Rozdział 2
~Isabelle~
Unoszę się w ciemności. Nie mogę się poruszyć! Słyszę delikatny, kobiecy szept:
-Śpij dobrze Isi, mój ukochany płomyczku.-głos jest przepełniony miłością, troską i... strachem? Ale czemu? Czego ta kobieta się lęka? I skąd wywodzi się ten głos,?
Gdy się nad tym zastanawiam słyszę drugi, tym razem męski głos przepełniony również miłością i strachem.
- Kochanie, wiesz, że ON nas szuka. I wiesz również, że wypadek samochodowy Twoich rodziców nie był Twoją winą.-mówi ze smutkiem- To wina tego przeklętego gada-kończy, z pogardą wmawiają ostatni wyraz.
- Wiem, ale... jest mi ciężko... tak straszenie ciężko... zawsze mogłam pogadać z mamą i tatą, a teraz... oni... nie żyją- cichy płacz wyrywa się z piersi kobiety.
Szloch staje się przytłumiony więc pewnie mężczyzna przytulił kobietę. Staję się coraz cichszy i jakby dalszy.
A potem znowu czuję, że odpływam. Moja podróż w nieznaną ciemność daję mi czas do namysłu. Kim byli ci ludzie? Kim był ten ON i gad? I najważniejsze- czemu to tylko słyszę? Czy straciłam wzrok?
Ale coś dziwnego dzieję się z otaczającym mnie mrokiem.
Tak jakby... wyłoniły się z niego różne kolory i ... zaczęły przybierać kształty?
Znajduję się ... na jakiejś ulicy w nocy? Ale czemu? I wtedy ich widzę... wysoki siwobrody czarodziej w srebrnej szacie i tiarze oraz wysoką blondynkę w mugolskiej koszuli i leginsach . Nie widzę ich twarzy, ale raczej mężczyzna jest podeszłego wieku, a kobieta ma około 20 lat. Starszy czarodziej trzyma coś w rękach. Coś żywego? I wtedy widzę... małą wersję mnie? Dziecko posiada rude włosy, i orzechowe oczy. Czarodziej podał dziecko kobiecie cały czas coś mówiąc. Przerywa na chwilę i macha różdżką nad dzieckiem. Niestety, tak jak wcześniej nic nie widziałam teraz nic nie słyszę.
Kobieta kiwa głową i wchodzą do domu. A ta... wizja znowu się kończy. Kolory się rozmazują i stanowią wielką kolorową plamę, która staje się coraz ciemniejsza. I znów zapadam w ciemność.
~Elizabeth~
-Elizabeth czy podjęliście już decyzję?- pyta wysoki, siwobrody czarodziej, o niebieskich oczach i dobrotliwym uśmiechu, ubrany w zieloną szatę- Albus Dumbeldore we własnej postaci.
- To chyba oczywiste co zarobimy, Albusie. Wracamy do Anglii i walczymy w imię Zakonu Feniksa.-odpowiedziałam dumnie. Co jak co, ale jestem wychowanką swojego domu z krwi i kości.
- Co z Isabelle?-pyta Dumbeldor
-Nadal się nie wybudziła i męczą ją koszmary, ale ona powinna się już wybudzić. Minął już miesiąc! I Albusie... wiem, że to wydaje się trochę dziwne, ale wydaje się mi, że to jej... psychika nie chce się obudzić. To dziwnie brzmi, ale fizycznie jest już zdrowa. Ja... ja nie wiem co mam robić- mówię załamana.
-Elizabeth, nie zamartwiaj się . Wyjdzie z tego. Jest silna, przecież doskonale o tym wiesz.- mówi z wiarą niebieskooki
- Tak wiem. I mam pytanie, na które nie otrzymałam odpowiedzi 15 lat temu. Czy odpowiesz mi na nie?
-Niedługo Elizabeth, wytrzymaj jeszcze trochę
-Niech Ci będzie Albusie, ale nadal uważam, że utrzymywanie jej w nieświadomości to zły pomysł.
-Ale niestety konieczny- odpowiada zagadkowo Dumbeldor i wychodzi. Wstaje z krzesła i kieruję się do pokoju Isy. Mam nadzieje, że niedługo się obudzi, strasznie pusto jest w tym domu bez niej.
~Isabelle~
Boli mnie głowa. Nie, nie boli ona napie***a. Mam ochotę krzyczeć z bólu. To już nie pierwsze bóle głowy, jakie przeżyłam w moim 15- letnim życiu. A potem znowu zapadam w tym razem błogą ciemność.
~Harry~
- Harry, dobrze się czujesz? - pyta Hermiona
-Tak, Miona nic mi nie jest- odpowiadam brunetce
-Kłamiesz- stwierdza. Ma rację, ale nie chcę jej martwić. Od początku wakacji miewam koszmarne bóle głowy, które nie są spowodowane Voldemortem. Wiem to lecz nie wiem skąd. To jakby... ktoś bliski cierpiał i ... i tyle w temacie. Nie będę dążył tematu bo zawsze na złe mi to wychodzi.
-Harry, słuchasz mnie? Halo, Harry tu ziemia- mówi lekko zaniepokojona Hermiona. Odruchowo kiwam głową. Dziewczyna kręci głową i mówi:
- Czemu mnie okłamujesz? Przecież wiesz, że na mnie i Rona możesz zawsze liczyć
-Tak, Hermiona wiem. Nic mi nie jest, to tylko lekki ból głowy.- odpowiadam tonem (mam nadzieję) nieznoszącym sprzeciwu.
Dziewczyna kiwa głową, lecz i tak wiem, że mi nie uwierzyła. Zawsze umiała mnie przejrzeć i to się nie zmieniło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział jest... jako taki, wybaczcie. Niestety szkoła zdążyła rozłożyć mnie na łopatki po tygodniu.
Mam małą prośbę- ten kto czyta niech zostawi po sobie ślad. To nic nie kosztuje, a jest bardzo motywujące.
Na górze Lukas Arthur Stay.
Do następnego- Isiak
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro