Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 57

Powoli budziłam się ze snu. Nie było mi zimno. Wręcz przeciwnie. Było tak spokojnie i bezpiecznie.

Zaczęłam rozchylać powieki. O dziwo światło mnie nie oślepiło. Przed sobą nie miałam pustych ścian, czy szafek.

Obudziłam się leżąc bokiem i teraz patrzyłam na zielone oczy mojego sąsiada, który leżał obok mnie.

- Dzień dobry - powiedział mile.

- Dobry - odpowiedziałam bardziej przytulając się do chłopaka. - Jaki dziś dzień? - Mówiłam dalej zachrypniętym głosem.

- A sobota - mówił z nutką szczęścia w głosie.

- Mam być dzisiaj w kawiarni - mówiłam bez entuzjazmu.

- Masz zwolnienie lekarskie, zapomniałaś? - Przypomniał.

- Już lepiej się czuje - mówiła jednocześnie z niechęcią odsunęłam się od chłopaka i podniosłam do pozycji siedzącej - muszę jakoś opłacać mieszkanie i studia.

- Może zamieszkamy razem? - Zaproponował również podnosząc się do pozycji siedzącej.

Znów popatrzyłam mu w oczy. Piękne zielone oczy. Mam wrażenie jakby błyszczały w tym świetle.

- Ale jak razem? - powoli dochodziła do mojej świadomości jego propozycja.

- Wtedy podzielimy się czynszem na pół. Mery masz za dużo na głowie, przemęczasz się, a jeżeli się zgodzisz to chyba nie będziesz musiała już pracować w kawiarni... Zawsze to jeden kłopot mniej - mówił niepewnie.

- Nie wiem... Nie mam teraz do tego głowy. Porozmawiamy jak wyzdrowieje i nie będę na antybiotyku - wstałam z łóżka. - Idę zadzwonić do szefowej.

Popatrzyłam na zegarek i byka dość wczesna godzina. Moja zmiana zaczynała się dopiero za dwie godziny, więc nie powinna być zła że dzwonie dopiero teraz.

POV DEZY

Jak Mery wyszła wstałem z łóżka, wziąłem czyste bokserki i poszedłem do łazienki wziąć szybki prysznic.

Dzisiaj pierwszy raz cieszyłem się że wstałem wcześniej niż wstaje normalnie oraz że wstałem przed Mery. Mogłem przyjrzeć jej. Pewnie nie jest świadoma, że gdy ja się obudziłem, to ona spała z głową położoną na moim torsie. Dopiero gdy zaczęła się rozbudzać przekręciła się w drugą stronę.

Chciałbym się budzić tak codziennie.

Ale zaraz.

My jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie?

Nie wiem co mam o tym myśleć.

Mam wrażenie że jej wczorajsze zachowanie coś znaczyło. Coś więcej niż tylko przyjazny gest.

Skończyłem swoją rozkmine i wyszedłem z łazienki w samych bokserkach. Wszedłem do kuchni, ponieważ zauważyłem sąsiadkę. A może mogę powiedzieć współlokatorkę?

- I jak z pracą? - Spytałem zwracając uwagę dziewczyny, która była pochłonięta smarowaniem masła na kromce chleba. Popatrzyła na mnie i momentalnie nóż wypadł jej z ręki.

- Przepraszam - powiedziała pod nosem i szybko podniosła nóż po czym wróciła go do zlewu. - Później pozmywam. - Powiedziała zakłopotana. Próbowała zasłonić twarz włosami, lecz nie dało to dużych rezultatów. Widziałem jak się zarumieniła. - Z pracą... Mam prośbę... - Zaczęła niepewnie. - Mógłbyś zanieść zwolnienie lekarskie do szefowej, bo prosiła o to, ale mi kazała nie przychodzić... Słyszała jak mówię - zaśmiała się piskliwie przez podrapane gardło od kaszlu. Jak na zawołanie, dziewczynę żywo zaczął dusić kaszel, lecz jak wcześniej zaraz przeszedł.

- Nie ma sprawy, kupić może coś po drodze? - Spytałem mówiąc głośniej, gdyż byłem już w sypialni wybierając pierwsze lepsze ciuchy z szafy.

- Nie, nie trzeba.

Mimo to wziąłem portfel ze sobą. Po drodze kupie coś co Mery lubi. Tak na poprawę humoru.

Ubrany wyszedłem z pokoju. Dziewczyna przekazała mi dokument i pożegnaliśmy się.

POV MERY

Kontynuowałam robienie kanapek. Zrobiłam jedną dla siebie i trzy dla Dezego.

Zjadłam swoją porcję i wzięłam leki przypisane na rano.

Wróciłam do pokoju. Nie chciało mi się nic. Nie bolała już mnie głowa, jednak gardło nie ustało.

Położyłam się na łóżku, gdzie przed chwilą leżeliśmy razem. Wtuleni w siebie.

Będzie to dwuznacznie brzmiało jak powiem że chciałabym już zawsze budzić się przytulną do jego?

Zawsze.

To takie odległe słowo mające dużą moc. Duze znacznie....

Jedna zła spłonęła po moim policzku. Szybko ją wytarłam i wzięłam ciuchy z torby, po czym się przebrałam.

Usłyszałam jak drzwi się otwierają i zaraz zamykają.

- Już jestem - krzyknął Masterczułek. - I mam coś na poprawę humoru!

Weszłam do kuchni gdzie chłopak na blacie położył dwie kawy ze Starbucksa i maffinki czekoladowe.

Jak ja go kocham.

Jak przyjaciela oczywiście.

A może to coś więcej?

Ale nudny ten rozdział... Tylko jakieś rozkminy i wgl... Przymula trochę...

Wgl to wesołego dnia dziecka xD

MadziK

Kamisamamira.blogspot.com

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro