Rozdział 10
Dezy
Nareszcie weekend! Za 20 minut wyjdę z tej szkoły! Zaraz zaraz czy ja tak nie mówiłem dwa tygodnie temu... nie jak znowu jakaś dziewczuna wejdzie do klasy i Górska załatwi mi kolejne korki to skoczę z mostu!
Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Zbliżał się koniec września i... wywiadówka. Już zacząłem myśleć jaki szlaban dostanę gdy zobaczyłem Roxy i moich kolegów. Radek zabrał jej plecak i jego zawartość wyrzucił na ziemię. Reszta zaczęła się śmiać i utrudniać zbieranie rozrzuconych książek dziewczynie. Nie wiedziałem co zrobić mógłbym tam pójść i ich odciągnąć, ale ci kretyni zacznął jej jeszcze bardziej dokuczać. Nagle do tej bandy podbiegło trzech dobrze zbudowanych chłopaków i szybko ich odciągnęli. Kiedy moi koleszy odeszli zobaczyłem, że ci chłopcy to Matt i jego koledzy jeden z nich zbierał książki Roxy. Matt coś tam do nich mówił, a ten trzeci przytulał Roxy. Kiedy to zobaczyłem poczułem jakiś smutek, że dziewczyna nie przytula się do mnie i takie dziwne ukłucie w sercu. Założyłem na głowę kaptur od bluzy żeby mnie nie zobaczyli i szybko wyszedłem ze szkoły. W domu czekała na mnie mama z obiadem. Zaczołem jeść mama dziwnie się na mnie patrzyła.
-Coś się stało w szkole?- spytała wkońcu
-Czemu miało się coś stać? -odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Jesteś jakiś smutny- powiedziała i chciała mnie przytulić nie stawiałem oporu jak to zazwyczaj robie i postanowiłem się jej wyżalić. Wkońcu to moja mama. Kiedy skończyłem jej opowiadać o tym co się stało stwierdziła, że musi mi na Roxy zależeć skoro jestem o nią zazdrosny. I chyba miała racje...
Hej Nutki! Chcecie maraton na walentynki? Ale dopiero w czwartek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro