Rozdział 1: ,,Ciasteczko"
– Jakie to wszystko dobre – rozmarzył się z uśmiechem na ustach brunet, biorąc kęs ciasteczka z marmoladą.
– Zostaw. To dla gości – pisnęła Brietta, uderzając młodzieńca ściereczką w ramię. Chłopak zareagował śmiechem i posłał kobiecie całusa w powietrzu. Brunetka przewróciła oczyma i westchnęła na ten gest.
– Ja też jestem gościem – oburzył się Harry, unosząc do góry ręce w geście zdezorientowania.
– Yhm – przytaknęła mu dziewczyna, nie odrywając wzroku od ciasta, które dekorowała.
– Czy ty mnie ignorujesz? – mruknął brunet, machając dłonią przed twarzą brunetki.
– Yyyy – zaczęła, unosząc głowę do góry. – Nie – odparła stanowczo po chwili, a następnie wróciła do pracy.
– Jak ty tak możesz? – westchnął z rozbawieniem mężczyzna i okrążył blat. Stanął za plecami Brietty i po chwili jego palce łaskotały ciało dziewczyny.
– Harry, proszę, stop – mówiła przez śmiech i spowodowane nim łzy. – Błagam.
– A co z tego będę miał? – spytał, chwytając nadgarstki kobiety, którymi ta wymachiwała na wszystkie strony.
– Buziaka – odparła, starając się unormować oddech.
Harry mruknął coś w odpowiedzi, a następnie szybko wpił się w usta dziewczyny. Tym sposobem zapowiedziany krótki buziak, zmienił się w namiętny pocałunek. Z romantycznej chwili parę wybudziły zbliżające się kroki i poruszenie się klamki drzwi. Najwyraźniej ktoś jednak zrezygnował z pociągnięcia za nią. Brietta wolała nie ryzykować i szybko odsunęła się od Harry'ego i powróciła do swoich obowiązków, nerwowo spoglądając na drzwi. Brunet westchnął smutno i przeczesał dłonią włosy. To było chore, że nie mogli okazywać sobie czułości otwarcie.
Zgodnie z przewidywaniem, po chwili drzwi kuchni otworzyły się, a w progu pojawił się nie kto inny jak pani domu. Czarnowłosa Linda Styles. Jej wzrok od razu powędrował na jej drugiego, młodszego syna. Uważnie przyjrzała się Harry'emu, a następnie zbliżyła do blatu, na którym ustawione były naczynia z różnymi daniami. Linda pochyliła się nad talerzami i zaczęła poświęcać każdemu z nich uwagę. Brietta wyprostowała się i spojrzała na swoją szefową. Może nie było tego po niej widać, ale w środku była kłębkiem nerwów. Oby tylko pani Styles nie dopatrzyła się jakiejś niedokładności. Ale przecież dziewczyna robiła wszystko z podwójną dokładnością.
– Brakuje tu ciastka. Jest ich nieparzyście. Musiałaś je zjeść – ryknęła nagle, wskazując na talerz, z którego słodkość zabrał wcześniej Harry. Brunet stojący teraz pod ścianą i nalewający soku do szklanki dla niepozoru, zapłonął rumieńcem. Gdyby nie on, dziewczynie nie dostało by się.
– Ja...przepraszam. Już dołożę ciasteczko. – co innego miała powiedzieć. Wkopać Harry'ego? I tak miał już wystarczającą ilość problemów na głowie.
– Goście za chwilę się pojawią. Zwijaj się – mruknęła z odrazą w głosie, po czym z ceremonialnym trzaśnięciem drzwiami wyszła z kuchni.
– Brie? – szepnął Harry, odstawiając szklankę i zbliżając się do kobiety. – Tak bardzo cię przepraszam – westchnął przepraszająco.
– To nic takiego. Przynajmniej nie rzuciła talerzem – odparła kobieta, lekko wzruszając ramionami. Szybko podeszła do drzwi spiżarki i zabrała ze znajdującej się tam tacy najładniejsze ciasteczko, które później wylądowało na tacy.
– Ale gdyby nie ja, to w ogóle by nic nie powiedziała – stwierdził brunet, układając dłoń na policzku dziewczyny. – Tak bardzo cię przepraszam – szepnął, spoglądając w nieco zagubione tęczówki Brietty.
– Już w porządku – stwierdziła, układając ręką na dłoni Harry'ego. – Idź się przebrać. Twoja matka nie będzie zadowolona, jeśli pojawisz się na kolacji w takim stroju – poleciła, obejmując wzrokiem sylwetkę mężczyzny.
– Przecież przychodzi tylko mój brat – westchnął nieco podirytowany.
– Dla twojej matki to aż twój brat – szepnęła Brie. Harry parsknął śmiechem na komentarz dziewczyny i musnął delikatnie jej wargi. – Leć już – dodała, odsuwając się od bruneta.
– Ja nie wiem czego ty chcesz od mojego ubioru – rzucił niezrozumiale, unosząc do góry ręce i okręcając się wokół własnej osi. Brie uśmiechnęła się na ten widok.
– Ja nie mam nic, ale dobrze wiesz, kto będzie miał pretensje. – Harry jęknął przeciągle na słowa dziewczyny i tupnął nogą niczym małe dziecko.
Brietta nie miała żadnych uwag co do ubioru Harry'ego. Wyglądał obłędnie w ciemnych, nieco przetartych spodniach mocno spiętych grubym paskiem. Dzięki nim młodzieniec wydawał się być jeszcze wyższy. Do tego brunet uwielbiał nosić koszule z rękawami podwiniętymi za łokcie i rozpiętymi dwoma pierwszymi guziczkami. Trzema, kiedy jego matka nie patrzyła. Do tego zawsze zawadiacko roztrzepane włosy i stały uśmiech z dwoma głębokimi dołeczkami. Taki był właśnie Harry Styles.
Brunet mruknął coś pod nosem i wyszedł drugim wyjściem z kuchni, a następnie udał się do swojej sypialni. Teraz tylko żeby wybrać coś, co zadowoli jego matkę.
W tym czasie w rezydencji rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Linda popędziła w tamtą stronę i ze swoim miło-przerażającym uśmiechem otworzyła wejście.
– Witaj matko – zaczął formalnie Cedric, spoglądając na kobietę z uśmiechem.
– Dzień dobry – odparła niewiele niższa od mężczyzny blondynka.
– Cedric, Octavia. Wchodźcie – odparła entuzjastycznie kobieta, wpuszczając młodych do środka.
– Dziękujemy za zaproszenie – odezwała się blondynka, uśmiechając się pogodnie w stronę Lindy.
Octavia była bardzo sympatyczną osobą. Lecz jedynie w gronie równych statusem społecznym sobie ludzi. Gdyby w tej chwili w drzwiach pojawiło się dziecko z sierocińca proszące o datki czy kobieta sprzedająca kwiaty, blondynka zamknęłaby im drzwi przed nosem. Potem chodziłaby dumna jak paw i szczyciła się swoim "osiągnięciem". Niech was miła buźka nie zmyli.
– Toż to sama przyjemność was gościć – odparła czarnowłosa pani domu i wprowadziła syna z żoną w głąb domu, a dokładniej do jadalni.
– Ojca jeszcze nie ma? – spytał zaskoczony Cedric.
– Pojawi się lada chwila. Właśnie odbywa jakąś rozmowę telefoniczną w gabinecie.
– A gdzie Harry? Dawno już go nie widziałam – mruknęła Octavia, rozglądając się po rezydencji swoich teściów. Ta, w której przyszło mieszkać kobiecie była dużo mniejsza, a jej wystrój nie był tak bogaty jak tutaj.
– Szczerze to nie mam pojęcia. Całymi dniami plącze się po willi. Zaraz pewnie raczy zejść – odpowiedziała z lekką złością i zniewagą w głosie Linda. Według kobiety, Harry zdecydowanie nie wyciągnął niczego z zasad, które wpajała mu od dziecka z mężem. Według Lindy, Harry po prostu nie był tak dobry jak Cedric.
– Wysłalibyście go do wojska. Parę lat służby nic mu nie zrobi złego, a przestanie być taką cio... przestanie być takim tchórzem. – Cedric miał użyć innego określenia, jednak w ostatniej chwili pohamował się. W pomieszczeniu były dwie kobiety, które darzył wielkim szacunkiem i nie chciał gorszyć ich takim słownictwem. Nie musiał się jednak tym tak bardzo przejmować, te kobiety używały gorszych słów.
– Jak miło bracie, że o mnie mówisz. – w jadalni rozbrzmiał głos Harry'ego, który właśnie przekroczył jej próg. Ubrany był w idealnie wyprasowane spodnie, co było oczywiście zasługą Brietty oraz czerwony sweterek z niskim golfem. Kiedy oczy pani Styles dojrzały syna, kobieta o mało co nie rzuciła się na bruneta.
– Coś ty założył? – spytała głośno z nutą złości. Musiała się opanować, w towarzystwie była Octavia, przy której Linda nie chciała robić scen.
– Jestem w swoim domu, jestem dorosły i ja będę decydował o tym jak się ubiorę – odparł twardo, ale bez jadu w głosie Harry, przeczesując włosy. – Witaj Octavio – przywitał się formalnie i zbliżył do kobiety. Blondynka wręcz wcisnęła swoją dłoń przed twarz młodszego od niej mężczyzny, a Styles ucałował wierzch damskiej ręki.
– Witaj Harry – odparła pogodnie. Zarówno Harry jak i Cedric byli niezwykle przystojnymi braćmi, więc trudno było odwrócić wzrok od któregoś z nich. – Dawno się nie widzieliśmy.
– Och, kogoż to moje uszy słyszą. – do jadalni dotarł niski, gruby męski głos. – Octavia. A jeśli jest i ona, to jest także i mój syn. W pomieszczeniu pojawił się George Styles, były wojskowy, który wraz z Lindą wychowywał synów twardą ręką. Mimo tego, zawsze łatwiej było załatwić jakieś sprawy z nim, niż z panią Styles.
– Witaj ojcze – zaczął Cedric, podnosząc się z miejsca. George był bez wątpienia autorytetem dla Cedirca.
Powitaniom i komplementom dla Octavii nie było końca. Harry zajął swoje stałe miejsce na końcu stołu i wpatrywał się w widok za oknem. Liście spadały z drzew. Za niedługo nie pozostanie żadnego z nich na gałęziach.
– Myślę, że możemy już zacząć ucztę – zarządziła Linda, a następnie spojrzała wyczekująco w stronę drzwi kuchni. Kobieta umyślnie wypowiedziała słowa bardzo głośno. Chciała mieć pewność, że Brietta ją usłyszy i nie będzie musiała ruszać się z siedzenia.
Brie wzięła głęboki wdech i chwyciła w dłonie wazę z przygotowaną zupą. Zgodnie z poleceniem pani domu, to właśnie zupa miała być podana na początku. Kobieta ustawiła się bokiem przy drzwiach łączących jadalnię z kuchnią i małym palcem ręki pociągnęła za klamkę. Następnie pchnęła nogą drzwi i weszła do pomieszczenia.
– Pięknie pachnie – skomentował George, jednak szybko zamilkł pod wpływem ostrego wzroku jego żony.
Brie szła ostrożnie w stronę stołu, starając się nie wylać zawartości wazy. Było to niezwykle trudne zważywszy na to, że oczy wszystkich wbite były w jej osobę. Kobieta podeszła najpierw od strony gości i napełniła głębokie talerze Octavii i Cedrica. Następnie zbliżyła się do Lindy i ustawiła obok niej wazę. Drżącymi dłońmi napełniła chochelkę i wlała jej zawartość do naczynia.
– Smacznego – powiedziała, stawiając talerz zupy przed Lindą. Kobieta nic nie odpowiedziała.
Kiedy Brietta podnosiła wazę z jeszcze gorącą cieczą, poczuła jak ktoś boleśnie i mocno popycha ją ramieniem. Kobieta wypuściła z rąk wazę, która upadła na ziemię. Po jadalni rozniósł się dźwięk tłuczonej porcelany, pisk Octavii i syk Brietty, której ciało oblała gorąca zupa.
**********
Hej!
Witam w pierwszym oficjalnym rozdziale ,,Love and War". Jak możecie zauważyć pojawił się tytuł rozdziału oraz gif. Chciałam zapytać czy podoba się Wam takie urozmaicenie rozdziału, jak właśnie tytuł i w miarę tematyczny gif?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro