Rozdział 4.
- Powiedz mi skarbie, w którym wyglądam lepiej - mężczyzna obrócił się dookoła, a kobieta obdarzyła go obojętnym spojrzeniem.
Nudziło jej się, ale nie do tego stopnia, by oceniać wygląd psychola przymierzającego garniaki! Starała się unikać jakichkolwiek rozmów, aby oszczędzić sobie jakiś nieprzyjemności. Jeszcze tego by tylko brakowało.
- Czarny był lepszy - burknęła pod nosem, powracając do lektury, którą była Londyńska gazeta.
- Wcześniej mówiłaś, że szary - prychnął głośno, po czym wyrwał jej z ręki artykuł, który właśnie czytała - To bardzo ważne spotkanie, więc mogłabyś mi wreszcie pomóc - warknął.
- Och, przepraszam, kochaniutki, że żyję - zadrwiła, podnosząc się z krzesła - Wiesz co? Wystarczy, że pomagam ci pokonywać tego detektywa podczas każdego waszego spotkania, chociaż wcale nie muszę tego robić.
- Jesteś pewna, że nie musisz? Chcesz, żeby coś stało się twojemu braciszkowi? - uśmiechnął się demonicznie, a następnie chwycił pomiędzy palce długie pasmo złotych włosów Harriet.
- Zabij go sobie, skoro tak ci na tym zależy. Ja się z tego wypisuję - odepchnęła od siebie jego dłonie - Żegnaj, Jim - szepnęła z lekko uniesionymi kącikami ust.
Wycofała się do tyłu, nie odwracając się do niego plecami. Wolała mieć pewność, że nic mu nie odbije, i nie wpadnie na pomysł postrzelenia jej. Od tak, dla zabawy. Usłyszała ciche skrzypnięcie dochodzące zza drzwi znajdujących się tuż za nią, a po chwili w pomieszczeniu zjawiła się niska blondynka, która niemalże rzuciła się z pięściami na Moriartego.
- Pognieciesz mi garnitur! - krzyknął oburzony, po czym walnął ją w twarz z otwartej dłoni.
Kobieta upadła na podłogę. Jej dłoń powędrowała do czerwonego policzka. Wściekłość w oczach pomieszała się ze strachem.
- Mary, widać, że dawno nie dostałaś - zaśmiała się Harry.
***
- Jak ona mogła?
- Nie wiem, John.
- Powinienem był się domyślić...
- Nawet ja się nie domyśliłem, John, więc jak ty byś to zrobił?! - wściekły Sherlock podniósł się ze swego fotela, aby zagrodzić drogę Watsonowi, który wciąż chodził w kółko.
Holmes położył mu ręce na ramionach. Był zdenerwowany. Nie potrafił zrozumieć tego, że tak łatwo dał się podejść, oszukać. Zaczął przekonywać się do żony przyjaciela, a ona okazała się być kochanką ich największego wroga.
- Przepraszam - wydukał doktor, który usiadł ciężko na swoim dawnym fotelu.
- Za co mnie przepraszasz? Zdemolowany pokój zaraz posprzątasz, więc nie ma powodów, by od razu przepraszać - Holmes uśmiechnął się pokrzepująco.
***
- Zdradziłaś mnie... - wyszeptał ze smutnym (oczywiście udawanym) wyrazem twarzy - Miałaś zabić Najważniejszych, ale chciałaś zbliżyć się jeszcze bardziej, by nie wzbudzać podejrzeń - zgodziłem się... - założył ręce za sobą, z istną gracją i elegancją - Przychodziłaś tutaj, aby mnie uspokoić - zgrzytnął zębami - Nawet zaakceptowałem tego bachora, a ty mi się tak odwdzięczyłaś, ladacznico? - prychnął, uśmiechając się groźnie.
Mary pokręciła szybko głową, a Harriet wyciągnęła z kieszeni telefon. Włączyła kamerkę i zaczęła nagrywać całą sytuację z niebywałym rozbawieniem.
- To nie tak, przysięgam! To była część planu... - wyszeptała żałośnie.
- Harry, co robisz? - Jim spojrzał się na blondynkę, marszcząc uprzednio brwi.
- Jak to co? Piszę sms-a - fuknęła.
Moriarty tylko zaśmiał się głośno, po czym wyciągnął zza marynarki pistolet, który przyłożył do czoła kochanki.
Żona Watsona zacisnęła mocno powieki, a po jej policzkach pociekły nowe, słone łzy.
- BUM! - wykrzyknął Napoleon zbrodni, a ofiara, aż podskoczyła ze strachu.
Panienka Watson zachichotała. Weszła w wiadomości i wybrała dobrze znany jej numer.
Chętnie się pośmieje, nim stąd wyjdę. I wkopię tego psychola.
***
Holmes odwrócił wzrok w stronę komórki leżącej na stoliku. Dostał wiadomość, co rozpoznał po długości wibracji. Kto mógłby do niego pisać o tej porze, skoro John dopiero wyszedł? Może to Gavin z kolejną sprawą?
Detektyw sięgnął po telefon z lekkim znużeniem. Otworzył kopertę, która widniała na ekranie głównym, po czym zmarszczył zdziwiony brwi.
"My friends don't walk, they run."*
Treść takiego sms-a zapewne zaskoczyłaby każdego. Sherlock z początku nie wiedział, czy odpisać cokolwiek, a gdy już to zrobił, zaczął żałować.
"Kim jesteś, i czego chcesz? S.H."
Nie czekał długo na odpowiedź, gdyż zjawiła się ona po kilku sekundach.
"Skinny dip in rabbit holes for fun."
Co to ma znaczyć?
"Czego chcesz? S.H."
"Popping, popping balloons with guns,
getting high off helium."
"Lepiej przestań sobie żartować, dziecko. Za takie coś możesz trafić na komisariat. S.H."
"We paint white roses red,
Each shade from a different person's head,
This dream, dream is a killer
Getting drunk with the blue caterpillar."
"Alicja w krainie czarów? S.H."
"Now I’m peeling the skin off my face,
'Cause I really hate being safe,
The normals, they make me afraid,
The crazies, they make me feel sane!"
"Jesteś chory. S.H."
"I’m nuts, baby I’m mad, the craziest friend that you’ve ever had,
You think I’m psycho, you think I’m gone,
Tell the psychiatrist something is wrong."
"Jesteś dziewczyną? S.H."
Cisza. Nastała długa, głucha cisza. Telefon przestał wibrować, a Holmes wciąż czytał od nowa konwersacje z nieznajomą. Coś nie dawało mu spokoju. Czegoś nie zauważył... Tylko nie mógł zorientować się czego.
"Królicze nory? W Londynie nazywano tak kiedyś kanalizację. To jest wskazówka, prawda? S.H."
Sherlock nie otrzymał już żadnej wiadomości od informatora, ale wiedział, że musi to sprawdzić jak najszybciej. Narzucił na siebie płaszcz, chwycił w dłoń wygięty kawałek metalu, a następnie wybiegł z mieszkania jak poparzony.
***
- Błagam, nie zabijaj mnie... - płaczliwy głos Morstan kazał Harriet schować komórkę, ponieważ nie chciała, by ktokolwiek dowiedział się co planuje.
- Za późno, skarbie - zachichotał przestępca, strzelając w głowę blondwłosej.
Czerwona substancja momentalnie znalazła się na jego garniturze, podłodze, ścianie, i nawet na Harry, która stała dość daleko.
Watson otarła powieki, na których osadziła się krew, odwróciła się, by otworzyć drzwi, aczkolwiek lufa znajdująca się przy jej skroni, skutecznie jej w tym przeszkodziła.
- To był mój ulubiony strój wyjściowy! - warknął, udając załamanie - Nie, nie, nie, nie. Kochaniutka, nigdzie nie idziesz. Albo zostaniesz, albo zginiesz.
Zerknęła na niego beznamiętnie. Nie miała dużych szans, ale jej szaleństwo było znacznie mniejsze, dlatego nie zamierzała tu dłużej zostać. Mężczyzna odbezpieczył broń w chwili, gdy rozległo się ciche chlupnięcie dochodzące od strony drugich drzwi, tak zwanych "awaryjnych". Nie myślała długo. Wymierzyła mocnego kopniaka w jego przyrodzenie, co spowodowało wystrzelenie naboju w sklepienie.
- Stać, policja! - z daleka błysnęło światełko, a Moriarty spojrzał się szybko na pracownicę.
- Au revoir, Harriet! - złoczyńca uderzył ją w tył głowy.
Gdy policja, wraz z Sherlockiem, przybyli na miejsce zbrodni, kilka sekund po ucieczce Jima, zastali tam leżące dwa ciała. Zwłoki Mary, oraz nieprzytomną siostrę Johna, którą NSY zakuło w kajdanki, i wyniosło z kanalizacji.
- Gdzie dowody na to, że on żyje?! - głos Holmesa odbił się echem od kamiennych ścian.
Znów mi uciekł, znów był szybszy... Ale teraz mam jego pomocnice, która musi znać jego plany. Takiego zdania są wszyscy, więc to musi być prawda... Musi.
-----------------------------------------------
*Melanie Martinez - Mad Hatter.
Tłumaczenia nie opłacało mi się wstawiać, ponieważ na tekstowo jest ono śmiechu warte. (Mam nadzieję, że mniej więcej coś zrozumieliście xd)
Nie to, że coś, ale nie jestem fanką Mary, a lubię uśmiercać ludzi XDDD ona była idealną ofiarą. 😈😈😈
Wybaczci za dłuuugą przerwę, ale szkoła robi swoje.
Do następnego! XD (oby jak najszybciej)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro