Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3: ,,My prince, my soulmate, my friend"

Clarke nie była osobą, która odpuszcza tak łatwo. Bellamy powinien o tym wiedzieć, jednak dał się nabrać.

Kiedy znaleźli się tuż przed zakrętem, prowadzącym w sypialnianą część Arkadii, blondynka postanowiła go ominąć i iść dalej, przed siebie. Skierowali się w nieznanym mu kierunku.

Podczas całej drogi, Jake zasypywał swojego tatę różnorakimi pytaniami, między innymi: kiedy będzie mógł wreszcie pracować jako strażnik, kiedy Bellamy nauczy go jeździć autem i strzelać, dlaczego jest taki mały, dlaczego mama zawsze każe mu iść spać o dziewiętnastej, dlaczego tata nie zauważył tej pumy, która się na niego rzuciła, kiedy będzie mógł wyjechać poza dom...

Brunet starał się odpowiadać możliwie jak najszybciej, jednak czasem nie dawał rady, bo kiedy tylko zaczynał formować odpowiedź, pojawiało się kolejne pytanie. Kątem oka dostrzegł, jak Clarke chichocze pod nosem.

-Tatusiu, a czemu...

-Może mamusia ci powie? Wygląda, jakby nie mogła się doczekać.

W tym momencie maluch obrócił głowę w swoją lewą stronę i skierował kolejne pytanie do mamy.

Bellamy był pewien jednego, gdyby wzrok jego żony mógł zabijać, to byłby już martwy.

-Mamusiu, a czemu przyszliśmy tutaj? Czemu nie poszliśmy do domu?

-O, to jest bardzo dobre pytanie. -Mężczyzna również spojrzał na Clarke.

-Ponieważ twój tata boi się wychodzić do ludzi, a my pomagamy mu się do tego przyzwyczaić.

Jake ponownie spojrzał na swojego ojca, jakby wyczekiwał odpowiedzi na to, co powiedziała jego rodzicielka.

-Twój tata wcale nie boi się wychodzić do ludzi, po prostu jest zmęczony i chciałby posiedzieć w ciszy i spokoju ze swoją rodziną.

-Ale przecież... -Chłopiec na chwilę puścił rękę mężczyzny, żeby podrapać się po głowie, po czym ponownie ją złapał. -Ciocia Octavia to też twoja rodzina, a ty nie chciałeś z nią rozmawiać. Dlaczego?

Ojciec w odpowiedzi tylko pokręcił głową.

Spacer trwał mniej więcej godzinę, Bellamy był szczęśliwy, że przez cały ten czas nie spotkał nikogo ze swoich przyjaciół, miał okazję nacieszyć się ciekawskim synem i Clarke. W końcu jednak stanęli pod drzwiami swojego mieszkania. Kobieta wyciągnęła kluczyki z kieszeni i wpuściła synka do środka. Chłopiec natychmiast zajął swoje miejsce na kanapie i ziewnął głośno.

-Co teraz? -Spytał, kiedy rodzicie znaleźli się już w środku i zamknęli drzwi.

-Może teraz z powrotem powiesisz obrazki na ścianie? -Rzuciła Clarke.

-Tatusiu... -Malec podbiegł do bruneta i złapał się jego nogawki od spodni. -Pomożesz mi?

-Oczywiście. -Mężczyzna uśmiechnął się i wziął chłopca na ręce.

-Pójdę załatwić nam trochę taśmy. -Clarke zniknęła za drzwiami, po raz kolejny tego dnia.

***

Jake uparł się, żeby Bellamy przed zaśnięciem przeczytał mu chociaż kawałek książki, podobno zawsze to robił. Brunet oczywiście nie był w stanie odmówić, usiadł na brzegu łóżeczka i chwycił książkę, podaną mu przez chłopca. Kiedy ten usnął, Bellamy delikatnie ucałował go w czoło i skierował się ku wyjściu, gdzie jego oczom ukazała się uśmiechnięta Clarke.

-I czego ty się bałeś, głuptasie? -Zaśmiała się cicho, przy okazji gasząc światło.

-Nie jestem do końca pewien. -Westchnął z poważną miną.

Oboje stali już w głównym pokoju, Bellamy rozglądał się dookoła, jakby szukał jakiegoś punktu zaczepienia.

-Nareszcie możemy porozmawiać sam na sam. -Usiadł na kanapie.

-Bellamy... -Blondynka dosiadła się obok. -Wiem, że dla ciebie to wszystko może wydawać się dziwne. Ta ,,ja", którą pamiętasz trzymała cię raczej na uboczu, ale musisz wiedzieć... Zmieniłam się i może dziwne będzie dla ciebie to, co zaraz powiem, ale... Kocham cię. -Spuściła głowę. -Wierzę, że damy radę to wszystko odbudować, bo skoro... Skoro już raz się we mnie zakochałeś... Myślę, że będziesz mógł jeszcze raz... -W tym momencie zaczęła płakać.

Bellamy przysunął się i objął kobietę ramieniem, ta natomiast wtuliła się w jego klatkę piersiową, nadal szlochając.

-Masz rację. -Szepnął. -Damy radę... Razem. -Pocałował ją delikatnie w czubek głowy.

Siedzieli tak dłuższą chwilę, w ciszy. Kiedy dziewczyna się uspokoiła, postanowiła lekko odkleić się od ciała bruneta. Ciała jej męża, człowieka, którego pokochała...

-Powinniśmy iść spać.

-Masz rację. Więc... Jak to zrobimy?

Clarke spojrzała na niego ze zdziwieniem, jednak najwyraźniej po chwili doszło do niej, że to musi być bardzo niezręcznie spać razem po czymś takim.

-Jeżeli chcesz, mogę spać na kanapie, jest całkiem wygodna.

-A ty? Czego chcesz?

-Chcę, żebyś czuł się swobodnie. To wszystko co się dzieje... To musi być straszny natłok informacji dla ciebie. Nie chcę, żebyś czuł się źle.

-Myślę, że możemy spróbować... no wiesz, spać razem. Jak coś będzie nie tak, to ci powiem.

Kobieta kiwnęła głową na znak zrozumienia. Wskazała mu, gdzie są wszystkie jego ubrania, sama zabrała swoją koszulkę i krótkie spodenki, które służyły jej za piżamę i udała się do łazienki w celu przebrania. Mieli tyle szczęścia, że prysznice, razem z toaletami, znajdowały się w tej samej odnodze korytarza, jednocześnie w takiej odległości, że przykre zapachy nie docierały do ich mieszkania. 

Bellamy chwycił czarny, za duży T-shirt i szare spodnie dresowe, szybko nałożył je na siebie, a brudne ubranie ułożył na brzegu kanapy. Nie za bardzo wiedział, co ze sobą zrobić, więc najpierw zajrzał do pokoju synka, a potem usiadł na brzegu łóżka, w oczekiwaniu na powrót Clarke.

Dziewczyna wróciła dość szybko i zajęła miejsce obok niego.

-Kto zazwyczaj spał przy ścianie? Ty czy ja? -Brunet przerwał ciszę, która powoli zaczęła go dołować.

-Na początku ty, ale po tym jak trzy razy spadłam, postanowiliśmy się zamienić.

Oboje się zaśmiali, Clarke przez wspomnienia, które się w niej obudziły, a Bellamy na samo wyobrażenie sobie owej sytuacji.

-No dobrze księżniczko. -Szybko wszedł pod pościel. Blondynka wstała jeszcze na moment, w celu zakluczenia drzwi i wyłączenia światła. Kiedy wróciła musiała przejść między nogami chłopaka, żeby dostać się na swoją stronę. Po chwili jednak, wylądowała pod tą samą pościelą, co Bellamy.

Mężczyzna zdecydowanie większą część nocy spędził na wpatrywaniu się w ciemność. Wiedział, że Clarke śpi, słyszał jak gada coś przez sen. Na początku to go bawiło, potem przestał zwracać na to uwagę... Dopóki nie zaczęła krzyczeć. Złapał jej oba ramiona, żeby przestała się rzucać.

-Clarke, hej! Spokojnie, spójrz na mnie! -Powiedział to odruchowo. Dziewczyna musiałaby być kotem, żeby móc na niego spojrzeć w takich ciemnościach.

-Boże, Bellamy! Nic ci nie jest... -Rzuciła mu się na szyję z płaczem.

Przez moment nie wiedział, co zrobić, jak zareagować. Jednak przytulanie jej miał już opanowane do perfekcji. Objął ją szczelnie swoimi ramionami i delikatnie położył się z powrotem po swojej stronie łóżka, razem z Clarke, wtuloną w jego tors. Chwilę gładził ją po jej blond falach, co jakiś czas całował jej głowę, tudzież ucho.

-Już, ciii... Wszystko będzie dobrze, spokojnie. -Powtarzał jej to chyba już po raz trzeci, a ona nadal płakała.

Miał przeczucie, że zaraz pójdzie w jej ślady. Co z niego za mąż, który nie umie uspokoić własnej żony? Zapewnić jej bezpieczeństwa, sprawić, żeby przestała płakać? Jedyne, co mogło go w tej chwili cieszyć, to fakt, że Jake się nie obudził.

Po chwili Clarke ucichła, jednak to nie była jego zasługa. Kobieta po prostu zmęczyła się ciągłym płaczem, musiał ją tak wymęczyć, że nie miała siły go kontynuować. Usnęła wtulona w niego, po paru minutach jej oddech zdecydowanie się uspokoił. Bellamy głośno westchnął, wtulił swoją twarz w jej włosy i w taki sposób zasnął.

***

Nawet przez sen był w stanie poczuć, że Clarke się obudziła. Automatycznie otworzył oczy i spojrzał w jej stronę. Siedziała na brzegu łóżka, widział ją od tyłu, jednak był pewien, że twarz miała schowaną w dłoniach, przynajmniej nie płakała, może już nie miała czym...

-Jak się czujesz? -Zapytał, jednocześnie delikatnie obejmując ją od tyłu.

-Teraz jest już okej... -Przyznała zachrypniętym głosem. -Miałam koszmar, to tyle.

-Przepraszam. -Wyszeptał jej do ucha.

Blondynka automatycznie obróciła głowę tak, żeby móc na niego spojrzeć.

-Za co? -Spytała skołowana.

-Płakałaś, a ja nie wiedziałem jak ci pomóc...

-Bellamy... -Spojrzała głęboko w jego czekoladowe tęczówki. -Przecież to nie była twoja wina.

-Co ze mnie za mąż... -Smutno spuścił głowę.

-Jak ty możesz w ogóle tak mówić?!

-To wszystko, te koszmary, twoje zmęczenie... To przeze mnie.

-Bellamy Blake! -Złapała jego twarz i uniosła tak, żeby na nią spojrzał. -Może ty tego nie wiesz... Nie pamiętasz. -Poprawiła się. -Ale jesteś najcudowniejszym mężczyzną na Ziemi! Jesteś kochający, martwisz się o najbliższych, nigdy nie pozwoliłbyś nikogo skrzywdzić. Byłeś przy mnie, pomimo mojej częstej huśtawki nastrojów. Byłeś przy mnie, kiedy przez cztery godziny rodziłam i krzyczałam, drapałam cię i biłam. Wstawałeś w środku nocy, jak Jake płakał, tylko dlatego żebym mogła się wyspać. Uspokajałeś mnie, kiedy po raz pierwszy zachorował, kiedy po raz pierwszy się wywrócił i poleciała mu pierwsza krew. Potrafiłeś rzucić wszystko i siedzieć przy mnie, kiedy miałam okres i nie chciałam patrzeć na kogokolwiek. Zabierałeś mnie na najcudowniejsze randki, o jakich nie miałam nawet prawa marzyć! Wspierałeś mnie... Zawsze. Wtedy, po Mount Weather, kiedy miałam takie koszmary, że moje krzyki słyszało pół Arkadii i wiele razy potem. Nauczyłeś mnie, jak trzymać dziecko, jak się nim opiekować. Byłeś przy mnie, kiedy wszyscy inni mnie olewali i udawali, że jest okej. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, którego pokochałam! Człowiekiem, który poza wytykaniem mi moich błędów, mówił mi jak je naprawić i pomagał mi w tym. Zresztą, nie tylko mnie pomagałeś. To dzięki tobie Jasper wyszedł z depresji, a Octavia postanowiła nie opuszczać swojej córeczki...

-Clarke... -Chłopak był zdziwiony przemową żony.

-I to dlatego cię kocham. Mój książę, moja brania dusza, mój przyjaciel... -Jej oczy zrobiły się szklane, jednak na twarz wstąpił uśmiech. I to najbardziej szczery i najpiękniejszy z tych, które pamiętał.

Clarke powoli nachyliła się w jego stronę. Był przerażony, wiedział, do czego zaraz dojdzie, jeżeli się nie odsunie. Ale on nie chciał, nie chciał się odsunąć. Złączył ich usta w powolnym i głębokim pocałunku. Jedną ręką złapał jej policzek i delikatnie zaczął go gładzić.

-Przepraszam, nie powinnam była. -Powiedziała blondynka, kiedy nareszcie się od siebie odsunęli. -To dla ciebie za wcześnie.

-Wcale nie. -Zaprzeczył szybko.

Spojrzała na niego zdziwiona.

-Jesteś pewien?

-Jak najbardziej. -Zagarnął ją w swoje ramiona i przycisnął mocno do siebie. -Mi się tam podobało. -Dodał po chwili, na co Clarke szturchnęła go ramieniem w brzuch.

-Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, to znaczy... Ja wyjaśniłam. -Zaśmiała się. -To chyba już pora, żeby poszła do pracy.

Kobieta wyrwała się z uścisku bruneta i sięgnęła do szuflady po świeże ubrania. Bellamy spojrzał na nią zdziwiony.

-Zostajesz tutaj sam z tym małym potworem... -Wskazała drzwi do dziecięcego pokoju. -...Więc radzę ci się dobrze przygotować psychicznie. Jak już będzie zbytnio ci dokuczał, zabierz go na jakiś spacer, poszukaj Octavii... Nie obrażę się, jak odwiedzicie mnie w szpitalu. -Puściła do niego oczko.

-O tym się pomyśli. -Uśmiechnął się ironicznie i rzucił się na łóżko. -Na razie mam w planach spanie.

-Korzystaj póki możesz. -Usłyszał dźwięk zamka w drzwiach i potem ich skrzypienie. -Klucze kładę na komodzie. Tylko ich nigdzie nie zgub.

Zaśmiał się pod nosem. Kiedy do jego uszu dobiegł dźwięk zamykających się drzwi, zamknął oczy. Musiał dobrze się przygotować. Może nie wiedział, jaki jest Jake, ale pamiętał, jak to było z jego siostrą. Czasami miał ochotę wyrzucić ją w kosmos, albo zamknąć pod podłogą, na zawsze. Szczególnie, jak nie dawała mu spać.

Przeciągnął się i po raz kolejny zamknął oczy. Niestety, nie na długo.

--------------------------
Proszę mnie nie bić, za te koszmary Clarke, ale musiałam :/

Mam nadzieję, że poza tym, rozdział wam się podobał ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro