Rozdział 7
Zapukałem do drzwi Hazel. I cierpliwie czekaliśmy. Nikt nie przychodził.
-Jesteś pewna, że to tu? - Spytałem się jej.
-A widzisz gdzieś indziej jakąś imprezę? Może nie słyszy zapukaj jeszcze raz, ale mocniej.
I znów walnąłem drzwi. Wreszcie, ktoś przyszedł. To Hazel, ubrana była w czarną suknie, na głowie miała spiczasty kapelusz, a w ręce trzymała miotłę.
-CZEŚĆ! - Przywitała się z nami i uścisnęła. - Wchodźcie, wchodźcie.
Weszliśmy do dużego holu, muzyka grała tak że musiałem krzyczeć to Stephanie.
-Patrz! to zombie - i rzeczywiście jedna para przebrała się za żywe trupy.
Pociągnąłem Stephanie za ramię i skryliśmy się za ladą, gdzie akurat Hazel nalewała nam coś do picia. Skradaliśmy się po cichu do zombie. I kiedy byliśmy naprawdę blisko skoczyłem chłopakowi na plecy. Oczywiście mojego ciężaru nie poczuł, ale już wiedziałem kto jest.
-Cukiereczek! - ucieszył się Ace. - Jak mi że wpadłeś szkoda, tylko że na mnie.
-Jak mnie nazwałeś?! - Burknąłem nadal mu siedząc na plecach.
-No cukiereczek! - Uśmiechnął się i zrzucił mnie z siebie.
Zacząłem go dźgać karabinem.
-Nigdy, ale to nigdy tak do mnie mów. - Wysyczałem przez zęby. - Przynajmniej nie publicznie.
Ace chwycił mnie za biodra i podciągnął wysoko do góry. Wszyscy się na nas gapili.
-Ace! Ace! - krzyczałem wisząc mu nad głową. - ACE!
Po chwili mnie puścił mnie a Hazel przyniosła mi jakiegoś drinka.
-Co to jest? - spytałem bo pachniało pomidorami.
-Krwawa Mery.
-Mam alergie na pomidory, możesz mi przynieść coś innego?
-Oj nie wiedziałam, przepraszam - I poszła z moim napojem do kuchni.
Impreza szła w najlepsze, wszyscy się świetnie bawili. Po jakieś godzinie kiedy wszyscy byli już zlani, Hazel zaproponowała byśmy pograli w butelkę. Graliśmy tak, że osoba na którą padła butelka musiała wykonać zadanie. Kto nie wykonał zadania odpada. Przez jakieś parę kolejek udawało mi się wykonać zadania. Musiałem przelizać się z Sthepanie, przejść się po żwirze na boso i wypić mrożoną kawę, tak że mózg mi zmroziło.
Po kilku innych zadaniach i głębszych, bo na trzeźwo bym tego nie przeżył, zostało już nas tylko piątka. Ace, Sthepanie, Alice, brat bliźniak Hazel Victor i oczywiście ja. Z całej finałowej piątki byłem najmniejszy.
-Okay, to kręcimy - powiedziała Alice i zaczęła kręcić butelką. Padło na Stephanie.
-Hmm - myślała przez chwilę Alice - Zjedz banana
-Tylko tyle? - Zdziwiła się Sthepanie, która miała już o wiele gorsze zadania.
-Całego banana - sprecyzowała Alice.
-Hazel! - krzyknęła moja partnerka - przynieś banana.
Gospodyni podała jej banana, a ona go zjadła i prawię się porzygała, ale zjadła banana razem ze skórką.
-Dawaj butelkę - Stephanie zakręciła butelkę i padło na mnie.
-Pocałuj Ace'a - wypaliła bez zastanowienia.
-O co my właściwie gramy? - spytałem się ich.
-Nie pamiętasz? Przez cały tydzień każdy z uczestników ma usługiwać zwycięzcy. - odpowiedział mi Victor.
-A to w porządku - i pocałowałem Ace'a. Nikogo to nie dziwiło bo przelizałem się już z 4 innymi chłopakami.
Zadania leciały dalej, tak długo aż Stephanie poległa na zadaniu Victora. Miała przeskoczyć do ogrodu sąsiadów Hazel i wykrzyczeć że rozwali te chatę. Nie wykonała bo jak się dowiedziałem mieszkają tam znajomi mamy Stephanie.
Tym razem kręcił Ace i wylosował mnie.
-Cukiereczku - uśmiechnął się do mnie i potem zwrócił się do Hazel. - Zrobisz mu Krwawą Mery?
-Nie odważysz się - wycedziłem przez zęby. - Hazel od razu weź lód, dobrze.
Po minucie Hazel wróciła z szklanką czerwonego napoju i lodem.
-Do dna - uśmiechnął się Ace.
Przechyliłem szklankę i wypiłem wszystko jednym łykiem. Od razu przyłożyłem sobie lód do policzków by złagodzić opuchliznę.
Zakręciłem butelką i padło na Ace'a.
-Przyprowadzisz mi tu Muffinkę? - poprosiłem Hazel. Muffinka była to kotka Hazel, miała ona czarną w sierść z wyjątkiem białej plamy na plecach.
Gospodyni przyprowadziła kota i dała go Ace'owi.
-Zemsta jest słodka - uśmiechnąłem się patrząc jak Ace'owi zaczynają czerwienieć oczy i nos, gdy głaskał Muffinkę. Miał ją tak długo trzymać, aż mu się sama wyrwie. Minęło 15 minut i kot miał dość. Oboje z Acem byliśmy cali czerwoni.
Po innych zadaniach, odpadł Victor, potem ja i na końcu Alice. Innymi słowy Ace wygrał.
Jako że jestem tak mały wystarczy nie wielka ilość alkoholu bym się upił. Postanowiłem że będę spać u Hazel, zgodziła się bez problemu. Oprócz mnie został jeszcze Ace i Victor. Victor spał w pokoju, gdzie była Muffinka. A Ace i ja podzieliśmy się kanapą, której nie dało się za nic rozłożyć.
Tak więc zasnąłem na mega wąskiej kanapie splątany i przytulony do Ace'a.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro