Rozdział 9
Look, how everthing is forgotten.
Marek Aureliusz
Oparła się pień drzewa, przymykając oczy. Jej mięśnie rozluźniły się, myśli odpłynęły. W ciągu ostatnich dwunastu dni, miał ledwie czas by przysiąść na chwilę. Za dnia maszerowała razem z kompanią, a w nocy przeczesywała teren w poszukiwaniu obecności Jeźdźców i zacierała ślady. Zrobili właśnie postój, przy trójce skamieniałych trolli, które były znane hobbitom z licznych opowieści Bilba. Sam deklamował właśnie jakiś wierszyk, co widocznie poprawiało nastroje panujące wśród drużyny.
-A ty znasz jakąś pieśń, pani? - zwrócił się Sam do elfki, który mimo wiele razy powtarzanych słów, by darował sobie tytuły, nie potrafił się odzwyczaić. Zmieszana sięgnęła pamięcią w Dawne Dni. Czasy gdy przebywała na ucztach, wysłuchując pieśni, nie raz włączając swój głos. Znała wtedy niezliczone utwory. Co teraz z nich zostało? A co ważniejsze, która pieśń nie rozdrapie bolesnych ran?
- O Earendilu Wędrowcu zaśpiewaj nam pieśni - zaintonowała bezwiednie, słowa same wyleciały z jej ust. Hobbici przysunęli się bliżej, nawet Aragorn był zainteresowany.
* O Earendilu Wędrowcu zaśpiewaj nam pieśni
Niech płyną w dal baśnie, w białych wioseł takt,
Żeglując wśród pian z dala od głębin czerni
O statkach co więcej cudów niż Ty marzeń znał.
Wyśpiewaj opowieść o tych nieśmiertelnych
O Eldarach głodnych mórz, z dawnych er i gwiazd,
Niech czar pieśni jak wino płynie i niech niesie nam
Cudów i błysków woń, zapach nocnych fal.
Wśród drgań morza, wśród mgieł, wśród łaknących wód
Uniósł kotwicę z opuszczonych zatok drzemiących jak schron
Pragnąc nieuśpionych fal, wiecznie żywych mórz,
Kołyszących jak dzwon, tam gdzie wiatru dom.
Płynie gdzie bulgocze piana tropikalnych mórz
Błyskając światłem spod obręczy mgły
Tysiące mil od portu gdzie narodził się
Gdzie został wykuty, on i jego sny.
Gna jak petrel morski klejnot dali
Dumnie tnąc przez er niezmierzony krąg
Tułacz przybił wreszcie w śmiałości bez końca
Do portu wiecznie tęskniącego w noc
Lecz muzyka umiera, słów nie pomni nikt
Słońce też zanika, księżyc nurza się
Statki elfów mchem zarosłe, butwieją gdzieś
Ogień marznie jak pragnienia serc.
Któż teraz może tę baśń dalej nieść
Któraż harfa i jej przedziwny głos
Gdzie pełnia nut, harmonii chór
Oddadzą łoskot fal, skalnych urwisk grzmot
Smukła łódź, strugana z błyszczących drzew
Srebrne wiosła, połyskliwy maszt
Skrzyła się gardziel a skrzydła pełne piany
Łabędzia pędzącego w przeszłości blask
Pieśń, którą znam to ledwie wspomnień strzęp
Złotych wizji niesionych przez potomków cień
Szepty i dawnych ognisk gasnący żar
Żyjących w nielicznych tylko sercach sen.
Zamilkła, Frodo wpatrywał się nieobecnym wzrokiem. Obieżyświat otworzył oczy, Merry potrząsnął głową. Zdawało się, że wszyscy budzą się z transu.
- Piękny pieśń, zaiste. - skwitował Strażnik - Nigdy jej nie słyszałem.
- Niewielu ją zna. Ułożył ją, dawno temu, pewien elf. Nie śpiewa się jej teraz. Teraz prześpijcie się trochę. Zamarudziliśmy, a przed zmrokiem powinniśmy pokonać jeszcze kilka mil. Za półtorej godziny ruszamy.
Niziołki ułożyły się do snu, Obieżyświat zapalił fajkę, odczekał aż czwórka przyjaciół zaśnie.
- Nie powiedziałaś nam całej prawdy. - stwierdził
- Nie skłamałam.
- Gdy śpiewałaś... Miałem wrażenie jakbyś go znała, Earendila.
- Cóż, znałam go. Ta piosenka... - urwała
- Tak?
- Była dla niego ważna. - otuliła się szczelniej płaszczem
* * *
- Jeszcze raz. - małe rączki objęły ją za szyję w błagalnym geście - Proszę. -dodał z rozbrajającym uśmiechem
Na to Silwen, objęła go, zdjęła z kolan i położyła do łóżka.
- To był trzeci raz. - zaśmiała się - Powinieneś już spać. - chciała by jej głos zabrzmiał srogo, ale mały smyk tylko popatrzył na nią wielkimi oczami
- Dil. - rozbrzmiał kobiecy głos. Zza drzwi wychynęła złotowłosa kobieta. - Nie męcz Silwen. - pouczyła
- Nic się nie stało. - zaprotestowała białowłosa - Mogę zaśpiewać. Pół. - dodała widząc znaczące spojrzenie przyjaciółki
- Niech będzie pół. - odparł szkrab i zadowolony rozsiadł się na łóżku
O Earendilu Wędrowcu zaśpiewaj nam pieśni
Niech płyną w dal baśnie, w białych wioseł takt,
Żeglując wśród pian z dala od głębin czerni
O statkach co więcej cudów niż Ty marzeń znał.
Wyśpiewaj opowieść o tych nieśmiertelnych
O Eldarach głodnych mórz, z dawnych er i gwiazd,
Niech czar pieśni jak wino płynie i niech niesie nam
Cudów i błysków woń, zapach nocnych fal.
Wśród drgań morza, wśród mgieł, wśród łaknących wód
Uniósł kotwicę z opuszczonych zatok drzemiących jak schron
Pragnąc nieuśpionych fal, wiecznie żywych mórz,
Kołyszących jak dzwon, tam gdzie wiatru dom.
Płynie gdzie bulgocze piana tropikalnych mórz
Błyskając światłem spod obręczy mgły
Tysiące mil od portu gdzie narodził się
Gdzie został wykuty, on i jego sny.
Oczy Earendila były zamglone, jego marzycielska strona wzięła górę, a on sam dał się uwieść sennym widziadłom.
- Myślisz, że kiedyś naprawdę tak się stanie? Że będą o mnie śpiewać pieśni?
- Oczywiście. Pewnego dnia, jak dorośniesz, nic cię nie powstrzyma. A teraz śpij. - maluch umościł się - Mea daw. ( sin. dobranoc)
- Mea daw. - powtórzył malec
Silwen przeszła do salonu, zamykając starannie drzwi. Idril siedziała na kanapie z książką w ręce. Białowłosa nie chcąc przeszkadzać, prześlizgnęła się na balkon. Po chwili do jej nozdrzy doleciał zapach jaśminu i poczuła jak czyjeś dłonie obejmują ją z tyłu.
- Musisz mnie nauczyć tej piosenki. Nie chce bez niej zasnąć. Naprawdę zgrabnie to ułożyłaś. - uśmiechnęła się, przyjaciółka jednak wykręciła się zręcznie z obejmujących ją ramion, Idril westchnęła - Silwen, kochanie, od jakiegoś czasu jesteś jakaś nieobecna. Jeśli coś stało, proszę powiedz mi.
- Nic, ja tylko... - zamilkła, wpatrując się zachodzące słońce - Nie potrafię znaleźć sobie miejsca.
- To już cztery lata. - stwierdziła złotowłosa za współczuciem
- Wiem. Sądziłam, że jak tu wrócę wszystko się ułoży. Zapomnę. Ale nie potrafię, mam wrażenie jakbym uszkodziła ważną część siebie. Niby wszystko się zagoiło, ale nadal jest niesprawne. Zapomnienie o tym tylko pogorszy sprawę.
- Naprawdę go kochałaś.
- Tak i nie wiem co z tym zrobić. Czasami wydaję mi się, że nadal go kocham. I nienawidzę siebie za to.
- Nie możesz tak myśleć. - zapadła cisza
- Wyjeżdżam. - powiedziała niespodziewanie córka Thingola
- Ale... To na pewno dobry pomysł? Nie powinnaś być teraz sama.
- Powinnam. Potrzebuję czasu by to sobie wszystko poukładać. Zostanie tutaj, powrót do normalności, nic nie da. Wyjadę, a jak już będę gotowa wrócę. Obiecuję
- Zostań jeszcze do święta Bram Lata. - poprosiła, - Potem osobiście pomogę ci się spakować. To już za dwa tygodnie.
- Zgoda, zostanę.
Idril ujęła dłoń elfki, którą traktowała jak siostrę, od chwili jej pojawienia się w Gondolinie.
- Idę spać, Tuor wróci jutro wcześnie, a pragnę się z nim przywitać.
- Mogę jeszcze tu chwilę zostać?
- Nie krępuj się. - suknia zaszeleściła, a matka Earendila zniknęła
Silwen westchnęła. Miała tyle spraw do przemyślenia. Pragnęła jeszcze raz ujrzeć rodzinny dom. Choćby spopielony i zrujnowany. Położyć kwiaty na cześć Diora. Jeszcze raz odwiedzić groby Luthien i Berena.
* * *
Była zła na siebie. Dała się ponieść wspomnieniom, pozwoliła by to sentymenty wzięły górę. Miłość. Uczucie mające uzdrowić każdą ranę, dać wieczne szczęście. Elf zakochuje się raz i na całe życie. W takim razie jej miłość była okrutnym żartem losu tudzież Iluvatara. Sentyment, który miał wszystko naprawić, pokazać drogę do szczęścia, zostawił w niej tylko ruinę, by następnie zniknąć bez śladu. Nigdy nie chciała losu statecznej mężatki z gromadką dzieci u boku. Pragnęła jedynie by ktoś obdarzył ją tym najwspanialszym uczuciem, a ona mogłaby mu to odwzajemnić. By mogli leżeć w słońcu i bawić się pod gwiazdami. Jednakże nawet to nie było jej dane na długo. Jak gdyby opatrzność wyłaziła ze skóry by odebrać jej wszystko to co najcenniejsze. Dlaczego nie odpłynęła, dlaczego trwała dalej samotnie mimo upływających lat. Wystarczyłby jeden krok, a to wszystko zostałoby za nią. Kim jednak była w porównaniu z innymi bohaterami, czym mogła się poszczycić? Jak mogłaby spojrzeć ojcu w oczy przychodząc do niego, złamana, ponieważ nie dała rady. Turgon, Glorfindel, Luthien, Maedhros, Idril, oni wszyscy mogli z dumą spojrzeć każdemu w oczy. Jednak i na nich nadszedł czas, by rozstać się ze światem. Za każdym razem gdy patrzyła na zachód, jakby cichy głos szeptał w jej głowie ,,Jeszcze nie teraz. Twój czas nadejdzie, ale jeszcze nie teraz."
Wpatrywała się w czuwającego Strażnika. Powinna mu o czymś powiedzieć. Jej ręka powędrowała ku górze i wymacała zapinkę zawieszoną na rzemyku. Ostatnie wspomnienie po Arathornie. W myślach widziała twarz umierającego człowieka. Spokojną, bez strachu, gdy wypowiedziała przysięgę. Zerknęła na Aragorna, był tu. Czy to jednak oznaczało, że ją wypełniła?
- Znałam twojego ojca. - stwierdziła, Obieżyświat poruszył się zaskoczony
- Nikt mi o tym nie wspominał.
- Nikt nie wiedział, oprócz twej matki.
- Jaki był?
- Odważny, niezrównany tropiciel. Był dobrym wodzem, zawsze robił to co najlepsze dla swoich braci.
- Tak, o takich rzeczach się powinno opowiadać po śmierci osoby, ale nie takie opowieści mi chodzi.
- Podobno tak trzeba. - zamilkła na chwilę - Fatalnie gotował. - mężczyzna uniósł brwi parsknął śmiechem
- O tym nikt nie opowiadał. Jak go poznałaś?
- W gospodzie ,,Pod Rozbrykanym Kucykiem". Dawne czasy. Pomyślałam tylko, że chciałbyś wiedzieć.
- Chciałem, dziękuję. - elfka spojrzała szybko na słońce
- Musimy ruszać. Obudź hobbitów, ja zatrę ślady.
Szli w miarę energicznie, hobbici jeszcze nie byli zmęczeni. W dodatku Silwen zdecydowała się na podróż po gościńcu, by zwiększyć jeszcze tempo. Była to, więc miła odmiana iść po dość równej drodze, zamiast przedzierania się przez chaszcze. Stan Froda wydawał się nawet stabilny, ale widok ułamanego ostrza spędzał elfce sen z powiek. Wtem usłyszeli to czego lękali się przez ostatnie dnie podróży. Tętent kopyt.
Hej. Niedługo święta. Kto się cieszy? Konkurs został przełożony na 4.01, więc stan wyjątkowy nastanie trochę później. W ogóle co myślicie o świątecznym maratonie?
Zapomniałam wczoraj wstawić.
*The Bidding of the Minstrel ( Przybycie Minstrela) - fragment ballady o Earendilu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro