| one shot |
one shot z dedykacją dla coughfackcough, dzięki której, tak właściwie go napisałam.
***
Derry. Wydaje się spokojnym miasteczkiem. Jak każde inne. Właśnie - wydaje.
Zwykła siódemka dzieciaków stanęła w cztery oczy z klaunem, gdzie dorośli przez wiele lat, nawet nie kiwnęli palcem. Niby kiedy jest się dzieckiem, to można czuć się bezpiecznie, bo ktoś zawsze okaże nam opiekę. Kłamstwo. Kłamstwo, wpajane od najmłodszych lat. Nigdy nie pomyślanoby, że na ulicach małego miasta pojawi się takie niebezpieczeństwo. Coś, co zepsuło barierę, wbijaną do małych główek.
Prawdę poznajemy wtedy, gdy widzimy jak ktoś dla nas ważny, otrze się o śmierć. Strach spowodowany tęsknotą byłby chorobliwy.
Właśnie wtedy Richie zrozumiał, jak ważni są dla siebie ludzie.
Od tajemniczego zniknięcia klauna minął miesiąc. Wszyscy powoli o nim zapominali. Byli dzieciakami. Po co mieli się przejmować czymś, co nie będzie wracało przez dwadzieścia siedem lat?
W ich wieku może wydawać się, że problemy nie istnieją. Którzy czternastolatkowie mogą nie mieć beztroskiego życia i ich jedyny stres to sprawdzian z matematyki? No właśnie.
Jednak pojawianie się strachu w ich życiu, u każdego wywołało inne uczucia. Jedni zamknęli się w sobie, drudzy stali się bardziej pewni siebie. To nie mogło się skończyć zupełnie dobrze.
Dzień jak codzień, Richie wstał z łóżka. Niedawno zaczął się rok szkolny, a on już czuje, że ma dość szkoły. Jak każde dziecko.
Wykonał poranną toaletę, po czym narzucił na siebie byle jaką bluzkę i spodenki. Założył na nos okulary i zbiegł szybko na dół. Jedyne co dobre w szkole to spotkania z przyjaciółmi. Myślę, że gdyby nie to, to większość dzieciaków dawno odpuściłaby sobie szkołę.
Spojrzał wzrokiem na kuchnię, gdzie siedziała jego matka przy butelce alkoholu. Nienawidził tego domu. Odkąd ojciec ich opuścił, pani Tozier wpadła w alkoholizm. Tozierowi ani trochę się to nie podobało. Fakt faktem kochał ojca, pomimo, że wiele razy nazwał go głupim. Strasznie się przejął, gdy w wieku dziesięciu lat stracił swój wzór do naśladowania. Lecz życie toczy się dalej.
Zarzucił na barki plecak i trzasnął głośno drzwiami. Codziennie tak robił, aby oznajmić matce, że wychodzi. Nigdy jej nie mówił czy wychodzi gdzieś z chłopakami, czy wróci później do domu, czy cokolwiek. Ją i tak to nie obchodziło.
Tozier uśmiechnął się, równo z zobaczeniem najlepszego przyjaciela pod domem. Chodzili razem do szkoły, już od przedszkola.
— Siema, Eds. Co tam?
— Przestań mówić na mnie Eds, Richie. — Chłopak mruknął z głośno słyszalną irytacją w głosie.
Tozier głośno się zaśmiał. Poszedł po swój rower i już po chwili jechali do szkoły.
Pomimo wszystko, uwielbiali się. Kaspbrak nawet lubił, gdy przyjaciel mu dogryzał. To już trwa tyle lat, że już przyzwyczaił się do natury chłopaka.
— Mamy dzisiaj z czegoś sprawdzian?
Narastającą ciszę przerwał okularnik. Eddie spojrzał na niego spod przymrużonych oczu.
— Nie.
— To świetnie. Zakład, że Ben i tak się uczył?
— To oczywiste.
Młodszy wywrócił oczami, ale po chwili obydwoje wybuchnęli śmiechem. Gdy dojechali pod szkołę, stał już tam Bill z Stanem, którzy o czymś rozmawiali.
— Siema, frajerzy! — Krzyknął Richie, już na samym starcie.
Bill spojrzał na niego złowrogo, a Stanley walnął się z otwartej dłoni w twarz.
— P-przypomnij mi, Richard. Dlaczego t-tak właściwie się p-przyjaźnimy?
Billy patrzył na okularnika z wymowną miną. Eddie pokręcił głową. Walnął przyjaciela w tył głowy, na co Richie pokazał im środkowego palca.
— Gdzie Mike i Ben?
Eddie tym razem popatrzył się na dwójkę. Beverly wyprowadziła się z miasta dzień równo dwudziestego dziewiątego sierpnia. Wyjechała do ciotki, aby być jak najdalej od ojca. Z jednej strony cieszyła się, a z drugiej wiedziała, że musi opuścić przyjaciół i jej Billa.
— Poszli do kibla. — Stan wzruszył ramionami.
Richie ukradkiem spoglądał na Eddiego, aby spojrzeć czy on dalej tam stoi. Czasami młodszy był naprawdę nieodpowiedzialny i niemożliwy. Potrafił nagle gdzieś sobie pójść, a potem chłopaki muszą go szukać.
Tozier chce również być jak najbliżej przyjaciela, po tym co się stało na Neibolt. Gdyby nie on i Bill, Kaspbrak najprawdopodobniej byłby kolejną ofiarą klauna. Richie zdawał sobie sprawę z tego, że jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej bez przyjaciela. To właśnie przy nim może być sobą. Nikogo nie musi udawać, a obecność Eddiego sprawia, że zapomina o swoich wszystkich problemach.
— Ej, Rich. Co ty taki cichy dzisiaj? — Eddie spojrzał zmartwiony na przyjaciela.
W pierwszej chwili wystraszył się, że Richie może mieć znowu jakieś problemy z matką. Jako jedyny z paczki, znał panią Tozier. Wiedział, jak okrutna potrafi być ta kobieta w stosunku do syna. Wiedział, jak czasami Richiego boli, to co mówi jego matka. Śmieć, bezużyteczny gnojek, idiota - jak ojciec.
Bycie świadkiem takiej kłótniej wcale nie jest fajne, jednak Eddie nie żałował, iż poznał całą prawdę o matce jego najlepszego przyjaciela.
— Huh? Um.. Zamyśliłem się. Mówiliście coś?
Rozejrzał się i zauważył, że Billa i Stana nie ma już obok nich.
— Zaraz zaczyna się lekcja. Chłopaki już poszli. Chodź. — uśmiechnął się delikatnie. Złapał przyjaciela za dłoń, ale po chwili ją puścił, speszony własnym gestem. Richie na szczęście Kaspbraka, nie zwrócił na to uwagi.
— Chodźmy na wagary. — wypalił Tozier, wpatrując się w ścianę obecną za młodszym.
Eddie wziął gwałtowny wdech. Spojrzał na przyjaciela, tak, jakby zobaczył kosmite.
Richard wzruszył jedynie ramionami. Poprawił swój plecak i po prostu zaczął iść przed siebie.
Miał dość. Myślenie o Eddie'm totalnie go rozproszyło. Potrafił myśleć o przyjacielu przez całą noc, nie wysypiając się przez to. Zaczynało się to robić chore, bo on nie wiedział czemu Eddie zajmował taką ważną część w jego życiu. Był jego przyjacielem, ale czasami wyobraźnia płatała mu figle i patrzył przez to na niego inaczej.
Przestraszony Kaspbrak spojrzał się na budynek szkoły, a potem na Richiego, oddalającego się z jego zasięgu wzroku. Powtórzył gest kilka razy, przygryzając delikatnie wargę. Powiedział pod nosem matka mnie zabije i ruszył w stronę przyjaciela.
– Czasami cię nie rozumiem. — sapnął Eddie, gdy już dogonił Toziera.
— Ja też.
Eddie ponownie spojrzał na Richiego z troską w oczach. Naprawdę się o niego bał.
— Richie.. Coś się stało? Wiesz, że mi możesz powiedzieć.
— Tak Eddie, wiem. Nic się nie stało, spokojnie.
Kaspbrak kiwnął głową, już nie odzywając się ani słowem. Szli przed siebie, nie znając w ogóle celu podróży. Cisza narastająca pomiędzy niby wcale nie była krępująca. Obydwoje mieli czas na swoje przemyślenia. Eddie o problemach Richiego, a Richie o samym Eddie'm.
— Dlaczego w ogóle chcesz spędzać ze mną przyjaźnić, Eddie? Ja naprawdę jestem okropny. Śmieję się z ciebie, wyzywam. Tak nie powinien zachowywać się przyjaciel.
— A może ja chcę mieć takiego przyjaciela? Przestań gadać te bzdury, Richie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i mam w nosie twoje wady. Ja też czasami się z ciebie śmieję. Tacy już są prawdziwi kumple. Jesteś dla ważny, więc radzę ci się ogarnąć. Pierwszy raz w ogóle widzę, abyś ty myślał o czymś takim, więc szacun.
Richie uśmiechnął się pod nosem. Przytulił przyjaciela, łapiąc go w talii. Głowę położył na jego barku.
Eddie zarumienił się delikatnie, przymykając oczy.
— Ucieczka z lekcji nie jest w twoim stylu, Eds.
— Co ty ze mną robisz? — obydwoje się zaśmiali. — Ach i przestań nazywać mnie Eds.
Eddie właściwie nie wiedział dlaczego pobiegł za Tozierem. Przed wakacjami, nigdy nie poszedłby na wagary. Nawet dla Richiego. A teraz..? Coś innego popchnęło go, aby jednak iść za przyjacielem. Coś zupełnie innego..
— Mam na ciebie zły wpływ, jak to mówi twoja matka psychopatka.
Ponownie zaśmiali się. Gdy znaleźli się w małym lasku, zmęczeni usiedli przy rzece. Richie wziął w dłoń parę kamieni, a następnie po kolei je wrzucał do wody. Eddie siedział obok niego i wpatrywał się w Toziera z zainteresowaniem.
Ciszę i dźwięk delikatnego powiewu wiatru, i wody, przerwał głośny pisk Eddiego.
Richie spojrzał zaniepokojony na przyjaciela.
— Żaba! Zabierz ją ode mnie!
Richie zmarszczył brwi. Eddie rzucał się na wszystkie strony, wymuchając przy tym rękoma. A na dole, siedziała jedynie malutka, zielona żabka. Wpatrywała się w chłopaków, nie ruszając się z miejsca. Tozier podstawił jej swoją dłoń, na którą wskoczyła z wielką chęcią.
— Żaby są spoko, Eds. Nie zrobią ci krzywdy.
Eddie spojrzał na dłoń przyjaciela, gdzie siedział płaz, z obrzydzeniem. Nie lubił takich obślizgłych stworzeń jak żaby. Jednak wiedział, że Richie wręcz je kochał. Akceptował to mimo wszystko.
— Jesteś naprawdę niemożliwy, Rich.
***
— Gdzie wy zniknęliście z rana? — spytał Mike, równo z pojawieniem się dwójki w kawiarni.
Uśmiechnęli się jedynie pod nosem, spoglądając na siebie.
— Nasza słodka tajemnica. Nie, Eds?
— Japa, Richie.
Usiedli obok siebie. Kanapa była ciasna, przez co stykali się ramionami. Obok nich siedzieli Stan z Billem, a na przeciwko Ben z Mike'iem na fotelach.
Wszyscy wiedzieli jak to jest, gdy spotyka się Eddie z Richiem. Z tego nigdy nie wynikało nic dobrego. Richie wpada na głupkowate pomysły, Eddie doda coś od siebie i boom. Masakra na najbliższe parę dni zapewniona.
— R-robimy jutro o-o-ognisko u Mike'a. Przyjdziecie?
William wziął łyk swojego ulubionego soku. Zatrzymał swój wzrok na dwójce przyjaciół, którzy akurat szeptali coś sobie do ucha.
— Um.. Jasne. O której?
— Dziewiętnasta będzie odpowiednią godziną. — Tym razem odezwał się Ben.
W oczach Eddiego pojawił się strach.
— Matka mnie nie puści. Oszalałeś?!
Pani K. nie należała do najmilszych osób. Potrafiła zrobić wszystko, aby zatrzymać syna przy sobie. Wiedziała z kim spotyka się Eddie, o której godzinie i gdzie. Wykluczone było, opuścić dom po dziewiętnastej.
— Powiedz, że będziesz spał u Billa. — Rzucił Stan.
— Nie m-może u mnie. Rodzice m-mają.. skomplikowane chwile.
Cała czwórka spojrzała się w znaczący sposób na Toziera. Ten jedynie wzruszył ramionami.
— Ściemnisz matce, że idziesz spać do Billa, a tak serio to pójdziesz do Richiego. I sprawa załatwiona.
Eddie ponownie zatrzymał swój wzrok na okularniku. Nie myślał, że to dobry pomysł. To był bardzo zły pomysł. A co, jeśli jego matka zadzwoni do państwa Denbrough? Sytuacja wcale nie byłaby już taka miła. Jednak coś innego nim pokierowało.
— Okej. Może być.
***
Richard wraz z Eddie'm, skierowali się do klasy rozmawiając o tym, jakie super potrafią być kolejki górskie. Śmiali się przy tym, wymachując rękoma.
Weszli do klasy i usiedli w swoich ławkach.
Spojrzeli się na nauczycielkę, która wygląda na dość szczęśliwą, co nie jest u niej zbyt częste.
— Dobrze, klaso. Dzisiaj dołączy do was nowa uczennica. Ellis Collins. Bądźcie dla niej mili.
Eddie spojrzał na drobną szatynkę, przy biurku nauczycielki, której zupełnie wcześniej nie zauważył. Miała piegi, była dość wysoka, a na nosie miała czarne okulary. Uśmiechnęła się w stronę Kaspbraka, gdy zauważyła, jak się w nią wpatruje.
Richie spojrzał na dziewczynę z obrzydzeniem. Totalnie nie była w jego guście. Wrócił wzrokiem do Eddie'go i rozczarował się. Eds wpatrywał się w dziewczynę jak zaczarowany. Momentalnie Richard zacisnął dłonie. Sam nie wiedział dlaczego. Poczuł delikatne ukłucie w sercu.
— Eddie?
Młodszy wcale nie miał zamiaru spuszczać wzroku z szatynki. Usiadła w pierwszym rzędzie, a sami chłopcy siedzieli w czwartym.
— Eds!
Krzyknął cicho zniecierpliwiony. Eddie zirytował się, patrząc na przyjaciela. Momentalnie zapomniał o Ellis, gdy zobaczył wzrok Toziera.
— Czego?
— Fajna?
— Może.
I na tym rozmowa się skoczyła. Eddie zapomniał o Richiem i wrócił wzrokiem do El.
***
Tozier stał oparty o ścianę, wpatrując się z nienawiścią w Ellis, która zabrała mu Eddiego. Eddie od razu po lekcji pobiegł przywitać się z dziewczyną. Od tamtej pory minęło pięć godzin lekcyjnych a Kaspbrak dalej nie opuszcza jej na krok. Rozmawiają, śmieją. Tak, jak robił to z Tozierem.
— Co robi Eddie z tą cizią? — spytał Stan, który pojawił się obok Richiego.
Okularnik spojrzał na przyjaciela, wzruszając ramionami.
— Nie wiem, ale już jej nie lubię.
— Dlaczego?
— Cholera, czuję, że stracę najlepszego kumpla. Ta cizia chyba go jakoś oczarowała, nie mam pojęcia.
Stanley zaśmiał się ze słów chłopaka. Richie jedynie posłał mu groźne spojrzenie, ale po chwili sam wybuchł śmiechem.
Do ich rozmowy dołączył się Bill i tak w trójkę przegadali większość przerwy, dopóki nie przyszedł Eddie z nowo poznaną koleżanką.
— Hej chłopaki. Może Ellis przyjść na to dzisiejsze ognisko?
Trójka spojrzała na siebie wymownie. Ellis to zauważyła i momentalnie przygryzła wargę. Szepnęła coś na ucho Kaspbraka, na co ten kiwnął głową.
W Richie'm momentalnie się zagotowało. Wziął głęboki wdech, co zauważył Bill. Położył dłoń na jego barku, aby się trochę rozluźnił.
— Nie wiem czy to dobry pomysł, Eddie..
— Dlaczego nie, Stan? Zawsze spotykamy się sami, a Ellis jest nowa i chciałaby was poznać.
Ellis uśmiechnęła się słodko w stronę trójki przyjaciół. W tym przypadku, słodki uśmiech nie zadziałał.
— Hej, jestem Richie. Teraz już się znamy, no popatrz.
Bill i Stan starali się nie wybuchnąć śmiechem, gdy zauważyli mine szatynki. Eddie pokręcił głową.
— Przestań, Richard. To nie jest zabawne.
— Eddie, wystarczy. Jeśli mnie nie chcą, to nie.
Pociągnęła go za rękaw koszulki. Richie mruknął pod nosem ciche suka, zaczynając bawić się palcami.
— Dobra. Jeśli Ellis nie może przyjść, to ja też nie przyjdę.
Momentalnie cała trójka zrobiła dużo oczy. Nie wierzyli w to, co mówi najniższy z nich.
***
Cała szóstka siedziała już przy ognisku. Śmiali się z żartów, opowiadali straszne historie, a nawet tańczyli. Na szczęście chłopców, Ellis nie pojawiła się na ognisku. Eddie z początku był zły, ale potem Richie szybko poprawił mu humor.
Pomimo wszystko Eddie był dla Toziera jak brat. Mógłby nawet kogoś zabić, a Richie i tak kochałby przyjaciela i mu wybaczył. Wspierał go we wszystkich decyzjach. Nawet tych głupich czy dobrze nieprzemyślanych.
Po dwudziestej trzeciej, wszyscy jednak usiedli obok ogniska. Byli już zmęczeni. Eddie oparł głowę o ramię Richiego i powoli zamykał oczy. Richie rozczulił się, gdy zauważył jak młodszy zasnął oparty o jego ramię.
— Rzuć mi jakiś koc. — Szepnął w stronę Mike'a. Nie chciał budzić Kaspbraka. Zwłaszcza, że wyglądał cholernie uroczo, gdy spał.
Czarnoskóry kiwnął głową i poszedł w stronę domu.
— A nie lepiej aby go obudzić? I tak prędzej czy później to zrobimy. — Ben spojrzał na Richiego, który jedynie wywrócił oczami.
A może Ben miał rację? Fakt faktem, Richie już nie raz niósł przyjaciela czy brał na barana. Eddie był cholernie leciutki. Jednak robili to, gdy nikogo nie było w pobliżu. A teraz jest cała ekipa. No, oprócz Beverly, która mimo wszystko do niej dalej należała.
— Mój dom jest ulice dalej. Wezmę go i zaniosę, matko. Niech sobie śpi.
Powiedział to ze zbyt dużą irytacją w głosie.
Bill i Stan spojrzeli na siebie znacząco. Może się to wydawać głupie, ale w głębi duszy czuli, że Richie czuje coś do Eddiego. Nie liczyli na to, że będą razem. Jednak zdawali sobie sprawę, że po nich naprawdę można się wszystkiego spodziewać.
— Mam koce. Macie największy, bo mam tylko pięć, no i.. no i sami wiecie
Wszyscy cicho się zaśmiali. Mike zarzucił na dwójkę zielony koc i wrócił na swoje miejsce obok Bena.
Richie poprawił delikatnie koc, aby opatulić Eddiego do końca. Wiedział, jak może być wrażliwy na choroby. Znał młodszego lepiej, niż samego siebie. Razem mogli kraść konie.
— Co s-s-sądzicie o Ellis?
— Nie wiem, nie znam jej.. — mruknął Tozier.
Wszyscy spojrzeli na niego z minami mówiącymi wmawiaj sobie.
— W szkole mówiłeś co innego..
— Jeśli będzie ważna dla Eddiego, niech będzie. Jeśli zajmie moje miejsce - to zajmie. Eds jest dla mnie jak brat i nie chcę dla niego źle. Cieszę się jego szczęściem.
Chłopcy jedynie przytaknęli, jednak w głębi duszy wiedzieli, że to wszystko to jedna, wielka ściema. Zmienili temat na jakieś gry, a Rich wpatrywał się w ognisko zastanawiając się nad tym wszystkim co ostatnio się działo.
Kiedyś nie był taki wrażliwy i aż tak nie obchodziło go zdanie innych. Wiedział, przez jakie wydarzenie to wszystko obróciło się o 180 stopni. Każdy się zmienił.
Jednak była inna myśl, która chodziła po jego głowie.
Czy jest możliwe, aby czuł coś do Eddiego?
***
— Richie, wstawaj do jasnej ciasnej. Jest już dwunasta.
Eddie szturchał ramieniem chłopaka. Był już ubrany, zażył dawkę leków, a nawet przeczytał trzy komiksy Toziera o superbohaterach. Na szczęście była dwunasta i mieli wolne od szkoły.
Nie pamiętał jak znalazł się w domu Tozierów. Jedyne co chodzi mu po głowie to dźwięk palącego się ognia i to, jak oparł się o ramię starszego.
— Mmm, jeszcze pięć minut.
— O mój Boże, to klaun!
Krzyknął Eddie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma innego sposobu, aby wybudzić kumpla.
Richie bał się klaunów. Eddie myślał, że to jedyna rzecz, której się boi. Myślał.
— CO?!
Tozier poderwał się nagle z łóżka. Spojrzał ze strachem w oczach na Eddiego, a następnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Zmarszczył brwi, gdy pomieszczenie wypelnił jego śmiech.
— Ale zabawne, Eddie. Ha ha ha.
— Wiem.
Śmiał się głośno, a Rich siedział na łóżku i wpatrywał się w Kaspbraka ze skwaszoną miną.
— Muszę powoli się zbierać.
— Czemu?
Richard przetarł zmęczony oczy i spojrzał na biurko, gdzie leżały okulary. Nie przepadał za nimi. Wkładał je tylko dlatego, bo bez nich widział wszystko rozmazane. Marzył, aby mieć zdrowy wzrok.
— Pójdę do Ellis. Ciekawi mnie czemu nie przyszła..
Richard kiwnął jedynie głową. Założył na nos okulary i spojrzał ponownie na Kaspbraka.
— I serio Rich, ona jest spoko.
Posiedzieli jeszcze chwilkę, pośmiali się, a następnie Eddie wyszedł.
Richie pomimo wszystko poczuł ukłucie w okolicach serca. Wiedział, że od pewnego czasu Eddie jest dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem.
Nie dopuszczał do siebie tych myśli. On, Richie niewyparzona gęba Tozier miałby zakochać się w swoim przyjacielu? To w ogóle byłoby normalne? Czy w ogóle dopuszczalne?
A nawet jeśli.. przecież Eddie ma teraz Ellis. W nim widzi tylko przyjaciela. Nikogo więcej. Chociaż Richiego skręca zazdrość, gdy widzi Ellis tuż obok Eddiego to woli odpuścić. Zakochanie kiedyś mu przejdzie.
Bynajmniej tak myślał.
W poniedziałek wykonał jak zwykle poranną rutynę i z uśmiechem na myśl o Kaspbraku wyszedł z domu. Zmarszczył jednak brwi, gdy zauważył, iż Eddie wcale na niego nie czeka.
Poszedł po swój rower i westchnął ciężko, widząc, że dalej go tutaj nie ma. Postanowił sam pojechać do szkoły. No, prawie.
Pomyślał, że Eddie mógł ponownie zachorować. Często chorował. Często pani K. wymyślała jakieś głupie objawy, aby syn siedział z nią w domu. Richie dokładnie zdawał sobie z tego sprawę.
Niewiele myśląc, zmienił kierunek na dom młodszego, który totalnie nie był po drodze. Znajdował się na drugim końcu miasta. Po ośmiu minutach Tozier był już pod domem Eddiego.
Totalnie pożałował tej decyzji. Eddie razem z Ellis powoli szli w kierunku szkoły. Rozmawiali, śmiali sie, a czasami nawet stykali się ramionami czy dłońmi.
Richie przygryzł delikatnie wargę. Rzucił pod nosem kurwa i wrócił w stronę domu. Nie chciało mu się już dzisiaj widzieć twarzy Ellis. Wcale mu się nie marzyło widzieć jak ta cizia się migdali z Kaspbrakiem. Był załamany, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tego, że Eddie nie popatrzy na niego inaczej niż na przyjaciela. Przyjaźń z nim już wystarczająco była ciężka.
I tak minęły trzy tygodnie. Eddie nie przychodził już pod dom Richiego, w szkole nie zwracał na niego uwagi, a cały czas spędzał z Ellis. Nawet już nie przychodził na spotkania z chłopakami. Zupełnie odłączył się od paczki i zachowywał się tak, jakby ich zupełnie nie znał.
Richie spędzał przerwy albo w szkolnej bibliotece albo z resztą. Ale bardziej odpowiadała mu pierwsza opcja. Był molem książkowym i teraz miał pełną okazję trochę poczytać.
Przez ten miesiąc myślał dużo. Bardzo. Nie miał już wątpliwości, że jest zakochany w swoim najlepszym kumplu. Tęsknota do niego była cholerna, jednak bał się cokolwiek powiedzieć. No bo niby co miałby?
Hej, Eddie, zostaw tą cizie, kocham cię?
No, to byłoby w jego stylu. Jednak wiedział, że tym tekstem zupełnie zniszczy to, co budowli przez wiele lat. Przyjaźń chłopców trwa wiele lat i Rich pomimo wszystko nie chce jej psuć. Od pojawienia się Ellis cegiełki ich przyjaźni powoli się niszczą.
Cegiełka po cegiełce rozpada się na parę kawałków. Eddie nie zwraca na to uwagi, a Richie wręcz przeciwnie.
Richie uniósł wzrok znad książki, gdy poczuł czyjąś obecność naprzeciw siebie. Zmarszczył brwi, zauważając Eddiego. Siedział i po prostu uśmiechał się w stronę okularnika.
— Czy coś się..
— Tracimy kontakt. — przerwał mu młodszy.
Richie przygryzł delikatnie wargę, pokręcił głową i zamknął z hukiem książkę. Na ich szczęście w bibliotece byli tylko oni. I bibliotekarka, którą średnio cokolwiek interesowało.
Podniósł się bez słowa z krzesła i ruszył odnieść książkę na miejsce. Śmieszyło go, że po miesiącu przyjaciel dopiero zauważył, iż się od siebie oddalają.
— Richie, no! O co ci znowu chodzi, co?
— O co mi chodzi? O co mi chodzi do cholery?! — krzyknął. Jednak po chwili wziął głęboki wdech i momentalnie się uspokoił. Nie chciał w tej sytuacji skłócić się z Kaspbrakiem. Zwłaszcza, że obecnie był w nim najzwyczajniej w świecie zakochany.
— Tak, tobie. I chłopakom. Czemu już się nie odzywamy? — zmarszczył nos. — I od kiedy ty siedzisz w bibliotece? Z własnej woli? W całej szkole Cię szukałem.
Richie za bardzo nie skupiał się na słowach Kaspbraka. Po prostu szedł przed siebie z zaciśniętymi oczyma aby nie wybuchnąć.
— Richard. Nie widzisz, że pomiędzy nami nie jest tak samo jak kiedyś, bo wolisz spędzać czas w bibliotece?
Tozier nagle się zatrzymał, przez co Eddie na niego wpadł. Szybko się odsunął patrząc ze złością na przyjaciela.
— I to niby moja wina, tak? Moja?! — krzyknął.
Znajdowali się za szkołą, więc zapewne nikt ich nie słyszał. Nawet nie zauważyli, kiedy się tutaj znaleźli.
— No, tak..
— Dobra, ja już dłużej nie potrafię! — tupnął nogą, zrzucając plecak z ramion. — Nie widzisz, do kurwy nędzy, że odkąd pojawiła się Ellis to nic nie jest już takie same? Nie zauważyłeś tego? Całą uwagę poświęcasz jej, a mnie i chłopaków masz gdzieś. I jeszcze całą wine, zrzucasz na mnie, tak?
— Tak, dokładnie. Ellis jest cudowna, a ty? A ty jak zwykle masz jakieś swoje fanaberie? Tak się nie zachowuje przyjaciel. Powinieneś pomyśleć, że nie muszę spędzać całego mojego czasu z tobą!
— Wiesz co, Eddie? Pierdol się.
I odszedł. Po prostu wziął swój plecak i wyszedł zza szkoły z dumą. Chciał mu to powiedzieć od dawna. Jednak nie potrafił. Po pierwsze - bał się. Po drugie - nie chciał być pokłócony z Kaspbrakiem. Jednak plany diametralnie się zmieniły.
Eddie stał tam jeszcze z dobre pięć minut. Nie wiedział o co mogło mu chodzić. Przecież Ellis była naprawdę świetna, Richie jej nawet nie poznał, a całą wine zrzucił na nią. Było mu przykro, że jego najlepszy przyjaciel mógł powiedzieć coś takiego.
***
Pięć miesięcy. Pięć miesięcy Richie chodził do szkoły, bo musiał. Już nawet nie miał małego uśmiechu na myśl o przyjaciołach. Równo z kłótnią z Eddie'm, stracił wszystkie kontakty z innymi. Co prawda reszta tego nie chciała i co chwilę namawiała na coś Toziera, albo siedzieli z nim na przerwach i poprawiali humor.
Jednak to nie pomogło naprawić złamanego serca Toziera.
Z każdym dniem jego uczucie do Eddiego się wzmacniało. To go niszczyło. Już w ogóle kiedy widział Kaspbraka razem z Ellis. Byli ze sobą naprawdę blisko, co jeszcze bardziej go bolało. Na jego szczęścia był już maj i niedługo zakończenie roku.
Eddie za to tęsknił za przyjacielem i pomimo wielu chwilach spędzonych z Ellis, myślał o Tozierze. Już nie raz chciał do niego podejść i błagać o wybaczenie. Jednak, gdy podzielił się z tym pomysłem z El, ona go wyśmiała i stwierdziła, że to właśnie Richie powinien go przeprosić.
I może miała rację?
Eddie jak codzień szedł do klasy matematycznej, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Pisnął głośno, gdy coś nagle pociągnęło go za koszulkę. Wziął głęboki wdech, gdy zauważył, że jest w pomieszczeniu na miotły z Billem i Stanem.
— Co wy robicie?! Boli was coś?
— Co MY robimy? — Stan skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Chcieliśmy z tobą pogadać już o wiele wcześniej, ale ta cizia co chwila była obok ciebie.
— Nie nazywaj ją cizią..
— B-będziemy ją n-nazywać jak chcemy.
— Zwłaszcza, że zniszczyła naszą przyjaźń.
Eddie wywrócił oczami. Ellis nie była nic winna. Bynajmniej według niego.
— Ona? To Richie nas olewał.
— Nie bądź żałosny, Eddie. — burknął Billy.
— Ellis to jedna wielka oszustka. Przejrzyj w końcu na oczy!
Obydwoje mieli już dość zachowania Eddiego. Wiedzieli jaka jest Ellis. Słyszeli jak rozmawia z jakąś dziewczyną o Kaspbraku. I to wcale nie była miła rozmowa.
— Nie tęsknisz za Richie'm? Nic a nic?
— No tęsknię, ale..
— Skończyliśmy rozmowę. Lepiej to wszystko przemyśl, Eds.
Wyszli. Zostawili otwarte drzwi, będąc zadowolonymi. Dobrze znali Eddiego i wiedzieli, iż chociaż trochę ta rozmowa na niego wpłynie. Tylko nie wiedzieli czy pozytywnie czy też nie.
Zdenerwowany Eddie, wziął głęboki wdech i poszedł w stronę klasy.
Dlaczego oni mieli takie zdanie o Ellis? Przecież to dobra dziewczyna. Jednak miał pewne wątpliwości.
Dlaczego przez ostatnie parę miesięcy nie potrafi wybić sobie Richiego z głowy?
Uśmiechnął się, gdy zauważył Ellis. Rozmawiała z jakąś dziewczyną, śmiejąc się głośno. Nie powinien, ale poczuł pewne wątpliwości. Ufał chłopakom, bardziej niż jej. Schował się za najbliższym słupem i nasłuchiwał rozmowy dziewczyn.
— Już dawno owinęłam go sobie wokół palca. — Eddie zrobił duże oczy. — Zniszczenie przyjaźni najlepszej paczki w szkole, wyszło łatwiej niż myślałam.
— A co z Tozierem?
— Jak to co? Zniszczyłam go, tak, jaki był plan. Dwie stówki będą moje.
— Jesteś okropna.
Zaśmiały się. Eddie zacisnął dłoń w pięść, nie wierząc, w to co słyszy.
Jednak chłopaki mieli co do niej rację. A on był taki naiwny i wierzył w jej każde słowo.
Kiedy Ellis pożegnała się z koleżanką, Eddie postanowił z nią porozmawiać. Nie chciał już dłużej być oszukiwany. Zniszczyła ich przyjaźń i ma czelność się z nim zadawać? Stracił przez nią najlepszego przyjaciela, kontakty z resztą i zaufanie chłopaków.
Nie obchodziło go teraz, że przez ponad pół roku było z nią tak super. To wszystko było grą i zwykłą zabawą dla pieniędzy.
— Ellis? Możemy pogadać?
— Jasne, Eds.
Nawet pozwolił nazywać ją Eds, chociaż to samo robił Richie. A jemu nigdy by mu na to nie pozwolił. Bo to go denerwowało. Ale dla Ellis mógł się poświęcić. Ale teraz właśnie zrozumiał swój błąd i to, jak bardzo zależy mu na Tozierze.
— Dlaczego? Dlaczego do kurwy bawiłaś się mną i zepsułaś moją przyjaźń?!
— O co chodzi? Eds?
— Przestań nazywać mnie Eds! Nie możesz tego robić! Nie ty!
Wybuchnął. Przypomniał sobie o wszystkich chwilach z Richie'm. I to, jak dziewczyna go oszukała.
— Słucham?
— Dobra, mam cię dość. Nie chcę cię już więcej widzieć na oczy! Koniec tego, koniec kłamstw, koniec naszej przyjaźni.
— Eddie..? Ktoś ci coś nagadał? Przecież wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem..
— Pierdol się. — warknął jedynie, odchodząc od szatynki.
W tamtej chwili uświadomił sobie jakim okropnym przyjacielem był. Nie dla Ellis, ale dla Richiego. Dla Richiego, którego znał od przedszkola i był przy nim mimo wszystko.
Jak mógł być tak głupi, tak naiwny?
***
Kaspbrak westchnął cicho, pukając w drzwi. Czuł ogromny stres. Porozmawiał już z Billem, który stwierdził, że oni już mu wybaczyli, tylko gorzej będzie z Richie'm.
Richie zupełnie odciął się od świata. Nie odzywał się do nikogo, a jego styl bycia również się zmienił.
Eddie martwił się o niego. Wewnętrznie czuł, że to właśnie jego wina. Że to właśnie przez niego Richie nie odzywa się do reszty. Sam już zapomniał jak on wygląda, gdyż przez dobre pół roku nie zwracał na niego uwagi. Zupełnie żadnej.
Jego oddech się zatrzymał, gdy drzwi otworzył mu we własnej osobie Richie. Miał zdecydowanie dłuższe włosy. Wory pod oczami i smutny wyraz twarzy. Nigdy nie widział go w takim stanie.
— Eddie?
— Boże, Rich!
Krzyknął głośno i szybko rzucił się na chłopaka. Wtulił się w niego, a w jego oczach zgromadziły się łzy. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mu go brakowało.
Nigdy już nie popełni tego błędu.
Richie jednak przygryzł wargę i delikatnie odepchnął młodszego. Nie chciał ponownie wchodzić w tą samą rzekę. Nie po tym wszystkim. Kochał Eddiego, cholernie mocno. Jednak zdawał sobie sprawę, że w tym wszystkim jest wplątana jeszcze Ellis.
— Czy coś się stało, Eddie?
— Przejdziemy się, porozmawiamy? Proszę?
Spojrzał na niego błagalnie. Richie jedynie kiwnął głową. Ubrał tenisówki i trzasnął drzwiami. Włożył dłonie w kieszeni bluzy (wyjątkowo dzisiejszy dzień był zimniejszy) i szli przed siebie.
Przez dobre piętnaście minut szli w ciszy. Eddie myślał o tym, jak mu o tym wszystkim powiedzieć. Robił to całą noc, przez co spóźnił się na pierwszą lekcję, ale to nie było w tamtej chwili ważne.
Richie co chwila spoglądał na Kaspbraka. Tak, go kochał, tak za nim tęsknił.. Ciekawiło go tylko dlaczego Eddie chciał porozmawiać z nim akurat dzisiaj?
Uśmiechnęli się równo, gdy zauważyli, że dotarli nad rzekę. Nad ich wspólne, ulubione miejsce. Kiedyś tylko tutaj przychodzili. Ich pierwsze wagary, ucieczki z domu. To miejsce miało więcej wspomnień niż można było sobie wyobrazić.
Usiedli i wpatrywali się w tafle wody. Eddie nie wiedział jak zacząć rozmowę, a Richie był cholernie zawstydzony samą obecnością Kaspbraka.
— Więc..?
Richard spojrzał się w stronę Eddiego. Wziął głęboki wdech, następnie spojrzeli sobie głęboko w oczy.
— Posłuchaj mnie, Richie..
Tozier jednak przerwał mu jego wypowiedź.
— Chciałbym tylko powiedzieć, że.. Że część mnie zawsze będzie cię kochała, Eddie. Ale muszę się nauczyć iść dalej. Znalazłeś kogoś niesamowitego i jesteś z nią szczęśliwy. Ja to jak najbardziej szanuję i..
— Zamknij się, Richie. To nie jest twoja wina! Ellis to zdradziecka cizia. Zachowałem się strasznie dziecinnie.. Byłem zauroczony Ellis. Zawsze spędzałem czas z wami i chęć spędzania go z kimś innym była dla mnie czymś.. czymś zupełnie nowym. I wiesz co się okazało? Ona chciała rozwalić naszą przyjaźń dla dwustu dolarów. Dwustu dolarów..
Straciłem kontakt z wami, pokłóciłem się z tobą, a cały swój czas spędzałem tylko z nią.. To takie głupie. A wiesz co jest w tym najgorsze? Że doszło do mnie, iż czuję coś do ciebie i jesteś dla mnie kimś ważniejszym niż tylko przyjacielem.
Przymknął oczy, spod których powoli płynęły słone łzy. W ciągu pół roku popełnił tyle błędów, tyle głupich błędów.
Z drugiej strony poczuł ulgę. Od dawna już to zauważył, od dawna chciał mu już to powiedzieć.
— To nieludzkie, ale zakochałem się w tobie, Eddie.
Uśmiechnęli się przez łzy. Richie zaczął już płakać od swojej wypowiedzi, do tego doszło to całe wyznanie Kaspbraka.
Ich twarze zmniejszały pomiędzy nimi odległość. Po chwili ich usta zamknęły się w pełnym tęsknoty i uczuć pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro