Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Zapukałem do drzwi Hazel. I cierpliwie czekaliśmy. Nikt nie przychodził.

-Jesteś pewna, że to tu? - Spytałem się jej.

-A widzisz gdzieś indziej jakąś imprezę? Może nie słyszy zapukaj jeszcze raz, ale mocniej. 

I znów walnąłem drzwi. Wreszcie, ktoś przyszedł. To Hazel, ubrana była w czarną suknie, na głowie miała spiczasty kapelusz, a w ręce trzymała miotłę. 

-CZEŚĆ! - Przywitała się z nami i uścisnęła. - Wchodźcie, wchodźcie. 

Weszliśmy do dużego holu, muzyka grała tak że musiałem krzyczeć to Stephanie. 

-Patrz! to zombie - i rzeczywiście jedna para przebrała się za żywe trupy. 

Pociągnąłem Stephanie za ramię i skryliśmy się za ladą, gdzie akurat Hazel nalewała nam coś do picia. Skradaliśmy się po cichu do zombie. I kiedy byliśmy naprawdę blisko skoczyłem chłopakowi na plecy. Oczywiście mojego ciężaru nie poczuł, ale już wiedziałem kto jest. 

-Cukiereczek! - ucieszył się Ace. - Jak mi że wpadłeś szkoda, tylko że na mnie.

-Jak mnie nazwałeś?! - Burknąłem nadal mu siedząc na plecach. 

-No cukiereczek! - Uśmiechnął się i zrzucił mnie z siebie.

Zacząłem go dźgać karabinem. 

-Nigdy, ale to nigdy tak do mnie mów. - Wysyczałem przez zęby. - Przynajmniej nie publicznie. 

Ace chwycił mnie za biodra i podciągnął wysoko do góry. Wszyscy się na nas gapili. 

-Ace! Ace! - krzyczałem wisząc mu nad głową. - ACE! 

Po chwili mnie puścił mnie a Hazel przyniosła mi jakiegoś drinka. 

-Co to jest? - spytałem bo pachniało pomidorami. 

-Krwawa Mery. 

-Mam alergie na pomidory, możesz mi przynieść coś innego?

-Oj nie wiedziałam, przepraszam - I poszła z moim napojem do kuchni.

Impreza szła w najlepsze, wszyscy się świetnie bawili.  Po jakieś godzinie kiedy wszyscy byli już zlani, Hazel zaproponowała byśmy pograli w butelkę.  Graliśmy tak, że osoba na którą padła butelka musiała wykonać zadanie. Kto nie wykonał zadania odpada. Przez jakieś parę kolejek udawało mi się wykonać zadania. Musiałem przelizać się z Sthepanie, przejść się po żwirze na boso i wypić mrożoną kawę, tak że mózg mi zmroziło.

Po kilku innych zadaniach i głębszych, bo na trzeźwo bym tego nie przeżył, zostało już nas tylko piątka. Ace, Sthepanie, Alice, brat bliźniak Hazel Victor i oczywiście ja. Z całej finałowej piątki byłem najmniejszy.

-Okay, to kręcimy - powiedziała Alice i zaczęła kręcić butelką. Padło na Stephanie.

-Hmm - myślała przez chwilę Alice - Zjedz banana

-Tylko tyle? - Zdziwiła się Sthepanie, która miała już o wiele gorsze zadania.

-Całego banana - sprecyzowała Alice.

-Hazel! - krzyknęła moja partnerka - przynieś banana.

Gospodyni podała jej banana, a ona go zjadła i prawię się porzygała, ale zjadła banana razem ze skórką. 

-Dawaj butelkę - Stephanie zakręciła butelkę i padło na mnie.

-Pocałuj Ace'a - wypaliła bez zastanowienia.

-O co my właściwie gramy? - spytałem się ich.

-Nie pamiętasz? Przez cały tydzień każdy z uczestników ma usługiwać zwycięzcy. - odpowiedział mi Victor.

-A to w porządku - i pocałowałem Ace'a. Nikogo to nie dziwiło bo przelizałem się już z 4 innymi chłopakami.

Zadania leciały dalej, tak długo aż Stephanie poległa na zadaniu Victora. Miała przeskoczyć do ogrodu sąsiadów Hazel i wykrzyczeć że rozwali te chatę. Nie wykonała bo jak się dowiedziałem mieszkają tam znajomi mamy Stephanie.

Tym razem kręcił Ace i wylosował mnie. 

-Cukiereczku - uśmiechnął się do mnie i potem zwrócił się do Hazel. - Zrobisz mu Krwawą Mery?

-Nie odważysz się - wycedziłem przez zęby. - Hazel od razu weź lód, dobrze. 

Po minucie Hazel wróciła z szklanką czerwonego napoju i lodem. 

-Do dna - uśmiechnął się Ace. 

Przechyliłem szklankę i wypiłem wszystko jednym łykiem. Od razu przyłożyłem sobie lód do policzków by złagodzić opuchliznę.

Zakręciłem butelką i padło na Ace'a.

-Przyprowadzisz mi tu Muffinkę? - poprosiłem Hazel. Muffinka była to kotka Hazel, miała ona czarną w sierść z wyjątkiem białej plamy na plecach.

Gospodyni przyprowadziła kota i dała go Ace'owi.

-Zemsta jest słodka - uśmiechnąłem się patrząc jak Ace'owi zaczynają czerwienieć oczy i nos, gdy głaskał Muffinkę. Miał ją tak długo trzymać, aż mu się sama wyrwie. Minęło 15 minut i kot miał dość. Oboje z Acem byliśmy cali czerwoni.

Po innych zadaniach, odpadł Victor, potem ja i na końcu Alice. Innymi słowy Ace wygrał.

Jako że jestem tak mały wystarczy nie wielka ilość alkoholu bym się upił. Postanowiłem że będę spać u Hazel, zgodziła się bez problemu. Oprócz mnie został jeszcze Ace i Victor. Victor spał w pokoju, gdzie była Muffinka. A Ace i ja podzieliśmy się kanapą, której nie dało się za nic rozłożyć.

Tak więc zasnąłem na mega wąskiej kanapie splątany i przytulony do Ace'a.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro