Głowa w chmurach
Notka pod rozdziałem
Ellena
„Jak koleś który bronił dziewczyny- wyszczerzył się pokazując swoje piękne zęby."
Po paru minutach marszu doszliśmy w końcu do mieszkania Eric 'a. Okazało się, że Eric mieszka na największej ulicy Chicago i w dodatku w najpiękniejszej kamienicy jaką kiedy kolwiek widziałam.
- Wow- powiedziałam na głos- Ty tutaj mieszkasz? -Zapytałam zdziwiona. Nigdy nie mówił gdzie mieszka, wiedziałam, że nie jest biedny ale to?!
- Tak tutaj- westchnął- niestety
- Dlaczego?! Przecież to jest super miejsce!- powiedziałam oburzona
- No bo to w zasadzie nie jest moje mieszkanie- powiedział lekko skrępowany- kupili mi je rodzice. Uparli się, że muszą mi kupić mieszkanie, żebym miał jak to oni nazwali „jako taki start w życie".
- To chyba fajnie mieć takich rodziców których stać na mieszkanie dla swojego dziecka.- powiedziałam całkowicie go nie rozumiejąc. Nie rozumiem dlaczego mówi o tym jakby jego rodzice zrobili mu jakąś krzywdę.
- Tak, fajnie do czasu- przerwał i podrapał się po głowie- do czasu... Który normalny rodzic chce wiedzieć o wszystkim co robi jego dziecko?- zapytał podniesionym głosem
- Raczej każdy- powiedziałam szczerze.
- Racja, źle się wyraziłem. Który rodzic chcę kontrolować swoje dorosłe dziecko? Który normalny rodzic- dał nacisk na słowo normalny.
- Masz rację- powiedziałam cicho, spuszczając głowę
- Ale to nie twoja wina - powiedział już spokojniejszym tonem- po prostu nienawidzę kiedy ktoś próbuje mi ustawiać życie. Żyje jak chce, z kim chcę a oni nie potrafią tego uszanować.- proszę wchodzić - powiedział otwierając mi drzwi do swojego lokum. Tak lokum... to za mało powiedziane. Powinnam to nazwać apartamentem. Od razu uderzyło we mnie sposób urządzenia tego miejsca. Na każdym kroku było widać, że nie mieszka tu byle kto...
- Odo razu mówię to nie ja urządzałem- powiedział uprzedzając moje pytanie
- To dlaczego im się nie postawisz? Nie porozmawiasz z nimi szczerze? - zapytałam. - Co to za rodzice którzy nie liczą się ze zdaniem ich dziecka?
- Moi- odpowiedział krótko- Zawsze tacy byli. Wszystko musiało być po ich myśli inaczej ... Nie było inaczej. Nigdy!- powiedział zdenerwowany- nie chcę o tym rozmawiać. Idę się przebrać, a ty rozgość się.- Powiedział po czym znikną w ciemnym korytarzu.
Rozgość się - powtórzyłam sobie w myślach. Jak? To miejsce mnie przytłacza. Pokazuje jak bardzo nie pasuję do tego świata. Jak bardzo nie pasuję do jego świata. Jestem po prostu inna i nigdy nie zrozumiem, jak można przedkładać szczęście kogoś nad pieniądze.
Podeszłam do okna z którego rozpościerał się przepiękny widok na miasto. Na prawdę Chicago z tej perspektywy jest jeszcze piękniejsze.
- Jedyne co lubię w tym miejscu to widok- usłyszałam za sobą głos Eric 'a.
- To dlaczego się z tąd nie wyprowadzisz?- Zapytałam kompletnie go nie rozumiejąc
- To nie jest takie proste- westchną
- Ale ty jesteś do cholery jasnej dorosły- powiedziałam podniesionym tonem. - A oni nie mają prawa cię tak osaczać!
- Nie mają ale to robią- krzykną na cały głos. Nie poznałam go. W tej chwili był jak zupełnie inna osoba. Jak mały chłopiec który zgubił się w lesie i nie wie co ma zrobić, żeby się z niego wydostać. Ni rozumiałam go bo nigdy nie byłam w podobnej sytuacji, mogłam tylko przypuszczać jak się czyje.
- Spokojnie - powiedziałam Wieszając mu się na szyi- już nie będę poruszała tego tematu- zaczęłam gładzić go po głowie- Spokojnie - powtórzyłam
- dzięki- powiedział zmieniając swoje zachowanie o 180 stopni.
Wyszliśmy z jego mieszania i poszliśmy w stronę centrum. Oboje nie byliśmy w nastroju do rozmów więc szliśmy obok siebie ale jednocześnie tak daleko. Każde z nas pogrążyło się w swoich myślach. Mogłam jedynie podejrzewać jak musi być mu ciężko. Nadopiekuńczy rodzice, kiedy dziecko jest w wieku przedszkolnym, nie są najgorsi. Natomiast gdy dziecko dorasta a rodzice nadal próbują ustawiać mu życie... Nie wiem co powiedzieć. Moi rodzice nigdy tacy nie byli. Wręcz czasami byłam na nich zła, że nie są we mnie tak zapatrzeni jak inni rodzice, którzy latali za swoimi dziećmi gdy tym tylko przydarzyła się jakaś krzywda.
Popatrzyłam na Eric 'a. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, poza oczami. Te mówiły wszystko. Były ciemne, zimne , zupełnie nie podobne do oczy człowieka którego widziałam jeszcze przed pójściem do jego mieszkania.
- Przepraszam - usłyszałam szept Eric 'a.- Nie powiewem był tak na ciebie napaść- powiedział głośniej stając przede mną
- Nie szkodzi. Dobrze, że mi powiedziałeś- szepnęłam mu do ucha
- Chodź, jestem naprawdę głodny - powiedział i pociągną mnie z rękę.
To śniadanie bezspornie należało do najmilszych w Chicago. Towarzystwo, miejsce, rozmowy. Wszystko Było boskie. Chciałam zostać w tym miejscu na zawsze, lecz jak zawsze wszystko dobre kończy się zdecydowanie za szybko i po dwudziestu minutach Eric dostał ważny telefon i musiał jechać a ja postanowiłam wrócić z powrotem to hotelu i przygotować się na rozmowę kwalifikacyjną.
Mat
Po nocy spędzonej na komisariacie nareszcie mnie wypuścili. Nie wiem jak mogłem, aż tak się zachować. To nie byłem ja... ale ja go pobiłem i zwyzywałem...
Dostałem termin rozprawy i wstępnie powiedziano mi ile moja nocna pijacka zabawa będzie mnie kosztowała. Nie przejmowałem się tym za bardzo, właściwie miałem to gdzieś. Jedyne co się liczyło w tej chwili to Ellena. Muszę jej powiedzieć co było powodem mojego wczorajszego wybryku. Muszę powiedzieć jej czego się dowiedziałem.
Pan doskonały Eric jednak taki doskonały nie jest- prychnąłem na samą myśl o tym typie. Jak można tak kogoś oszukiwać! Jak można udawać, że jest się kimś zainteresowanym a tak naprawdę prowadzić zupełnie inne życie? Jak można mówić, że jest się Hetero a w rzeczywistości woleć facetów? Jak on może tak po prostu ją oszukiwać?
Nawet nie mam się komu z tego zwierzyć. Zostałem z tym sam, zostałem sam z najgorszą rzeczą pod słońcem.
Zostałem sam ze sobą z uzależnieniem do pewnej pięknej dziewczyny, która mną gardzi i nie chce rozmawiać...
-----------
Po pierwsze bardzo przepraszam za moją długą przerwę z publikowaniu rozdziałów. Nie miałam weny, a o nastroju do pisania nie wspomnę.
Po drugie sorki za ten rozdział. Jest pewnego rodzaju prubą przełamania się i nie jestem pewna czy nie wyszedł mi kiczowato.
A po trzecie i ostatnie nie wiem co dalej.... więc jak ktoś ma jakiś ciekawy pomysł to piszcie
Buziaczki Miśki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro