》Rozdział 18《
Kamienny chłód przeniknął moje dłonie
Ale kamień zrobił się ciepły
Odrzuciłem go i zerwałem trochę trawy
Kąpiąc się w słabnącym wieczornym słońcu
Odasaku odłożył kartkę, gdy usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Chuuya nucił jakąś melodię, a gdy przeszedł obok starszego mężczyzny, przelotem pocałował go w policzek.
- Dziś masz wyjątkowo dobry humor, Chuu. Znalazłeś sobie jakieś hobby?
- Dokładnie, ale ten... nie śmiej się, dobrze?
- A wyglądam na kogoś, kto by się z ciebie śmiał?
- Ta... wnuczka pani Kozume namówiła mnie na teatr, Odasaku. Jej zdaniem nadaję się na scenę.
Chuuya znów przybrał ten wyraz twarzy, gdy miał się przyznać do czegoś nieco wstydliwego. Nie rumienił się jednak, może to i lepiej? W ręce miał kilkanaście kartek z pisanym w pośpiechu tekstem, które powoli się gniotły od nerwowego zaciskania.
- To... całkiem do ciebie pasuje. - mruknął spokojnie. - Może nie wiem, jak te twoje umiejętności wyglądają w praktyce, ale mógłbym wyobrazić sobie ciebie jako aktora na scenie.
Gdy Chuuya podszedł krok bliżej, wyższy mężczyzna objął go ramieniem.
- A jak tam książka?
- Mozolnie. Napisałem dziś paręnaście zdań i szkic na następne kilkanaście.
Chuuya przejechał ręką po jego włosach, mrucząc coś pod nosem, by następnie pocałować go, ale tym razem w usta. Po chwili jednak odskoczył i poszedł do łazienki, nie bacząc, że kartki od Kumi rozsypały się po podłodze.
- Ty mały marzycielu... - mruknął pod nosem Odasaku, biorąc się za porządki.
Następnego dnia Chuuya siedział na progu drzwi na ogród i powtarzał kilka kwestii, które niedawno napisali.
- "Bo znasz mnie wszakże, moją duszę także, że z samotnością za pan brat żyję, przecież przed tobą nic się nie skryje." - zaczął, ale machnął ręką. - To brzmi za poważnie, jak na rozmowę z roześmianym wujem. Może... "Moją duszę znasz wystarczająco, że kogoś brakuje mi tak gorąco. Znasz mnie już od lat, pusty pokój jak mój brat."
Gdy po raz kolejny zamyślił się nad tą samą kwestią, dosłyszał jakieś śmiechy za płotem. Początkowo to zignorował, ale nagle do tego dołączył odgłos, jakby ktoś wdrapywał się na drzewo. Uniósł wzrok i zobaczył, że za płotem idzie kilku nastolaków z paierosami, rozglądając się wokół. Spojrzał także na drzewo i zwrócił uwagę, że jedna z gałęzi się buja, by w końcu złamać i spaść.
Razem z małym chłopakiem. Akahą. Chuuya odłożył kartkę i podszedł do chłopaka.
- Żyjesz? - zapytał, podnosząc go.
- Jeszcze. Ee? To ty, Chuuya? - chłopaczek spojrzał zdziwiony. - Em, przepraszam za tą gałąź. Chciałem przed nimi uciec i w ogóle.
Chuuya spojrzał na chłopca, który wyrwał mu się i skupiał konkretnie na swych własnych, poobcieranych kolanach.
- Nie ma sprawy. Są tak na ciebie cięci bez przyczyny, czy jednak coś im w tobie przeszkadza.
- To, że nie mam duszy. - parsknął Akaha. - No i to, że jestem rudy. - zsunął kaptur i rzeczywiście, miał włosy w jaskrawym, czerwonym kolorze.
- Zauważyłeś, że też jestem rudy? - zapytał z uśmiechem.
Tymczasem na zewnątrz wyszedł Odasaku i z pewnym zmieszaniem obserwował zaistniałą scenę.
- O patrz Chuuya! Ten facet też jest rudy! Wiedziałeś o tym? - zapytał ze zdziwieniem, wskazując ręką Odasaku.
Były Egzekutor zaśmiał się głośno, widząc skonsternowane miny.
- Skąd tu się wzięło to dziecko..?
- No jak to skąd? Jestem Akaha, więc biorę się z drzewa.
Odasaku uśmiechnął się lekko do zadziornego chłopaka.
- Wtedy raczej byłbyś Akaiha*.
- Mam imię z błędem, więc jestem wyjątkowym czerwonym liściem. Czemu jesteście rudzi?
Obaj mężczyźni znów się roześmiali, a Akaha spoglądał na nich z niezrozumieniem. W końcu chyba go olśniło.
- Aha, Kumi-chan mówiła, że nie wolno od tak pytać ludzi, czemu są rudzi. - westchnął cicho. - Ładnie tutaj, trawa całkiem wygodna.
To powiedziawszy, Akaha znów rozwalił się na ziemi.
- Uczysz się roli, Chuuya? - zapytał chłopiec, nim Odasaku zdążył ponowić pytanie o to, skąd się wzięła ta znajomość.
- Oczywiście. - parsknął Chuuya. - Jak wstaniesz, to poćwiczymy razem.
- "Miękkość kości zakochanego to nic w przeciwieństwie do łamliwości stęsknionego. Moja mama jest sama i kąśliwa, bo nad wyraz nieszczęśliwa." - wymruczał Akaha, podnosząc się do siadu.
Chuuya spojrzał z zaskoczeniem. Nie sądził, że chłopiec tak szybko nauczy się świeżo powstałej kwestii.
- "Daj mamie złocisza, chłopczyku miły, lepiej mieć mamę przy sobie niż koło mogiły. Kup jej kwiatek albo i cukierek, by z radością w palcach obracała papierek."
- "Mama woli by z samego końca świata, wrócił do nas całkiem żywy mój tata. Na froncie siedzi od dawien dawna, a poczta w tamtych stronach, królu, już nie sprawna."
- "Gorzkie to życie być w pół-pustym domu, lecz tego, że ci zazdroszczę, nie mów nikomu. Skrycie chciałbym, by i mego ojca nie było, całemu krajowi lepiej by się żyło."
- Och, jak ty to tak od razu? Ja to... - Akaha spojrzał ze wstydem na swe nadgarstki, na których koślawym pismem wszystko było przepisane.
Chuuya ukucnął i poczochrał jego włosy.
- Ja czytałem z kartki. Chodź, zjemy coś nim pójdziesz do domu.
》》》
Dazai zachichotał słodko, słysząc jedno z wyznań swego partnera.☆
- Naprawdę jestem trudniejszy do upilnowania niż najbardziej rozwydrzona klasa?
- Dokładnie, Dazai.
- Kunkida, myślę, że chodzi ci, żeby mnie rozbawić.
- Jeśli to sprawi, że zejdziesz mi z kolan, to powiedzmy, że tak.
- Próbuj dalej ~
》》》
- Ale naprawdę muszę iść do domu? Nie mogę tu zostać i pójść sobie rano? Nie będę hałasował!
- Rodzice będą się o ciebie martwić. - westchnął po raz któryś Odasaku, patrząc kątem oka z lekkim wyrzutem na śpiącego Chuuyę.
- Zawsze się o mnie martwią... - mruknął cicho.
- No więc powinieneś do nich wrócić, szczególnie, że robi się już ciemno.
- Ech, no dobrze. Dobranoc?
- Dobranoc.
Akaha ubrał się i wzdychając cicho, poszedł w swoją stronę. Spojrzał jeszcze raz na dom, w którym spędził całkiem miło czas i mruknął pod nosem, że tu mu o wiele lepiej.
》》》
* bazuję na słowniku z wikipedii, mogą być błędy
ha oznacza liść
aka to czerwień
akai to czerwony
więc w teorii to Akaiha oznaczałby czerwonego liścia, c'nie? *
Poza tym miłego wieczorku~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro