Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

You can only come to the morning

throught the shadows.

J.R.R. Tolkien

Przykucnęła za rogiem budynku, naprzeciwko gospody. Obnażony miecz trzymała w dłoni, tkwiąc nieruchomo, czujna na każdy dźwięk, wodziła wzrokiem po ulicach. Cała spięta, gotowa do natychmiastowej walki. W okna Pod Kucykiem było ciemno. Wcześnie upewniła się, że niziołki nie śpią w najniższych pokojach. Gotowy koń czekał na nią w sąsiednim zaułku. Pozostawało jej tylko obserwować.

Coś się poruszyło. W jej polu widzenia pojawiły się dwie sylwetki. Poruszały się bezszelestnie, niemal sunęły po ziemi. Okrążyły budynek i zniknęły z jej pola widzenia. Odczekała jeszcze chwilę, po czym zerwała się i cicho pobiegła do miejsca gdzie stał wierzchowiec. Razem z nim poczęła przekradać do bramy, tak jak się spodziewała, otwartej. Przed nią stały dwa, kare konie. Wskoczyła na własnego i kłusem przecięła gościniec, kryjąc się między drzewami. Nie chciała wszczynać bójki w Bree, miała zamiar odciągnąć Upiory jak najdalej się da. Sądziła, że będzie ich więcej i bardzo niepokoił ją fakt niewielkiej liczebności. Czekała. Nagle usłyszała rżeniu wielu koni i kuców. Przez wrota przegalopowało ponad tuzin zwierząt, spłoszone, rozbiegły się. Chwilę potem ujrzała Nazgule, idące w ich ślady. Dosiadły koni, wtem powietrze rozdarł przeraźliwy krzyk. Żadne zwierzę, żadna istota ludzka nie wydałaby takiego dźwięku. Jej ucho nieomylnie go rozpoznało. Jeden z Upiorów uniósł głowę i spojrzał prosto na nią. Czuła ucisk wywierany na jej umysł, odepchnęła go. Wzrok utkwiła w ciemności pod kapturem. Widział ją, jeśli nie jej postać to przynajmniej doskonale zdawał sobie sprawę z jej pozycji. Drugi Jeździec uniósł głowę w ślad za towarzyszem. Silwen podwoiła wysiłki, zasnuwając swoje myśli mgłą. W milczeniu zmagali się, nie ruszając się, nie wydając dźwięków. Elfka uznała, że najwyższy czas wcielić w życie swój plan. Gwałtownie zawróciła konia i pogoniła go do galopu.

- Noro lim Verstich, noro lim. - szeptała do ucha ogiera, który parskał i zarzucał łbem

Dwaj Jeźdźcy ruszyli za nią. Z hałasem przedzierali się przez las. Silwen kluczyła miedzy drzewami, cały czas dbając by nie odjechać za daleko i nie zrazić goniących. Miała nadzieje, że ujawniła dość by słudzy Saurona się nią zainteresowali. W końcu zaczęło świtać, Jeźdźcy zwolniły do stępa i stanęli, elfka ściągnęła wodze, zatrzymała się, odwracając w kierunku Upiorów. Przez kilka sekund wpatrywali się w nią, po chwili jak na komendę zawrócili konie i pognali w kierunku Bree. Nie było sensu ich gonić, nie zaatakują za dnia. Miała nadzieje, że zyskała dla kompanii dość czasu.

Gdy dotarła z powrotem do wioski, dowiedziała się, że grupka wyruszyła już. Ciężko jej było znaleźć ślady hobbitów oraz Strażnika, ale odgadła, że kierują się na Wichrowy Czub. Jeszcze togo samego dnia wyprzedziła towarzystwo i odtąd uważała by Dziewięciu nie zaatakowało z zaskoczenia. Sześć dni zajęło im dotarcie do Amon Sul. Przez ten czas krzyk Nazguli dało się słyszeć za każdym razem bliżej. Silwen wspięła się na zbocze, z dobrą widocznością na strażnicę. Widziała jak grupa zbliża się do celu i znikają wewnątrz. Przyszykowała trzy długie pochodnie w oczekiwaniu na zmrok.

Krzyk był głośny, głośniejszy niż wcześniej. Elfka wzdrygnęła się mimo woli. Nadeszli. Ty razem było ich pięciu. Zsiedli z koni i otoczyli Wichrowy Czub. Zniknęli wśród ruin. Silwen umocowała sobie pochodnie przy pasie, bezszelestnie ześlizgnęła się ze zbocza i przekradła się do ruin. Usłyszała brzęk stali oraz krzyk w ,,Elbereth", następnie inny, nieludzki. Przyspieszyła kroku, wbiegła zrujnowane schody. Tuż przed wejściem na pole walki przyklęknęła i skrzesała iskierkę, która spadła na obwinięty szmatką koniec kija. Materiał zawczasu nasączony tłuszczem zajął się płomieniem. Wypadła na pole walki, akurat by zobaczyć jak Aragorn i hobbici pochylają się nad ciałem Froda. Jeden Upiorów, nie zauważony chcąc wykorzystać rozproszenie wroga skradał się ku plecom Strażnika. Elfka nie myśląc wiele cisnęła żagiew prosto w zakryta warz napastnika. Wrzasnął i pognał na łeb na szyję w dół stoku. Hobbici spojrzeli w jego stronę, ale Aragorn zamiast spoglądać w stronę Upiora Pierścienia, nieomylnie skierował wzrok na nią. Zerwał się dobywając miecza.

- Kim jesteś? - spytał nieufnie, reszta również zwróciła oczy w jej stronę

- Znam ją! - wykrzyknął Merry - To ona uratowała mnie przed Jeźdźcami, wtedy w Bree.

- Nie bądź głupi, Merry. - skarcił go Pippin - To przecież nie ona, tylko Obieżyświat.

- Nie. - gorąco zaprzeczył Brandybuck - Kiedy wyszedłem na spacer, widziałem Czarnych Jeźdźców. O mało nie wpadłem wówczas w ich łapy.

- Czy to prawda? - spytał ostro Strażnik, kierując pytanie do nowo przybyłej

- Tak.

- Dlaczego nam o tym nie mówiłeś? - spytał Aragron

- Poprosiła mnie o to. - Merry się skulił, oczy Obieżyświata ponownie spoczęły na elfce

- Jak brzmi twoje imię? - kobieta zawahała się chwilę

- Silwen. - odparła w końcu, Strażnik zmrużył oczy - Wiem, że sądzisz, iż nie masz podstaw mi ufać, ale gdyby nie ja wszyscy byście leżeli martwi. Niektórzy może i od jakiegoś czasu. - dodała patrząc na Merriego

- Jak się o tym dowiedziałaś? - Aragorn nie śmiał mówić dokładniej, jednak zrozumiała, że nie pyta o ich postój w Strażnicy

- Tak samo jak ty. Pewien czarodziej złożył mi wizytę.

- Dlaczego?

- Dla bezpieczeństwa. Jesteś Strażnikiem, różne rzeczy się przytrafiają wam na drogach. - wzruszyła ramionami

- Możesz mu pomóc? - palnął Sam - Pan Frodo został ciężko ranny. - białowłosa podeszła i uklękła przy hobbicie, ignorując nieufne spojrzenia Obieżyświata

Przyłożyła mu dłoń do czoła, było ledwo ciepłe. Następnie podsunęła sztylet pod nos, na klindze pojawiła się delikatna mgiełka.

- On umiera. - stwierdziła

- Czy jest cokolwiek co możemy zrobić? - zapytał, szlochając Sam

- Rozpalcie ognisko. - poleciła - Co go zraniło?

- Nie jestem pewien.- wyznał Aragorn - Napastnicy nie zostawili broni.

- Moje zioła zostały na dole.

- Ja pójdę! - wyrwał się wierny sługa - Tylko tak mogę mu pomóc. - dodał troskliwie patrząc na swojego pana.

- Dobrze, weź ze sobą jeszcze kogoś. Przynieście wszystkie torby. - podała Samowi zapaloną pochodnię, gdy on i Merry zniknęli Silwen zwróciła się do Pippina - Jak się nazywasz?

- Peregrin, ale w zasadzie...

- Nie czas na to. - przerwała - Rozpal ognisko. Potrzebuję wody, dużo wody. - oznajmiła

- Pójdę czegoś poszukać. - zgłosił się Strażnik, elfka skinęła głową. Śmiało można rzec, że Silwen przejęła dowodzenie nad kompanią.

Delikatnie zdjęła koszulę Froda, odsłaniając zranione miejsce. Ramię było lodowate. Usłyszała sapanie i z chrobot kamyczków pod stopami.

- Kto tam?

- To tylko my. - żółte światło pochodni oświetliło hobbickie twarze - Przynieśliśmy to co chciałaś.

- To do roboty.

Gdy nadszedł Aragorn, postawiła kociołek na ogniu. W oczekiwaniu na zagotowanie się wody przygotowała ziele. Pracowała bez wytchnienia przez pół nocy. Strażnik udał się na zwiad, a hobbici krzątali się pomagając jak tylko mogli. Niepokojący chłód w ciele rannego zniknął, zastąpiony przez gorączkę, tylko ramię pozostało tak samo zimne. W końcu Frodo, ku radości zebranych, otworzył oczy.

- Gdzie jest blady król? - padło jego pierwsze pytanie

Jego słowa zagłuszyła radość, której dawali upust jego przyjaciele. Silwen pozwoliła rozmawiać, sama zaś skupiła myśli. ,,Blady król" Frodo najwyraźniej widział coś więcej niż tylko czarne płaszcze. Spojrzała z niepokojem na hobbita. Nagle z cienie wyłonił się Strażnik. Hobbici zerwali się, przekonani, że to kolejny atak.

- Spokojnie, nie jestem Czarnym Jeźdźcem ani w w zmowie z nimi. Próbowałem się zorientować, dokąd się udali, ale znalazłem niewiele. Nigdzie w pobliżu nie czuje ich obecności. - człowiek spojrzał na Froda i wyraz ulgi pojawił się mu na twarzy. - Jak się czujesz Frodo?

- Bywało lepiej. - stęknął - Mam wrażenie jakby ktoś zanurzył mi ramię w lodowatej wodzie. Nie mogę zupełnie nim ruszyć - Powiernik opowiedział im o wydarzeniach z napaści. - Silwen zmarszczyła, nie musiała mówić jak wilk głupotą było zakładanie Pierścienia. To jednak teraz nie miało znaczenia

- Znalazłem to. - Aragorn pokazał strzępek czarnego materiału - A tym, drogi Frodo, zostałeś zraniony. - Strażnik wyjął długi i cienki sztylet, czubek został odłamany.

- Pokaż mi to. - elfka wyciągnęła rękę i przyjrzała się dokładnie przedmiotowi, spochmurniała - To przeklęte ostrze. Nie potrafię uleczyć tej rany, nie tutaj. Musimy go zabrać do Rivendell.

Obróciła broń w dłoni, chcąc odczytać zaklęcia wypisane na klindze. Ostrze zaczęło topnieć w świetle poranka, by w końcu jak dym rozwiać się wśród mgieł. Elfka z rękojeścią na kolanach zaintonowała pieśń w nieznanym języku, zrozumiałą jedynie dla Aragorna. Wyjęła z sakwy podłużny liść.

- Athelas. - powiedział z podziwem Aragorn

Rozkruszyła i wrzuciła do ciepłej jeszcze wody. Dookoła rozeszła się cierpka, a zarazem słodka woń. Wszyscy poczuli orzeźwienie, mieli jasne myśli. Ból w ranie Froda zelżał. Silwen zmieniła mu opatrunek, przemywając obrażenie, wymówiła słowa w ojczystym języku. Młody Baggins odczuła poprawę, chłód zelżał, ale ramię wciąż pozostawało niesprawne.

- Musimy ruszać, robi się jasno. Przed zmierzchem powinniśmy znaleźć się jak najdalej stąd.

* * *

Rozległa się pieśń rogu i wtórujące jej okrzyki. Most zwodzony opadł z łoskotem, a na drewnie zadudniły kopyta. Niewielki oddział elfów wjechał na dziedziniec fortecy. Przodował im smukły mężczyzna o rudych włosach. Dookoła rozległy się radosne okrzyki.

- Maedhros! Książę!

Przez tłum przepchnął się uśmiechnięty, brązowowłosy elf. Mimo tej różnicy obaj byli do siebie bardzo podobni.

- Bracie! - zakrzyknął - Wróciłeś w sama porę zaczynaliśmy się o was niepokoić.- Maedhros zwinnie zeskoczył z konia i rzucił wodzę któremuś z żołnierzy. Uściskali się serdecznie, wtem wzrok Maglora padła na ledwo żywą Silwen. Twarz miała bladą, włosy rozczochrane. Kurczowo trzymała się pleców żołnierza z którym dzieliła konia.

- Maedhrosie, któż to jest? - książę Marchii spojrzał ukosem na elfkę

- Wydaję mi się, że zbyt pewne siebie księżniczka, która pałęta się tam gdzie nie trzeba. - prychnął, Silwen przeszyła go morderczym spojrzenie, zignorował to

- Masz talent w opisywaniu kobiet. - rzucił sarkastycznie Maglor

- Wybacz, to ciebie zwą złotoustym. - zadrwił straszy brat, oblicze młodszego syna Feanora pojaśniało, specjalnie nie wyłapując ironii

- Mój brat prosi cię o wybaczenie tych pochopnych słów. Jest zmęczony, za kilka godzin, jestem pewien, że z przyjemnością zamieni z tobą kilka słów. - zwrócił się do córki Thingola i ukłonił się nisko, Maedhros wywrócił oczami - Mam zaszczyt zwać się Maglor Feanorion. To mój starszy brat, pierworodny syn naszego ojca, Maedhros. Pewnie już wiesz, ale zdziwiłbym się gdyby sam raczył się przedstawić. Mamy wojnę, a on jest żołnierzem i czasem zapomina o dobrych manierach. Nie miej mu jednak tego za złe. - starszy brat piorunował go wzrokiem

- Jestem ci wdzięczna za tak miłe słowa, nie chowam urazy do księcia Maedhrosa, ma szczęście mając takiego brata. - z satysfakcją zobaczyła jak starszy syn wykrzywia gniewnie twarz - Moje brzmi Silwen córka Thingola. - odparła uśmiechając się do Maglora

- Pani. - zaskoczony nie wiedział co dalej powiedzieć, Maedhros natychmiast to wykorzystał by zemścić się za poprzednie docinki

- Chyba po raz pierwszy zabrakło ci słów braciszku. - zakpił

- To zaszczyt cię poznać. - powiedział Maglor w stronę Silwen, ignorując brata, pomógł jej zejść z konia - Zaprowadzę cię do twej nowej komnaty. Ale obawiam się, że nie mamy tu zbyt wielu wygód na miarę Menegroth.

- Nie szkodzi, przywykłam już do braku wygód

- Naprawdę? - zainteresował się Maedhdros

- To nie istotne. - odparła chłodno - Z chęcią skorzystam z twojej propozycji. - dodała w stronę młodszego z braci. Wyprostowała się dumnie i udała się za Maglorem.


Cześć. Przepraszam za brak rozdziału wczoraj, ale miałam w szkolę imprezę,a potem przyjaciółka przyszła na noc i nie było kiedy. :-(  OGŁOSZENIE: 19.12 mam ważny konkurs, więc nie wykluczam, że przez najbliższe dwa tygodnie rozdziały mogą być publikowane z poślizgiem. Może też ich nie być wcale, lecz jeśli tak się stanie to w weekend po 19 zrobię cało weekendowy maraton, łącznie z piątkiem.

PS. Czy tylko ja uwielbiam Madhrosa i Maglora. Dokładnie tak wyobrażam sobie ich relacje. Dwóch kochających się braci, którzy nie ominął okazji by sobie dokuczyć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro