Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

~Isabelle~

Magiczny budzik obudził mnie o 6.00. Poranna toaleta zajęła mi 15 minut więc o 6.25 już byłam w kuchni, do której wejście pokazała mi Ginny pierwszego dnia.

Od razu otoczyły mnie skrzaty, podsuwały mi pod nos przeróżne przepyszne potrawy, od których burczało mi w brzuchu.

O mój Merlinie... Czy to są lody miętowe z czekoladą?

Z przysłowiowi świeczkami w oczach podeszłam do tego cudu. I jeszcze ta czekoladowa polewa tak pięknie się rozlewa po nich...

Dobra Isa, masz zadanie. Najpierw obowiązki, a potem przyjemność.

Z mściwym uśmiechem wyjęłam z kieszeni szaty eliksir, który został mi z tamtego roku szkolnego. Niby nie wiedziałam, czy mi się przyda, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

-Eee.. Przepraszam- stukam w ramię jednego ze skrzatów ubranego w coś podobnego do czapki

-Tak panienko?- mówi skłaniając się

-Czy możesz to wlać do napoju profesor Dolores Umbrige?- mówię robiąc słodkie oczka

-Oczywiście panienko! Gburek z chęcią wykona pani prośbę! Gburek urodził się by wykonywać polecenia czarodziei.- mówi z uśmiechem

-Dziękuję Gburku- już mam wychodzić gdy przypominam sobie o lodach -Gburku?

-Tak panienko?

-Czy mógłbyś podrzucić mi na śniadaniu trochę tych pysznych lodów?- Powiedz tak, powiedz tak, proszę powiedz tak

-Oczywiście panienko! To będzie zaszczyt dla Gburka!- mówi ponownie się skłaniając

-Jeszcze raz dziękuję Gburku- odpowiadam i wychodzę z kuchni

To będzie niezapomniane śniadanie.

~Ginny~

Ziewając siadam przy stole Gryfonów obok dziwnie uśmiechniętej Isabelle, która zajada się lodami miętowymi z czekoladą? Ja też chcę!

-Belle?

-Tak Ginny?

-Wiesz jak ja cię uwielbiam?- Isa spojrzała się na mnie podejrzliwie i odsunęła delikatnie lody

-Czego dusza pragnie?- spoglądam na jej lody, a ona wyłapuje moje spojrzenie i odsuwa ode mnie lody

- Wara od moich lodów! Nie dam nikomu! To cudo jest wyłącznie moje! - patrze na nią oczami szczeniaczka-Nie.-głos zaczyna jej lekko drżeć - Nie rób tego bo i tak ci nie dam- patrze na nią żałośnie-Ginny... Nie - mówi coraz mniej przekonująco -Ale tylko trochę.- mówi zrezygnowanym tonem, a ja podskakuje szczęśliwa i obejmuje ją ramieniem

-Jesteś najlepsza!- sięgam po łyżkę i razem z rudowłosa zajadam się najlepszymi lodami na świecie

-Isi?

-Tak?

-Czemu ciągle spoglądasz na stół prezydialny?

- Nie na stół tylko na Umbrige.

-Co?!

-Nie krzycz tak tylko obserwuj- mówi nie odrywając wzroku o profesorki.

Umbrige sięga po puchar i pije kilka łyków. Belle uśmiecha się zadowolona i szepcze:

- Aktywacja

I nagle Umbrge gwałtownie się kurczy. W końcu jest taka mała że nie widać jej za stołu.

Cała sala milknie.

Snape spogląda zdziwiony w bok i wykrzywia wargi w pogardliwym uśmiechu. Wyciąga różdżkę i rzuca chyba zaklęcie lewitujące.

Naszym oczom ukazuje się różowa żaba*. Cisza na sali nie trwa długo. Pierwsi śmieją się moi bracia i Lee Jordan, potem dołączą do nich Isabelle. Następnie śmieje się cała sala.

Patrzę zdziwiona na moją sąsiadkę

-To ty?

-Czy ty oskarżasz mnie - klepie się w piersi- mnie o coś takiego?- mówi "oburzona"

-Tak- spoglądam na nią sceptycznie

-Cholera, aż tak to widać?

-Macie natychmiast przestać się śmiać!- rozlega się skrzekliwy głos na co wybucha kolejna sława śmiechu.

Ocieram kąciki oczu ze łez i spoglądam na Isę, która nadal chichocze jak szalona.

Wtedy na sale wkracza Harry, Ron i Hermiona a Umbrige spogląda na nich żabimi oczami

-To wy!-i wskazuje swoim różowym paluchem na Złotą Trójce Gryffindoru-To wy mi to zrobiliście!

- Ależ pani profesor my dopiero weszliśmy- odpowiada zaskoczona Miona

-To na pewno wy! Miesięczny szlaban!- krzyknęła przerażliwie powodując kolejny napad śmiech u uczniów

-Dolores nie uważasz, że to zbyt pochopna decyzja? Przecież na gołe oko widać, że dopiero co przyszli i są zaskoczeni tym widokiem- McGonagall próbowała uspokoić profesorkę

-Jeśli to nie oni-zaczęła - to na pewno zrobiła to Stay!- skończyła wskazując na moją towarzyszkę , która dusiła się ze śmiechu

Wszyscy spoglądają na rudowłosą, która próbowała się opanować, co na prawdę było trudne, bo jak już się uspokoiła i spojrzała na Umbrige, to ponownie wybuchała śmiechem

-Ma.. pani... profesor... na to... dowody...?- wykrztusiła między napadami śmiechu, a Umbrige poczerwieniała na twarzy ze złości, przez co Isabelle spadła z ławki śmiejąc się jak opętana.

Jeśli będzie się tak dalej śmiała to się udusi ze śmiechu.

-Ginny możesz dokończyć moje lody i tak -nie dam rady już niczego zjeść- powiedziała gdy jako tako uspokoiła się i usiadła ponownie na swoje miejsce próbując unormować oddech. Gdy jej się to udało poklepała się w policzki i wstała.

-No to czas na...- wyjęła z torby plan- Zielarstwo- jęknęła żałośnie, z ja zaśmiałam się lekko z jej miny

-Nie śmiej się! Nienawidzę tego przedmiotu bardziej niż Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Nie wiem jak może kogoś fascynować opieka nad jakimś badylem czy czym innym.-ruszyłyśmy w stronę drzwi wyjściowych- Nie mam do nich ręki, raz nawet ususzyłam kaktusa! Mama do tej pory się dziwi jakim cudem się mi to udało, bo gdy podlało się go 2 razy w miesiącu to było za dużo. - zatrzymałyśmy się przy wrotach- No dobra, ja lecę na męczarnie, a ty...?-spojrzała na mnie wyczekująco

-A ja mam wolne- posłałam jej zwycięski uśmiech, a ta jęknęła zrezygnowała

-To nie fer! My mamy ciągle lekcje od śniadania!-jęknęła żałośnie

-SUMy kochana, SUMy- powiedziałam śpiewnie i udałam się do Pokoju Wspólnego Gryfonów

~Isabelle~

Po dwóch godzinach zielarstwa, godziny eliksirów i transmutacji przyszła pora na obiad. Następnie godzina ONMS, zaklęcia i nadeszła pora na OPCM na myśl którego mnie mogłam opanować wpływającego na moje usta szerokiego uśmiechu. Gburek spisał się rewelacyjnie za co mu podziękowałam podczas luchu spędzonego w kuchni, a po za tym eliksir sam w sobie jest rewelacyjny. Wymyśliłam go w Dumstrangu na pożegnanie Umbrige. Dziwne, że nie od razu nie skojarzyła faktów. Ale w sumie kto by się przyznał, że z poprzednią szkołę opuściła jako różowa żaba.

Zachichotałam cicho i ruszyłam pod odpowiednią sale. Oczywiście, że lekcję będzie miał z nami ktoś inny, ale szlabanu mi nie odpuści. Pewnie przedłuży. W sumie sama tego chciałam,w końcu- ale na przypale albo w cale.

Z uśmiechem zatrzymałam się przed salą, koło Gryfonów z mojego rocznika, którzy debatowali, kto wyciął kawał kochanej pani profesor.

Gdy rozległ się dzwonek drzwi do sali otworzyły się a w nich czekał...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*mówi ci to coś Amisiek?

Ta da da dam!

Kto czeka w sali od Obrony?

Rozdziału nie było chyba (znowu) około 2 tygodnie, ale walczę o czerwony pasek (ale nie na tyłku). Musze poprawić słówka z anglika i niemca na piątki i będę miała pasek. Jej!

Rozdział może być w następnym tygodniu, ale od razu uprzedzam, że od 29.06 do 03.07 będę pod namiotami praktycznie bez dostępu do prądu więc pisać raczej nie będę.

Dziękuję za ponad 13 tysięcy wyświetleń, jesteście najlepsi😘😘😘😘
Do następnego

Isiak

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro