Rozdział 52
Piosenka nie na temat, ale mi się podoba :P Nie oddaje klimatu, więc możecie jej posłuchać po przeczytaniu na poprawę humoru :3
Stałem za tymi samymi krzakami, co pół roku temu. Tak samo patrzyłem na dziewczynę, która śpiewa stojąc na pomoście. Z tym że dzisiaj siedzi i w jej głosie jest jeszcze więcej smutku i emocji niż ostatnim razem. Wydawało mi się, że płacze, jednak to emocje w jej głosie mówią same. To Mery.
POV MERY
Siedzę w miejscu, gdzie czuje się bezpiecznie. Śpiewam. Tego nawet nie można nazwać śpiewem. Po prostu nucę pierwsze lepsze dźwięki jakie mi w tej chwili przychodzą do głowy. Jestem ja, księżyc i Półmos. Nie wierzę, że to się stało. Po dwóch latach. Zaufałam mu...
Nagle poczułam na swoich plecach coś cięższego, jakby kolejny materiał spadł na mnie. Popatrzyłam się w bok, żeby spojrzeć co mam na sobie, ale pierwsze co rzuciło, a raczej kto rzucił mi się w oczy, to Dezy siedzący obok.
- Piękny ten księżyc - zaczął mówić, jednocześnie patrząc na jezioro, w którym odbija się blask pełni księżyca. - Uwielbiam patrzeć na pełnie.
- Ja zawsze nie mogę spać, gdy jest pełnia - zaczęłam mówić cicho, zachrypniętym głosem. - Kiedyś miałam problemy i chciałam się ukryć przed całym światem. Wtedy przychodziłam tutaj i po prostu wszystko olewałam. Siedziałam i patrzyłam na zachody słońca, pełnie księżyca. Czasem nawet zdarzało mi się widzieć wschody...
- To miejsce jest magiczne. Często tu przychodzisz? - zapytał patrząc na mnie. Odwróciłam wzrok na jezioro.
- Wtedy, gdy potrzebuje spokoju, lub chce być sama.
- Rozumiem, że mam sobie pójść? -spytał rozbawiony. Zignorowałam jego komentarz, nie jest mi teraz do śmiechu. - Ejj mała, co jest? - Szturchnął ręką moje ramię.
Odwróciłam na niego wzrok. Chwilę patrzyłam w jego piękne zielone oczy, w których widać było blask odbijającego się księżyca. Było też widać zmartwienie i smutek.
Znów wróciłam do podziwiania księżyca.
- Pamiętasz jak po naszym pocałunku nie odzywałam się itede? - Potwierdził. - Chodziło o to, że czułam się winna. Winna, bo będąc z Filipem całowałam się z Tobą - zaczęłam wspominać, a Dezy uważnie słuchał każdego mojego słowa.- Nigdy nie przywiązywałam się do ludzi. Od dziecka przyjaźniłam się z Sarą i podziwiam ją za to że dalej się ze mną przyjaźni i zawsze mi pomagała mimo, że ja jakoś nie byłam miła. Gdy poznałam Filipa łączyło nas jedno. Wspólne uzależnienie.
- Uzależnienie? - Spytał zdziwiony.
- Gdy byłam w podstawówce dużo grałam na komputerze. W gimnazjum doszły do tego nie przespane noce, a w szkole jakoś trzeba było wyglądać, więc i narkotyki. Rodzice szukali dla mnie innego zajęcia żebym nie miała czasu na gry, dlatego zapisali mnie do szkoły muzycznej z pretekstem że mój talent się marnuje. Grałam na różnych instrumentach oraz śpiewałam. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo zaszczepili we mnie pasję, z którą wiążę przyszłość. Na szczęście nie brałam tak dużo dragów, więc też nie długo trwało leczenie. Właśnie wtedy poznałam Filipa. Gdy spotkaliśmy się po jakimś czasie - chyba kilku letnim, ale nie jestem pewna - "coś zaiskrzyło" - zrobiłam nawias w powietrzu.- Byliśmy razem dwa lata...
- Mery poniosło mnie, ten pocałunek to... - nie dałam mu dokończyć.
- Nie chodzi o to! Przez kilka dni było mi głupio, a gdy chce się z nim spotkać, to zastaje go w łóżku z jakąś dziwką!
Do moich oczu zaczęły napływać kolejne łzy. Myślałam że to już koniec, ale nie da się o tym zapomnieć w kilka przepłakanych godzin.
Przykryłam twarz dłońmi. Nie chciałam żeby widział mnie w takim stanie. Tak bezsilną.
Chłopak przez chwilę się nie odzywał.
- No już - mówiłam załamanym głosem. - Czekam co słowa typu "a nie mówiłem", których zapewne jeszcze się osłucham od każdego, kto przez te dwa lata chciał mi przemówić do rozumu. Gdybym jeszcze kogoś posłuchała - mówiłam przez łzy.
Czekałam na jego reakcje. Zrobił coś czego się nie spodziewałam. Po prostu mnie przytulił. Wtedy zorientowałam się, że on jest w samej bluzie, mimo, że jest kilka stopni na minusie. Głupia. Przecież oddał mi swoją kurtkę.
Dopiero teraz poczułam jak jest mi zimno, zarazem jak ciepłe dreszcze przechodzą przez miejsca, które dotyka mnie Dezydery. Bije od niego takie ciepło oraz czuje się tak bezpiecznie w jego objęciach.
- Nie zacznę mówić, jakim palantem mówił - szeptał mi do ucha - ale stracił największy skarb na świecie - oddalił się trochę i pocałował mnie w czoło, po czym znów przytulił.
- Dziękuje - szepnęłam ledwo słyszalnie.
POV DEZY
Dalej przytulając Mery zacząłem myśleć. Może to nie jest odpowiedni moment, ale chce, żeby wiedziała o moich uczuciach. Jest taka delikatna i bezbronna. Boje się jej reakcji. Nie chce jej jeszcze bardziej zranić, a dzisiaj już wiele przeszła.
Raz kozie śmierć.
Podniosłem głowę, żeby spojrzeć jej w oczy, jednak ku mojemu zdziwieniu - nie zobaczyłem jej pięknych niebieskich tęczówek.
Głowa Mery opadłą na moje ramię, a oddech się wyrównał.
Nie myśląc już o sobie wziąłem ją na ręce i poszedłem w stronę jej rodzinnego domu.
Teraz Tarczowniczka nie będzie zadowolona PRZEPRASZAM :-*
Kompletnie nie pasowała mi tutaj taka typowa scena miłosna, dlatego zrobiłam taki myk :3 Gdyby już teraz wyznali sobie tą "wielką miłość" to ich historia skończyła by się jak w Romeo i Julii. Nie żeby zginęli, ale to był by koniec opowiadania xD A ja jeszcze mam mały pomysł na to :3 Nie ukrywam jednak, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca ;-;
Btw ktoś pamięta może jaki Mery miała kolor oczu? #Dokładna_Autorka
kamisamamira.blogspot.com
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro