1.2
Melodyjne ćwierkanie odbijało się echem w zakamarkach mojego zmęczonego umysłu. Ostrożnie uchyliłam powieki, by po chwili znów je zamknąć pod wpływem ostrego porannego światła. Odczekawszy chwilę, postanowiłam znów skonfrontować się ze złośliwymi promieniami słonecznymi. Gdy już całkowicie oswoiłam się z panującymi dookoła mnie warunkami, przeniosłam swój wzrok na stworzenie, które w dość bezczelny sposób wytrąciło mnie ze snu. Na lusterku samochodowym siedział maleńki ptak, który z ogromnym zaciekawieniem wpatrywał się we mnie. Uchyliłam szybę w celu odstraszenia zwierzaka, gdy ten zaświergotał radośnie. Nie będąc w nastroju, wystawiłam dłoń przez okno i z impetem machnęłam nią przed dziobem ptaka. Ten wydawał się w ogóle nie przejmować tym, że ktoś właśnie usiłuje go odstraszyć. Wzrastała we mnie chęć wyładowania wszystkich negatywnych emocji właśnie na tym malcu.
- Radzę ci się stąd ulotnić. - Zwróciłam się do zwierzaka zupełnie tak, jakby miał on w ogóle rozumieć to, co do niego mówię.
Ptak wdzięcznie wyprężył skrzydełka, po czym przeniósł się na maskę samochodu. Ignorując moje pojękiwania, zaczął wyskubywać robaki znajdujące się za wycieraczkami. Zamknęłam z powrotem okno, rozmasowałam obolały kark i wysiadłam z samochodu.
- Ostrzegałam... - Znów odezwałam się do ptaka.
Zacisnęłam nerwowo pięści i zbliżyłam się do zwierzaka. Ten momentalnie poderwał się do lotu. Wodziłam za nim wzrokiem, aż ten usiadł na gałęzi jednego z drzew znajdujących się przy domu Dereka. Ciesząc się, że wreszcie uwolniłam się od męczącego potwora, chciałam wrócić do samochodu, kiedy w ostatniej chwili jeszcze raz przeniosłam swój wzrok na drzewo, a raczej na to, co znajdowało się pod nim. Świeżo przekopana ziemia. Przełknęłam głośno ślinę i niepewnym krokiem ruszyłam w tamto miejsce. Im byłam bliżej, tym wszystko stawało się bardziej jasne. W końcu dotarła do mnie przykra prawda. Przykucnęłam ostrożnie przy grobie przyjaciółki. Wszystko dookoła momentalnie ucichło. Nawet wkurzający ptak, który zeskoczył na niżej znajdujące się gałęzie, zaprzestał irytować mnie swoim świergotem. Trwałam w głębokiej zadumie jakiś czas, gdy poczułam za sobą obecność Dereka.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś?
- Nie potrzebowałem pomocy. - Chłopak odparł oschle.
Hale podniósł z ziemi łopatę i udał się do swojego domu, a raczej tego, co z niego zostało. Jeszcze raz skierowałam swój wzrok na miejsce, gdzie została pochowana moja przyjaciółka. Starłam dłonią łzy i zacisnęłam zęby. Bez słowa udałam się za Derekiem. Przekraczając próg zniszczonego domu, poczułam jeszcze większy smutek. Derek usiadł na drewnianym krześle, stojące w kącie i ślepo wpatrywał się w podłogę.
- Musimy znaleźć zabójcę Laury. - Zwróciłam się do chłopaka.
- Zrobimy to. - Odparł beznamiętnie.
- Świetnie! Więc od czego zaczniemy? Zajęłam miejsce na starej kanapie i z uwagą wpatrywałam się w Dereka.
- Ktoś, kto to zrobił, chciał jej moc. Musiał mieć też wszystko bardzo dobrze przemyślane. Laura należy... eh należała do tych osób, które były niezwykle czuje. Mimo to morderca podstępnie zwabił ją do siebie...
- Zapewne nie zostawił żadnych śladów.
- Nie. Kilkakrotnie sprawdzałem miejsce, w którym ją znaleźliśmy. Żadnych śladów.
- Rozgryziemy to.
Derek zmierzył mnie badawczo wzrokiem. W tym samym momencie mój żołądek dał o sobie znać, dając mi jasno do zrozumienia, żebym w końcu go napełniła.
- Najpierw coś zjemy. - Derek wstał z krzesła i ruszył do wyjścia.
Odruchowo wstałam z kanapy i chwyciłam go za nadgarstek. Derek powędrował wzrokiem najpierw na moją dłoń, a później dopiero na oczy.
- Zabójstwo Laury nie może czekać! Każda chwila zwłoki oddala nas od tego potwora...
- A ty nie możesz paść mi z głodu.
Derek wyswobodził się z mojego uścisku i ruszył do samochodu. Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym wyszłam z mieszkania. Jeszcze raz spojrzałam na grób Laury. Ptak, który mnie obudził, przepadł gdzieś w tłumie kołyszących się liści na wietrze. O jego obecności świadczył jedynie wesoły świergot, który nie był już dla mnie tak irytujący, jak na samym początku naszej znajomości.
- Dalej nie mogę w to uwierzyć. - Odezwałam się smutno do towarzysza, kiedy zajęłam miejsce pasażera.
- Ja również.
Całą drogę spędziliśmy w totalnej ciszy. Po niecałych dwudziestu minutach Derek zaparkował samochód przed niewielką, kolorową kawiarnią. Przez okna budynku było widać, iż mimo wczesnej godziny miejsce to tętniło życiem. Gdy przekroczyliśmy próg kawiarni, mój zmysł węchu został zbombardowany wyśmienitymi zapachami. Mój żołądek w tym momencie wołał o pomstę do nieba. To miejsce całkowicie różniło się od tych, w których zazwyczaj przesiadywałam. Przede wszystkim panowała tu przyjemna atmosfera. Przy stolikach siedzieli normalni ludzie, a nie bandy opryskliwych pijaków. Na ścianach wisiały zdjęcia przedstawiające urokliwe uliczki Beacon Hills, a w telewizorze zawieszonym na jednej ze ścian leciała telewizja śniadaniowa. Przy niewielkiej ladzie stała kobieta, która mogła mieć tak na oko z ponad czterdzieści lat. Derek stał przez chwilę w wejściu i badawczo rozglądał się po pomieszczeniu. Kiedy jego wzrok skonfrontował się z ciekawskim spojrzeniem kobiety zza lady, ten pognał szybko do stolika znajdującego się na samym końcu pomieszczenia.
- Polecisz mi coś? - Zagadałam do towarzysza, który przyjął zgarbioną postawę i wyglądał przez okno.
- Mają tutaj bardzo dobrą jajecznicę. - Rzucił od niechcenia.
Przy naszym stoliku zmaterializowała się uśmiechnięta od ucha do ucha wspomniana wcześniej kobieta. Nie odrywała ona wzroku od Dereka. Słyszałam szybkie bicie jej serca.
- Derek! Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę! - Kobieta zwróciła się do mojego towarzysza.
Derek wydawał się nieco zawstydzony. Oderwał w końcu wzrok od okna, mijając przy tym moje pytające spojrzenie i posłał jej wymuszony uśmiech.
- Tak jakoś wyszło. - Odparł krótko.
Kobieta przeniosła swój wzrok na mnie.
- No proszę, ale masz piękną dziewczynę! Nazywam się Maggie Wilson.
- My... - Derek chciał coś powiedzieć, ale kobieta nie dała mu skończyć.
- W takim razie żona! - Rozbawiona reakcją Dereka, Maggie wysunęła dłoń w moją stronę.
Derek zaczął się nerwowo jąkać, a ja wstałam z miejsca i przywitałam się z Maggie.
- Phoebe. Jesteśmy przyjaciółmi. - Sprostowałam.
- Tak... tak. Ja już swoje wiem! Wszyscy tak mówią, a potem, zanim się obejrzycie, a będziecie mieć obrączki na palcach.
- Poprosimy dwa razy jajecznicę! - Derek chciał jak najszybciej zbyć kobietę.
Ta nie chciała dać za wygraną i przysiadła się do nas. Zasypywała Dereka niezliczoną ilością pytań, na które Hale nie miał ochoty odpowiadać. Dowiedziałam się, że Maggie przyjaźniła się niegdyś z mamą Dereka. Kiedy przy ladzie zrobiła się dość spora kolejka, niecierpliwych klientów, Maggie niechętnie wstała od naszego stolika i powędrowała do kasy.
- Urocza. - Stwierdziłam.
- Zawsze taka była.
Kiedy w końcu otrzymaliśmy nasze zamówienie, byłam wniebowzięta. Derek miał rację. Nigdy jeszcze w życiu nie jadłam tak dobrej jajecznicy. Derek konsumował swój posiłek w ciszy, a ja co chwilę zachwycałam się jedzeniem. W międzyczasie jeszcze kilka razy Maggie zaszczyciła nas swoją obecnością. Widać było, że kobieta bardzo cieszy się z niespodziewanego spotkania z Derekiem. Hale w końcu postanowił się nieco rozluźnić. Nie traktował już kobiety z rezerwą. Po skończonym posiłku pożegnaliśmy się z Maggie, która nie chciała wypuścić mnie ze swojego uścisku.
- Musisz częściej do mnie wpadać!
Kiedy przyszła pora na uścisk z Derekiem, drobna kobieta niemal zniknęła w niedźwiedzim uścisku chłopaka.
- Boże... kiedy ty tak wyrosłeś!
- To przez twoją jajecznicę. - Derek delikatnie uśmiechnął się do kobiety.
- Też mi się tak zdaje.
Gdy wróciliśmy do domu Dereka w powietrzu unosił się dziwny zapach. Hale wysiadł z samochodu i nerwowo zaczął rozglądać się w koło.
- Czujesz to? - Zapytał.
- Wilkołak i człowiek... - Wyszeptałam pod nosem.
Derek napiął swoje wszystkie mięśnie i zacisnął dłonie w pięści. Bez zbędnego gadania udaliśmy się za zapachem do jego źródła. W końcu naszym oczom ukazała się dwójka nastolatków. Staliśmy w pewnej odległości od nich tak, żeby nas nie zauważyli. Derek nie zmieniał swojego bojowego nastawienia.
- Spokojnie... to tylko dzieci...
- Nigdy nic nie wiadomo. - Hale rzucił przez zęby.
- Mógłbym przysiąść, że to było tutaj. Zobaczyłem ciało i jelenie zaczęły biec... Zgubiłem swój inhalator. - Jeden z chłopaków, który był wilkołakiem, błądził dłońmi w stercie liści.
Jego kolega wydawał się bardziej zainteresowany ciałem.
- Może zabójca ją przeniósł?
- Jeśli tak to mam nadzieję, że zostawił mój inhalator. To kosztuje jakieś 80 dolców.
Derek rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie, po czym wyłonił się z ukrycia. Pewnym siebie krokiem podszedł do nastolatków z dłońmi ukrytymi w kieszeniach skórzanej kurtki. Skrzyżowałam ręce na piersi i dołączyłam do towarzysza, badawczo przyglądając się nastoletniemu wilkołakowi. Dziwne, że nie wyczuł on wcześniej naszej obecności. Chłopak, który był człowiekiem, obrócił się w naszą stronę przez ramię. Usłyszałam niespokojne bicie jego serca. Drżącym głosem zawołał swojego kolegę. Ten podniósł się gwałtownie z ziemi.
- Czego tu szukacie? - Derek zapytał oschle.
Chłopcy milczeli.
- To teren prywatny. - Hale zbliżył się nieco do dzieciaków.
- Przepraszamy, nie wiedzieliśmy. - Wyjąkał jeden z chłopaków.
- Szukaliśmy czegoś, ale... zapomnij. - Odezwał się drugi dzieciak.
Derek wyciągnął coś z kieszeni. Był to inhalator. Rzucił go w stronę chłopaka, który wcześniej grzebał rękami w liściach. Chłopcy spojrzeli po sobie, a Hale odwrócił się na pięcie i bez słowa zawrócił w stronę domu. Przez chwilkę wpatrywałam się w chłopaków.
- Ma trudny charakter. - Usprawiedliwiałam dziwne zachowanie towarzysza i podbiegłam do Dereka.
- Jeden z nich jest wilkołakiem, a ty tak po prostu ich zostawiasz?
- Wiem, ale z pewnością ten... nie jest alfą. To nie on odebrał jej moc. Dziwne, że tego nie zauważyłaś.
- Ale ten, kto to zrobił, mógł go przemienić.
Derek spojrzał na mnie.
- Będziemy mieć go na oku. Ten dzieciak jest w tym nowicjuszem. Nawet nie wie, że nie potrzebuje już inhalatora.
- Szukał ciała Laury. Musiał być wczoraj w lesie.
- Zapewne tak.
- Co jak co, ale nie czułam wtedy obecności innego wilkołaka.
- Ja też. Dlatego będziemy mieć go na oku.
Postanowiliśmy śledzić nastolatków. Dowiedzieliśmy się, że jeden z nich nazywa się Stiles, a drugi Scott. To właśnie Scott jest wilkołakiem. Znudzona siedziałam w aucie i znowu bawiłam się radiem. Derek uważnie śledził drogę jednego z chłopaków. Oczywiście tego, który nas interesował. Chłopak zaprowadził nas na jakąś imprezę. Derek zaparkował samochód niedaleko domu, w którym miała miejsce zabawa. Od razu odżyłam.
- Jak ja dawno nie byłam na imprezie. - Przez chwilę się rozmarzyłam.
- Nie jesteśmy tu dla zabawy. - Derek wysyczał przez zęby.
Przewróciłam oczami i wysiadłam z samochodu.
- Co ty wyprawiasz? - Derek szybko znalazł się przy mnie.
- Ty sobie obserwuj Scotta na odległość, a ja wmieszam się w tłum pijanych nastolatków.
Derek ciężko westchnął. Zręcznie go ominęłam i dołączyłam do imprezowiczów. Dom, w którym trwała zabawa należał raczej do majętnej osoby. Świadczył o tym rozmiar samej posiadłości. Wszędzie kręciło się pełno pijanych nastolatków. Bez wzbudzania niczyich podejrzeń wślizgnęłam się między nich. Kątem oka widziałam Scotta, który bawił się chyba ze swoją dziewczyną. Postanowiłam nie stać jak kołek. Ukradłam jakiemuś chłopakowi czerwony kubeczek, w którym znajdował się alkohol i zaczęłam tańczyć, nie spuszczając przy tym dzieciaka z oczu. Pomimo tego, że nie mogłam wprawić się w stan upojenia alkoholowego, co chwilę dolewałam sobie trunku do kubeczka.
- Spoczywaj w pokoju. - Wyszeptałam sama do siebie, wspominając zmarłą przyjaciółkę.
W jednej chwili zmaterializowała się przy mnie niska, rudowłosa dziewczyna.
- Nie pamiętam, żebym cię tu zapraszała. - Zlustrowała mnie badawczo wzrokiem.
Nim zdążyłam wymyślić jakąś dobrą wymówkę, rudowłosa ponownie się odezwała.
- Niezły masz styl. Wiesz co... w sumie nie znam cię, ale myślę, że możemy się zaprzyjaźnić.
Mimo wszelakich prób zbycia dziewczyny musiałam spędzić z nią trochę czasu. W pewnym momencie nawet przestała mnie ona jakoś bardzo irytować. W końcu między nastolatkami pojawił się Derek. Pod pretekstem udania się do toalety, zbyłam rudowłosą, która nazywała się Lydia i zręcznie zniknęłam w tłumie bawiących się dzieciaków. W końcu udało mi się dotrzeć do Dereka.
- Zatańczysz? - Zagadałam do niego.
- Jesteśmy tu w konkretnym celu. Zapomniałaś?
- Wiem po, co tu jesteśmy, ale staram się nie wzbudzać podejrzeń. Ty natomiast stojąc tak na uboczu wyglądasz, jak seryjny morderca.
- Derek rzucił w moją stronę gniewne spojrzenie.
- Nie boję się ciebie.
- A powinnaś...
Derek przeniósł swój wzrok na Scotta. Chłopak jak na zawołanie odwrócił się w naszym kierunku. Po chwili jednak jego wzrok powędrował do góry. No tak... dzisiaj jest pełnia. Ojciec nauczył mnie kontrolować się podczas pełni, dlatego nie odczuwałam jej oddziaływania. Na myśl o rodzinie po moim ciele przebiegły ciarki. Gdy wróciłam wzrokiem w stronę chłopaka. Okazało się, że Scott zdążył się już gdzieś ulotnić, tak samo z resztą, jak Derek. Zdezorientowana rozejrzałam się w koło, kiedy Lydia porwała mnie do tańca. Udało mi się w tłumie zlokalizować Scotta. Sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli. Ze względu na pełnie, chłopak zaczął się dziwnie zachowywać. Kiedy chciałam do niego podejść, ten momentalnie spanikował na mój widok i ruszył do ucieczki. Jego dziewczyna pobiegła za nim. Świetnie... musiałam coś zrobić. Pobiegłam oczywiście za nimi. Scott pośpiesznie wsiadł do auta i odjechał, pozostawiając zaskoczoną dziewczynę na ulicy. Nie wiadomo skąd pojawił się przy niej Derek. Podając się za przyjaciela Scotta, zaproponował, że odwiezie ją do domu. Zaraz... a ja? Derek posłał mi łobuzerski uśmieszek i ominął mnie tak, jakby mnie nie znał.
- Pożałujesz... - Wyszeptałam, tak by tylko on mnie słyszał.
Wróciłam na imprezę, żeby poprosić rudowłosą o numer taksówki. Oczywiście poprosiłam kierowcę, by ten podwiózł mnie pod fałszywe mieszkanie, które znajdowało się najbliżej lasu. Resztę drogi pokonałam już pieszo. Gdy dotarłam pod dom Dereka, poczułam w powietrzu unoszący się zapach Dereka i tej dziewczyny... Od razu ruszyłam w ich kierunku. Po pewnym czasie natrafiłam na kurtkę dziewczyny Scotta, która wisiała na jednym z drzew.
- No, no Derek czyżbyś zaszalał? - Odezwałam się sama do siebie, podchodząc bliżej do kurtki.
- A co zazdrosna jesteś? - Derek zakradł się do mnie od tyłu, wykorzystując przy tym moją chwilową nieuwagę. Odwróciłam się do niego na pięcie.
- Chciałbyś. - Rzuciłam krótko.
- Ta kurtka jest wabikiem na Scotta.
- Co zrobiłeś z dziewczyną?
- Ma na imię Allison.
- Mniejsza... co z nią zrobiłeś?
- Zawiozłem ją do domu.
- Miło z twojej strony. Szkoda, że ja musiałam tułać się taksówką.
- Marudzisz...
Pokiwałam poirytowana głową. Nie musieliśmy długo czekać na Scotta. Chłopak po niespełna dziesięciu minutach zaszczycił nas swoją obecnością.
- Gdzie ona jest? - Dzieciak pod wpływem gniewu przemienił się w wilkołaka.
- Jest bezpieczna. - Usiłowałam go nieco uspokoić.
Chłopak spiorunował mnie wściekłym spojrzeniem, po czym rzucił się na Dereka. Nim zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, Hale przygwoździł Scotta do drzewa.
- Co jej zrobiłeś?! - Scott interesował się jedynie losem Allison.
Derek zignorował dzieciaka. Nie puszczając dzieciaka z silnego uścisku, rozejrzał się dookoła. Zrobiłam to samo, wytężając przy tym wszystkie swoje zmysły.
- Łowcy! - Krzyknęłam do Dereka.
- Uciekaj! - Hale puścił Scotta. Dzieciak wydawał się zdezorientowany. Znów chciał zaatakować Dereka, kiedy nagle nastolatek oberwał strzałą w ramię. Słyszałam, jak ktoś znów naciąga łuk. Rzuciłam się w stronę chłopaka. Wyrwałam strzałę z jego ramienia i zepchnęłam go na ziemię. Nie zdążyłam się odsunąć. Następna strzała wbiła się w mój brzuch. Syknęłam z bólu i upadłam obok Scotta. Naprzeciwko nas stanęło trzech mężczyzn.
- Brać ich! - Wykrzyczał jeden z nich.
Derek zaatakował łowców i dał nam czas na ucieczkę. Pozbyłam się strzały i mimo ogromnego bólu, pociągnęłam Scotta za sobą. Biegliśmy ślepo przez las. W końcu dołączył do nas również Derek. Scott upadł na ziemię. Ja oparłam się o drzewo i spojrzałam na zakrwawioną koszulkę. Hale podszedł do mnie i z przejęciem sprawdził mój stan.
- Spokojnie. To tylko draśnięcie.
Hale pokiwał twierdząco głową i odwrócił się do przerażonego chłopaka.
- Kto to był? - Scott powrócił już do swojej ludzkiej postaci.
- Łowcy. Polują na nas od wieków. - Derek udzielił mu mało satysfakcjonującej odpowiedzi.
- Nas? Masz na myśli ciebie! Ty mi to zrobiłeś!
- Nie przemieniłem cię.
- W takim razie ona! - Scott wskazał na mnie palcem.
- Pudło. Główkuj dalej. - Zaśmiałam się pod nosem na myśl, że mogłabym kogoś przemienić.
- To naprawdę jest takie złe Scott? Jesteś silniejszy! Dostałeś coś, za co ludzie mogliby zabić. - Derek kucnął przy dzieciaku.
- Nie chcę tego!
- Nie ma już odwrotu. - Usiadłam na ziemi, opierając się o drzewo.
- Potrzebujesz nas, jeśli chcesz nauczyć się kontroli. - Hale nie spuszczał wzroku ze Scotta.
Chłopak ciężko oddychał. Upewniliśmy się z Derekiem, że łowcy nas już nie ścigają i pozwoliliśmy mu wrócić do domu. Rana na moim brzuchu powoli się zasklepiała. Kolejny plus bycia wilkołakiem.
- Ten, kto zabił Laurę, przemienił też tego szczeniaka. - Odezwał się Derek po chwili milczenia.
- Musimy go teraz pilnować. Jeżeli straci kontrolę przy ludziach, wszyscy dowiedzą się o naszym istnieniu. - Westchnęłam.
- Będziesz idealną niańką.
- Słucham? Nie ma nawet takiej opcji. - Spojrzałam na Dereka gniewnie.
- Rzuciłaś się mu na pomoc. Idealnie nadajesz się do tego.
- Nawet nie zaczynaj Hale! Chcę odnaleźć zabójcę Laury. Nie mam czasu na pilnowanie tego szczeniaka!
- Wydaje mi się, że Scott jest kluczem do odnalezienia mordercy Laury. W końcu ktoś go przemienił.
- Dlaczego ty nie możesz bawić się w jego niańkę?
- Pomyśl przez chwilę. Czy nadaję się do opieki nad kimkolwiek?
- Raczej nie.
- Widzisz. Postanowione!
- Ale...
- Phoebe koniec tematu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro