Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Alberta obudził Shelby, ale nie w normalny sposób. To był tak zwany poranny seks w łóżku, potem jeszcze pod prysznicem. Po nich zjedli wspólne i syte śniadanie. Seks mimo wszystko zabiera energię.

W okolicach południa dostał wiadomość. Był to numer zapisany jako Szef LSPD.

Gregory Montanha:
Masz czas się spotkać?

Albert Speedo:
Nie widzę problemu, a gdzie by pan chciał?

Gregory Montanha:
U mnie w biurze jeśli to nie problem.

Albert Speedo: Byle nie było tam Dante. Nie chcę, żeby dopytywał co robię na Komendzie.

Gregory Montanha: Spokojnie. Będzie w tym czasie na patrolu.

Albert Speedo:
Wyjdzie pan po mnie?

Gregory Montanha: Oczywiście.

Albert przyjechał taksówką na komendę Mission Row. Napisał do Montanhy, że już jest, a ten przyszedł po chwili. A potem zaprowadził do swojego biura.

- To jaka to usługa? - spytał Albert, gdy Gregory zasuwał rolety. Po chwili starszy pokazał mu wyniki badań. - Rozumiem.

Montanha usiadł za biurkiem. Albert podszedł do Gregory'ego, a ten tylko lekko odsunął się z fotelem do tyłu by ten mógł wejść pod nie. Pod biurem było sporo miejsca. Mężczyzna rozpiął rozporek oraz guziki w bokserkach i wyjął swoje przyrodzenie, którym Albert zaczął się bawić. Co powodowało u szefa policji erekcję. Jego penis prawie nie mieścił się w ustach Speedo, ale ten nadal go pieścił.

- Thomas nie kłamał mówiąc, że nie będę żałować i że warte jest to każdej ceny. - powiedział Gregory lekko dociskając głowę chłopaka do swojego penisa, a ten przy tym unosił wzrok na policjanta.

W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Gregory puścił głowę Speedo i bardziej się wsunął by nie było widać co się dzieje pod biurkiem. Albert mimo tego nie przestawał robić mu dobrze.

- Wejść. - powiedział Montanha. Na ich nieszczęście to był Capela.

- Cześć Szefie. - powiedział Dante, na co Albert na chwilę przerwał, ale zaraz wrócił do poprzedniej czynności. - Wszystko w porządku? Wygląda szef na rozpalonego.

- Wszystko dobrze, po prostu trochę zrobiło mi się duszno. Potrzebujesz czegoś?

- W ramach wymiany między Departamentami. Jechałem z Grynem przez Davis i nie zakończyło się to najlepiej. Pobili go Ballasi na interwencji. Trafił do szpitala. Pomyślałem, że może namówimy go na przeniesienie do naszego departamentu.

- W jakim jest stanie? - spytał Gregory starając się nie jęknąć.

- Śpiączka i gdy się wybudzi to co najmniej pół roku rehabilitacji.

- Zajrzę do niego gdy się wybudzi i porozmawiam jeszcze z Szeryfem Nelsonem o ewentualnym przeniesieniu. - mówił o dziwo spokojnie.

Po chwili Gregory doszedł w usta Alberta, ale było tego tyle, że chłopak nie zdołał się nie zakrztusić.

- Co się dzieje pod szefa biurkiem? - spytał Dante.

- To nie twoja sprawa Capela. Możesz już iść.

Dante wyszedł, ale coś go tknęło i zostawił uchylone drzwi by posłuchać co się tam wydarzyło.

Albert w tym czasie połknął większość spermy meżczyzny. Jego niewielka część wypłynęła mu z ust i została na wargach chłopaka oraz brodzie. On najpierw zaczął zlizywać resztki spermy z penisa mężczyzny, by potem oblizać usta i wytrzeć brodę.

- Przepraszam, że tak bez ostrzeżenia. - powiedział Montanha. Albert wtedy wyszedł spod biurka. Gregory schował penisa, zapiął guziki bokserek, a potem zapiął rozporek.

- Nie ma sprawy. Musisz się naprawdę zdrowo odżywiać, bo twoja sperma była słodka. - powiedział Albert, a Dante, aż zmroziło. Jego kuzyn robił loda jego szefowi. - Mam nadzieję, że Dante się nie dowie. Już widzę jak dzwoni do matki, a ona przyjeżdża z ojcem mi truć że nie tak mnie wychowali.

- Spokojnie nie dowie się, ale następnym razem chcę gdzieś indziej dojść. - powiedział Montanha przyciągając go na swoje kolana.

- Masz mój numer.

- Ile chcesz za tą fantazję? Słyszałem od Thomasa, że cena fantazji i fetyszy się bardzo waha. - spytał Gregory. Dante się załamał. Jego kuzyn został zwykłą dziwką.

- 42 tysiące. Więcej bym wziął za seks w radiowozie w miejscu publicznym.

- Jak bardzo publicznym? - spytał Policjant, a Albert odwrócił się przodem do niego i pocałował w usta.

- W uliczce która wychodzi na mocno uczęszczane miejsce. - powiedział chłopak. - Nie musi być wręcz na ulicy. To jednak ryzyko w szczególności dla szefa policji, a ja dbam o bezpieczeństwo klientów i nie chcę by wpadli w kłopoty.

- Rozumiem. Podaj teraz numer konta, a przeleje ci rachunek. Jesteś zarejestrowany?

- Oczywiście, że jestem.

Chłopak podał mu numer konta, a Gregory przelał mu 52 tysiące.

- Napiwek ci się należy. - stwierdził Montanha.

- To miłe, ale nie zawsze oczekuje kasy.

- Słyszałem, że mieszkasz z Thomasem. Nic do niego nie mam. Ale lepiej mieć własny kąt. Wiesz miałbyś wtedy bardziej neutralne miejsce do pracy. Wiem, że mieszkanie z policjantem to ryzyko. Zwłaszcza gdy nie jest się lubianym na mieście.

- Nie jest lubiany?

- On akurat jest. Mnie na przykład nie lubią i to mocno. Wielu wsadziłem do paki. Ale wiesz jak to jest. Raz go lubią, a innym razem chcą zabić. Lepiej nie być przypadkową ofiarą, gdy będzie ten inny raz.

- Żeby mieć coś swojego to musiałbym mieć więcej napiwków. Z tego co wiem nie wliczają się w podatek, który jest w cholerę wysoki.

- Znam parę osób. Mogę popytać czy Rada stanowa nie chciałaby zmniejszyć podatku, dla tego typu usług.

- Jest pan trzecią osobą, która chce pomóc. To bardzo miłe, ale nie chcę nikogo wykorzystywać.

- Zasługujesz na lepsze traktowanie przez stan.  - powiedział Gregory. Dante już nie mógł tego słuchać i poszedł stamtąd. - Mam pytanie. Przeszkadzało by ci, gdyby klient był żonaty?

- I tak i nie. Nie chciałbym być powodem rozwodu, ale to też nie moja sprawa, że klient zdradza małżonka ze mną.  A czemu pytasz?

- Przyjaciel, który jest szefem Biura Szeryfa w Davis. Ma pewne problemy. No ma żonę i wszystko było dobrze. Dopóki nie zaszła w ciążę. Wtedy go całkowicie odcięła. Tak jakby nigdy go nie kochała i była dla forsy, a ta ciąża wydaje się teraz zabezpieczeniem. Wiesz Alimenty. 

- Mogę się z nim spotkać, ale odpuszczę sobie kasę od niego. Nie chcę mu dokładać zmartwień w tym kierunku.

- Problem jest w tym, że jest wierny i trudno mu będzie ją zdradzić. Ale jest naprawdę w kiepskim stanie. Żona jest całkowicie zimna, ma dużo na głowie przez pracę i teraz sytuacja z Grynem. - powiedział Montanha.  - Zapomnij o tym. To będzie jak marnowanie twojego czasu.

- Jestem po psychologii. Nic nie jest marnowaniem mojego czasu. Mogę spać z klientem i brać za to kasę, ale mogę też go po prostu wesprzeć i okazać uczucie.

- Na pewno nie przysłali cię z nieba? - spytał Montanha.

- Wątpię. - Albert zaśmiał się lekko. - Myślisz, że bezpiecznie wyjdę teraz z komendy?

- Możliwe. Wyprowadzę cię bocznym wejściem.

Montanha wyprowadził Alberta północnym wyjściem. Chłopak podszedł na zachód w stronę parku. Po drodze wpadł na Dante, u którego widać było wkurwienie.

- Coś się stało? - spytał Albert.

- Słyszałem twoją rozmowę z Gregory'm. Czemu ze wszystkich możliwych prac, zostałeś zwykłą dziwką?

- Mam się tłumaczyć z tego, że mam wolną wolę? Że robię to co lubię? Mam być kimś kim nie chce?

- Nie, ale robiłeś to z moim Szefem. Pomyśli że przez ciebie chcę wyższy stopień. Nie chcę by moja kariera została przez ciebie zniszczona.

- Przepraszam. Ale to moja praca. Obiecuję że to nie będzie miało na ciebie wpływu.

- Nie możesz tego obiecać. Będę teraz znany jako kuzyn dziwki. Będą sobie ze mnie żartować i pytać czy też daje za kasę

- Uspokój się. - Albert uderzył go w twarz. - Nic takiego się nie stanie. Przestań dramatyzować. Poza tym powinieneś pomyśleć a nie gadać o tym na całą ulicę. Sam sobie kopiesz grób w karierze. Nie wiadomo ile osób twój monolog słyszało.

- Jestem idiotą.

- Jesteś. Nie masz planu awaryjnego?

- Jest jeden. Mój mentor jest dyrektorem FBI w San Andreas. Proponował mi kiedyś przejście. Skorzystam chyba jeśli jest to aktualne. Ale czeka mnie wtedy więcej pracy za biurkiem.

- Powiedz jak się nazywa, to przynajmniej jemu odmówię w razie czego.

- Sonny Rightwill... - powiedział Dante.

- W razie czego się nie znamy. Uciszymy tym ewentualne plotki, okej? - spytał Albert, a Dante przytaknął.

- Znajdziesz w tym wszystkim jakoś czas dla mnie i Maddie?

- Dla rodziny zawsze znajdę czas. - Dante po słowach Alberta spojrzał na niego wymownie. - Może nie zawsze, ale postaram się. Poza tym trzeba wymyślić miejsce do spotkań. Najlepiej poza miastem.

- Jasne. - powiedział Dante.

- Muszę lecieć.

Mimo wszystko Dante był załamany tym że jego kariera umrze przez Alberta, ale też zły na siebie, że nie wyrzucił mu tego w jakimś osobnym miejscu. Miał nadzieję, że chociaż Sonny przyjmie go do FBI.

Albert tymczasem dostał sms od Caspaara, który mu znalazł klienta, a w zasadzie dwóch partnerów szukających do trójkąta. Chłopak przyszedł do Klubu, Caspaar rozmawiał z dwoma mężczyznami. Gdy zobaczył Alberta pomachał mu.

- Dzień dobry. - powiedział Speedo.

- Witam. - powiedział jeden z mężczyzn. - Caspaar mówił, że zależy panu na aktualnych wynikach badań lekarskich.

- Tak. To podstawa jeśli chodzi o usługi bez zabezpieczeń oraz fantazje i Fetysze. - mężczyzna przekazał je Albertowi, a ten się uśmiechnął. - Jak już ruszy strona internetowa to będziecie tam mogli wysyłać wyniki.

- W porządku. Swoją drogą jestem Spadino Panacleti, a to mój mąż Simone Carbonara.

- Albert Speedo miło poznać.

- Jeszcze za nim do czegoś przejdziemy. Jak będzie wyglądać płatność. W sensie liczysz nas za dwóch czy jednego.

- Myślę że w takich sytuacjach każda kolejna osoba płaci połowę wyznaczonej ceny. I tak pozostanie. Nie chcę naciągać. - powiedział Albert.

- Zostawię was. - powiedział Caspaar i poszedł na górę.

- Okej. Brzmi uczciwie. - powiedział Simone. - Ile będzie kosztować na przykład...

- Mógłbym tu przy wszystkich zrobić ci loda, a kosztowałoby to z 45 tysięcy. Powiem, że jeśli miałbym bardziej wydzielać to fetysze to od 50 do 75 tysięcy, a fantazje od 30 do 50 tysięcy. I myślę że to będzie widoczne na stronie. - powiedział Albert łapiąc za pasek od spodni Simone'a. - Powiedz tylko słowo, a to zrobię.

- Nie ma takiej potrzeby już tego robić. - stwierdził Spadino, a z Simone'a zeszło ciśnienie. - Myśleliśmy raczej o seksie na plaży w strefie nudystów.

- Jeśli taka wasza decyzja. - powiedział chłopak.

- Znaczy nie chcemy cię brać do nas, bo możesz nie chcieć iść. Ledwo co się poznaliśmy. - powiedział Simone.

- Na ledwo co mnie poznaliście chcecie mnie zabrać na seks na plaży dla nudystów. Ja mogę pójść do was, tylko pytanie co tam zastanę, bo nieironicznie Caspaar powiedział z czym mam do czynienia.

- Cholerny Ziak. - stwierdził Spadino.

- Nie przywiązywał bym do tego wagi. Jestem po psychologii i potrafię rozgryźć człowieka nawet jeśli niewiele mówi. To co plaża czy wasz dom? - spytał chłopak.

- A może być w aucie, a potem u nas? - spytał Simone.

- Nie widzę problemu. - chłopak uśmiechnął się i położył wolną dłoń na koszuli Spadino.

Po chwili całą trójką wyszli. Na parkingu stała limuzyna w której siedział kierowca. Wpuścili chłopaka przodem, a gdy mężczyźni wsiedli do środka usiedli pomiędzy nim. Do pocałunku najpierw przyciągnął go Spadino, Simone tymczasem zaczął całować szyję chłopaka wkładając mu w tym samym czasie dłoń pod koszulkę, gdzie zaczął masować tors chłopaka.

Gdy Spadino odsunął się od chłopaka Simone podciągnął koszulkę Alberta i obaj mężczyźni zaczęli lizać i przygryzać sutki chłopaka, który zaczął pojękiwać na to. Albert z kolei zaczął masować krocza mężczyzn.

Gdy dojechali do La Fuente Blanca mężczyźni zaprowadzili chłopaka na tył posiadłości do Jacuzzi. Zaczęli się oni rozbierać momentami całując ciało Alberta. W końcu weszli do Jacuzzi, gdzie po kolejnej grze wstępnej ostatecznie Albert skończył między nimi mając ich obu w sobie i wymieniając z nimi pocałunki.

Długo się z nim bawili, aż w końcu poczuł gorącą ciecz w sobie, sam też dochodząc. Po chwili wyszli z niego, a z jego tyłka zaczęła wypływać sperma mężczyzn, ale Spadino nadal pozwalał mu siedzieć na swoich kolanach.

- Byłeś super. Liczymy na więcej spotkań. - powiedział Spadino całując kark chłopaka, na co ten zadrżał. Simone usiadł obok Spadino i dał Albertowi buziaka.

- Też mi się podobało. Tylko to będzie musiał być grafik. - powiedział Albert.

- To zrozumiałe. W końcu nie będziemy jedynymi twoimi klientami. - powiedział Simone. - A ile nas wynoszą twoje usługi?

- 30 tysięcy, ale możemy o tym później? - spytał młodszy.

- Jasne tygrysku. - powiedział Spadino

- Zmęczony? - spytał Simone.

- Troszeczkę. Ostatni trójkąt miałem na początku studiów. Sporo czasu temu. - powiedział Albert.

- Możesz tu zostać ile potrzebujesz. Nie wygonimy cię. - Spadino znów pocałował chłopaka w kark. - Prawda Si?

- Oczywiście. - Simone przyciągnął chłopaka na swoje kolana. Albert czuł przez to lekką niezręczność. Mężczyźni zachowywali się trochę poza sferą klientów, mimo, iż mówili, że to zrozumiałe, że nie będą jedynymi. Chłopak zszedł z kolan Simone'a i usiadł bardziej naprzeciw nim odwracając lekko wzrok.

- Mógłbym ręcznik? - spytał chłopak, Spadino wtedy wstał i wyszedł z wody nie przejmując się czy ktoś go zauważy nagiego z jego ludzi. Albert domyślał się, że mężczyzna może mieć ochronę w końcu Caspaar załatwia osoby z półświatka przestępczego.

Albert wstał gdy Spadino mu podał ręcznik. Mężczyzna dał też dla swojego męża. Mimo, że całą trójką się wytarli to tylko chłopak się ubrał. Spadino sięgnął po telefon.

- Podaj numer konta. - powiedział mężczyzna z telefonem.  Chłopak go podał. Po chwili na jego konto wpłynęło o 170 tysięcy więcej niż kosztowała usługa w dodatku oznaczone jako napiwek. Zanosiło na problemy z IRS i próbę oszukania państwa.

- A-Ale to za dużo... - powiedział przerażony chłopak. - Będę mieć kłopoty.

- Bez przesady. W razie co pomożemy jakby potrzebny był prawnik. - stwierdził Simone.

- Jestem po prawie. Dam sobie radę, ale i tak to sprawia niemały problem w mojej pracy. - powiedział z poważną miną Albert.

Chłopak zamówił taksówkę, a gdy ta przyjechała to poprosił by go zawieść do Klubu Paradise. W tym czasie zadzwonił do Thomasa.

- Hej. - chłopak usłyszał głos Thomasa. - Coś się stało że dzwonisz?

- I tak i nie. Poza tym chciałem usłyszeć twój głos. - Albert zaśmiał się lekko.

- Bardzo zabawne, ale słodkie. - stwierdził Thomas. - A teraz co się dzieje?

- Byłem u nowych klientów. - powiedział Albert. - Myślę, że IRS się doczepi. Dostałem 200 tysięcy, gdzie powinienem tylko 30 tysięcy. Oczywiście tytuły przelewów są legitne, tak mnie poinstruowali w urzędzie, ale wiesz jak jest. Mniej kasy dla państwa i muszą się przyczepić.

- Może nie bądź czarno widzem? Ale w razie czego możesz na mnie liczyć.

- Nie chcę narażać moich klientów na ujawnienie.

- Ja jestem też twoim przyjacielem i mi zależy na tobie. Poza tym ja przez rozwód nie mam najlepszej opinii, więc nikogo nie zdziwi, że bym zeznawał na ewentualnie twojej rozprawie. Oby do niej nie doszło i wszystko się wyjaśni drogą pokojową. - stwierdził mężczyzna, a chłopakowi zrobiło się miło.

- Chcesz pogadać o tym, gdy wrócę do domu? O rozwodzie?

- Z tobą tak. - powiedział Thomas. Słychać było przez telefon, że się uśmiecha mówiąc to.

Gdy Albert był przy klubie zbliżała się czwarta po południu. Cieszył się, że jest on cały czas otwarty. Znów miał zamiar pić drinki przy barze. Alkohol go tak nie łapał. Poza tym on bardziej go sączył przez co nie dało się go upić. Jakąś godzinę później do Alberta przysiadł się pewien mężczyzna. Miał kominiarkę na twarzy.

- Cześć. - powiedział owy mężczyzna z chrypą.

- Hej. - powiedział chłopak i spojrzał na niego. - Myślałem że tu nie wolno w maskach.

- To nie maska... To moja twarz... - powiedział i odwrócił wzrok. - Nie lubię o tym mówić.

- Nie przeszkadza mi to. - powiedział chłopak i położył swoją dłoń na dłoni tego drugiego. - Chcesz się gdzieś przejść? - położył drugą dłoń na jego udzie, a mężczyzna ją zabrał.

- Myślałem że może pójdziesz ze mną coś zjeść. Wiesz do jakiejś knajpy lub kawiarni. - powiedział mężczyzna. - Chciałbym cię lepiej poznać. Swoją drogą jestem Joseph Gebbels.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Wątpię byś naprawdę chciał umawiać się z dziwką. - powiedział chłopak, na co Joseph położył dłoń na jego policzku.

- Mi to nie przeszkadza... To twoja praca i jeśli cię uszczęśliwia...

- W związku nie tylko moje szczęście się liczy.

- Jeśli chcę spróbować to znaczy, że mi nie przeszkadza. Proszę tylko o jedną szansę.

- No dobrze. Ja jestem Albert Speedo. - chłopak się uśmiechnął, mężczyzna też.

- Idziemy? - dopytał.

- Jasne.

Joseph zabrał go do Bean Machine w centrum Los Santos, gdzie zjedli ciastko i wypili kawę. Było naprawdę miło, choć Albert do tego wszystkiego miał sceptyczne podejście, ale musiał przyznać, że miło mu się rozmawiało z nim. Mężczyzna go odwiózł pod dom, który chłopak wskazał. Nie było to tam, gdzie mieszkał, ale w pobliżu. Gdy ten odjechał, chłopak przeszedł spacerem do domu Thomasa.

Shelby był w kuchni nagi, no może jedynie w fartuszku kucharskim, Albert rozebrał się widząc go i przytulił do jego pleców na powitanie.

- Cześć... - powiedział mężczyzna.

- Hej.... - rzekł chłopak przeciągając to słowo.

- Coś się znowu stało? - spytał i pocałował w czoło.

- A nie będziesz zły? - Thomas spojrzał na niego wymownie. - Poznałem takiego jednego, który chciał się ze mną po prostu umówić. Zgodziłem się... Mówił, że mu nie przeszkadza, że jestem Prostytutką.

- Dlaczego to jest takie złe? Chyba lepiej że ktoś cię będzie wspierać, kochać i szanować cię. - Trochę go zakuo, że ktoś nie to, że chce Alberta, ale sam chciał się z nim umówić.

- Mieliśmy pogadać jak wrócę. Pamiętasz?

- Pamiętam. Zrobiłem akurat Spaghetti, to pogadamy przy jedzeniu. - powiedział mężczyzna.

Usiedli razem przy stoliku i przez chwilę Thomas to bardziej bawił się jedzeniem niż je jadł.

- Około pół roku temu rozwiodłem się z żoną. Tylko, że rozwód był z mojej winy. Zdradziłem ją, ale nic z tego nie pamiętałem. Były dowody, ale naprawdę nie pamiętam co się stało. Wiem, że to nie wytłumaczenie, ale tak było. Dla niej skończyłem z poprzednim stylem życia. 

- Kochasz ją nadal? - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.

- I tak i nie... Gdyby chciała wrócić to ja już nie.

- Mimo wszystko przykro mi. - powiedział chłopak i usiadł mężczyźnie na kolanach, by go przytulić. - Jak tylko będę w lepszej sytuacji to postaram się dowiedzieć czemu nie pamiętasz i co się naprawdę stało.

- Nie musisz tego robić.

- Od tego są przyjaciele. Pamiętasz? - powiedział Albert

- Pamiętam. Dzięki... Wiesz... Będę szczery Chciałem zaprosić cię na randkę. - Albert spojrzał na niego zaskoczony. - Naprawdę mi nie przeszkadza to czym się zajmujesz, wiesz o tym. Ale ty już z kimś byłeś... Mogę chociaż wiedzieć kto to był?

- To jeszcze nic pewnego. Ty masz nieco większe szanse. Znam cię dłużej i jesteś dla mnie dużym wsparciem. - Thomas uśmiechnął się niepewnie na słowa chłopaka. - Nie przejmuj się kim on jest. To że mnie gdzieś zaprosił nie oznacza że jestem czyimiś chłopakiem. Nadal masz u mnie szanse. - Thomas mocno go przytulił do siebie, a Albert pocałował go w szyję.

- Pójdziesz spać do mnie? - spytał wciąż go tuląc.

- Pewnie. - powiedział Albert i mocniej się złapał Thomasa, a ten wstał i trzymając chłopaka za tyłek zaprowadził do swojej sypialni, gdzie położył Speedo na plecy sam tuląc się do jego klatki piersiowej. - Dobranoc Thomas.

- Dobranoc Albert. - powiedział mężczyzna podnosząc się tylko by ich przykryć i wrócił do poprzedniej pozycji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro