Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.18

W momencie, kiedy Derek wszedł do motelowego holu, poczułam ogromną ulgę. Recepcjonista nurkował pod biurkiem w poszukiwaniu długopisu. Skąd to wiem? Mężczyzna rzucał na lewo i prawo obelgi adresowane właśnie do tego przedmiotu. Hale bezszelestnie wdrapał się na piętro i ostrożnie postawił mnie na ziemi. Półprzytomna, obolała, ale szczęśliwa usiłowałam utrzymać równowagę, kiedy Derek otwierał drzwi do naszego pokoju. Gdy tylko otworzył je z hukiem, z powrotem wziął mnie w ramiona i wprowadził do pokoju. Na jego twarzy pojawiło się ogromne zdziwienie, kiedy dostrzegł, że nasze łóżka w dalszym ciągu są złączone i w dodatku w pomieszczeniu panuje istny chaos. W końcu jednak otrząsnął się i posadził mnie na krześle. Ścisnęłam go mocno za rękę. Hale ukląkł przede mną i złożył na moich dłoniach delikatny pocałunek, intensywnie wpatrując się w moje oczy. Byłam trochę przejęta swoim stanem. Zapewne wyglądam teraz okropnie. Czuję, jak włosy przykleiły mi się do spoconego, zakrwawionego czoła. Derek wstał na równe nogi, otworzył drzwi do łazienki, i wniósł mnie pod prysznic. Oparłam się o chłodne kafelki. Hale przygotował dla mnie rzeczy na przebranie, a następnie chciał opuścić łazienkę, ale w ostatniej chwili złapałam go za nadgarstek. Bałam się. Jedyne czego teraz pragnęłam to jego bliskości.
- Zostań. - Wyszeptałam.
Dereka nie trzeba było długo namawiać, wrócił się jedynie do pokoju po ubrania dla siebie, a następnie wszedł z powrotem do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Myślałam, że dam radę samodzielnie pozbyć się swoich ubrań, lecz starcie ze Scottem nieźle dało mi w kość. Derek zdjął buty, a następnie wszedł do kabiny prysznicowej i pomógł mi ściągnąć bluzkę, która nadawała się już jedynie do wyrzucenia. Oparłam się o Dereka i ostrożnie zsunęłam z siebie spodnie. Cholera... będę musiała wybrać się na zakupy... Gdy byłam już w samej bieliźnie, spojrzałam na twarz Dereka. Malowała się na niej troska. Hale bez słowa wpatrywał się w moje oczy. Mogłam utonąć w jego zielonych tęczówkach. Przygryzłam dolną wargę i tym samym sprowokowałam Dereka, by ten złączył nasze usta w pocałunku. Hale ostrożnie objął mnie w pasie, uważając, by nie wyrządzić mi uściskiem żadnej krzywdy. Znów przywarłam do chłodnych kafelek plecami. W mgnieniu oka Hale zdjął z siebie koszulkę i spodnie. Następnie odkręcił ciepłą wodę, która obmyła nasze ciała z wszelakiego brudu. Przynajmniej moje ciało, ponieważ to ja byłam niemal cała ubrudzona krwią. Nie tylko moją... również McCalla. Derek oderwał się od moich ust i zatopił swoje dłonie w moich włosach, uważając przy tym na ranę, która powstała na skutek uderzenia kamieniem. Nie wiedziałam nawet, że Hale potrafi być tak delikatny. Gdy chłopak umył mi włosy, przeniósł swoje dłonie w okolice mojej szyi. Na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie. Delikatnie musnął palcami ślady po pazurach McCalla, a następnie ostrożnie zmył pozostałości krwi z reszty mojego ciała. Jego dotyk był taki przyjemny... chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Wkrótce pozbyliśmy się również bielizny. Ciepła woda w dalszym ciągu spływała po naszych nagich ciałach. Wtuliłam się Dereka i zaczęłam szlochać w jego klatę. Chłopak ucałował mnie w czoło, po czym zakręcił wodę i sięgnął po ręczniki. Hale pomógł mi ubrać się w koszulę nocną. Wytarłam porządnie włosy ręcznikiem, po czym Derek wziął mnie znów na ręce i zaprowadził do łóżka. Dzisiejszy dzień nieźle dał mi w kość. Byłam ogromnie zmęczona. Wtuliłam się w Dereka, który chwilę później znalazł się przy mnie.
- Proszę... nie zostawiaj mnie już. - Wyjąkałam.
- Nie zostawię. - Derek ucałował mnie w czoło.
Biło od niego niesamowite ciepło. Kurczowo chwyciłam chłopaka za rękę.
- Phoebe... muszę cię o to spytać. Ta sprawa nie daje mi spokoju. - Odezwał się Hale.
- Tak?
- Dlaczego chciałaś, żeby McCall... cię zabił?- Ostatnie słowa z trudem wydostały się z jego ust.
- Straciłam rodzinę... Laurę i ciebie... Zasłużyłam sobie na śmierc, po tym wszystkim, co kiedyś zrobiłam...- Zaczęłam szlochać.
Hale nie ciągnął dalej tematu. Po prostu pocałował mnie namiętnie, po czym przykrył nas szczelnie kołdrą. Z pewnością to, co przed chwilą usłyszał, nie usatysfakcjonowało go. Kiedy Laura zapoznała nas ze sobą, byłam osobą, która odznaczała się ogromną wolą walki. Nigdy nie błagałaby o śmierć... wręcz przeciwnie. Dołożyłaby wszelkich starań, by kurczowo trzymać się życia... a teraz... Zachowałam się jak tchórz.

Rankiem obudziłam się w szczelnym uścisku Dereka. Chłopak smacznie sobie pochrapywał, a ja nie mogłam przestać wpatrywać się w jego twarz. Po krótkim czasie, Hale musiał zorientować się, że wręcz się na niego gapię, ponieważ otworzył niespodziewanie oczy i wpił się w moje usta. Był to pocałunek pełen pożądania. Hale jednak wkrótce się ode mnie oderwał, co niezbyt mi się spodobało...
- Będziemy musieli się stąd dzisiaj wynieść.
- Musiałeś zepsuć tak wspaniałą chwilę? - Zapytałam poirytowana.
- Ja tylko...
Chłopak nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ wdrapałam się na niego i z powrotem go pocałowałam. Nasze języki toczyły ze sobą walkę o dominację.
- To poważna sprawa. Mam na głowie łowców i policję. W każdej chwili mogą nas wytropić. - Derek wyszeptał w moje usta.
Zeszłam z Dereka i ruszyłam do łazienki.
- Ślicznotko... nie obrażaj się! - Krzyknął za mną Hale.
- Niby jak mogłabym się na ciebie obrazić, szczególnie teraz, gdy cię odzyskałam.
Derek podniósł się z łóżka, a następnie podszedł do swojej torby.
- Gdzie się teraz zaszyjemy? - Zawołałam z łazienki.
- Nie mam pojęcia... musimy być w ciągłym ruchu... znaczy ja. Policja nie wie o tobie.
- Jeżeli sugerujesz, że mam cię zostawić z tym problemem to sobie lepiej daruj... - Warknęłam, wychodząc z łazienki.
- To w sumie wina Scotta... myślisz, że gdybym złożył mu wizytę i...
- Może lepiej zostawmy go w spokoju. Dwa dni z rzędu walczyłam z nim.
- Dwa?
- Byłam zła i zrozpaczona... chciałam dać mu nauczkę za to, że zwalił wszystko na ciebie, ale straciłam nad sobą panowanie...
Derek był zaskoczony.
- Prawie go zabiłam... gniew całkowicie przejął nade mną kontrolę. - Usiadłam na skraju łóżka i ukryłam twarz w dłonie.
Hale momentalnie znalazł się przy mnie i po prostu mnie przytulił.
- Co zrobimy teraz? Łowcy i policja nie dadzą ci żyć, a Alfa wciąż jest na wolności i w dalszym ciągu nie wiemy, kim on jest. - Postanowiłam zmienić szybko temat.
- Wytropię go... nie zważając no utrudnienia.
- Ostatnim razem prawie cię zabił.
- Teraz będę ostrożniejszy.
- Obiecujesz?
Derek delikatnie musnął moje wargi.
- Obiecuję.

- Cholera Phoebe zwolnij! - Krzyknął przestraszony Scott.
- Nie rób tego! Ona nas dogania! Jedź szybciej! - Stiles pacnął McCalla w tył głowy.
- Nie musisz mi dwa razy powtarzać! - Krzyknęłam rozbawiona.
Tak wreszcie mogłam prowadzić samochód Dereka. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach... Derek postanowił wytropić Alfę, ale oczywiście po piętach depcze mu policja i łowcy, dlatego musiałam wkroczyć ja! No i Scott... no i też Stiles... Co prawda Hale podkreślił, że to Scott ma prowadzić, jego samochód, ale przecież co to za różnica? Jestem świetnym kierowcą.
- Uważaj! - W samochodzie rozległ się krzyk Scotta.
- Boże McCall wyluzuj... zachowujesz się jak stary dziadek. - Jęknęłam.
- Po prostu chcę przeżyć!
- Jestem świetnym kierowcą.
- To nie jest Formuła 1!
- Czy ty jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Jakbyś nie zauważył to suka Kate nas ściga!
Przepraszam, że nie zatrzymuję się na czerwonym i przekraczam prędkość. - Warknęłam.
- Phoebe... właśnie uświadomiłem sobie, że siedzę na twoim staniku... Możesz mi to jakoś wyjaśnić? - Zapytał Stiles.
- Musieliśmy z Derekiem wynieść się z motelu i aktualnie mieszkamy w samochodzie. Ten stanik... był w mojej torbie. Widziałam w lusterku, jak go z niej wyjmujesz.
- Kurde... wydało się... - Zaśmiał się chłopak.
- Wy tak na poważnie? Ludzie! Właśnie ściga nas łowca, a wy gadacie o staniku!? - Scott w dalszym ciągu jęczał.
- Matko... Stiles ucisz go!
- Mogę stanikiem?
- Nie!
- Okej... poszukam czegoś innego.
- Nie grzeb mi w torbie!
- Odwróciłam się do chłopaka, siedzącego z tyłu.
- Patrz na drogę! - Scott klepnął mnie w ramię.
- Zaraz cię stąd wyrzucę...
- Do wszystkich jednostek, podejrzany kieruje się do huty żelaza. - Rozległ się głos z krótkofalówki policyjnej Stilesa.
- Musimy ją zgubić.
- Zaraz to załatwię!
Zrobiłam ostry zakręt w dość ciasną uliczkę.
- Umrzemy!
- Zamknij się Scott! - Krzyknęłam.
Po jakimś czasie udało mi się zgubić Kate. Z piskiem opon wjechałam na teren huty żela i zatrzymałam się przed Derekiem, który był pod ostrzałem. Chris Argent celował do niego ze swojej broni. Stiles otworzył drzwi obok siebie.
- Wsiadaj!
Hale w mgnieniu oka wskoczył do samochodu i z hukiem zamknął za sobą drzwi. Czym prędzej wdepnęłam gaz do dechy i uciekłam spod ostrzału Argenta.
- Phoebe! Dlaczego do cholery prowadzisz mój samochód?! - Warknął Derek.
- Ciebie też miło widzieć.
- Nie unikaj tematu!
- No wy chyba sobie żartujecie! Czy kogoś w ogóle interesuje to, że nasza sytuacja nie wygląda najlepiej? - Po raz kolejny odezwał się Scott.
- Scott... jak Boga kocham...
- Miałeś się nie wychylać!. - Scott warknął na Dereka.
- Miałem go na widelcu!
- Alfę? - Wtrącił się Stiles.
- Tak! Stał przede mną.
- Cholera! Miałeś być ostrożny! - Odwróciłam się do Dereka.
- Kurde Phoebe patrz na drogę!
- Przepraszam...
- Byłem. Nagle pojawiła się policja.
- Wykonują swoją pracę. - Jęknął Stiles.
Nic dziwnego, że bronił policjantów. W końcu jego ojciec jest jednym z nich.
- Tak. Tylko dlatego, że ktoś zrobił ze mnie mordercę. - Derek rzucił swoje sławne mordercze spojrzenie na chłopaka.
- Możesz już odpuścić? Dostałem za swoje... - Scott spojrzał ukradkiem na mnie.
- Jak go znalazłeś? - Zapytałam Dereka, ignorując McCalla.
- Pamiętasz, jak Laura przed zniknięciem dziwnie się zachowywała?
- Tak.
- Kiedy ostatnio z nią rozmawiałem była o krok od rozwiązania czegoś...
- Co? Dlaczego nic o tym nie wiedziałam? To miał być podobno zwykły wyjazd do rodzinnego miasta... tak przynajmniej twierdziła Laura.
- Nie chciała, żebyś wiedziała...
- Po prostu świetnie... - Warknęłam.
- Do rzeczy! - Krzyknął Scott.
Derek głośno warknął.
- Dowiedziała się dwóch rzeczy. Nazwisko Harris.
- Calvin Harris? - Zapytałam kpiąco.
- Nasz nauczyciel? Od chemii? Znaczy nie Calvin... ale Harris! - Wtrącił się Stiles.
- Czemu on? - Zapytał Scott.
- Jeszcze nie wiem.
- A ta druga rzecz?
- Jakiś symbol.
Hale wyciągnął z kieszeni kawałek kartki z narysowanym symbolem. Scott od razu go rozpoznał.
- Widziałem go na naszyjniku Allison.
- Wszystkie drogi prowadzą do Allison...
- To nie tak brzmiało... - Scott odwrócił się w moją stronę.
- To był sarkazm! - Odezwał się Stiles.
- Musisz go zdobyć. - Derek zwrócił się do Scotta.
- Niby jak?
- Nie wiem. Wymyśl coś.
Odwiozłam chłopaków pod dom Stilesa.
- To było niesamowite! - Krzyknął podekscytowany Stiles.
- Zwariowałeś? To było okropne. - Jęknął Scott.
- McCall czyżbyś krytykował moje prowadzenie samochodu? - Warknęłam w stronę chłopaka.
- Nie... nie... nie! Nie śmiałbym. - Chłopak spanikował.
- Słusznie.
- Scott musisz, jak najszybciej zdobyć naszyjnik Allison. - Derek wysiadł z samochodu.
- Postaram się.
- Postaraj się w miarę szybko!
- Ok!
Hale podszedł do drzwi od strony kierowcy i zapukał w szybę.
- Wysiadaj. - Rzucił w moją stronę.
- Co? Dlaczego?
- Pierwszy i ostatni raz prowadziłaś mój samochód.
- Ale...
- Phoebe...
- Dupek. - Wycedziłam, wysiadając z auta i zajęłam miejsce od strony pasażera.
- Jak stare małżeństwo... - Skomentował nasze zachowanie Stiles.
- Ty tu jeszcze stoisz? - Zapytał poirytowany Derek.
- Co? Nie! Znaczy tak! Już... mnie nie ma.
Hale pokiwał głową i wsiadł do samochodu. Od razu zwrócił uwagę na moją obrażoną minę.
- Daj spokój...
- Przecież jestem dobrym kierowcą... nawet nie wiesz, jak świetnie poradziłam sobie z Kate.
- Wieżę ci, ale są dwie rzeczy, na których mi bardzo zależy.
- Łał... jedna z nich to samochód... ciekawa czym jest druga... czekaj! Wiem! Twoja skórzana kurtka!
Derek zaśmiał się, odpalając samochód.
- Nie. Miałem na myśli ciebie.
- Co? - Odwróciłam się do chłopaka.
- Chociaż kurtkę też lubię...
- Derek Hale właśnie przyznał, że zależy mu na kimś... i tym kimś jestem ja! Co za zaszczyt. - Klasnęłam w dłonie.
- Jesteś niemożliwa.

Następnego dnia udaliśmy się z Derekiem do mieszkania Stilesa. Po co? Nie wiem. Derek się uparł, ponieważ ze Scottem nie mógł się skontaktować, a spacerowanie pod szkołą, gdy Hale jest poszukiwany, nie było zbyt dobrym pomysłem. Ułożyłam się wygodnie na łóżku chłopaka. Nocowanie w samochodzie nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy...
- Phoebe schowaj się. Nie wiadomo czy do pokoju nie wejdzie jego ojciec.
- To ty jesteś poszukiwany przez policję. Ja mogę być na przykład... dziewczyną Stilinskiego.
Mrugnęłam do Dereka.
Chłopak pokręcił głową. Nagle do pomieszczenia wszedł Stiles. Jak gdyby nigdy nic rzucił plecak w kąt i usiadł przy biurku. Nie zauważył ani Deraka, ani mnie. Nagle z korytarza wydobyło się wołanie Pana Stilinskiego.
- Tak?
Stiles odwrócił się w stronę drzwi i w końcu zauważył Dereka, a po chwili również mnie. Chłopak był zaskoczony i przerażony. Najbardziej poszukiwana osoba w całym stanie właśnie znajduje się w jego pokoju... Derek wskazał palcem drzwi z miną mówiącą samą za siebie... chłopak ma nic nie mówić ojcu. W mgnieniu oka zerwałam się z łóżka i ukryłam się z Derekiem za drzwiami. Stiles usiłował spławić ojca, choć no nie oszukujmy się... nie wychodziło mu to za dobrze. Derek co chwilę przewracał oczami z poirytowania, a ja powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem. Tak. Ta sytuacja wydawała mi się zabawna. Derek zasłonił mi dłonią usta w obawie, że się nie opanuję. Przywarłam do niego plecami i czekałam, aż Stilinski w końcu wróci do pokoju. Gdy chłopak tylko spławił ojca, Derek od razu ruszył w jego stronę.
- Spokojnie ogromny... zły... wilczku... ukrywam twój zbiegły tyłek! Mój dom, moje zasady, więc się zachowuj.
- Chłopak ma rację. - Wróciłam na łóżko.
- Czy Scott zdobył naszyjnik? - Derek zapytał poirytowany.
- Jeszcze nie... ale pracuje nad tym. W ogóle, jak się tu dostaliście?
- Tajemnica. - Odpowiedziałam chłopakowi.
- Dobra... - Westchnął Stiles.
- Możemy spróbować czegoś innego... Tamtej nocy, kiedy utknęliśmy w szkole Scott, wysłał SMS-a Allison, żeby się z nim tam spotkała.
- No i? - Zapytał Derek.
- To nie był Scott.
- Dlatego tyle was tam było... - Odezwałam się sama do siebie.
- Możesz sprawdzić, kto to wysłał?
- Ja nie, ale znam osobę, która się tym zajmie. - Odparł chłopak.
- To świetnie! - Stwierdziłam.
- Zobaczymy... - Westchnął Derek.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro