Przejdziemy przez to razem
cały czas nie dawało mi spokoju poprzednie zachowanie Eric'a. Gdy tylko wspominał o mamie od razu się spinał, stresował i unikał kontaktu wzrokowego. Tak jakby się jej bał albo jakby nie czuł się w żaden sposób z nią blisko. W ostatnich czasach wiele słyszy się o matkach tak zapracowanych i tak pochłoniętych pracą, że nie zwracają uwagi na swoje dzieci. Które powinny być dla nich najważniejsze....
Szliśmy w stronę wielkiego domu który przytłaczał mnie swoim ogromem i przepychem. Zawsze dziwiło mnie jak ludzie mogą w taki sposób obnosić się ze swoim majątkiem.
Spojrzałam na Eric'a który był cały blady. Złapałam go za rękę.
- Nie denerwuj się tak- powiedziałam ledwo opanowując mój strach.- Przecież nie może być aż tak źle
- No to przekonasz się jak poznasz moich rodziców - odparł Eric i pociągną mnie w stronę wyjścia.
Nagle przed nami otworzyły się wielkie drzwi i już po chwili ujrzałam sympatyczną starszą panią która najwyraźniej się nas spodziewała.
- No nareszcie! - krzyknęła rzucając się Eric'owi na ramiona. - Dlaczego tak rzadko mnie odwiedzasz, nie piszesz nie dzwonisz! I jeszcze nic nie powiedziałeś o twojej towarzyszce- odkleiła się od Eric'a i skierowała swój wzrok na mnie. - Jaka ty jesteś śliczniutka- powiedziała tuląc mnie z całej siły - tylko czemu musimy się spotykać w tak niekorzystnych warunkach - dodała ciszej.
- Przecież chyba nie może być tak źle, co nie?- spojrzałam na nich lecz ani jedno albo drugie nie raczyło udzielić mi konkretnej odpowiedzi. Jakieś wzdychania, kiwania głową.
- Może jak przekonasz się na własnej skórze, to zrozumiesz- powiedziała kobieta i chwyciła mnie za rękę- a teraz chodźmy! Wszyscy już są.
Szliśmy przez długi korytarz, w którym aż roiło się od antyków, rzeźb i obrazów. To jakiś posąg greckiej bogini to ikona, lub obraz chrześcijański i co chwile były jakieś boczne korytarze i drzwi.
W końcu zatrzymaliśmy się przed jednymi z nich. Kobieta położyła mi ręce na ramionach i powiedziała:
-Niezależnie co tam usłyszysz pamiętaj, że są to ludzie który są zgorzkniali, zadufani a mniemanie o sobie mają ogromne. Nie sprzeczaj się z nimi na ich własny temat lub ich pieniędzy, najlepiej im potakuj. I najważniejsze, dużo się uśmiechaj.
- Dobrze... - odpowiedziałam nieco zdziwiona jej zachowaniem
- To idziemy? - zapytał Eric, intensywnie patrząc w moje oczy
- Tak - powiedziałam i już po paru chwilach wielkie drzwi otworzyły się ukazując ogromną sale wypełniona ludźmi. Rozejrzałam się dookoła, nie dowierzając temu co widzę. Stoły uginały się pod ciężarem przekąsek, służba biegała po między debatującymi elegancko ubranymi ludźmi. Spojrzałam ukradkiem spojrzałam na Eric'a który zaczął bardzo mocno ściskać moją dłoń.
Był bardzo zestresowany. Patrzył cały czas w jeden punkt, jak ktokolwiek do niego podchodził, żeby się przywitać to od niechcenia podawał rękę i szedł dalej.
Nagle usłyszałam głośny kobiecy krzyk. Nie był on dźwięczny i melodyjny, tylko piskliwy i nieprzyjemny.
Odwróciłam się w stronę z której dochodził krzyk. Ujrzałam dojrzałą kobietę po pięćdziesiątce która była ubrana w piękną kremową suknie do ziemi i w tonę gryzącej w oczy biżuterię.
- Synku!- krzyknęła kiedy była wystarczająco blisko- Powiedz mi dlaczego ty mnie tak rzadko odwiedzasz- powiedziała stając na przeciw niego.
- Mamo ... - odpowiedział Eric- jakoś nie było okazji. - Wydusił z siebie po chwili patrząc cały czas w podłogę, nie wiedząc co ma powiedzieć.
- Witam Panią - wypaliłam chcąc przerwać tą patową sytuację - jestem Ellena - wyciągnęłam w jej stronę dłoń
- Wiem nie wpuściłabym do domu kogoś o kim nie mam zielonego pojęcia - popatrzyła na moją dłoń z pogardą po czym spojrzała na Eric'a.- A ty co taki cichy. Jak ci idzie na studiach? Pan Jones mówił, że dawno cię na uczelni nie widział.- ostatnie słowa powiedziała jeszcze chłodniej i ostrzej niz poprzednie.
- Jestem dososły jakbyś nie wiedziała- odparł twardo Eric- i masz Być miła dla Ellen'y. Przyszła tutaj ze mną nie jako służka tylko jako osoba towarzysząca.
- Przecież wiem,że nie jesteście razem. Nikt nie będzie mi mówił dla kogo mam być miła a dla kogo nie rozumiesz! Nie pozwalaj sobie - krzyknęła mu prosto w twarz. - A i zapomniałabym ... Dzwonił niejaki Georg i prosił żebyś do niego zadzwonił. Tylko wiesz... z tego co pamiętam miałeś z tym skończyć nieprawdaż?
- Jak już mówiłem jestem dorosły - Powiedział Eric zaciskając szczękę
- Ale do puki jesteś na moim utrzymaniu masz respektować moje zdanie - powiedziała ostro - A co do tej dziewuchy...., niem co jej obiecałeś w zamian za przyjście tutaj ale jeśli jeszcze raz cię z nią zobaczę to wiesz co się stanie ... przerabialiśmy już to ...
- Dosyć ! - krzyknęłam - Ja tutaj jestem jakby Pani nie widziała i zupełnie nie rozumiem i chyba nie zamierzam. Życzę miłego dnia. - nie tracąc ani chwili dłużej pobiegłam do drzwi a następnie długim korytarzem w kierunku wyjścia.
- El stój proszę!- usłyszałam wołanie
- Nie zostanę tutaj ani chwili dłużej !!
- Proszę - dobiegł do mnie - Przepraszam za nią, ona po prostu nie umie inaczej
- Czyli co nie będziesz już ze mną sie spotykał bo ci Mama nie pozwoliła?- Krzyknęłam. milczał- Nie, nie wierze! Wiesz co nie dzwoń do mnie. Musze sobie przemyśleć parę spraw jak będę gotowa to dam znać. Pa!
- Proszę El. Ja po prostu nie wiem co mam zrobić, zrozum - powiedział błagalnie
- Ja tego nie rozumiem Eric i nie chce zrozumieć.
- To chociaż cię odwiozę ....
- wezwę taxi - powiedziałam i odeszłam jak najdalej od tego przeklętego domu.
hejo :) dawno mnie nie było :) dajcie znać jak wam się podoba.
ps . rozdział nie sprawdzony, mogą być błędy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro