» Rozdział 2
Clara weszła do jednego z mniejszych antykwariatów i rozejrzała się dookoła. Za ladą stał starszy pan, który serdecznie uśmiechał się w jej stronę. Dziewczyna podeszła do niego i przytuliła go. Staruszek cały rozpromieniony objął ją swoimi ramionami i ucałował ją w głowę.
— Jak dobrze cię widzieć. Thomas powiedział mi co się stało — oznajmił.
— Już wszystko jest dobrze — zapewniła, uśmiechając się lekko.
— Co się stało? — zapytał z troską.
— Po prostu miałam... mały wypadek — odpowiedziała, odsuwając się od niego. — Idź odpocząć. Ja cię zastąpię — dodała, widząc jego zmęczoną twarz. Staruszek pokiwał twierdząco głową i udał się na zaplecze, gdzie zawsze ucinał sobie drzemki. Nie chciał się droczyć ze swoją wnuczką, wiedział, że nie odpuści mu.
Clara chwyciła za plakietkę ze swoim imieniem, która leżała pod ladą i przypięła ją sobie do bluzki. Często przychodziła pomagać swojemu dziadkowi w prowadzeniu sklepu. Chciała go jak najbardziej odciążyć, gdyż miał już swoje lata. Już po chwili można było usłyszeć dzwoneczek, który rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Oczy brązowowłosej powędrowały na drzwi wejściowe i uważnie obserwowała, zbliżającego się mężczyznę. Był wysoki i bardzo dobrze zbudowany, a spod czapki z daszkiem wystawały mu blond włosy.
— Dzień Dobry, w czym mogę pomóc? — zapytała, uśmiechając się pogodnie.
— Poszukuję książek z drugiej wojny światowej — oznajmił na wejściu.
— Drugi regał — odparła zielonooka i wskazała drobną dłonią na pobliską szafkę. Mężczyzna przytaknął jej i ruszył we wskazane miejsce.
Clara siedziała na stołku za ladą i rysowała jakieś bazgroły w swoim notesie. Kątem oka spoglądała na blondyna, obserwując czy niczego nie wynosi ze sklepu. W tych czasach złodzieja można było spotkać na każdym kroku, a dziadek zawsze ją na nich uczulał.
Po kilkunastu minutach mężczyzna położył na ladzie wybraną książkę i posłał dziewczynie przyjacielski uśmiech. Brunetka chwyciła w ręce książkę i dokładnie się jej przyjrzała.
— Trzydzieści dolarów — oznajmiła, wracając wzrokiem na niego.
— Nie nudzi się pani ta praca? — zapytał, podając jej należytą kwotę.
— Zleksza jest i może trochę nudno tu, ale przynajmniej dziadek sobie odpocznie — odpowiedziała, wkładając pieniądze do kasy. — Zapraszamy ponownie — dodała, podając mu książkę.
Reszta dnia minęła jej w miarę spokojnie, no może, nie licząc użerania się ze starszą panią, która upierała się w tym, że jest z angielskiej rodziny królewskiej i to jest jej antykwariat. Zielonooka wywiesiła tabliczkę i podeszła do lady zabrać swoje rzeczy.
— Kiedy znowu przyjdziesz? — zapytał z nadzieją staruszek.
— Możliwe, że we wtorek — odparła, zakładając na swoje ramię torbę.
— Uważaj na siebie Claruś — powiedział z szerokim uśmiechem.
— Do zobaczenia dziadku — zawołała, wychodząc.
Narzuciła na swoją głowę kaptur i ruszyła w stronę przystanku metra. Na zewnątrz już powoli się ściemniało, a przez jej głowę przebiegały różne myśli. Siedząc na drewnianej ławce, sięgnęła do swojej torby, a chwilę później trzymała już w ręce starą fotografię. Był na niej jej dziadek, tata i ona. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie o okolicznościach jego powstania i schowała zdjęcie, by nie zmoczyły go krople deszczu, które zaczęły kapać z nieba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro