, że będziesz się zachowywał. — rzucił Odasaku, siadając obok.
— Mhm. — zabuczał Chuuya, podnosząc się lekko i nagle przytulając się do Odasaku.
W wyższym mężczyźnie coś jakby pękło. Nie mógł wydusić słowa i momemtalnie zamarł. Zapadła na dłuższą chwilę cisza, która początkowo nie przeszkadzała upitemu mężczyźnie. W końcu jednak musiał się odezwać.
— Odasaku...
— Tak?
— Dlaczego płaczesz? — pytanie brzmiało nawet na troskliwe, ale nie doczekało się odpowiedzi.
Chuuya zrobił to, na co wtedy wpadł. Po prostu się nie ruszał i siedział cicho. Odasaku dalej płakał, a uspokoił się naprawdę po dłuższym czasie.
— Tak bardzo skupiłem się na Dazaiu, że zapomniałem... że zapomniałem o nich, Chuuya.
Egzekutor dalej milczał, chyba próbując powstrzymać własne głupie pytania. A potem sam zaczął płakać, sam nie wiedział, czemu.
— Widziałem jak zginęły, Chuuya. A one widziały mnie. Byłem... byłem tak bardzo bezsilny. — wzdychał Odasaku.
— Trzeba było napić się więcej, Odasaku. Ja tak myślę, że to by pomogło. Chociaż na chwilę. — westchnął Chuuya nieco senniej, a potem zaczął coś nucić.
Odasaku westchnął i znów odpłynął w myślach. Uścisk Chuuyi zelżał, a sam rudzielec zaczął coś mruczeć.
Zasnął jak gdyby nigdy nic.
Wyższy mężczyzna w końcu uwolnił się z uścisku i ułożył swego gościa na kanapie, po czym przykrył go kocem. Nim sam poszedł spać, zdecydował się coś zrobić. Poszedł do łazienki i obmył twarz, po czym spojrzał w lustro.
Dlaczego pomyślałem o nich właśnie teraz?
Czy to przez Chuuyę?
Odasaku wrócił do Chuuyi i spojrzał na niego. Kompletnie bezbronnego i na swój sposób uroczego. Jednak dla stojącego obok Odasaku wydawał się kimś, kto wciąż był dzieckiem. Może to była tylko sprawka alkoholu, ale zachowanie Chuuyi przywodziło na myśl zachowanie dziecka pragnącego czułości.
Odasaku potrząsnął głową.
On taki nie jest, to tylko moje wrażenie. Wariuję z tęsknoty.
Jednak nie zostawił Chuuyi samego, bo usiadł na oparciu kanapy i nim się zorientował, głaskał go po głowie.
Chuuya jest może nawet gorszy ode mnie.
Groźniejszy, nieprzewidywalny, morderczy.
Na pewno nie jest taki, na jakiego teraz wygląda.
Przecież nie bez powodu miał z Dazaiem taką złą sławę.
Niestety nie mógł odmówić myśli, że jego rude loki w dotyku były jak włosy Sakury.
W końcu wstał i poszedł do siebie. Wiedział, że im dłużej tam będzie, tym będzie gorzej.
Znów się rozpłakał. Tym razem minęła godzina, nim Morfeusz zabrał go w swe objęcia.
Zasnął jednak smutny.
》》》
Dazai pogwizdywał sobie i nawet podskoczył wesoło, słysząc wybuch podłożonej Chuuyi bomby. Bo jak tu się nie cieszyć z takiego obrotu spraw?
Zbliżał się wieczór i Dazai pospieszył do domu Kunikidy. Blondyn miał tą zaletę, że choćby miał przyjść koniec świata, on i tak przyszedłby nań punktualnie.
Brunet zdążył dziś zmienić numer telefonu i wysadzić poprzednią komórkę. W sumie to nie wiedział, po co to zrobił. Pewnie dla krotkotrwałej satysfakcji.
W pewnym sensie było mu lepiej. Jedyną spostrzeżoną wadą ostatniego tygodnia był gryzący brak Odasaku. Pozostałe aspekty zdrady mafii były nawet przyjemne.
W końcu dotarł do mieszkania i wskoczył pod swój kocyk, by kontynuować lekturę książki. Dla niepoznaki przerzucił kilkanaście stron, które przeczytałby pod nieobecność blondyna, gdyby rzeczywiście siedział w domu.
Było już wiadome, że Kunikida nabierał się na to albo kompletnie się tym nie przejmował. Dazai obstawiał pierwsze.
Kunikida po powrocie z pracy w sumie ją kontynuował, ale w zaciszu domowym. Oprawcowywał monstrualną ilość dokumentów. Był przy tym dokładny i trochę metodyczny.
Dazai odnalazł coś przyjemnego w obserwowaniu go. Nigdy nic nie mówili, a słychać było tylko szuranie podczas pisania.
Dazai czasem myślał, jakby to wyglądało, gdyby patrzył na tworzącego swoją książkę Odasaku.
Czy byłoby inaczej, czy jednak tak samo?
Tego pewnie się nie dowiem.
》》》
Hej! Po raz kolejny widzę, że zaintrygowała was ta historia, co mnie niezwykle cieszy. Nie wiem jak to będzie, gdy za dziesięć dni skończą mi się ferie, ale teraz staram się wrzucać regularnie.
Czekam na wasze komentarze!
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro