Rozdział 1
Ostatnie poprawki szminki i kobieta jest gotowa. Rosalie spogląda w lustro i dostrzega w nim dorosłą dwudziestopięcioletnią kobietę średniego wzrostu o czekoladowych oczach, pełnych malinowych ustach i małym nosku. Jej czarne włosy upięte są w wysokiego koka. Biała koszula delikatnie opina się na dużych piersiach, zaś czarna ołówkowa spódniczka idealnie podkreśla kształtne pośladki, zaokrąglone biodra i duże wcięcie w talii. Stopy dziewczyny zdobią czarne szpilki od Louboutina. Do ich podeszwy idealnie pasuje jej krwistoczerwona szminka, a delikatna opalenizna doskonale współgra z całością. Został ostatni krok, sięga dłonią po perfumy. Giorgio Armani Bleu Turquoise. Piękny zapach, nuta wanilii, która przebija się w nich nieświadomie dla innych, dodaje seksapilu. Dziewczyna złapała za czarną torebkę na złotym łańcuszku od Saint Laurent i jeszcze raz sprawdziła jej zawartość. Miała wszystko. Zeszła na dół. Wzięła z komody kluczyki do samochodu iwyszła z domu. Skierowała się w stronę garażu. Wcisnęła guzik, który otworzył wrota. Jej oczom ukazało się kilkanaście samochodów. Wszystkie są dla niej jak dzieci, ale jeden jest najważniejszy. Białe Audi r8 v10 plus. Wsiadła do niego, a kluczyk włożyła do stacyjki. Odpaliła silnik i ruszyła. Pod firmą była o 7:51. Spotkanie rozpoczynało się o ósmej, a więc miała jeszcze chwilę czasu. Wysiadła z samochodu i jak zwykle z dumą spojrzała na własne nazwisko, przy nazwie swojej firmy. Weszła do środka i podążyła do windy. Przywołała ją przyciskiem, a gdy tylko ta się zjawiła, weszła do niej. Kobieta poczuła silny zapach męskich perfum, których zapach doskonale kojarzyła, Chopard Nuit Des Rois. W widzie oczywiście nikogo nie było, ale już wiedziała, że on już na nią czeka. Kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze wyszła z niej i podążyła w stronę sali konferencyjnej. Gdy tylko weszła, wszyscy wstali jak na zawołanie, ale interesował ją tylko on. Lorenzo Di Carlo.
- Dzień dobry - przywitał ją swoim włoskim akcentem.
- Dzień dobry - odparła, po czym usiadła na swoim miejscu.
- Co było tak ważne, że chciał się pan ze mną tak pilnie spotkać, panie Di Carlo - zaczęła, zaś on delikatnie przechylił głowę w prawą stronę i powiedział:
- Pani, panno Schandagriel – z ust dziewczyny wydobyło się lekkie prychnięcie.
- To nie spotkanie matrymonialne, tylko biznesowe, więc proszę przejść do konkretów - zganiła mężczyznę i posłała mu zimne spojrzenie. Jego czarne niczym smoła włosy i ta włoska opalenizna sprawiały, że niejedna kobieta straciłaby dla niego głowę, a kiedy dochodziło do tego umięśnione ciało, którego zarys był idealnie ukazany przez jego czarną, doskonale dobraną koszulę, wiele z pań lgnęłoby do niego, lecz ona nie była jedną z nich. Była tą która miała swoje zdanie i znała swoją wartość. Wielu mężczyznom pokazała, że kobieta też może być na szczycie. Nie oczekiwała aprobaty, tylko szacunku. Jest jedna rzecz, której mężczyzna w sobie nie lubi. Uważa, że to wszystko psuje. To jego oczy. Są one niebieskie, okrutnie jasnoniebieskie, aż wydają się anielskie, zbyt anielskie. Praktycznie dla wszystkich jego oczy wydają się być idealne, ale nie dla niego. On nie jestem aniołem. On jest jego przeciwieństwem. Nie jest tym, który zszedł z nieba. Jest tym, który wyszedł z piekła.
- Chciałbym odkupić od pani część firmy. Dobrze zapłacę - zaczął, a ona już wiedziała, że to spotkanie nie wróży nic dobrego.
- Nie ma nawet takiej opcji... - zaczęła, zaś jeden z obecnych tutaj mężczyzn śmiał jej przerwać.
- Tej firmie przyda się męska ręka - gdy tylko to usłyszała, zawrzało w niej.
- Jeśli panu potrzeba męskiej ręki proszę udać się do klubu dla gejów. Mi, ani mojej firmie, zapewniam pana, nie jest ona potrzebna - spojrzała na niego okrutnie zimnym i przerażającym spojrzeniem, zaś ręką sięgnęła po szklankę z wodą. Upiła łyk i odstawiła ją na jej miejsce. Zapadła cisza. Dla niej nie była ona niezręczna, odczuwała satysfakcję. Wiedziała wtedy, że wygrała. Nie mogła pozwolić, żeby ktoś myślał, że może mieć nad nią władzę, jeśli tego nie oczekuję.
- Jeśli był to jedyny powód dlaczego pan chciał się ze mną spotkać, proponuje zakończyć to spotkanie, które i tak nie przyniesie sukcesu - spojrzała w stronę Lorenzo, który wpatrywał się w nią.
- Chciałbym, byśmy zostali tutaj sami i przedyskutowali temat - odparł pewien siebie.
- Niezbyt jasno się wyraziłam? Firma nie jest na sprzedaż - nieprzerwanie patrzyła w jego stronę.
- Złożę pani propozycję, która sprawi, że może pani zmieni zdanie - nieugięcie próbował ją przekonać.
- Dlatego potrzebuje pan zostać ze mną sam na sam? - uniosła lekko brew.
- Chcę byśmy prywatnie o tym porozmawiali, bez świadków - wypowiadał słowa z nienaganną perfekcją.
- Dobrze, przedyskutujmy to na osobności - zgodziła się na to tylko dlatego, by zobaczyć jaką propozycję chce jej złożyć. Spojrzała na innych, od razu wiedzieli co zrobić. Wstali z krzeseł i skierowali się do wyjścia. Nawet nie odprowadziła ich wzrokiem. Czuła przeszywające spojrzenie Lorenzo, a gdy tylko zostali w nim sami, spojrzała w jego oczy.
- Dostanie pani w zamian część moich korporacji – gdy tylko wypowiedział te słowa, kobietę zaczęło zastanawiać, dlaczego dla niego jest to tak bardzo opłacalne.
- Przemyślę to, lecz na razie jestem na nie. Dziękuję panu za spotkanie – wstała z krzesełka, pożegnała się z nim, jeszcze raz skinieniem głowy i opuściła salę. Widziała błysk w jego oku. Niebezpieczny błysk. Skierowała się w stronę swojego gabinetu, poprosiła o kawę i stanęła przed ogromnym oknem w swoim gabinecie. Miała widok na cały Dubaj. Na chwilę myśli zajęły jej głowę. Po krótkiej analizie doszła do wniosku, że propozycja którą złożył jej Lorenzo jest dla niego kompletnie nieopłacalna. Właśnie wtedy zaczęła się zastanawiać nad nim.
- W co ty grasz Lorenzo? - powiedziała do siebie, po czym otrząsnęła się z myśli przez pukanie do drzwi.
- Proszę - zaprosiła osobę, która stała po drugiej stronie drewnianej powłoki.
- Przyniosłam pani kawę - usłyszała głos Veronicy, stosunkowo niskiej blondyki o dziwnym, niebieskim kolorze oczu. Rosalie odwróciła się w jej stronę.
- Dziękuję, postaw ją proszę na biurku - posłała delikatny uśmiech w jej stronę i zasiadła przy biurku. Dziewczyna zaś postawiła kawę, tam gdzie ją prosiła i wyszła z gabinetu. Rosalie odprowadziła ją wzrokiem, po czym sięgnęła dłonią po filiżankę z czarnym napojem. Upiła łyk, założyła nogę na nogę i rozsiadła się wygodniej, dalej zastanawiając się jaki cel ma Di Carlo. Ponownie spojrzała w okno i w oddali zobaczyła jego. Wsiadał do samochodu, czarnego Bentleya Continentala GT w12, jak mniemała kobieta. Piękny samochód, ale dziewczyna nie powiedziałaby, że jest czymś czego spodziewała się po jego właścicielu. Odstawiła filiżankę i zabrała się za pracę, czekała na nią masa papierkowej roboty.
----------------------------------------
No i mamy pierwszy rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro