*5*
- Mugole się muszą nudzić bez latania na miotle i grania w naszą ulubioną grę, stary - westchnął Ron i zaśmiał się, a Hermiona z uśmiechem pokręciła głową.
- Nie jest nudno, jest wiele ciekawych atrakcji..- mówi spokojnie i prowadzi wózek przyjaciela.
- Przepraszam, jesteście nowymi sąsiadami? - zapytał jakiś chłopak. Był młody i uśmiechnięty. - Mieszkam w domu obok. - wskazał swoje miejsce życia.
- Ah.. Tak... - mruknął Harry i spojrzał na przyjaciół. Sąsiad od razu to podłapał.
- Któreś z nich to twój małżonek? Wybacz, widzę obrączkę więc pytam, często uważają mnie za zbyt narwanego, nie chce przeszkadzać ale chce poznać sąsiadów! - mówił z radością wypisaną na twarzy. Harry nie wiedział co powiedzieć.
- Nie... To nie...to moi przyjaciele. Mój mąż pracuje w domu, ma jakąś konferencję więc wyszliśmy na spacer... - nie wiedział czy powinien mówić takie rzeczy, ale jego zdaniem musiał budować od podstaw postać którymi grają. Musi pamiętać co gada. Niestety nie zajrzał do koperty z nazwiskami. Nie wiedział jakie imię ma podać. - wskażesz nam jakiś sklep? - poprosił.
- Jasne, tam jest sklepik, ale tam jest cholernie drogo więc lepiej byście poszli do supermarketu, to większy kawałek, ale dużo taniej! - wzkazuje większy budynek gdzieś dwadzieścia minut drogi.
- Dziękuję Ci bardzo, no to, do zobaczenia może? - zapytał Harry nie wiedząc co powiedzieć. Jego sąsiad bez skrupółów przytulił go pochylając się nad wózkiem.
- Zapraszam wieczorem na herbatę! Twojego męża też! Może być dwudziesta? Będę czekał, paa - powiedział i szybko się ulotnił.
- Uroczy - skomentowała Hermiona. - Pójdziecie?
- Nie wiem co on na to.. może nie mieć takiego życzenia - Harry westchnął. Szli spacerkiem, ale droga im się nie dłużyła, bo rozmawiali o mugolskich sportach. Doszli do supermarketu i Ron o mało nie wrzasnął, gdy drzwi się przed nimi rozsunęły, bo nikt nie wyjął różdżki. - Dyrektorka wyjęła sporo pieniędzy ode mnie z banku, więc możemy poszaleć. Najpierw weźmy owoce i warzywa, okej? - pyta przyjaciół a ci pokiwali głowami. Wzięli dwie skrzyneczki, które stały puste obok stoiska i pakowali produkty, które wskazywał ciemnowłosy, po tym obeszli cały sklep i brali podstawowe produkty, no i dużo słodyczy, których rudowłosy chciał spróbować. Po dwugodzinnych zakupach powoli zaczęli wracać do domu, musieli się zastanowić jak wziąć tyle toreb, ale niektóre powiesili na rączki wózka Harrego, trochę na ramiona, trochę na nogi okularnika. Rzucili na wszystko zaklęcie lekkości, więc czuli się komfortowo i byli szczęśliwi z wypadu i mile spędzonych chwil.
Po powrocie do domu zachowywali się bardzo cicho, by nie obudzić profesora, bo ten pewnie odsypiał cały tydzień. Harry z drobną pomocą wypakował produkty i spojrzał na lodówkę.
- Wymyśliłam coś dla ciebie - mówi do niego dziewczyna. Rzuciła na krzesło barowe zaklęcie i przelewitowała na nie młodego mężczyznę. - To krzesło będzie cię przenosić w każde miejsce w kuchni. Jak będziesz potrzebować czegoś z wyższej półki to uniesie się, a jak z niższych, to zleci w dół.
- Hermi... Jak...? - zapytał patrząc na nią i od razu wypróbował opcje sterując myślami - To cudowne. Obraca się nawet bym nie uderzał nogami o blaty! - powiedział podekscytowany.
- Nie ma za co. A teraz lepiej daj Ronaldowi coś słodkiego, on też miał swój wkład, był modelem i znosił wszystkie moje porażki. Czasem też boleśnie przez nie upadał...
- Dziękuję wam... - oznajmił. Nie wiedział jakby żył bez tak cudownych przyjaciół... Naprawdę się cieszył, że miał kogoś takiego przy sobie.
- Ugotuj nam dobry obiad w sobotę. Zobaczymy czy krzesło się spisze jak będziesz gotował. - mówi spokojnie rudy i szczerzy się.
- Zadbałam też o to, byś nie miał problemów z przenoszeniem się na nie. Skrzatka Emi ci pomoże - mówi a ten kiwa głową i dziewczyna go przeniosła na wózek, kiedy małe stworzenie się przy nich pojawiło. - To właśnie ona. Emi, przyniosła byś nam śniadanie do salonu? - zapytała a skrzatka odpowiedziała entuzjastycznie i już jej nie było.
*********
Severus podniósł głowę patrząc na zegarek na półce nocnej. Naprawdę spał aż do 11? Był w szoku, ale chyba odsypiał cały tydzień. W szoku był też, że nie obudził go rechot, któregoś z bachorów.
Wstał i przetarł twarz, ruszając na dół do salonu. Telewizor był odpalony, a przed nim siedział Hary na wózku. Leciał jakiś program kulinarny, a chłopak miał na nogach deskę i powoli ciął banana. Robił to bardzo nie równo, ale Severus rozumiał, że to dlatego, że nie miał pełnej kontroli w dłoniach. Ledwo trzymał nóż. Spojrzał na stół i widział, że chłopak przygotował sobie też inne owoce, do pokrojenia.
- O, profesorze, obudziłem pana telewizją? Ściszę. - powiedział i powoli sięgnął po pilot wcześniej odkładając rzeczy. Jego ruchy dalej były powolne.
- Nie, nie trzeba. - oznajmił spokojnie. - idę do piwnicy popracować nad eliksirami - oznajmił i ruszył na dół. Od kiedy dostał eliksir od przyjaciółki mógł pociąć składniki, które nie potrzebują zbytniej precyzji. Robił bardzo proste eliksiry. Miał ich już trochę na składzie, bo powoli wracał do robienia kilku kociołków na raz. Musiał zdecydować co z nimi zrobi, bo jemu się nie przyda. Musiał poprosić Minewrę o fiolki, dużo fiolek, bo swoje miał na wykończeniu.
Tak powoli mijały dni obojga, Harry starał się by powróciła mu sprawność wykonując takie proste ćwiczenia jak krojenie czegoś, a Severus ważył proste mikstury. Nic ciekawego się nie działo, ale powoli Sev miał dość spania na niewygodnej kanapie, a Harry milczenia.
W końcu są mugolskim małżeństwem. Tak orzekał jakiś papier i obrączka na ich palcach. Świat się nie zawali jak będą się do siebie odzywać i spać w jednym łóżku, prawda?
Data opublikowania: 10.02.2022
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro