» Prolog
Białowłosy ciężko dysząc, schował się za ścianą, unikając przy tym pocisku. Chłopak nie powinien się przemęczać, zważywszy na to, że kilka miesięcy temu ledwo co go odratowali. Wychylił lekko głowę i zauważył wysokiego mężczyznę.
— Pośpiesz się Maximoff, chyba że chcesz, aby przypłaciła życiem — oznajmił kpiącym głosem nieznajomy i spojrzał na nieprzytomną dziewczynę.
Pietro przełknął zalegającą w gardle ślinę i na nowo schował się za ścianą. Nie był bohaterem... Nigdy się za niego nie uważał i nie będzie, chociaż inni byli innego zdania. Jednak nie mógł pozwolić, aby ten bandyta skrzywdził bezbronną dziewczynę.
— Ona niczym nie zawiniła — krzyknął białowłosy.
— Jesteś tego pewien? Przecież nawet jej nie znasz — zauważył mężczyzna.
Chłopak błagał w myślach, aby ktoś z drużyny się tu zjawił. Miał wyprowadzić tylko cywili, a nawet tego nie potrafił zrobić. Naraził życie brunetki... Przymknął na chwilę oczy i próbował się skupić. Jeśli użyje teraz mocy możliwe, że straci życie, ale jeśli tego nie zrobi to, zginie niewinna osoba.
W głowie przewijały mu się słowa doktor Cho... Jest pięćdziesiąt procent szans, że po użyciu mocy, zginiesz... Strach częściowo ogarnął jego ciało. Po chwili jednak otworzył oczy, a w jego mroźno niebieskich oczach było widać ogromne zdeterminowanie... Zebrał wszystkie swoje siły i wystartował.
Czas dookoła niego zwolnił, a on na nowo poczuł wolność. Znowu biegał. Z prędkością światła podniósł z ziemi brązowowłosą i wybiegł z budynku. Zatrzymał się dopiero koło szpitala dwie przecznice dalej. Z trudem udało mu się wyhamować. Oparł dziewczynę o ścianę, a sam przy niej przykucnął.
— Hej — oznajmił, starając się ocucić brązowowłosą. Po kilku chwilach zauważył, jak ta mruży oczy i odetchnął z ulgą. — Zaraz ci pomogą — dodał z trudem, ponieważ jego ciało przeszył okropny ból.
Dziewczyna nie potrafiła się wypowiedzieć. Słowa utknęły jej w gardle, a zielone oczy uważnie wpatrywały się w sylwetkę białowłosego chłopaka. Pietro schował się za stojącym na poboczu samochodem i patrzył, jak sanitariusze zabierają do środka dziewczynę.
Przez chwilę poczuł się jak bohater, ale zaraz po tym odgonił od siebie to uczucie. Nie był bohaterem. Podniósł się z trudem na równe nogi i ruszył powolnym krokiem w stronę Avengers Tower. Bolał go każdy najmniejszy centymetr ciała, a każdy krok sprawiał mu ból...
▼▼▼
— Pietro! — usłyszał przerażony głos swojej siostry, gdy tylko przekroczył próg salonu. Sam nie sądził, że będzie w stanie przyjść do wieży. Rozejrzał się po zmęczonych twarzach reszty drużyny... Udało im się powstrzymać złoczyńcę.
— Nic... mi nie jest — oznajmił słabo, a chwilę później osunął się po framudze drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro