Rozdział 1
Pamiętam tylko krzyki i ból. Nic więcej. Nie pamiętam jak doszło do tego że w tej chwili leżę z zamkniętymi oczami w nieznanym mi miejscu. Powoli otwieram oczy jednak zaraz je zamykam. Daje mi to do zrozumienia że dawno nie było mi dane patrzeć na cokolwiek. Machnąłem ogonem i delikatnie się podniosłem.
- W końcu wstałeś- natychmiast odwróciłem się w stronę głosu. Moim oczom ukazał się lis o brązowej barwie sierści i jaśniejszej szyi i brzuchu. Jego bursztynowe oczy wpatrywały się we mnie z ciekawością. Nie był on młody, jednak nie miał z niczym problemu, jego futro też nie było siwe.
- Nie bój się. Jestem Aspen znalazłem cię jakis czas temu. Byłeś w dość ciężkim stanie, ale spokojnie opatrzyłem cię i pomogłem.- każde słowo wypowiadał ze spokojem i mądrością. Pomyślałem ,że dobrze by było także się przedstawić.
- Bardzo bym chciał powiedzieć panu chociażby swoje imię. Jednak nie pamiętam absolutnie nic chociaż bardzo bym chciał.- powiedziałem lekko zawstydzony całą sytuacją.
- Nie chciał byś pamiętać. To dzięki mnie już nigdy nie pomyślisz o tym co było, dlatego też łatwiej będzie Ci uniknąć tego co sprawiło że tu teraz leżysz.- pan Aspen mówił dość niezrozumiale. Pomyślałem że uważam tak gdyż nie doszedłem jeszcze w stu procentach do siebie.
- Więc może powie mi Pan co mam zrobić w tej sytuacji...- nie wiedziałem co mam robić bez mojej pamięci z nim w jednym domu. Czy chciał żebym tu zamieszkał? A może tylko mnie opatrzył i teraz czeka aż z tąd pójdę? Poczekałem na odpowiedź.
- Zostaniesz tutaj. Myślę że potrzebuje pomocy przy różnych rzeczach a o ile dobrze wiem nie masz gdzie wracać ani czego szukać.- wyraził się dość jasno.
- Jak się coś takiego zdobywa?- zapytałem bez zastanowienia.
- Trzeba po prostu poznać różnie rzeczy. Spokojnie kiedyś będziesz to miał. Wystarczy tylko że przeżyjesz jakąś ilość czasu.- pokiwałem głową na znak że rozumiem.
- Masz śliczne jasne futro- mruknął.
- Dziękuję- odparłem. Lis chwilę się zamyślił.
- Lux znaczy światło po łacinie. Przypominasz mi światło chcesz nosić takie imię?- zapytał tak jakby nadawanie imion było dla niego naturalne.
- Nie mam nic przeciwko- powiedziałem.
- Świetnie A teraz jeśli to nie problem wstań. Pomożesz mi przygotować posiłek.- zrobiłem to co rozkazał Aspen. Więc od dziś jestem trzmielokotem o imieniu Lux i zabieram się za robienie obiadu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro