》Rozdział 11《
Podajmy sobie ręce we właściwym tempie
Wszak rozumiemy, że brakuje nam
Odrobiny szczerości
Chuuya spojrzał na Odasaku najbardziej oskarżycielskim wzrokiem, na jaki było go stać.
Pewnie wyglądałby poważniej, gdyby nie miał na sobie piżamki.
Podszedł do niego i wyrwał mu z ręki swoje 'notatki', by następnie je zgnieść i rzucić w kąt. Następnie wziął koc i przykrywając się nim, zaczął bez słowa patrzeć przez okno.
Jakby chciał uciec.
Na zawsze i nigdy nie wrócić.
Odasaku przysunął się do niego, zaplatając palce lewej dłoni w jego rude loki. W domu długo rozmyślał nad tym, co powiedzieć, jak powiedzieć, ale teraz zabrakło mu słów.
Więc pocałował Chuuyę w czubek głowy.
— Odasaku... — burknął rudzielec, chcąc chyba zacząć jakąś wypowiedź, jednak znowu zamilkł.
— Chuuya, pewnie powinienem cię przeprosić za czytanie twoich rzeczy, ale nie żałuję, wiesz? Jesteś dla mnie tajemnicą, więc...
— ...więc byś się nie zorientował, o co mi chodzi? — rudzielec spojrzał na wyższego mężczyznę z nieufnością, ale mniejszą niż wcześniej.
Odasaku tylko uśmiechnął się nieznacznie, wiedząc, że Chuuya zrozumie.
— Nie jesteś dzieckiem, Chuuya. Nikt nie jest tak całowany przez dziecko jak ty pocałowałeś mnie. — w jego spojrzeniu było coś psotnego.
— Czemu po prostu tego nie powiesz? — warknął niższy mężczyzna, mając dosyć patrzenia z dołu na Odasaku.
Tamten chyba intuicyjnie ukląkł na tyle, by móc patrzeć Chuuyi w oczy bez spuszczania głowy. Był naprawdę spokojny, co stanowiło kolejną cechę, której ostatnimi czasy drobny Egzekutor mu zazdrościł.
— A co mam powiedzieć, Chuuya? — Odasaku chyba miał ochotę podroczyć się trochę.
Jednak Chuuya nie miał sił na tą farsę. Nie wytrzymywał burzy emocji wtedy, gdy pisał, a co dopiero, gdy miał o tym mówić Odasaku w twarz.
— 'Kocham cię'? — burknął rudzielec, dopiero po namyśle wyłapując, że brzmiało to trochę inaczej niż miało.
— Ja ciebie też, Chuuya. — odrzekł Odasaku.
Czy on... czy on to planował? Czy on naprawdę chciał, żebym tak to powiedział? Ale z niego...
Chuuya zacisnął rękę i uderzył Odasaku w pierś. Spodziewał się, że ten złapie go za nadgarstek czy odskoczy, ale nie. Mężczyzna przyjął cios. Może po prostu wiedział, że chwilę później Chuuya i tak rzuci mu się na szyję, niemal płacząc?
— Nie jesteś dla mnie kimś, komu pomogłem od tak. Nie pomagam komuś tam, tylko tobie, Chuuyi Nakaharze, rozumiesz?
— I tak jestem wkurzony.
— Czuję, dusisz mnie. — Odasaku westchnął, a Chuuya ostatecznie rozluźnił uścisk i go pocałował, póki mógł dosięgnąć jego ust.
Odasaku za to wykorzystał szansę i wziął Chuuyę na ręce.
— Stawiaj mnie z powrotem, do cholery! — zawołał wkurzony Chuuya. — Dokąd mnie tak niesiesz?
— Do łóżka. Wciąż powinieneś się kurować, Chuuya. — odparł Odasaku.
— Wolałbym gdzieś pójść. To twoje kurowanie trwa stanowczo za długo. Ja nie cierpię leżeć tyle w łóżku.
Odasaku zamyślił się na chwilę, po czym delikatnie odłożył Chuuyę na ziemię.
— Wobec tego... może chodźmy do kina.
》》》
Dazai jaki był, taki pewnie będzie.
Kunikida westchnął, zauważając, że brunet znów spał koło niego, mimo niejednokrotnego wyganiania do siebie.
Dazai wydawał się blondwłosemu mężczyźnie taki niewinny i bezbronny, gdy spał... Nie miał jednak najmniejszego zamiaru go budzić. Tak było dobrze, może nawet idealnie. Późny poranek w wolny dzień i święty spokój.
Byłoby jeszcze milej, gdyby Dazai nie wpakowywał mi się za każdym razem do łóżka, ale to już szczegół.
Kunikida po prostu się przyzwyczaił. Nie walczył z wiatrakami, więc jeśli coś w Dazaiu go denerwowało, ale nie miał na to wpływu, to po prostu przestawał się tym aż tak przejmować.
Wymagało to poświęceń, ale blondyn do takowych najwyraźniej też był przyzwyczajony.
Była jedynie jedna, osamotniona sytuacja, która sprawiała, że Kunikida nie miał pojęcia co zrobić, co powiedzieć, jak zaregować.
'Kocham cię, Kunkida'
Coś w tym spojrzeniu pełnym powagi oraz tych trzech często wyszeptywanych przez bruneta słowach, sprawiało, że sens mu się walił.
Ale Dazai, swoją drogą, był bardzo cierpliwy.
I wiedział, że kiedyś Kunkida będzie umiał odpowiedzieć.
》》》
Chuuyi podobał się film. "Sing", mimo tego, że był filmem dla dzieci, familijną produkcją ze szczęśliwym zakończeniem, całkiem przypadł mu do gustu. Szczególnie cały soundtrack.
— Czy... czy można to uznać za randkę? — zapytał cicho Chuuya, przeczesując prawą dłonią włosy.
— Najwyraźniej. Podobało ci się?
— Lubię teatr. — odrzekł wymijająco, dostrzegając na nieboskłonie księżyc w pełni.
— Znów coś cię gryzie, prawda?
Chuuya uparcie milczał albo długo rozmyślał. Szedł krok w krok z Odasaku. W mroku nie dostrzegał nikogo, a policzki miał rumiane od chłodu.
— Zastanawia mnie, czy każdy dzień mógłby tak wyglądać, Odasaku. Że nie myślę o tym, czy jutro znów prawie umrę, tylko o tym, co zjem z tobą na obiad. Chciałbym...
— ...cieszyć się małymi rzeczami? — zasugerował mężczyzna.
Chuuya uniósł głowę, bo już miał coś wielkiego powiedzieć, ale jednak zrezygnował w ostatniej chwili.
Nie, nie mogę. Nie udałoby się.
— A co byś chciał zrobić, Chuuya?
Rudzielec prychnął. Znów powiedział na głos swoje myśli. To niezbyt dobrze o nim świadczy.
— Odpocząć. — skłamał, a przy drzwiach westchnął nagle. — Wiesz Odasaku, ja to muszę przemyśleć wszystko. Może poszedłbyś na noc do siebie?
Wyższy mężczyzna nie narzucał się, ani nie wyglądał na zawiedzionego. Chuuya w sumie przez to czuł się gorzej. Wolał, gdy od razu wiadomo, co z człowiekiem jest, dlaczego taki jest. A Odasaku nadal był niewzruszony, ciężko wykrzesać z niego emocje.
Gdy tamten odszedł, Chuuya trzasnął drzwiami, nie dostrzegając kobiety w kimonie, przyglądającej mu w mroku się od dłuższego czasu.
Rudzielec usiadł na podłodze pod ścianą, nawet nie zdejmując kurtki.
Czuł powierzchowne szczęście, ale wewnątrz siebie był jeszcze bardziej zagmatwany. Burza emocji, którą czuł, wcale nie opadła.
Doszedł też do wniosku, który kompletnie go zaskoczył.
Czy naprawdę powiedziałbym, że chcę uciec od tego wszystkiego?
Że chcę być szczęśliwy, z nim, gdzieś daleko stąd?
Jak w bajce?
Chuuya zdjął z siebie wszystko i poszedł do łazienki. Idąc tak dostrzegł kolejną rzecz.
W mieszkaniu było ciepło, ale nie tak ciepło, jak by chciał.
Wszedł pod prysznic i puścił letnią wodę. Złapał kontakt wzrokowy z własnym odbiciem w lustrze i westchnął.
Nie jestem w bajce. Jestem w mafii.
》》》
Moi kochani, czy tylko mi wattpad psuł dziś szyki? Zaczęło się od problemów z wklejaniem myślników, a na koniec tekst mi się rozjeżdżał i duplikował ;_;
Przepraszam z góry, jeśli w tekście któryś z tych błędów się zachował.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro