Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10: ,,Liam Payne"

Przez ostatnie półtora miesiąca zaszło trochę zmian. Między innymi Brie zdecydowała się wrócić do swojego domu. Na nic zdały się próby zatrzymania kobiety przez Harry'ego. Brunet bardzo chciał mieć White na oku przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zważywszy na to, że dziewczyna nadal nie pozbierała się po śmierci babci. Brunetka dość powoli wracała do żywych. Dopiero po tygodniu zdecydowała się powrócić do swoich obowiązków rezydencji, co niezwykle ucieszyło Lindę. Wreszcie miała na kim wyładować swoje negatywne emocje. Mimo powrotu do pracy, Brietta wykonywała wszystkie czynności bez emocji, jak maszyna przygotowana na taśmową produkcję. Z bólem, który starała się skrywać w sercu wysłuchiwała nagan od pani Styles i starała się wszystkie obowiązki wykonywać z niezwykłą dokładnością.

Przez te półtora miesiąca częstymi gośćmi w wilii byli Payne'owie. Jak się okazało, planowali przenieść się w te okolice i właśnie poszukiwali jakiegoś ładnego lokum. Pomagał im w tym ich syn, który na co dzień mieszkał Londynie. Rodzina praktycznie codziennie pojawiała się u państwa Styles czy to na obiad, czy kolację. Raz nawet wpadli podczas śniadania. Linda zawsze wychwalała wtedy Liam'a, jego inteligencję i stanowisko. Nie obyło się wtedy również bez nieco mniej pozytywnych uwag na temat Harry'ego. Mogło się wydawać, że Linda uwielbiała upokarzać swojego syna przed znajomymi. Czerpała z tego jakąś dziką satysfakcję. Może swoją gadaniną chciała zmusić młodszego syna do jakiś działań? Najgorsze było to, że wszystkim tym słowom przysłuchiwał się Liam. Mimo, że w dzieciństwie przyjaźnił się on z Harry'm, to zawsze była pomiędzy nimi nić rywalizacji. Słowa Lindy były więc niezwykle krzywdzące względem Harry'ego. Tym bardziej, że brunet mógł poszczycić się chociażby swoją niezwykłą umiejętnością gry na pianinie i  tworzenia własnych utworów. Szkoda tylko, że Styles był na tyle nieśmiały, że nie dzielił się talentem z szerszym gronem.


***

Był czwartek, kiedy to Payne'owie zapowiedzieli swoje przyjście na kolację. Od samego rana Mary i Brie uwijały się, aby tylko zdążyć ze wszystkimi daniami, które zażyczyła sobie Linda. Było to dość ciężkie, zważywszy na to, że należało również posprzątać willę. Nic więc dziwnego, że nim goście pojawili się, Brietta nie miała już sił, czego nawet nie chciała ukrywać. A może raczej nie miała energii, aby ukryć swoje zmęczenie.

Z tego powodu Mary zdecydowała się podać przystawkę oraz główne danie. Deser miał należeć do Brie, również dlatego, iż kobieta była jego autorką. Ulubiona tarta cytrynowa George'a.

W odpowiednim momencie Brie chwyciła w dłonie tacę z ciastem i skierowała się do jadalni. Przy stole siedzieli wszyscy, prócz Cedrica i jego żony. Tym razem nie mogli się pojawić, co sprawiało, że Brietta mogła choć trochę odetchnąć z ulgą. Uważny wzrok Octavii, którym śledziła White przez ostatnie półtora miesiąca był niepokojący. Przecież Brie nic jej nie zrobiła.

Zielone oczy Harry'ego od razu powędrowały z białego talerzyka na drobną brunetkę. Mimo, że nie było tego po niej widać, to wiedział, że była ona niezwykle zmęczona. Tak bardzo chciał w tamtej chwili wstać od stołu i móc zabrać ją do swojej sypialni. Aby jeszcze raz mogła zregenerować siły na jego miękkim łóżku, które tak chwaliła. Aby mógł dać jej to co najlepsze. Aby mógł ją objąć, złożyć na jej czole delikatny pocałunek i przez całą noc czuwać nad jej snem. Aby mógł przy niej po prostu być.

– Moja ulubiona tarta – skomentował z uśmiechem George. – Czyli mój węch mnie nie mylił – dodał z lekkim rozbawieniem, które udzieliło się małżeństwu Payne'ów.

Harry oderwał na chwilę wzrok od swojej ukochanej i spojrzał na gościa, siedzącego niedaleko. Na Liam'a. Jego pełne pożądania spojrzenie utkwione było w nieświadomej tego Brie. Payne rozsiadł się wygodnie, lecz nie zapominając o zasadach kultury i dwoma palcami przejechał po swoich ustach. Harry myślał, że zaraz wybuchnie i przestanie się kontrolować. Jak on mógł?!

Brunet starał się jako tako trzymać ręce na wodzy i nie wybuchnąć, co było niezwykle trudne. Brie była jego kobietą. Liam natomiast był ponoć tak doskonały, dobrze wychowany. Jak widać, maniery nie dotyczyły wszystkich aspektów życia młodego inżyniera.

– Udało wam się znaleźć już jakąś ofertę? – zagadnęła Linda, gdy Brie nakładała na talerzyki gości ciasto.

– Jeszcze nie, ale mamy nadzieję, że wkrótce trafimy na coś odpowiedniego. Mam już dość tej zachodu – westchnęła pani Payne'a. – Och, dziękuję – westchnęła kobieta w stronę Brie. Nieprzyzwyczajona do takich reakcji White skinęła jedynie głową i kontynuowała podawanie wypieku.

– Jeśli potrzebowalibyście jakiejś pomocy to powiedzcie. Cedric ma znajomości tu i tam, na pewno coś by wskórał – skomentowała Linda, chwytając za lampkę z winem. Dziś dość kameralnie, jedynie wino.

Brie stanęła wraz z tacą obok miejsca młodego Payne'a. Szatyn wcale nie starał się ukrywać swojego spojrzenia skierowanego na kobiece atuty White. Brunetka zawstydziła się znacznie i odsunęła. Nie chciała, aby siedzący niedaleko Harry wymyślał sobie Bóg wie co. Owszem, Liam był przystojny, jednak nie był w typie Brietty. Jej serce należało tylko do jednej osoby, którą był Harry Styles.

White pochyliła się, aby nałożyć na talerzyk Liam'a kawałek tarty, gdy poczuła na swoich plecach, a następnie pośladkach dłoń. Niczym spłoszone zwierzę szybko przełożyła ciasto i odsunęła się od szatyna. Na twarzy mężczyzny widniał rozbawiony uśmieszek, który wcale, a wcale nie znikał.

To był ten moment, w którym Harry prawie puścił wodzę swoich nerwów. Zacisnął dłonie w pięści i zabójczym wzrokiem spojrzał na Liam'a. Zachowanie szatyna wyraźnie zawstydziło i zmieszało Brie, która nie wyobrażała sobie takiego gestu ze strony kogokolwiek, a co dopiero nieznajomego mężczyzny. A co jeśli ktoś to zauważył? Brunetka chciała zapaść się pod ziemię.

Brie jak najszybciej przeszła do kolejnej osoby w kolejce, którą był Harry. Drżącymi dłońmi położyła tacę na stole i ukroiła kawałek ciasta.

– Brietto – odezwała się nagle oschłym głosem Linda. Brunetka uniosła wzrok na swoją pracodawczynię, mając nadzieję, że jej policzki nie są czerwone. – Możesz już iść do domu – oznajmiła.

White skinęła głową w geście podziękowania, a następnie zabrała pustą tacę i ruszyła do drzwi. Tuż przed wejściem odwróciła na moment głowę, a jej spojrzenie spotkało się z zielonymi tęczówkami bruneta. Harry nie wydawał się być zły na kobietę, wręcz przeciwnie. Spoglądał na nią z troską. Wiedział, że ta sytuacja była dla niej niezwykle niekomfortowa. Mimo tego wolał teraz nie wstawać od stołu. Nie potrzebował podejrzeń, a tym samym nie chciał przerywać swojego planu zemszczenia się na Liam'ie.

***

Po smacznej kolacji dwie rodziny przeniosły się do salonu, aby wypić filiżankę herbaty na zakończenie spotkania. Harry miał jednak całkowicie inne plany wobec końca tego wieczoru.

– Zostawmy ich samych. Chętnie zapalił bym papierosa – rzucił brunet, gdy Liam kierował się za rodzicami do salonu.

– Czemu nie – mruknął niczego nieświadomy szatyn.

Mężczyźni skierowali się na taras, który spowijała ciemność nocy. Jedynym źródłem światła były niewielkie lampy po obu stronach drzwi. Mimo ich niewielkiej liczebności, dawały sporo światła.

Tuż po zamknięciu drzwi przez Harry'ego, Liam został przyparty do ściany obok. Styles wpatrywał się ze złością w starszego od siebie szatyna, którego wzrok wyrażał jedno wielkie zaskoczenie.

– O co chodzi Harry? Daj spokój – starał się uspokoić Styles'a i udawać wyluzowanego. Jego głos jednak zdradzał strach i niepewność, które zawładnęły Payne'm.

– Ty już doskonale wiesz o co chodzi – warknął Harry przez zaciśnięte zęby. – Nie zbliżaj się do Brietty.

– A więc ma na imię Brietta? – odpowiedział rozbawiony Liam. Teraz już doskonale wiedział o co chodzi i całą tą sytuację uważał za zabawną. – Piękne imię dla niezwykle pięknej i seksownej kobiety.

– Nie zbliżaj się do niej – wycedził każde słowo z wielką ilością jadu. Światło z lampy doskonale oświetlało wściekłą twarz bruneta i rozbawionego szatyna.

– Czyżbyś wziął w obroty pomoc domową? To chyba nie wypada Styles'owi. Chociaż czy ja wiem.

– Zamknij się, bo obiję ci tę twarz – warknął.

– Jaki jesteś straszny. Biedny chłopczyk, który nic nie potrafi w życiu. Do tego zwykła pomoc domowa. Mam nadzieję, że jest chociaż dobra w ł...

Liam nie dokończył swojej wypowiedzi, ponieważ zaciśnięta w pięść dłoń Harry'ego wylądowała tuż pod jego okiem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro