Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 ~ Krzysiu ja tak nie potrafię...

~Amelka~

Siedziałam w kantorku, zajadając się kanapką, gdy nagle wszedł tu Igor. Spojrzał na mnie i usiadł po drugiej stronie stołu. Oparł łokcie na kolanach i wpatrywał się we mnie. 

- Coś nie tak? - zapytałam zdziwiona, marszcząc brwi.

- Nie nic... - wzruszył ramionami.

- To czemu mi się przyglądasz? Może jesteś głodny? - uniosłam brew do góry, na co chłopak delikatnie się zaśmiał. - O wow ty się śmiejesz. Od kiedy to tak? - rzuciłam z sarkazmem i ugryzłam kawałek kanapki. 

- Po prostu od jakiegoś czasu mam dobry humor, mimo że jestem niewyspany - powiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej i opierając się wygodnie o oparcie krzesła.

- Nie odpływaj tylko, zaraz do pracy trzeba wracać - rzuciłam, na co chłopak się uśmiechnął.

- Jakoś za często mi się to zdarza - prychnął, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.

- Jak to? Nie rozumiem... - zapytałam przy okazji, wyrzucając do kosza opakowanie po kanapce.

- Lubie sobie czasami zresetować umysł i wciągnąć parę kresek - westchnął, - Tylko nikomu nie mów - dodał.

- Spoko rozumiem c...

- Jak to? - przerwał mi i uniósł do góry brwi.

- Nikt o tym nie wiem, ale z moim byłym zdarzało mi się zaszaleć i nie raz odpłynąć - zaśmiałam się. - Tylko też nikomu nie mów, bo jakby ktoś z rodziny się dowiedział, byłabym martwa. Dosłownie.

- Luzik... to znaczy, że mamy wspólne tajemnice - powiedział, a ja kiwnęłam głową. - Tak w ogóle, to mój kupel prowadzi bar nad Wisłą i często tam z nim przesiaduje. Również czasami mamy towar i jak chcesz, to możesz wpadać się trochę wyluzować.

- Już nie biorę, ale może kiedyś wpadnę - odpowiedziałam, a z jego twarzy nagle zniknął uśmieszek. - Dobra, trzeba wracać do układania skarpetek - zaśmiałam się i razem opuściliśmy kantorek.

*** 

Spojrzałam na zegarek, na którym było już po szesnastej, co oznaczało, że za godzinę kończę pracę. Igor stał przy kasie, a ja kończyłam rozpakowywać ostatnie pudło z towarem, ale nie dane mi było skończyć, bo ktoś od tyłu zakrył mi oczy.

- Zgadnij kto to? - zapytał znajomy głos.

- Hmm... W ogóle nie wiem kto to może być - rzuciłam z wyczuwalną ironią w głosie, a chłopak westchnął. - No przecież wiem, że to ty głuptasie - odwróciłam się i ujrzałam czerwonowłosego. Przybliżyłam się do niego i delikatnie go przytuliłam. - Co ty tu robisz? 

- Zabieram cię - powiedział, cięgle się uśmiechając. 

- Przecież nie mogę, mam jeszcze godzinę pracy. Jak chcesz możemy za godzinę gdzieś wyskoczyć - zaproponowałam, a chłopak się zaśmiał i pokiwał głowa.

- Ustaliłem z twoją szefową i idziemy teraz - powiedział, rozglądając się po sklepie.

- Ale jak t..?

- Tak to. Przebieraj się, czekam na ciebie przy samochodzie - wyrwał krótko, a ja się uśmiechnęłam na myśl, że coś kombinuje. Chłopak opuścił sklep, a ja udałam się do kantorka, aby się przebrać. Po kilku minutach ubrana w swoje ciuchu, wychodzę z galerii, a moim oczom ukazuje się stojący przy samochodzie Kondracki, który w ręce trzyma wielki bukiet żółtych tulipanów. Stanęłam w miejscu i z niedowierzaniem wpatrywałam się w chłopaka.

- Dla kogo to? - zapytałam, skanując dokładnie kwiaty.

- Dziś jest 2 lipca i jeśli się nie mylę, pewna Amelia ma imieniny, więc to dla ciebie - uśmiechnął się, wręczając mi kwiaty. 

Nie obchodzę imienin, ale to strasznie miłe z jego strony. Dodatkowo żółte tulipany to moje ulubione kwiaty. Pewnie Kuba maczał w tym palce.

- Dziękuje, jesteś kochany - podziękowałam i delikatnie objęłam chłopaka, a następnie dałam mu buziaka.

- Ale to nie koniec, zabieram cię na jedzonko - rzucił, otwierając drzwi do samochodu i gestem ręki wskazując, bym wsiadła. Zajęłam miejsce pasażera, a Krzysiek wsiadł na miejsce kierowcy.

- To gdzie konkretnie jedziemy? - zapytałam, zaciągając się pięknym zapachem tulipanów.

- Otóż jedziemy do najlepszej restauracji fast food'owej, czyli do Maka. Zamawiamy jedzenie na wynos i jedziemy w miejsce, które na pewno ci się spodoba.

- Jezu jesteś najlepszy - stwierdziłam, odkładając bukiet na tylne siedzenie.

Pojechaliśmy do najbliższego McDonalda, w którym zamówiliśmy jedzenie. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zamówiła Big Macka, dużych frytek i dużej coli. Nie wiem czy to dobrze, że Krzychu wziął to samo co ja, skoro teoretycznie powinnam jeść mniej od niego. No ale cóż. Nikt nie powstrzyma mojej miłości do jedzenia z McDonalda. 

Po około 10 minutach zatrzymaliśmy się na jakimś parkingu między starymi kamienicami. Rozejrzała się uważnie, ponieważ nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Jednak Krzychu wykorzystał moment nie uwagi i wyrwał mi moją torbę z jedzonkiem z rąk.

- Ej! - rzuciłam i spojrzałam na niego jak dziecko, któremu zabrało się zabawkę, jednakże ten tylko puścił mi oczko i wyszedł z auta. Wysiadłam z auta i podeszłam do niego.

- Dlaczego zabrałeś mi moje jedzonko? I gdzie my jesteśmy? - zapytałam, a chłopak kompletnie nic nie mówiąc, wystawił w moją stronę dłoń, którą po chwili zastanowienia złapałam. Kompletnie nie mam pojęcia gdzie możemy iść, ale ufam Krzyśkowi, bo w końcu jest przyjacielem mojego brata, a Kubuś raczej nie przyjaźniłby się z jakimś zboczeńcem.

Szliśmy chodnikiem, mijając stare kamienice, aż dotarliśmy do jakiegoś kościoła. Krzysiek zatrzymał się na chwile i zdezorientowany rozejrzał się. Wnioskując po jego dość zabawnej minie, pewnie zapomniał drogi. 

- Na pewno wiesz gdzie iść? - odezwałam się, próbując nie wybuchnąć śmiechem.

- Daj mi chwilę muszę się zastanowić - odpowiedział skupiony, uważnie skanując okolice. - O wiem, tędy - powiedział, a ja ruszyłam za nim. Odbiliśmy od kościoła w prawo i minęliśmy dwie uliczki.

- Jesteśmy na miejscu - poinformował chłopak, a ja wyminęłam go i przyjrzałam się okolicy. Pomijając fakt, że to miejsce jest bardzo zaniedbane, to uśmiech sam wcisnął się na moje usta. Kiedyś, jak byliśmy u krewnych tutaj w Warszawie, razem z Krzyśkiem, który był nierozłączny z Kubą. Któregoś wieczoru ja, Maciek, Krzysiek i Kuba wyszliśmy na pobliskie osiedle i bawiliśmy się w chowanego. Kiedy Kuba szukał, Krzysiek poszedł w inną stronę, a ja razem z Maćkiem przybiegłam tu i schowaliśmy się w krzakach. Zdesperowany Kuba szukał nas z dwie godziny razem z Krzychem. Skończyło się na tym, że pobiegli po mamę, a ta zadzwoniła do Maćka. Razem ze starszym bratem nie zdradzaliśmy naszej kryjówki i często jak miałam zły humor, to przychodziłam tu z nim, no a Kuba do tej pory ma traumę związaną z graniem w chowanego.

- I jak? - zapytał.

- Jestem głodna...

- No to proszę - zaśmiał się i położył mi na kolanach papierową torebkę, w której znajdowało się wcześniej zamówione jedzenie. Zabraliśmy się za jedzenie w międzyczasie podziwiając piękne widoki. 

*****

- Muszę przyznać, że miałeś świetny pomysł - mówię, biorąc ostatni gryz hamburgera. Wycieram twarz i ręce chusteczką, którą później wyrzucam do kosza obok ławki. 

- Staram się być oryginalny - odpowiada, przybliżając się do mnie i zarzucając swoją ręka za moją szyję. O dziwo nie zareagowałam jakoś negatywnie. Delikatnie oparłam głowę o jego ramie, podziwiając przy tym piękny widok Wisły. 

- Przepiękny widok - szepcze, wpatrzona w krajobraz.

- Oj tak - mówi zachrypniętym głosem. - Nie zapomnę go do końca życia... - po tych słowach podnoszę delikatnie w górę głowę i zauważam, że jest we mnie wpatrzony. Korzystając z okazji, dokładniej mu się przyglądam. Przez to, że zrobiło się już ciemno, jego oczy są ciemniejsze niż normalnie. Na policzkach pojawiły się ledwo widoczne dołeczki, a mocno zarysowana szczęka sprawiała, że jest jeszcze przystojniejszy. Mimowolnie zagryzam dolną wargę, czując dziwne ukłucie w podbrzuszu. Przez myśl przychodzi mi pomysł pocałowania go i chyba jemu też, bo zaczyna zmniejszać odległość między nami. Jesteśmy już tak blisko, że czuje jego ciepły oddech, jednak w ostatni momencie spuszczam wzrok i skupiam się na swoich dłoniach. Nie wiem co się ze mną dzieje. 

- Co się stało? - zapytał i złapał mnie ostrożnie za rękę. 

- Krzysiu ja tak nie potrafię... - zatrzymuje się, żeby przemyśleć, co dalej powiedzieć. - Byłam niedawno z Adrianem i nie potrafię poczuć tego, czego oczekujesz tak szybko. Jesteś świetnym chłopakiem, naprawdę, ale ja po prostu nie potrafię, przepraszam - mówię ze spokojem.

- Rozumiem, nie powinienem być taki natarczywy, przepraszam - odpowiada, przy okazji wysuwając dłoń z mojego uścisku, po czym zakłada za ucho kosmyk moich włosów. - Robi się już ciemno. Wracamy? - dodaję, na co kiwam głową.

~~~

W święta możliwe, że pojawi się trochę rozdziałów, bo popiszemy jakieś na zapas :)

Nie wiem czy będą jakieś rozdziały na przestrzeni tych kilku dni, a więc tak profilaktycznie życzymy WESOŁYCH ŚWIĄT :)

~Alex

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro