Rozdział 16
Pojawienie się świątyni wywołało niemałe zamieszanie i wywoła większe, bo tak jak świat ogromny tak to nie była jedyna świątynia na Ziemi i co najmniej jedna na kontynent.
Nikt nie był pewny co zrobić, ale świątynia jakby wyzywała do siebie Barta dlatego weszli na jej teren. Wiedział dokładnie co ma zrobić. Przesunął tak krąg by segment z napisem Alfheim w języku Atlantów był skierowany na bramę. Pozostało aktywować kamień, tak się zdawało.
Bart przybrał Boską Formę Alfheim. Wyciągnął dłoń w stronę Kamienia, który zaczął błyszczeć. Z palców chłopaka wystrzelił piorun który trafił w kamień, ten z kolei wzniósł się w powietrze ukazując ukryty kryształ. Kamień Aktywacyjny obrócił się Kryształem do góry i osiadł z powrotem na segmencie Aflheimu.
Pozostali obserwowali to z zewnętrznej świątyni, no może poza Lucasem, który trochę się bał o niego. Bart wrócili na środek wewnętrznej świątyni, gdzie na szczycie dźwigni pojawił się jakby przycisk. Chłopak najpierw położył dłoń na sercu by zebrać energię do całkowitej aktywacji świątyni. Po położeniu dłoni na przycisku świątynia zaczęła drgać, a konkretnie elementy błyszczeć w kolorze szarym. Nad sufitem zaczęło się tworzyć urządzenie, które współcześnie nazwano by laserem. Energia wyzwolona przez urządzenie uderzyła w Kryształ Alfheimu, którego moc uderzyła w Kryształ Zjednoczenia znajdujący się na górnej części bramy by po chwili zacząć otwierać przejście między Światami.
Nie minęło dużo czasu aż wszyscy ujrzeli Alfheim. Wraz z połączeniem Światów w Alfheimie powstała blizniacza świątynia na Granicy Ljostalfheimu i Svartalfheimu. Z bramy widać było Światło i Ciemność Alfheimu. Połączenie Ziemi z Alfheimem przywróciło magię do całego Midgardu.
W tamtym momencie nad całą Ziemią pojawiła się kolorowa Zorza. Magia niczym tsunami zaczęło rozlewać się po tej Krainie.
Po drugiej stronie kontynentu Amerykańskiego Sonii udało się uwolnić Calypso. Lecz sprowadzenie jej do San Andreas opiewało o pewną historię. Sonia i Calypso były wtedy w podziemiach metra Liberty City
- Dlaczego nie możesz wrócić? - spytała Sonia.
- Bo wiem coś o czym inni nie. - powiedziała dosyć tajemniczo Calypso.
- Wytłumacz mi, może zdołam pomóc.
- Powiedz chociaż kto chciał mojego uwolnienia.
- Ereshkigal. Ona mnie obudziła i poprosiła o pomoc tak jak to zrobiła 1000 lat temu.
- Chociaż tyle. Ereshkigal to dobra Bogini. Urodziłam się w Erze Concordii, Harmonii. Gdy pojawiła się Maska Wiedzy nastała Era Discordii, Chaosu i trwa do teraz. Mój ojciec Atlas zdradził mi i mamie swoją tajemnicę. Asgard go wybrał. Jest z nim połączony....
- Jest jak Gaia?
- Dokładnie. Kiedy nastała wojna początkowo były dwa obozy, ale po tej Dobrej stronie pojawił się ktoś gorszy. Ekstremiści, którzy chcieli dawnej Harmonii. Ich przywódczynią była moja babcia. Nie wiem jak ale dowiedziała się o tacie. Chciała go zamordować. Własnego syna. Była na to gotowa. - po policzkach Calypso zaczęły spływać łzy. Sonia ją przytuliła do siebie.
- Nie musisz mówić dalej jeśli to boli.
- Muszę. Wymyśliliśmy we trójkę że stworzymy kieszonkowy świat, mieli pomóc nam Trimutri i Tridevi. Do nich należeli mój dziadek Shiva i babcia Parvati. Ekstremiści o tym też się dowiedzieli. Musieliśmy dołączyć do wroga, który nas przyjął. Gdy Mordujesz Boga Krainy to wraz z nim umiera cała kraina wraz z istotami które z niej pochodzą lub mieszkają, a właściwie nie tyle umierają co zostają wymazani z istnienia. Trimutri i Tridevi nie chcieli się odrodzić ale przekazali mamie swoją moc by mogła stworzyć kieszonkowy wymiar. Problem w tym, że ta moc zabijała ją od środka. Było jej za dużo jak na jedną istotę. Kieszonkowy świat miał być schronieniem dla taty, kiedy mama go stworzyła moc rozstrzaskała jej ciało pozostawiając jej duszę. Ona chciała się odgrodzić mimo wszystko. Uznała, że musi.
- Rozumiem, ale na pewno jest wyjście. Zawsze jest.
- Trzeba odnaleźć Księgę Śmierci. W niej są ukryte zaklęcia wszystkich Ludów. Problem w tym, że jest na Atlantydzie. Ostatni raz miasto Atlantyda leżało gdzieś na Saharze, nie wiem co się z nim stało. Wiem jedynie, że odnaleźć księgę mogą tylko Bogowie Uzdrawiania. To byli jej pierwsi i jedyni posiadacze. Nikt inny nie miał dostępu do tej wiedzy.
- Ruszmy najpierw na Zachód. Mam tam rodzinę. Tam na pewno nam pomogą i ostrzeżemy ich przed twoją babcią. - nagle obie coś poczuły i wyszły na powierzchnię.
- Alfheim i Midgard znów są połączone. - powiedziała Calypso. - Jest nadzieja. Brakuje tylko otworzyć bramy innych krain. Na końcu Asgard.
Zmiany wyczuli także Azazel i rodzina Snitch. Equilibirium wykrył chwilowe zakłócenie sieci globalnej, jakby magia była pewnego rodzaju polem elektromagnetycznym.
W tamtym momencie na Saharze coś się wydarzyło. Zakłócenie magii sprawiło, że na moment ogromny obszar pustyni zniknął ukazując tajemnicze konstrukcje. Jakby ukryte pod fałszywymi piaskami miasto. Ktokolwiek był wtedy w tym obszarze na nieznaną długość czasu zostanie tam uwięziony.
U niektórych zdarzenie wywołało chwilową lub dłuższą utratę przytomności. Chwilowe zamroczenie przeżył Simone Carbonara. Mężczyzna nie wiedział do końca czemu tak na niego to wpłynęło, ale swoim zachowaniem zwrócił uwagę ojca Barta.
- Wszystko w porządku? - spytał Czarek, patrząc na Simone'a zmartwionym wzorkiem.
- Chyba tak. - odpowiedział, ale gdy zaczął się lekko chwiać, Jasny Elf chwycił go w swoje ramiona. - Dziękuję. - Czarek pomógł mu usiąść. - Nie wiem co się dzieje.
- Bart mówił, że przywrócono pana do życia. Może w tym tkwi problem?
Nagle Simone'a zaczęła boleć głowa. Słyszał głosy. Mówiły mu, że musi wyruszyć do domu, by znaleźć odpowiedź "Dlaczego on?". Od tamtej chwili jego oczy przybrały kolor toksycznej zieleni i zaczęły również świecić.
- Nie czuję się najlepiej.
- Widać. - powiedział Czarek pomagając Simone'owi wstać.
- Nie tylko o to chodzi. Cieszę się, że żyje i jestem z synami, ale ten świat.... Nie czuję bym do niego pasował. Ta technologia przytłacza. Kiedyś ludzie i czarownice byli bliżej Natury.
- Spodobałoby się panu w Wanaheimie, a nawet w Asgardzie. To krainy szczególnie związane z naturą.
- Proszę. Mów do mnie Simone.
- W tym świecie noszę imię Cezary. - Simone zmarszczył brwi na imię mężczyzny.
- Caesar?
- Może być tak. Zabrać cię do domu?
- Do lasu. Gdziekolwiek gdzie natura bardziej góruje.
- Zabiorę cię do Alfheimu, chociaż na chwilę. Tylko nie wiem jak teraz on wygląda.
- Patrząc przez portal to wydaje się być podzielony.
Mimo, że Cezary widział jak z portalu wychodzą jego brat i bratowa to mimo chęci przywitania się chciał pomóc najpierw Simone'owi. Coś mu podpowiadało, że powinien to zrobić. Gdy niepostrzeżenie przeszli przez bramę to Cezary się zmienił. Spadł z niego kamuflaż. Niewypowiedzianym na głos zdaniem Simone mężczyzna w obu formach jest naprawdę przystojny.
Nawet ta krótka wizyta w Alfheimie pomogła Simone'owi. Był wdzięczny za to elfowi.
- Jak wrócimy do Midgardu to mógłbym cię nauczyć współczesnej technologii.
- To bardzo miłe, ale czuję że to fatalny pomysł. Skoro magia w pełni znów jest na Ziemi to mogę odkryć prawdziwy jej potencjał niż to co znałem 1000 lat temu. Technologię zastąpić magią.
- Oh... Rozumiem.
- Nie musimy przecież spędzać czasu razem przy "nauce współczesnej technologii" - powiedział sugestywnie Simone, dając Czarkowi do zrozumienia, że nie muszą bawić się w podchody. Na co Elf się uśmiechnął.
Gdy wrócili Czarek w końcu przywitał się z rodziną z drugiego świata. Simone patrzył na to z lekkim uśmiechem, który znikł gdy podszedł do nich Freyr. Coś w tym Bogu z rodu Wanów było nie tak, tylko nie mógł jeszcze powiedzieć co dokładnie, ale to i tak wystarczyło by mu nie ufać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro