II
Po tym jakże nieszczęsnym wypadku cały zespół majora powrócił do koszar, a wraz z nimi Park, który odkąd zasiadł w jeepie siedział naburmuszony, ściskając w dłoniach swoją kamerę, ale nie odezwał się już ani słowem.
Przez całą drogę czuł się współwinny całemu zamieszaniu, bo rzeczywiście mógł być bardziej ostrożny i mieć wzgląd na otoczenie, ale wciąż nie zgadzał się z decyzją majora.
Uważał, że powinien dać mu drugą szansę i nie skreślać go jeszcze, bo i tak łatwo nie odpuści.
Niestety żołnierz po tym incydencie jeszcze bardziej zniechęcił się do młodego dziennikarza.
A ciemna aura, która wcześniej go otaczała, od tamtej chwili podwójnie dawała się we znaki.
Choć kiedy Jimin zerkał na opatrunek przymocowany na karku bruneta, czuł wyrzuty sumienia i nie dziwił mu się, że był zły. Tym razem miał przynajmniej powód, by ozięble traktować Parka.
Kiedy znaleźli się w końcu na miejscu, major bez słowa ulotnił się gdzieś, ale nikt nie śmiał cokolwiek w tej chwili od niech chcieć. Każdy, kto choć trochę z nimi poprzebywał, wiedział, że najlepiej dla wszystkich będzie, jak mężczyzna dostanie nieco przestrzeni.
Reszta żołnierzy również rozeszła się w przeróżne kierunki i nikt nie przejął się Jiminem, który ze wszystkimi swoimi rzeczami stał bezradny, nie wiedząc gdzie się udać.
Postanowił więc wypytać kogo się dało i znaleźć porucznika Kima.
Jedyną osobę, która wydała mu się choć odrobinę życzliwa. Liczył, że chociaż on powie mu co ma ze sobą w tej sytuacji zrobić.
Bo pomimo tego, że miał się o wszystko pytać majora Mina, na razie wolał zostawić go w świętym spokoju i przez jakiś czas nie pokazywać mu się na oczy.
W żadnym wypadku nie chciał, by tak to się wszystko potoczyło, nie tak sobie wyobrażał swój pierwszy dzień pracy wśród żołnierzy. Zdawał sobie sprawę, że to będzie dla niego wyzwanie, lecz nie przewidział takich trudności już od samego początku.
Dlatego też pytał każdego napotkanego żołnierza gdzie mógł znaleźć porucznika.
Na szczęście koszary, w których przyszło mu między innymi pracować, nie były zbyt ogromnym terytorium. Cała ta siedziba ulokowana była na jakichś niezamieszkanych przez cywili terenach, a otoczona była drzewami i niewysokimi wzgórzami. To nadawało temu miejscu pewnego uroku i tajemniczości.
Ale do takiego wniosku z pewnością doszedł tylko Park, wrażliwy na takie szczegóły oraz zwracający uwagę na scenerię, bowiem żołnierze traktowali to miejsce po prostu jako siedzibę, miejsce pracy i spoczynku.
Jimin kierowany był przez żołnierzy między drewnianymi domkami o różnych wielkościach, w których z tego co zdążył zauważyć albo przechowywany był jakiś sprzęt pilnie strzeżony, albo służyły jako sypialnie dla wyższej rangi żołnierzy. Ci o niższej pozycji mieszkali w większych namiotach, w których zazwyczaj przebywali po kilka osób.
Dziennikarz wszystko bacznie obserwował i zapamiętywał, a tam gdzie tylko mógł - próbował coś nagrać. Aż w końcu udało mu się wypatrzyć znajomą twarz porucznika, który stał w niewielkiej grupce obok jednego z namiotów.
Jimin ucieszył się niezmiernie i bez zwlekania podszedł do mężczyzn z ogromnym uśmiechem na ustach.
— Poruczniku Kim. — zwrócił się do niego chłopak, przez co cała grupka skupiła na nim swoją uwagę.
— Oo, a oto nasz dziennikarz! — Kim poklepał ramię Jimina i uśmiechnął się do swoich towarzyszy, którzy wydali się równie sympatyczni co porucznik.
— Witam, Park Jimin. — przedstawił się szatyn i podał pierwszemu z nich dłoń.
— Miło mi poznać, Jeon Jungkook. — żołnierz jako pierwszy odwzajemnił jego uścisk i posłał mu uśmieszek, który porucznik Kim rozpoznał jako jeden z jego firmowych uśmieszków i uniósł oczy ku górze w niedowierzaniu. Jeon znany był z podrywania wszystkich, więc z pewnością nie mógł odpuścić sobie uroczego Jimina. Bo na tle tych wszystkich umięśnionych mężczyzn w mundurach Park wyglądał naprawdę niewinnie i słodko.
W końcu Jeon puścił drobną dłoń Jimina ze swojego mocnego uścisku, choć miał ochotę podroczyć się odrobinę z szatynem, ale zostawił to sobie na inny raz.
Jako następny przedstawił mu się niejaki Kim Namjoon, który zamienił z nim parę słów. Zapytał, między innymi, jak się czuje u nich pierwszego dnia, ale Jimin nie zdradził co tak naprawdę się wydarzyło.
Pochwalił za to miejsce ich pracy i obiecał, że nakręci najlepszy materiał jaki tylko potrafi.
Mężczyźni rozmawiali jeszcze przez chwilę o projekcie, w którym przyszło Jiminowi wziąć udział, by następnie przejść na tematy bliżej znane żołnierzom, niż Parkowi. Dzięki temu dziennikarz wyczuł świetną okazję na dyskretne poproszenie porucznika Kima o chwilę na osobności. Ten bez problemu przystanął na prośbę, po czym oddalili się od grupy.
— Mam taki mały problem... — zaczął Jimin i podrapał się niezręcznie w kark. — Otóż, kompletnie nie wiem gdzie mogę zostawić swoje rzeczy i gdzie będę spać...
— Przecież mogłeś o to wszystko zapytać majora Mina. — odparł zdziwiony mężczyzna i spojrzał zdziwiony na chłopaka, marszcząc przy tym swoje brwi.
— Nie za bardzo dogadałem się z majorem... — chłopak skrzywił się na wspomnienie ich ostatniej wymiany zdań i trochę się obawiał ich następnego spotkania, które oczywiście było nieuniknione.
— Rozumiem. — żołnierz pokiwał głową, skupiając tym razem swój wzrok gdzieś nad głową chłopaka, odpływając na chwilę myślami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że z majorem często bywało pod górkę, a on już nie raz się o tym przekonał. Jednak różnica nie tylko ich rang, ale i wieku, jednoznacznie określiła, ze jedynym zadaniem Taehyunga było podporządkowanie się. — Niestety ja nie mogę ci pomóc, chciałbym, ale nie mam pojęcia gdzie cię przydzielili.
Kim posmutniał odrobinę, ale nie miał na to wpływu. On miał tylko za zadanie przyprowadzić Parka do majora i tak też uczynił, ale żadnych szczegółów nie dostał. Tak w sumie to nawet nie wiedział po co Jimin przyjechał do ich bazy, dopiero podczas rozmowy chwilę wcześniej dziennikarz nieco rozjaśnił sytuację mężczyznom.
— Czyli zostaje mi tylko major? — zapytał chłopak, choć wcale nie potrzebował potwierdzenia.
— Na to wygląda. — odparł Kim. — Wiesz gdzie on jest teraz?
Jimin pokręcił przecząco głową i wydął dolną wargę nie za bardzo wiedząc co ma w takim razie ze sobą zrobić.
— Dobra, pomogę ci go znaleźć. — postanowił porucznik i machnął dłonią, by poszedł za nim.
Żal mu go było, dlatego uznał, że pomoże mu chociaż w poszukiwaniach. A najlepszym pomysłem było od razu sprawdzić, czy jest u siebie w jednym z drewnianych domków.
A jeśli tam go nie zastaną to zaczną o niego pytać, w końcu gdzieś musiał być.
❇❇❇
W czasie gdy Jimin dopiero szukał porucznika Kima, major oddalił się od wszystkich namiotów i całego zbiorowiska ludzi, by spróbować wreszcie ochłonąć i w spokoju odetchnąć po stresującym dniu.
Cały ten wybuch wyprowadził go z równowagi, aż nie mógł sam siebie poznać. W całej swojej dziesięcioletniej karierze nie zdarzył mu się żaden niezaplanowany wybuch. Ostatni raz kiedy wybuchła bomba z jego przyczyny, był kiedy jeszcze się szkolił. Wtedy wszystko było zabezpieczone i celowe, aby nauczyć nowicjuszy o wszelkich ewentualnościach. Uczono ich również jak się zachować kiedy takowy wybuch nastąpi, lecz tym razem było inaczej.
Min pierwszy raz poczuł strach.
Nie bał się kiedy podjął decyzję o przystąpieniu do wojska.
Nie bał się kiedy szkolił się na sapera, wiedząc, że to ogromnie ryzykowny zawód.
Nie bał się konsekwencji wpisanej w kontrakt z bogiem, którą mogła być śmierć.
Wiedział, że jest ona nieunikniona i każdego prędzej, czy później spotka i zabierze ze sobą do podziemi, ale... Nie spodziewał się, że tak przerazi go perspektywa śmierci tego chłopaka.
Sam wybuch nie był dla niego tak przerażający, jak to co mogło spotkać Parka.
Oczami wyobraźni widział, jak wybuch rani jego ciało albo w najgorszym wypadku rozrywa go i na oczach wszystkich ludzi mieliby pierwszą ofiarę zwykłego cywila na jego warcie.
A to wszystko mogło się stać nie z jego winy, ale z głupoty tego niedoświadczonego dziennikarza i to w szczególności rozwścieczyło majora. Bo on miał wpływ na bomby, broń i ludzi, którymi dowodził, ale nad tym chłopakiem i jego głupotą nie miał żadnego.
Już pierwszy raz jak go zobaczył, wiedział, że szatyn nie pasował do tego miejsca.
Wyglądał na takiego co dopiero poznaje życie, nic jeszcze nie przeżył, ale ciągnie go do świata, bo myśli, że jest taki piękny i cudowny.
Cóż, z pewnością studenckie życie w wielkim mieście, wśród przyjaciół i rodziny takie właśnie jest.
Ale nie wszędzie jest tak kolorowo. Min widział miejsca gdzie żaden pozytywny epitet nie ma racji bytu. Cierpienie, ból, rozpacz i śmierć to domena tych miejsc, które nie powinny interesować takich dzieciaków jak Park Jimin.
A jednak zjawił się tu taki i Min musiał od tej pory mieć na niego oko oraz, jakby tego wszystkiego było mało, do niego należało zadanie, by ukazać mu jak wspaniałomyślna jest jego praca.
Tak, zgadzał się z tym, że jest to niezwykle honorowy i szlachetny, pod pewnymi względami, zawód. Ale jego zdaniem zachęcanie młodych ludzi do tegoż poświęcenia równało się z ich przemianą w zwykłe mięso armatnie. Nie każdy się nadawał.
Jednak jego zdanie nie miało najmniejszego znaczenia. Dostał rozkaz od samego generała, jasne polecenie i jego obowiązkiem było wykonać zadanie.
Kompletnie zrezygnowany, ale nieco już opanowany po wcześniejszym zajściu, postanowił zajrzeć do porucznika Junga.
Była to jedyna osoba, z którą Mina łączyła głębsza relacja, niż tylko czysto zawodowa.
Byli przyjaciółmi już od kilku lat, a poznali się na szkoleniu, gdzie obaj odczuwali potrzebę posiadania kogoś bliskiego i zaufanego. Choć Min długo opierał się przed jakąkolwiek relacją, którą mógłby nawiązać w wojsku. Postanowił, że z nikim nie będzie się już emocjonalnie wiązał, bo relacje międzyludzkie odbierał jako zbędne doświadczenie.
Życie nauczyło go, że człowiek drugiemu człowiekowi jest w stanie wyrządzić znacznie większą krzywdę, niż jakakolwiek broń. Bo kiedy zostaniesz ranny albo umierasz, albo leczysz obrażenia, po których blizny nie bolą tak bardzo, jak te niewidzialne pozostawione głęboko w sercu.
Już lepsza była śmierć.
Wiedział, że znajomość z Jungiem mogła skończyć się prędzej, czy później tragicznie, lecz Hoseok miał w sobie coś takiego, że człowiek sam nie wiedział kiedy, a oddawał się w jego ręce. Roztaczał wokół siebie przyjazną aurę, zawsze wyciągał do każdego pomocną dłoń i wszystkich potrafił rozśmieszyć. Nawet majora.
Min nie do końca pojmował, jak można być aż tak pozytywną osobą i sam nawet nie wiedział kiedy padł ofiarą jego uroku osobistego.
Ale teraz w sumie cieszył się, że miał chociaż jedną taką osobę w swoim życiu. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęsknił za takimi relacjami. Chował głęboko w sobie tę potrzebę, zbyt bardzo świadomy najgorszych konsekwencji.
Niespiesznym więc krokiem udał się do domku przyjaciela, a stojąc już na niewielkiej werandzie ujrzał przebłyski światła padające z okna, które upewniły go, że mężczyzna był w środku.
Zapukał szybko, by zasygnalizować swoje wejście i bez czekania na zaproszenie wszedł do środka.
A tam zastał porucznika drzemiącego na swoim łóżku z jedną ręką przerzuconą przez brzuch, a drugą spoczywającą na jego oczach.
Min westchnął zawiedziony i już chciał opuścić miejsce, dając drugiemu odpocząć, kiedy Hoseok podniósł rękę z twarzy i spojrzał na swojego gościa.
— Yoongi. — odezwał się nieco zaspanym głosem i uniósł się na łokciach, by lepiej widzieć majora oraz spróbować się rozbudzić.
— Nie będę Ci przeszkadzał, śpij jeśli potrzebujesz. — Min posłał mu słaby uśmiech i odwrócił się w stronę drzwi.
— Nie, zostań. — powstrzymał go młodszy. — Nie przeszkadzasz, chodź.
Hoseok zmienił pozycję na łóżku, tym razem siedząc na brzegu materaca z nogami spuszczonymi na podłogę i od razu poklepał miejsce obok siebie zachęcająco, by brunet spoczął sobie koło niego.
Min przewrócił oczami na ten gest. Jung od zawsze taki był, przyjacielski i otwarty, ale względem Mina miał jeszcze inne podejście.
Bardziej się spoufalał, przez to przy ludziach musiał zachować szczególną ostrożność, by pamiętać o wszystkich odpowiednich zwrotach do wyższej rangi żołnierza oraz postawie względem niego.
Min nie miał z tym aż takiego problemu, ale Jung czasami łapał się na tym, że chciał przy zwykłych szeregowych po prostu zawołać Mina po imieniu.
Lecz kiedy byli sami, tak jak teraz, nie musieli się przejmować żadnymi konwenansami.
Min usiadł obok swojego towarzysza i opierając się łokciami o uda, splótł dłonie między swoimi kolanami. Przez chwilę żaden się nie odzywał, aż w końcu Yoongi przeniósł wzrok ze swoich dłoni na spokojną twarz Junga.
— Dlaczego to mi został przydzielony ten chłopak? — zapytał w końcu i zmarszczył brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
— Z tego co wywnioskowałem po rozmowie z generałem... — zaczął żołnierz. — uznali, że ty najlepiej się do tego nadajesz.
— A od kiedy ja jestem najlepszy w niańczeniu? — westchnął brunet i skrzywił się.
— Przecież wiesz, że tu chodzi o inne umiejętności. — odparł Hoseok, a kiedy spotkał się z ciszą, kontynuował. — Jesteś świetnym dowódcą, potrafisz przewodzić ludźmi, a przede wszystkim jesteś najlepszy w swoim fachu. Ty najlepiej mu pokażesz, jak niesamowita jest praca sapera.
Wyjaśnienie młodszego mężczyzny nieco połechtalo ego majora i jak najbardziej rozumiał czemu został wybrany, ale wciąż mu się to nie podobało.
— A jak twoje plecy i kark? — zapytał Jung spoglądając na opatrunek. — Boli?
— Nie jest tak źle... — westchnął brunet.— Hoseok to mogło skoczyć się znacznie gorzej. Ten wybuch...
— Yoongi nie zadręczaj się tym. Najważniejsze, że tylko tak to się wszystko skończyło. — pocieszył go.
— Jeszcze nigdy się nie pomyliłem.
— I nie pomyliłeś się. — wtrącił drugi. — Wykryłeś tę bombę, po prostu nie jesteś bogiem Min. Skąd miałeś wiedzieć, że ten chłopak wejdzie na minę.
— Powinienem to przewidzieć i lepiej zabezpieczyć teren. Powinienem kazać mu zachować jeszcze większą odległość. Powinienem kazać mu założyć kombinezon...- nakręcał się niepotrzebnie major, co nie uszło uwadze młodszego mężczyzny.
Rzadko, a właściwie jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie. Na froncie zawsze zdarzały się jakieś wypadki, w których również uczestniczył Min. Może nie był to wybuch bomby, ale inne równie niebezpieczne i niosące śmierć wypadki.
A nie przypominał sobie, by Yoongi aż tak się tymi wydarzeniami zadręczał i przejmował.
Jeszcze nie stracili żadnego ze swoich na froncie, a cywili było dość niewielu.
Zawsze dobrze wywiązywali się ze swoich obowiązków, więc nie mieli sobie nic do zarzucenia.
Temu dziennikarzowi również się upiekło i przeżył, więc dlaczego starszy aż tak to przeżywał?
— Min. — przerwał mu jego wewnętrzny monolog, ale ten nie zwrócił na niego większej uwagi. — Hej, spójrz na mnie.
Jung dotknął jego ramienia i dopiero wtedy brunet przeniósł na niego swój wzrok. Patrzyli przez chwilę na siebie, a Hoseok próbował zrozumieć co tak naprawdę siedziało w sercu, jak i głowie Mina. I bardzo chciał o to zapytać, ale z autopsji wiedział, że lepiej go nie naciskać. Bo i tak by mu nie powiedział, a tylko bardziej zamknął w sobie.
Znał go już wystarczająco, by wiedzieć, że jeśli będzie gotów i jeśli będzie tego potrzebował - to sam mu o wszystkim powie. Tak jak dowiedział się o jednym z okrutnych wydarzeń w życiu bruneta.
— Pamiętaj, że nie jesteś w tym wszystkim sam. — odezwał się w końcu młodszy i spojrzał majorowi głęboko w oczy, potwierdzając w ten sposób swoje słowa.
Min poczuł jak drgnęła mu dolna warga, więc przygryzł ją odrobinę, by Hoseok nie zauważył żadnych oznak słabości z jego strony. Odwrócił od niego swoją twarz, nie wytrzymując jego świdrującego spojrzenia i westchnął.
Czy chciał mu o tym powiedzieć?
Czy to co czuł to nie były tylko demony z przeszłości, które w najmniej oczekiwanym momencie zapragnęły ponownie ujrzeć światło dzienne? Choć tak bardzo starał się zamknąć je głęboko w sobie i nigdy więcej ich nie wypuszczać?
Czy nie czuł się po prostu przytłoczony dzisiejszym dniem i to co mu się wydawało wcale nie powinno być wypowiedziane na głos?
Nie wiedział tego i już dawno nie czuł takiego mętliku w głowie.
Ale chyba mógł zaufać swojemu przyjacielowi. Już i tak wiedział o nim więcej niż ktokolwiek inny.
— Jest... — zaczął ostrożnie zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. — Jest coś... co nie daje mi spokoju.
Przemógł się i zaczął temat, ale nie spojrzał ponownie na Hoseoka, by sprawdzić czy usłyszał i chciał by kontynuował. Poczuł za to jak dłoń, która cały czas spoczywała na jego ramieniu, nieco wzmocniła swój uścisk.
Wiedział, że Jung czekał aż wreszcie rozwinie swoją myśl.
— Hoseok... on... ten chłopak... — kontynuował Min, choć serce łomotało mu w piersi. — Jest do niego taki podobny... Ja nie wiem czemu...
Młodszy z dwójki zmarszczył nieco brwi nie do końca rozumiejąc o czym mówił do niego brunet, lecz nie trwało to długo, bowiem już po chwili zastanowienia dotarł do niego sens słów majora.
Aż nie wiedział co powiedzieć i czy w ogóle miał prawo się wypowiadać. W końcu to co czuł Min było niepodważalne i tylko on mógł widzieć oraz czuć podobieństwo.
Nie znał na tyle sprawy, by mógł go oceniać, a tym bardziej mu doradzać. Dlatego postanowił pozostać jak najbardziej neutralny.
— Tak czujesz?
— Ja... tak, nawet... to wszystko jest nie tak jak powinno. — odpowiedział starszy, choć drugi wciąż niewiele rozumiał.
— Dlatego tak zareagowałeś i nie chcesz z nim pracować?
— I tak i nie. — odparł. — Wolę po prostu pracować sam, o czym wiesz. Ale też nie potrafię na niego patrzeć.
— Hmm.. rozumiem. — mruknął młodszy i zabrał swoją rękę z ramienia Mina na jego kolano. — Pamiętaj, że to nie jest on i już więcej nie przeszkodzi ci w pracy. Yoongi, nie pozwól by to cokolwiek zmieniło.
— Staram się, dobra? — fuknął brunet, choć według drugiego nie było powodu by tak zareagował. Nie chciał go w żaden sposób urazić, ale też co mógł innego powiedzieć?
Yoongi strącił rękę młodszego ze swojego kolana i wstał z jego łóżka. Przez chwile stał po prostu bez słowa, aż w końcu udał się w kierunku drzwi. Złapał za klamkę, ale nie opuścił pomieszczenia. Zastygł na moment i dopiero po chwili odwrócił się do młodszego.
Spojrzał na lekko zdezorientowanego żołnierza, który ani o milimetr nie zmienił swojej pozycji.
Major otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zamknął je widząc, jak twarz jego przyjaciela przybrała przyjazny wyraz i uśmiechał się do niego pokrzepiająco.
Yoongi nie rozumiał, dlaczego Hoseok był taki dobry i opanowany, nawet po tym jak tak oschle na niego zareagował.
— Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. — wydusił z siebie starszy i dosłownie na chwilę uniósł kąciki swoich ust.
— Nie ma za co. — odparł młodszy i również wstał z łóżka.
Min nie kontynuował już rozmowy, po prostu wyszedł z jego domku prosto na werandę.
Ledwo postawił nogę na niewielkich schodkach, kiedy zza rogu pojawił się jakiś żołnierz, a wraz z nim chłopak, którego tego dnia nie chciał już oglądać.
Rozpoznał twarz porucznika, który jak tylko go dostrzegł zasalutował mu i wyprostował swoją sylwetkę.
— Majorze Min! Znalazłem pańską zgubę. — zażartował odrobinę porucznik Kim, na co major prychnął pod nosem, a Jimin chciał zapaść się po ziemię.
Dziennikarz spojrzał niepewnie na majora, licząc na to, że ochłonął po ostatnich wydarzeniach i okaże mu nieco litości. Chociaż ten ostatni raz.
Major podszedł do nich bliżej i skinieniem głowy oraz odpowiednim gestem odesłał porucznika. Dzięki czemu został sam na sam z dziennikarzem.
— Jutro rano masz być gotowy do drogi. Odjeżdżamy równo o szóstej i ani minuty później. — zaczął żołnierz, a Jimin potakiwał głową na znak, że wszystko rozumie. — Idź do domku numer 5, tam dostaniesz jakiś śpiwór, twój nowy dom. Łazienka jest domek dalej dostępna dla wszystkich. To wszystko co musisz na tę chwilę wiedzieć.
Min obdarował młodszego twardym spojrzeniem zanim wyminął go z chęcią udania się na swój spoczynek.
Jimin szybko odwrócił się w jego stronę i patrząc na jego tył głowy, postanowił się przemóc i odezwać.
— Dziękuję bardzo, sir! — krzyknął za nim i zobaczył jak ten zatrzymał się w pół kroku, po czym odwrócił w jego stronę.
— Potraktuj to jako ostatnią szansę. — dodał i już bez słowa się oddalił.
Park, zadowolony z takiego obrotu sprawy, bez zwlekania udał się w wyznaczone miejsce. Tam, tak jak powiedział żołnierz, udało mu się dostać wszystkie niezbędne mu rzeczy oraz dowiedział się gdzie może rozłożyć swój śpiwór, by jakoś przetrwać tę noc.
Z niewyjaśnionych przyczyn Jimin poczuł, że pomimo trudności jakie spotkały go pierwszego dnia, teraz musiało być już tylko lepiej. Major dał mu drugą szansę i nie wyglądał już tak przerażająco jak wcześniej. Nie wiedział co wpłynęło na tę drobną, a nawet ledwo wyczuwalną zmianę, ale odebrał to jako dobry znak.
Spojrzał na niebo, które o tej porze było ładnie oświetlone przez zachodzące już za drzewami słońce, i uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
Wierzył, że następny dzień będzie dobrym dniem i zakończy wreszcie złą passę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro